O empatii w Animaliach Anny Adamowicz napisano już sporo[1]. Jednak czy tylko dzięki niej proroctwo „poezja mnei (nie mylić z „mnie”) zbawi” ręcznie przyszyte do bluzy przez autorkę i noszone z dumą ma szansę się wypełnić? Nie sądzę.
W wypadku drugiej książki nominowanej do Gdyni kluczem autorki do zbawienia wydaje się umiejętność stawiania przed czytelniczką i czytelnikiem lustra, na którym zamiast jej lub jego twarzy wyświetlają się migające hasła powiązane ze sobą nitką zależności, o jakich będzie mowa w tym tekście.
Hasło pierwsze: ‘kręgowce’, czyli (kolejność według Wikipedii) kręgouste (te bardziej robakowate żyjątka), ryby, płazy, gady, ptaki oraz ssaki. U mniej rozwiniętych kręgowców funkcję szkieletu osiowego charakterystycznego dla tego podtypu strunowców pełni struna grzbietowa. U bardziej rozwiniętych biologicznie jest to kręgosłup zakończony czaszką – puszką, która chroni najważniejszy i „najpiękniejszy z narządów” (układy. dysocjacja), czyli mózg.
Dlaczego więc, mimo tego, że w każdej części Animaliów możemy spotkać zarówno kręgowce, jak i bezkręgowce (np. tasiemiec mieszkający w Marii Callas), Adamowicz podzieliła książkę na część „posiadającą kręgosłup” i część „kręgosłupa pozbawioną”? Sama autorka podczas spotkania, które miałam przyjemność poprowadzić z nią w marcu tego roku, stwierdziła, że podział ten nie jest oczywisty – jej celem nie było pogrupowanie wierszy według przynależności występujących w nich zwierząt do podtypów systematycznych. Według Adamowicz tropem może być (nie)posiadanie przez bohaterki i bohaterów wierszy „kręgosłupa moralnego”. Tłumaczyłoby to umieszczenie w części drugiej postaci Elona Muska, który zdecydowanie nie stoi w tej książce po stronie albatrosów z zapalniczkami w brzuchach, natomiast w części pierwszej pojawienie się m.in. zwierząt-ofiar bezmyślnych eksperymentów medycznych, takich jak na przykład odgórnie skazany na porażkę przeszczep serca szympansa dziecku (Je suis Babuin). Skoro jednak sama autorka nie ma konkretnego zamysłu na wytłumaczenie podziału, zaproponuję własną, nieco rozszerzoną, interpretację.
Kluczowa w książce, mimo wszystko, wydaje się działalność człowieka – naczelnego, sytego kręgowca, zamieszkującego kraj o dość wysokim PKB, który, chcąc nie chcąc, jest elementem kapitalistycznej kultury. Codziennie bierze udział w wyścigu podaż-popyt, coś sprzedaje, coś kupuje, stara się zarabiać jak najwięcej, wynajmując się na co najmniej 8 godzin komuś, kto zarabia więcej niż on. Chciałby mieć mieszkanie i co roku jeździć na wakacje. Rzadko odczuwa głód, widzi go głównie w programach prezentujących wiadomości ze świata. Wie, że aby nie być głodnym, musi pracować. Do pracy gna go obawa finansowa.
Bez kapitału się nie liczy. Nie zrobi obiadu, nie opłaci dzieciom lekcji języka chińskiego, nie będzie miał jak rozmyślać nad sprzętem sczytującym myśli prosto z ludzkiej głowy[2]. Musi cały czas jeść. Jest elementem pożerającej wszystko i wszystkich bulimicznej maszyny. Nieważne, co będzie jutro. Trzeba jeść więcej i więcej. Nieważne, że prawie miesiąc temu Ziemia zaczęła energetycznie żyć na kredyt – najwcześniej w roku od kilkudziesięciu lat[3].
Naczelny kręgowiec w Animaliach zajmuje się przekształcaniem świata na swoje konsumpcyjne potrzeby, sam stara się przeprowadzić – i przeprowadza – nową światową ewolucję, która niesie śmierć wszystkim innym kręgowcom i bezkręgowcom („focze łapy na które pasuje kastet”, „kastety rosnące przy dnie jak koralowce”, „kastety wyrzucane z falą przypływu”, hologram). Ewolucja ta pozornie służy człowiekowi – pomnaża jego majątek, zwiększa dobrobyt, zabezpiecza go żywieniowo. Dodatkowo naczelny ma szansę eksplorować każdy dostępny centymetr wszechświata bez narażania się na szwank – w jego najciemniejsze zakamarki wysyła muszki, psy, szympansy i wiele, wiele innych, przez których oczy – „opal, szkło” (obieranie) – widać prawie tak samo, jak przez oczy ludzkie („opal, szkło”).
W świecie opisanym przez Adamowicz kapitalistyczny sadysta nie widzi jeszcze globalnych skutków swoich działań – z uśmiechem („na języku toczę gwoździe/ zgadnij jak mięciutko wejdą/ w buchające różem życie”, Chaim Soutine, martwa natura z płaszczką) „ukręgosłupawia” bezkręgowe, w jego mniemaniu, elementy świata, zmienia środowisko na „bardziej ludzkie”, na otoczenie, w którym możliwe jest łatwe i szybkie realizowanie wymiany licznych usług.
Do czego to arbitralne „nadanie kręgosłupa”[4] doprowadza świat? Co najbardziej widoczne, chociażby w głośnym Głodzie Caparrósa[5], prowadzi do podziału naczelnych kręgowców na objęte i nieobjęte bezpieczeństwem żywieniowym. Głodni u Adamowicz pożerają wszystko, co mogą, by przeżyć (Ksenia Bołotnikowa wspomina Hołodomor), najedzeni pożerają wszystko, co mogą by „wykarmić całą tę [i tak już najedzoną – przyp. W.J.] menażerię” (Ersychiton-Tarrare-Domery). Konsumpcyjny, bulimiczny pęd, który nie dotyczy jedynie zdobywania pokarmu, służy również gromadzeniu dóbr, poszerzaniu majątków, szybkiemu generowaniu zysków i obrotowi usług poprzez chociażby kontynuowanie nieopłacalnej ekologicznie gospodarki węglowej oraz wysokie wykorzystanie plastiku w niemal każdym rejestrze ludzkiego funkcjonowania, również w tym, w którym nie jest on niezbędny (za autorką przytoczmy niezbędność jednorazowego sprzętu medycznego), a także przeznaczanie terenów wcześniej zadrzewionych lub uprawnych na wypas zwierząt mięsnych oraz hodowlę roślin przeznaczonych na paszę, nieracjonalne korzystanie z zasobów wodnych i wiele, wiele innych działań. Rozwój kapitalistycznego sadyzmu odbija się na „ukręgosłupionych”. Tracą podstawową możliwość życia i rozwoju w swoim naturalnym środowisku, są narażone na głód, konieczność migracji. Jeżeli przestają służyć „właściwym kręgowcom” do napędzania koła zysków, zostają uznane za zużyte i wyrzucone lub zapomniane, jak historia o tym, co tak naprawdę wydarzyło się z astronautką Łajką (przekraczanie).
Od zjadania wszystkiego i wszystkich nie ma jednak ucieczki. Wyjście – zarówno dla głodnych, jak i sytych, dla „kręgowców” i „ukręgosłupionych” – jest takie samo. O tym jednak w książce wie tylko Adamowicz, która w kilku wierszach decyduje się choć odrobinę uchylić maski (tworzywo, surowiec) i odciąć od opisywanego „nadawania kręgosłupa” otoczeniu. Jednostkowe działania, jednostkowy żal jednak ani żaden wiersz, jak wspomina autorka, „nie rozłożą Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmierci” (tworzywo), nie ocalą ani jednego żółwia, ani jednego albatrosa i ani jednego człowieka niezależnie od czyichkolwiek przekonań. Europa i, jak sądzę, nie tylko ona „drga niespokojnie” (układy. skóra), bezwładnie czeka na to, co będzie z nią dalej. Uśmiechnięci sadyści okażą się niebawem smutnymi masochistami. Zdadzą sobie z tego sprawę, dopiero gdy „wieloryb biorący rozpęd z całej siły otrze się o skałę”. Zostańmy tu z takim rozpoznaniem.
Anna Adamowicz, Animalia, Biuro Literackie, Wrocław 2019.
[1] https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/koniec-antropocenu/ (dostęp: 17.08.2019)
http://magazynwizje.pl/aktualnik/zuzanna-sala-taniec-z-policzkowaniem/ (dostęp: 17.08.2019)
[2] https://www.neuralink.com/ (dostęp: 17.08.2019)
[3] http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,130517,23739549,od-dzis-zyjemy-na-kredyt-surowce-na-ten-rok-wyczerpalismy-w.html (dostęp: 17.08.2019)
[4] Tu koniecznie należy przeczytać układy. kręgosłup!
[5] Caparrós, M. (2016). Głód. Wydawnictwo Literackie.
Weronika Janeczko
(1994) Doktorantka CogNeS UJ, redaktorka naczelna kwartalnika literackiego „KONTENT”. Publikowała w „biBLiotece”, „2miesięczniku” i „Małym Formacie”. Mieszka w Krakowie.
Zobacz inne teksty autora: Weronika Janeczko
Recenzje
Z tej samej kategorii: