Proza

blizniaki

Uniosła nogę. Ścieżki wody polały się burzą z wnętrza ud. Splunęła. Ścieżki wody polały się burzą z wnętrza ust. Potrząsnęła nogą. Woda rozprysnęłła się z wnętrza ud i ust wokoło, ogarnęła posadzkę pod spodem i szturmem opanowała wgłębienia w kafelkach. Gdy krople zdarzały się coraz rzadziej, położyła nogę na mokrej posadzce. Uniosła drugą nogę. Ścieżki wody polały się burzą z wnętrza ud. Splunęła. Ścieżki wody polały się burzą z wnętrza ust. Potrząsnęła nogą. Woda rozprysnęłła się z wnętrza ud i ust wokoło, z chlupotem dołączyła do wody osiadłej we wgłębieniach między kafelkami i wypłynęła z nich potężną falą w kierunku samotnie postawionej przed faktem prawie dokonanym stopy. Wraz z laniem wody, wraz z laniem wody z przęseł, ze szczelin spajających kafelki w podłogę z wnętrza ud i ust, z wewnętrza poprzedzającego uda i usta, z tajemniczych wgłębień ciała poleciała woda. Leciała szturmem i burzą, z ud i buzi buzi. Leciała z ciała ciała i ciała podłogi. W końcu nic nie zostało poza wodą. Potrząsnęła nogą. Krople zdarzały się coraz rzadziej, nic nie było poza kroplami, położyła nogę na mokrej posadzce, między falującymi kafelkami. Pośliznęła się, szpagat rozpołowił jej nogi w dwie nogi, woda wlała się strumieniem w szczelinę spajającą kafelki w podłogę. Obniżyła stopień, woda umościła ją w sobie wygodnie. Położyła się na posadzce, wir wokół jej ud i ust wprawiał ciało w drganie, powodował zwiększanie masy mocno ścieśnionej już wody, która powoli tężała w śluz z powodu braku przestrzeni do rozprzestrzeniania. Chwyciła rękoma falującą posadzkę, wbiła paznokcie w giętkie kafelki, wybrzuszyła kilka nowych szczelin. Zaparła się ciałem i przesunęła kawałek. Wanna oddalała się z prędkością świata. Uwolniła palce z zagłębienia, między szczelinami paznokci falowały szczątki mięsa podłogi, zbliżyła je do ud i ust, wyciągnęła język, ale wir wypływający z ud i ust uniemożliwił zbliżenie na tyle, by skosztować stężonej potrawy choćby języczkiem. Zamknęła usłużne usta, drastyczny strumień przepołowił wargi na dwie wargi, pozostawiając w środku ziejącą płynem jamę. Drastyczny strumień wypchnął szczątki mięsa podłogi zza paznokci i wprawił je w taneczne drgawki w czasoprzestrzeni co rusz gęstniejącej magmy. Chwyciła rękoma falującą posadzkę, wbiła paznokcie w rozpływające się pod dotykiem kartofelki, wybrzuszyła setki nowych szczelin tak, by nic poza szczeliną nie wchodziło w skład podłogi. Zaparła się rozwolnionym ciałem i posunęła się kawałek. Wanna oddalała się z prędkością świata, wanna topniała i zagęszczała falującą plazmę, w której przestała się odznaczać wyraźnymi kantami czy nienaganną bielą. Wszystko splatało krawędzie w gęstniejącej masie. Spojrzała przed siebie. Przed rozkołysanym glutkiem ciała, którym się stała, znajdował się wyraźny kant o nienagannej bieli. Odwróciła magmę ciała w tył, czasoprzestrzeń przelała się w odwrót, ale wanny dawno już nie było. Odwróciła magmę ciała, posadzek, wanny i dolewającej się wciąż z dwóch wirków, które zapewne zwykły bywać udami i ustami w dawniejszych czasach, wody w tył, czasoprzestrzeń przelała się w odwrót, a wyraźny kant o nienagannej bieli jak stał, tak stał, wzruszany poruszeniami rozhuśtanego śluzu. Uniosła fragment gęstszego trochę śluzu z ostrą końcówką na końcu w kierunku kantu i przyssała się do niego. Uniosła fragment analogicznego gęstszego trochę śluzu z ostrą końcówką na końcu w kierunku kantu i przyssała się do niego obok zasysu pierwszego. Niemrawe ssania i posapywania śluzów rozsadziły wodny roztwór. Dół magmy rozwarł się na oślep i pociągnął za sobą tężejące skrawki plazmy. Rozległa się seria chlupotów i pochlipywań. Przy wyraźnym kancie o nienagannej bieli pozostały tylko zassane szczątki śluzu, z których zwisały farfocle rozłączonych, dyndających nóg i nad którymi dumnie unosiła się pokiereszowana okrągłość głowy. Z ud i ust dobywały się mlaski spadających w otchłań płynów. Śluz zassanych dłoni uniósł się lekko nad powierzchnię toni i zajrzał w wewnętrzną czasoprzestrzeń wyraźnego kantu o nienagannej bieli. Za kantem wybrzuszało się wgłębienie. Płyn z ust pociekł wirem do spustu wgłębienia i zniknął z satysfakcjonującym sykiem w okrężnicach nienagannej bieli. Śluz zassanych dłoni zaparł się i sapnął. Farfocle zawisnęły bezwładnie nad przepaścią. Śluz zassanych dłoni zaparł się i sapiens. Farfocle zawisnęły bezwładnie nad przepaściem. Zza wypływającego płynu rozległ się bulgot wysiłku. Śluz zassanych dłoni rozhuśtał się symbolicznie do stu stopni i dosiągł farfoclem stopy wyraźnego kantu o nienagannej bieli. Zassał się w niego, dołączył drugą stopę i stanął nad wysokością wyraźnego kantu o nienagannej bieli. Zawrzał, stopił się z domieszką metalu i opadł wyciekającym wirem na wyraźny kant o nienagannej bieli. Płyn wyciekający z ust i ud zapadł się ciurkiem we wgłębienie rozciągające się za wyraźnym kantem o nienagannej bieli i zniknął z satysfakcjonującym sykiem w okrężnicach nienagannej bieli. Farfocle nóg dyndały wesoło z czasoprzestrzeni wyraźnego kantu o nienagannej bieli. Z daleka rozległa się relaksująca muzyka. Dumnie pokiereszowana okrągłość głowy przymknęła śluzem powiek śliskość oczu i rozfalowała się w monotonii pochłaniającego ją wyraźnego kantu o nienagannej bieli. Dostała odrębne kanty i kolory, odznaczyła się na tle wszechogarniającej otchłani dogorywających mlasków i plasknięć. Dwie wyraźne nogi o nienagannej bieli zwisały z wyraźnego kantu o nienagannej bieli, dwa wyraźne poślądki o nienagannej bieli sprężyście wspierały się o nienaganny kant o nienagannej bieli, dwie wyraźne wargi o nienagannej bieli wypluwały dwa wyraźne strumyczki o nienagannej bieli wypływających zeń wyraźnych płynów o nienagannej bieli do wyraźnego wgłębienia o nienagannej bieli wyraźnego kantu o nienagannej bieli. Prawość oddzielała się od lewości, jedność oddzielała się od drugiej jedności, jedność zmieniała się w wyraźne jedności o nienagannej bieli. Siedziała na sedesie, skraplające się gęstwiny z dwóch ud i dwóch ust toczyły się raźnie po opływowej bieli kantów i znikały z satysfakcjonującym sykiem w okrężnicach nienagannej bieli. Rozwarła dwie nogi na odległość granicy, rozwarła dwa uda i dwa usta na przestrzał. Relaksacyjna muzyka wprawiała jej członki w stan przyjemnego, apatycznego odrętwienia. Przymknęła dwie powieki dwojga oczu. Przysnęła. Nagle usłyszała szczęk zębów i poczuła przejmujący ból na dwóch udach i dwóch ustach. Krzyknęła mocą dwojga ust, z dwóch ud i dwóch ust popłynął gęsty płyn z domieszką metalu. Spojrzała dwoma oczami z dwoma powiekami nadeń w pogotowiu na dwa usta i dwa uda. Z pokiereszowanych farfocli warg zwisał szczur. Szczur trzymał się mięsa setkami zębów. Szczur z zapamiętaniem tarł setkami zębów, z zapamiętaniem rozwarstwiając stężone śluzem gęstwiny materii dwóch ud i dwóch ust. Zęby szczura unieruchamiały integralną jedność i drugość dwóch ud i dwóch ust. Spadające na niego lawy płynu z domieszką żelaza uniemożliwiały odróżnienie śliskości skóry szkodnika od śliskości skóry dumnych dwóch ud i dwóch ust. Zęby wprawiły się w mięso, mięso wchłonęło szczęk szczęk szczura. Z otchłannych wgłębień dwóch ud i dwóch ust wystawał już tylko szczątek giętkiego ogona. Nagłe zassanie wywołało szczęk jej szczęk, ten zaś rozsadził stężoną całość ciała. Z otchłannych szczelin dwóch ud i dwóch ust, ud i ust, poczęły wydobywać się niemowlęce szczurki. Część wpadała prosto do okrężnicy nienagannej bieli, spłukiwana gęstością płynu z domieszką metalu, część zagłębiała zęby w mięso farfocli ud i ust, część zasysała się w szczątki mięsa dwóch nóg, nóg, dwóch pośladków, pośladków, dwóch powiek, powiek, dwóch oczu, oczu. Syki, ssania, przyspieszone oddechy, mlaski i plasknięcia śluzu z domieszką metalu i szczurków wywoływały zaświat z integralnego niebytu. Szczurki wchodziły do podwójności ud i ust, nóg, pośladków, powiek, oczu w jedność ud i ust, nóg, pośladków, powiek, oczu; szczurki wychodziły z podwójności ud i ust, nóg, pośladków, powiek, oczu w jedność ud i ust, nóg, pośladków, powiek, oczu; szczurki wychodziły z podwójności ud i ust, nóg, pośladków, powiek, oczu w jedność ud i ust, nóg, pośladków, powiek, oczu. Wyraźny kant o nienagannej bieli wbił się zębem w glutkowate ciało i nabił wypływającą zewsząd materię na skalpel białej ostrości. Roztapiające się mięso z wymachami stóp, przekłute na wylot wyraźnym kantem szczurzego zęba, wyrzucało z siebie szczurki i szczureczki w sam odbyt okrężnicy o nienagannej bieli. Odwróciła magmę ciała w tył, czasoprzestrzeń przelała się w odwrót, okrężnica o nienagannej bieli wchłaniała kolejne okazy syków i mlasknięć. Odwróciła magmę ciała i wypływających wciąż z dwóch niemrawych wgłębień, które zapewne zwykły bywać dwoma udami i dwoma ustami w najdawniejszych czasach, szczurków i szczureczków w tył, czasoprzestrzeń przelała się w odwrót, a przed glutkiem okrągłości dumnej głowy stanęła polakierowana śluzem wyraźna twarz o nienagannej bieli, twarz z dwoma oczami zabezpieczonymi dwoma powiekami, twarz z dwoma udami i dwoma ustami. Krzyknęła szczurkami i szczureczkami, mlask potoczył się ciurkiem, przepadł w lustrzaną okrągłość okrężnicy o nienagannej bieli, zagłębił się w niej i odbił roztopionym odbiciem. Spojrzała polakierowaną śluzem wyraźną twarzą o nienagannej bieli, rozwarła sklejone glutem otwartego szczurem ciała dwoje oczu, rozwarła sklejone glutem otwartego szczurem ciała dwa uda i dwa usta. Spoglądała w zroszoną kropelkami płynu z domieszką metalu twarz, leżała na niej płasko odłogiem, spoglądała w dwa uda i dwa usta, w uda i usta, w które wsysały się jej dwa uda i usta, uda i usta, spoglądała w ciało bezczynne i bezwładne, na którym leżało jej ciało bezczynne i bezwładne, ciało konsumowane przez szczury, ciało przepływające przez szczury. Konstrukcja z dwóch bezwładnych ciał bezwładnie opierała się o konstrukcję z takich samych dwóch ciał, ustawionych rządkiem do siebie, z rządkiem kolejnych i kolejnych dwóch ciał, konsumowanych sykami, mlaskami i plasknięciami przez nieskończone tabuny szczurów, przepływające sykami, mlaskami i plasknięciami przez nieskończone tabuny szczurów. Dwa ciała zmieniają się w ciała, dwa ciała na dwóch ciałach zmieniają się w ciała, dwa ciała na dwóch ciałach obok dwóch ciał na dwóch ciałach zmieniają się w ciała. Chropowata okrężnica szczeliny w czasoprzestrzeni świata, chropowata okrężnica wykopanego naprędce rowu z prędkością świata wchłania i zasysa ich wszystkich – dwa ciała na dwóch ciałach dwóch ciał dwóch ciał, ciała rozwilgłej posadzki gleby, ciała szczurków i szczureczków, dwoje oczu i dwoje roztopionych wstydliwie śladków, ślimaczków, dwa uda i usta rozwarte w ekstazie. Seryjnie, na JAwie

Maja Staśko

krytyczka literacka, doktorantka interdyscyplinarnych studiów w Instytucie Filologii Polskiej UAM. Współpracuje z „Ha!artem”, „Wakatem” i „EleWatorem”. Mieszka w Poznaniu.

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |