W warszawskim domu aukcyjnym DESA Unicum od 29 sierpnia do 13 września 2018 roku można było oglądać wystawę zatytułowaną Siostrzeństwo. Feminizm i sztuka kobiet. Została ona zakończona aukcją wystawionych dzieł sztuki, a samo wydarzenie zareklamowano jako pierwszą w historii DESY aukcję sztuki feministycznej.
DESA Unicum to jeden z najstarszych domów aukcyjnych w Polsce. Może poszczycić się takimi osiągnięciami, jak rekord cenowy za dzieło polskiej sztuki współczesnej (2 015 500 zł za obraz „liczony” Romana Opałki), a także rekordem cenowym na polskim rynku sztuki w ogóle (3 683 000 zł za obraz Zabicie Wapowskiego Jana Matejki). I oto w tym przybytku komercji, nastawionym na czerpanie korzyści finansowych z handlu dziełami sztuki, odbyła się aukcja tematyczna, której przedmiotem stała się niszowa sztuka feministyczna.
Sama wystawa nie miała kuratora, zostały na niej wyeksponowane dzieła, które znajdowały się w posiadaniu domu aukcyjnego. I to był rzeczywisty klucz do niej. Ekspozycja stała się więc właściwie rodzajem przekrojowej prezentacji największych osobowości oraz przykładowych dzieł polskiej sztuki feministycznej i sztuki kobiet. Znalazły się tam prace takich prekursorek polskiej sztuki tego nurtu, jak Natalia Lach-Lachowicz (cykl fotografii Sztuka konsumpcyjna – estymacja[i]:16 000–24 000 zł, cena wylicytowana[ii]: 15 000 zł), Izabella Gustowska (fotografia Względne cechy podobieństwa XVIII – estymacja: 12 000–18 000 zł, cena wylicytowana: 12 000 zł), Alina Szapocznikow (rzeźba Ventre (Brzuch) – estymacja: 130 000–180 000 zł, cena wylicytowana: 220 000 zł), Ewa Partum (plakat Change – Mój problem jest problemem kobiety – estymacja: 20 000–30 000 zł, niesprzedany), Maria Pinińska-Bereś (kolaż Drobiazgi – estymacja: 8 000–12 000 zł, cena wylicytowana: 6 000 zł) czy Teresa Murak (fotografia Przyjście zieleni – estymacja: 40 000–50 000 zł, niesprzedana).
Na wystawie pojawiły się również dzieła artystek młodszego pokolenia, między innymi Joanny Rajkowskiej (seria obiektów Satysfakcja gwarantowana – estymacja: 2 500–4 000 zł, cena wylicytowana 3 200 zł), Doroty Nieznalskiej (obiekt Złota Królowa – estymacja: 28 000–35 000 zł, cena wylicytowana: 18 000 zł), Anety Grzeszykowskiej (fotografia Hair #2 – estymacja: 22 000–30 000 zł, cena wylicytowana: 65 000 zł), grupy hueckelserafin (puzzle z cyklu Laleczki – estymacja: 3 000–5 000 zł, cena wylicytowana: 2 200 zł), Aleksandry Ska (obiekty PADS – estymacja: 10 000–15 000 zł, niesprzedane) czy Liliany Piskorskiej (fotografia Autoportret z pożyczonym mężczyzną, z cyklu Sposoby kamuflażu we współczesnej Polsce – estymacja: 3 500–5 000 zł, niesprzedana).
Na aukcji wystawiono 69 prac 44 autorek. Sprzedano 47 obiektów i zanotowano łączny obrót w wysokości ponad 3 000 000 zł. Najdroższym dziełem okazał się obraz Formy Marii Jaremy (estymacja: 500 000–700 000 zł, cena wylicytowana: 850 000 zł, cena rzeczywista[iii]: 1 003 000). Jest to kolejny rekord cenowy w historii DESA Unicum – Formy były najdroższym sprzedanym w Polsce obrazem stworzonym przez kobietę.
W ramach wystawy odbył się również panel dyskusyjny z udziałem historyczki sztuki Katarzyny Lewandowskiej oraz artystki Krystyny Piotrowskiej, poprowadzony przez krytyczkę sztuki Andę Rottenberg. Jeśli ktoś nie wiedział, czym jest sztuka feministyczna, to z tego panelu też się tego nie dowiedział. A jeśli wiedział o tym cokolwiek, tym bardziej niczego z tej dyskusji nie wyniósł. Pojawiła się tam jednak pewna nurtująca kwestia, mianowicie temat „sztuki kobiecej” i tego, jak się ma do sztuki feministycznej oraz do intencji samych autorek. Bo czy można nazwać artystką feministyczną Alicję Żebrowską (Narodziny Barbie – Grzech pierworodny – Domniemany Projekt Rzeczywistości Wirtualnej – estymacja: 28 000–50 000 zł, cena wylicytowana: 20 000 zł), która nie zgadza się na etykietowanie jej sztuki w ramach jakiejkolwiek ideologii, również feministycznej? Lub czy można nazwać dziełem sztuki feministycznej gobelin Pregnant Magdaleny Abakanowicz (estymacja 80 000–100 000 zł, cena wylicytowana: 160 000 zł), która stanowczo odżegnywała się od nazywania jej sztuki kobiecą? Dzisiaj oczywiście poprzez temat i technikę wykonania (tkanie jest zwyczajowo uznawane za tzw. „kobiece zajęcie”) znajdujemy w Pregnant wątki feministyczne, ale czy mamy prawo przypisywać pewne idee twórczyniom, które sobie tego wyraźnie nie życzą?
W toku dyskusji powracał lęk artystek przed określaniem ich pracy jako „kobiecej”, gdyż potocznie sztuka kobieca jest postrzegana jako „słodkie dekoracyjne kwiatki i ptaszki”, a kobiety tworzące sztukę bardzo się obawiają tego rodzaju skojarzeń. I tej kwestii sama chciałabym się odnieść, bo w moim przekonaniu sztuka kobieca to jednak coś zupełnie innego. Jest ona wynikiem zmagań z rzeczywistością, która jeszcze do niedawna (mówimy o okresie sprzed zaledwie stu lat) nie dopuszczała kobiet do świata sztuki (Zofia Stryjeńska – gwasz Powitanie o wschodzie słońca, Olga Boznańska – Kwiaty w wazonie, Mela Muter – Portret młodej dziewczyny plecącej warkocz). Opowiadaniem o rzeczywistości widzianej z perspektywy kobiet (Ewa Partum – plakat Change – Mój problem jest problemem kobiety, Maria Pinińska-Bereś – kolaż Bez tytułu (Jestem kobietą), Iwona Demko – obiekt Różowy kwadrat na białym tle. Dla kobiet, które nieustannie się krzątają). Narracją snutą poprzez doświadczenie ciała oraz walkę o jego emancypację i „odtowarowienie” (Natalia Lach-Lachowicz – cykl fotografii Sztuka konsumpcyjna, Maria Pinińska-Bereś – kolaż Drobiazgi, Teresa Tyszkiewicz – fotografia Folia, Ewa Kuryluk – kolaż Trzy dysgracje, grupa hueckelserafin – puzzle z cyklu Laleczki, Katarzyna Górna – cykl fotografii Madonny). W końcu to również opowieść o macierzyństwie, a więc doświadczeniu, które dotyczy tylko kobiet (Mela Muter – akwarela Macierzyństwo. Portret kobiety z dzieckiem, Barbara Zbrożyna – rzeźba Macierzyństwo, Natalia Wiernik – fotografia Kobieta w ciąży z cyklu Protagoniści, Magdalena Abakanowicz – gobelin Pregnant), afirmacja kobiecej energii i seksualności (Barbara Falender – rzeźba Akt, Maria Anto – obraz Śniadanie na trawie, Alina Szapocznikow – rzeźba Ventre (Brzuch), Iwona Demko – obiekt Joni). Na koniec – jest odwoływaniem się do herstorii (Erna Rosenstein – obraz Śmierć czarownicy, Zuzanna Janin – rzeźba Portret studentki (Nelly Józefiny Egiersdorff, Wydział Filozofii UW, 1918, legitymacja nr 5774)), a wreszcie opowieścią o siostrzeństwie i relacjach kobiet (Katarzyna Górna, Katarzyna Kozyra – cykl fotografii Kasie – niteczki, Izabella Gustowska – cykl fotografii Względne cechy podobieństwa, Krystyna Piotrowska – obraz Dziewczynki z warkoczami). Tak wygląda sztuka kobiet i jest to właśnie „sztuka kobieca”, bo mówi kobiecym głosem o kobiecym doświadczeniu lub o tym, co z niego wynika, co się z nim łączy. I w tych właśnie osobnych, wyraźnych głosach, opowiadających o tak różnych aspektach rzeczywistości opisywanej z kobiecego punktu widzenia dostrzegam jej siłę.
Poruszyła mnie bezkompromisowość postaw twórczych artystek, które w latach 70. i 80. XX wieku dopiero przecierały szlaki dla sztuki feministycznej w Polsce. Ich odwaga w osiąganiu artystycznych celów, ale też ogromne poczucie wolności w podejściu do ciała i kobiecej seksualności. Na – dziś ikonicznych – czarno-białych zdjęciach z cyklu Sztuka konsumpcyjna autorstwa Natalii LL widzimy dziewczynę, z której ust wypływa (czy też do ust której wpływa) biaława maź. Modelka po prostu je budyń, ale poprzez sposób, w jaki to robi, oraz poprzez sposób rejestracji tej czynności widz zostaje wciągnięty w grę, w której nie wiadomo, co jest prawdziwe, a co udawane. Czy mamy do czynienia z „poważną sztuką” czy z kpiną? I właśnie ta niejednoznaczność w świecie, który domaga się konkretów i jasnych odpowiedzi, stanowi o wartości Sztuki konsumpcyjnej.
Takich niejednoznaczności i pytań bez odpowiedzi mamy sporo również w pracach innych autorek. Oto seria fotografii pt. Kasie – niteczki autorstwa Katarzyny Górnej i Katarzyny Kozyry. Czarno-białe zdjęcia przedstawiają dwie nagie kobiety bawiące się kawałkiem sznurka, który staje się tytułową nitką, połączeniem między nimi. Przeciągają sznurek między nogami, oplątują się nim, naciągają go i rozluźniają, a wszystko to w atmosferze nieskrępowanej, radosnej zabawy. Uderza w tych pracach naturalność artystek w podejściu do własnych ciał i do siebie nawzajem. Ich ciała nie są ciałami „do oglądania”, nie są towarem do oceniania, nie są też tematem tych zdjęć w potocznym rozumieniu tego słowa. Na zdjęciach najważniejsza jest relacja dwóch kobiet, to, kim dla siebie są, ich własny świat, który możemy obserwować, bo nam na to pozwoliły.
Kolejna seria fotografii Katarzyny Górnej pt. Madonny niesie ze sobą wiele skojarzeń, symboli i kolejnych pytań. Cykl składa się z trzech wielkoformatowych, czarno-białych zdjęć. Pierwsze przedstawia nagą dziewczynkę, która zasłania dłonią waginę. Po nogach dziewczynki, aż do jej stóp, spływa ciemna, gęsta ciecz. Drugie zdjęcie przedstawia młodą kobietę z obnażonym torsem, która trzyma na kolanach małego chłopca. Na trzecim widzimy dojrzałą, również półnagą kobietę z dorosłym mężczyzną na kolanach. Mamy tutaj odniesienia do sztuki religijnej – kobiety są ukazane w pozach hieratycznych, kobietę z dzieckiem można kojarzyć z przedstawieniami Madonny z Dzieciątkiem, a kobietę z mężczyzną w objęciach – z Pietą. W katolickiej kulturze ten rodzaj sztuki będzie postrzegany jako obrazoburczy, a nawet bluźnierczy. Jednak Górna daje sobie prawo do przetwarzania religijnych elementów kultury na swój sposób. Daje sobie również prawo do krytyki tego, jak religia katolicka wpływa w naszym kraju na postrzeganie ról oraz seksualności kobiety i mężczyzny.
Najbardziej kontrowersyjną częścią tryptyku wydaje się jednak ta przedstawiająca nagą dziewczynkę. Możemy zadać sobie pytanie o etykę w sztuce, o to, jak dalece artystka może się posunąć, żeby osiągnąć zamierzony cel. Nagość ciągle jest tematem bardzo trudnym, obciążonym wieloma ograniczeniami, poczuciem winy i wstydem. Nagość dzieci natomiast to – w dobie afer pedofilskich – kompletne tabu. Przy tej okazji przypominają mi się prace Sally Mann, która fotografowała dzieci nagie, półnagie, w sytuacjach, które możemy interpretować jako co najmniej dwuznaczne. Niemniej dla mnie opowiada ona coś prawdziwego o tych dzieciach – nie jako o bezwolnych istotkach, symbolach niewinności, ale jako o ludziach. Ponieważ każdy człowiek – również dziecko – ma swoją seksualność, która w dodatku może się manifestować na różne sposoby. W sztukach wizualnych przecież chodzi o to, żeby poprzez działania, wytwarzane obiekty, rejestrowane obrazy szukać prawdy. Ale interpretacja tych obrazów zależy od tego, kto patrzy.
Na koniec kilka słów o Autoportrecie z pożyczonym mężczyzną z cyklu Sposoby kamuflażu we współczesnej Polsce autorstwa Liliany Piskorskiej. Jest to znowu fotografia wielkoformatowa, tym razem barwna. Przedstawia artystkę i tytułowego „pożyczonego mężczyznę”, którzy leżą pod kołdrą przyozdobioną wielkim godłem Polski oraz napisem „Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie”. Cała rzecz wydaje się zabawna i trochę absurdalna. Ale pod tą humorystyczną diagnozą polskości kryje się zupełnie poważne pytanie o to, ile trzeba zrobić w naszym kraju, żeby się dopasować? Jak silna jest presja, która każe nam dostosowywać się do ogólnie obowiązujących norm? Może tak silna, że zdeklarowana lesbijka, która krytycznie spogląda na nasilenie się prawicowej i nacjonalistycznej narracji, wskakuje z mężczyzną pod patriotyczną kołderkę, by w ten sposób zakamuflować swoją inność? Inność, na którą nie ma w Polsce miejsca?
W związku z wystawą oraz aukcją Siostrzeństwo. Feminizm i sztuka kobiet nasunęło mi się kilka ostatnich już pytań. W jaki sposób sprzedajemy idee – w tym wypadku mowa o feminizmie? Czy idea feminizmu staje się obecnie na tyle nośna, że można ją wprowadzić do świata komercji i przełożyć na twardą walutę? Czy polska sztuka feministyczna dzięki tego rodzaju wydarzeniom ma szansę wydobyć się z niszy, w której tkwi od ponad sześćdziesięciu lat? Czy kiedyś zdarzy się, że rekord cenowy za dzieło sztuki sprzedane w Polsce będzie dotyczyć dzieła stworzonego przez kobietę? I czy ma to jakiekolwiek znaczenie?
Siostrzeństwo. Feminizm i sztuka kobiet, wystawa w DESA Unicum, Warszawa, 29.08–13.09.2018.
[1] Estymacja – zakres cenowy obiektu/nieruchomości, w którym mieści się kwota, jaką przewiduje się uzyskać w czasie licytacji. Domy aukcyjne dokonują szacunków na podstawie analizy uzyskanych wcześniej przez te same obiekty/nieruchomości cen lub też przez obiekty podobne.
[2] Cena wylicytowana – tzw. cena spod młotka (ang. hammer price) – termin określający najwyższą, a więc wygraną kwotę, jaka padła w czasie licytacji.
[3] Cena rzeczywista/końcowa – (ang. price realized) – cena, która stanowi sumę wylicytowanej kwoty, opłaty organizacyjnej oraz innych ustalonych przed dom aukcyjnych opłat.
Definicje powyższych terminów pochodzą z portalu internetowego „Rynek i Sztuka”.
Wszelkie dane na temat działalności DESA Unicum, aukcji przeprowadzonej 13 września 2018 roku w siedzibie DESA Unicum oraz cen licytowanych dzieł pozyskałam z oficjalnej strony DESA Unicum na Facebooku, ze strony internetowej DESA Unicum oraz z katalogu aukcyjnego Feminizm i sztuka kobiet.
Joanna Łańcucka
Urodziła się w 1978 r w Skierniewicach. Studiowała na ASP im. W. Strzemińskiego w Łodzi. Maluje, rysuje, pisze. Autorka krótkich form komiksowych oraz ilustracji i grafik okładkowych – głównie do wydawnictw poetyckich. Współpracuje z kwartalnikiem „Przekrój”, tworząc komiksy do wierszy zamieszczanych w dziale „Wierszówka”. W 2013 r. wydała powieść pt. Stara Słaboniowa i Spiekładuchy, pisze również opowiadania grozy. Mieszka w Warszawie.
Zobacz inne teksty autora: Joanna Łańcucka
Recenzje
Z tej samej kategorii: