Wiersze i inne formy

KILKA TYSIĘCY ZNAKÓW

na performans Malgi Kubiak
z okazji Parady Równości 07.06.2008

 

Skasuj to Skasuj to Skasuj to Wykasuj to z pamięci

1.

Obrazy zarazy zaraza obrazów Wchodzą wychodzą z głowy do głowy

Czy tak czy nie? obrazy zarazy obcego szczur-żyd-pedał-murzyn-wirus HIV! Czy tak czy nie?

Obrazy zarazy wchodzą wychodzą z głowy do głowy
Obrazy zarazy zaraza obrazów z głowy do głowy ze ścian do skóry snów

Pająk z pejsatą główką, Uważaj żydzi roznoszą tyfus! Pedały pożenią się i ukradną wam domy nie będziecie mieli gdzie mieszkać! Stada bezdomnych w waszych blokach w waszych autobusach w waszych supermarketach Bezdomni śmierdzą i roznoszą zarazki!

Bezdomni chorzy narkomani i starcy anonimowe ofiary losu Kozły ofiarne i mordy założycielskie Żyjemy dzięki nim Używamy ich jak nawozu Anonimowe ofiary losu Obce ofiary losu Im niżej sięga ich nędza tym wyżej rośnie nasze PeKaBe

Skasuj to Skasuj to Skasuj to Wykasuj to z pamięci

Metafizyka to obcość którą chcemy upolować i zjeść albo wypieprzyć Miłość do drugiego człowieka miłość do TEGO człowieka czy to mężczyzna czy kobieta to mała czasem trochę większa różnica czasem powtórzenie podobieństwa ale zawsze rozgrywa się pomiędzy dwoma osobami a dwie osoby są poza naszym społecznym więzieniem

Tak więc Wykakasuj to Wymaż to z pamięci Skasuj to Skakasuj to Wykasuj to Ususuń to z pamięci

 

2.

Obrazy zarazy Zaraza obrazów Tu obok i pod spodem Koło nas w nas i z nas Rano w południe i wieczorem Bo to z nas i w nas Nasze lustro Nie widzisz? Może twoje berło ci zasłania? W głowie się nie mieści Taktyka tak jak ty umyka

Strzępki biografii au!tora W busie rano wszyscy wyperfumowani telefony dzwonią gumy żują ślęczą przejęci Aż wsiada dynksiarz śmierdzi jak najgorsza sraka zesrał się czy zgnił za życia? I nagle czarna dziura w dobrobycie bo wszyscy się odsuwają

A wygodna dupa krzyczy: Zarażę się! Zarażę się twoim brudem! Zarażę się twoją nędzą! Używasz i nie płacisz! Przez ciebie tracę swoje pieniądze! Oddaj mi moje pieniądze! Przez ciebie tracę swoje pieniądze! Zarazisz mnie swoją nędzą!

Wykasuj to Wykasuj to Wykasuj to Usuń to z pamięci

To błędy naszego języka błędy naszych ojców i matek A dupa przyzwyczaja się do wygody po prostu przyzwyczaja się do wygody A przecież opór drogi srogi dążenie do wygody To jednak nie obraz to jest rzeczywistość Na granicach tłumu histeria desperacja i zawziętość Bo każda dupa chce się rozsiąść wygodnie w swoim życiu I niektórzy po prostu nie mają już siły

się ścigać się ścigać się ścigać

Bo wszyscy dbamy o swoje dupy żeby usiąść jak najprędzej i nie wypaść z gry wepchnąć się w stado i nie zostać na zewnątrz wepchnąć się do środka i wykopać innych wczołgać się na górę i nie zostać na lodzie na śmietniku i pod skupem złomu

Kto rządzi? Kto pozwala się rządzić? Kto woła z dołu? Czyj głos się przedziera? A ten głos z góry ze swojej pewności rozlegnie się na innych Stara, czarnobiała i niema komedia powtarzana w każde święta: białe owce kopią w dupę czarne owce białe owce kopią w dupę czarne owce białe owce kopią w dupę czarne owce!

Skasuj to Skasuj to Skasuj to Wykasuj to z pamięci

To wszystko zżera nas od środka Ile płacisz za wygody? Ile ci płacą za dyscyplinę pracy? Pakują nas w pudełka karmią i każą płacić nudą i frustracją nudą i frustracją każą nam płacić seksem nudą i frustracją

Miasta Europy przeżyły zapaść histeryczne mobilizacje przecięte arterie poszarpana tkanka miasta Dzieciaki krzyczą i biegają po ulicach

Skasuj to Skasuj to Skasuj to Wykasuj to z pamięci.

 

3.

Oto co nas czeka: globalne państwo policyjne Zapraszamy do środka! Mamy dla was wspaniałą ofertę! Życie na kredyt oprocentowany strachem przed strasznym Arabem i obrzydliwym pedofilem Życie na kredyt oferowane tym którzy się nie zastanawiają Globalny rynek globalna policja globalna korporacja A świat ocieka gównem czyli złotem wasz świat ocieka złotem czyli gównem.

Podatki dopóki możesz pracować na ich wojsko na ich policję na ich urzędy A kiedy już się zestarzejesz spierdalaj na śmietnik Nie pokazuj się na naszej ulicy stary i brzydki pedale Nie pokazuj się na naszej ulicy głupi i brudny murzynie Nie pokazuj się na naszej ulicy głucha zapluta stara dupo Nie pokazujcie się na naszych ulicach!!

Przeszkadzasz tym którzy pracują i płacą podatki Przeszkadzasz tym którzy mają jeszcze nadzieję na wygraną Przeszkadzasz tym którzy jeszcze na coś czekają Przeszkadzasz tym na których jeszcze coś czeka

Ale na co wszyscy czekają? Aż przedstawienie się skończy i zapłoną światła? Na koniec i tak wszyscy wylądujemy tam na uboczu bardzo daleko i głęboko w trybach wielkiej Maszyny zmieleni na papkę w wielkim spożywczym młynie który przerabia odpady ODPADY odpady Wielki O WIELKI największy Wielki wir śmieci na Wschodnim Pacyfiku Ogromne morze plastykowych śmieci Wszyscy ostatecznie wylądujemy tam w oku entropii które otworzyło się na Wschodnim Pacyfiku 6 milionów ton plastykowych śmieci unosi się na oceanie między Ameryką a Japonią krąży leniwie wokół własnej osi leniwy wir plastykowej entropii Ostateczny produkt naszej cywilizacji – plastykowy anus mundi Każdy inny Wszyscy równi

Skasuj to Skasuj to Skasuj to
Wykasuj to z pamięci

 

* * *

– Elegia dla E.! – rozległ się krzyk. Na szerokim skrzyżowaniu ulic Erwin zobaczył dwoje ulicznych performerów. Zaniedbany chłopak w skórzanej kurtce grał na gitarze podłączonej do przenośnego wzmacniacza. Obok niego pospolicie ubrana dziewczyna obiema dłońmi trzymała mikrofon przed zaczerwienioną twarzą. Wykrzykiwała słowa, które Erwin początkowo wziął za hasła polityczne. Po chwili zorientował się, że dziewczyna recytuje jakąś poezję.

– Elegia dla E.!
Kiedy umierałaś, wygaszono huty Zagłębia Ruhry, zamknięto kopalnie Lotaryngii i fabryki zegarków w Genewie.
Kiedy umierałaś, gniewni separatyści zablokowali autostrady północnych Włoch.
Kiedy umierałaś, zapłonęły żałobne znicze platform wiertniczych na Morzu Północnym.
Kiedy umierałaś, zaczęły usychać lasy Finlandii i Polski.
Kiedy umierałaś, na własnych kolanach przemierzyłam każdą bruzdę twojego oblicza, od Cabo da Roca do Nordkapp.
Widziałam wyjałowione pola, opustoszałe miasta i przepełnione obozowiska uchodźców.
Kiedy umierałaś, wykasowano twoje dane osobowe z twardego dysku świata.
Twoje zagubione, osierocone dzieci, próbują zagłuszyć lęk  przemocą i seksem.
Trzymałam twoją słabnącą dłoń wygnanej królowej,
Patrzyłam w twoje mętniejące oczy odtrąconej matki.

Dziewczyna zniżyła głos i zaczęła zawodzić jak w transie:

– Ubrali cię w ognioodporną wykładzinę samotności.
Zamknęli cię w aerodynamicznej karoserii samotności.
Czuwają nad tobą odrzutowe myśliwce samotności.
Wznoszą się nad tobą żałobne welony spalin samotności.

Jej słowa przeszły w nieartykułowany krzyk. Przekroczyła pewną granicę i straciła kontrolę nad swoja ekspresją. Chłopak coraz brutalniej znęcał się nad gitarą. Przewrócił się i leżał na instrumencie, wykonując groteskowe ruchy frykcyjne. Dziewczyna pogrążyła się w histerycznych konwulsjach. Wzmacniacz przekazywał już tylko jazgotliwe sprzężenia. Erwin współczuł tej młodej parze, która bezskutecznie usiłowała zwrócić na siebie uwagę.

 

Planeta Toledo

Wciąż wspominam ten rozświetlony, przejrzysty dzień,
Kiedy trafiliśmy na inną planetę.
Byliśmy razem, tak daleko do siebie,
Wśród płaszczyzn błękitu i wypłowiałych równin,
Gdy wyłoniła się opleciona lustrzaną nieprzenikliwością rzeki.
Piętrzyła przed nami swoje mury, fortece i bramy,
Mosty i mity, sekretne historie i zdziczałe koty.
Wokół uśpionych kamienic splatały się rozedrgane zaułki,
Niewielkie latarnie i loggie zwieszały się nad głowami.
Znaleźliśmy się w mrowiu chwilowych przybyszów jak my,
Zanurzeni w chłodnym, krystalicznym powietrzu.
Wszak była to wczesna wiosna,
Choć ten dzień wspólnie ukradliśmy z kalendarza.

Onegdaj na tej planecie, na skrzyżowaniu historii i kultur,
Muzułmanie, chrześcijanie i żydzi spotykali się na rynku,
Skąd zawiłe uliczki prowadziły ich do odmiennych rajów i piekieł.
Tutaj zgodnie zgłębiali tajemną wiedzę współżycia w równowadze,
Układali mozaikę krzyży, księżyców i gwiazd w odcieniach umbry, ochry, lazuru i bieli,
Póki nie przysłonił jej hierarchiczny światłocień kontroli i władzy.
Opustoszały labirynt zaludnili chwilowi przybysze, jak my,
Azjaci z respektem zamarli przed monstrualnym bogactwem dawnych biskupów,
Amerykanie chłonęli zapach pomarańczy i półmrok krużganków,
Francuz usiłował sfotografować świetlistą pustkę synagogi.
Odnaleźli się tutaj na chwilę przed podróżą z powrotem do swoich rajów i piekieł.
I my pośród nich szukaliśmy swojej ścieżki,
Ostatnie odblaski słonecznego światła tańczyły pod łukami kamiennych mostów,
Zmurszałe ściany przenikało chłodne, krystaliczne powietrze.
Wszak była to wczesna wiosna,
Choć ten dzień wspólnie ukradliśmy z kalendarza.

I mimo że bez tchu biegliśmy na dworzec,
Wszystkie powrotne pociągi już odjechały,
Wszystkie powrotne pociągi, pełne chwilowych przybyszów jak my.
I zostaliśmy tam, w zmierzchu gęstym i słodkim jak miód,
W przestrzeni pełnej bezkresnych możliwości jak pierwotne morze,
Bez bagażu, bez imion, bez drogi powrotu.
Tylko tam, w tamtej chwili, mogliśmy zostać kimkolwiek,
Tylko tam mogliśmy być razem, daleko od siebie,
W zmierzchu gęstym i słodkim jak miód.
Wszak była to wczesna wiosna na planecie Toledo,
Choć ten dzień wspólnie ukradliśmy z kalendarza.

[2018]

 

Rozwiązanie

Komunie Otwock

Czy drogi są po to, żeby zmniejszać świat?
Mógłbym zapytać Lao-Tsy i Gottlieba Daimlera,
Czy drogi są po to, żeby zmniejszać świat?
Czy nie jest tak, że woda w swoim najniższym położeniu
Rozlewa się we wszystkich kierunkach,
Żeby się rozprzestrzenić?
Nie żeby pochwycić.
Nie dotrzesz nigdzie bez pokonania swojej drogi,
A Droga jest nie do pokonania.
(Bez względu na to, które stronnictwo wygra,
Zwycięzcy mogą się co najwyżej zasiedzieć i zestarzeć w nagrodę).
…ten rój pszczół, much i żuków nie układa się w żadną twarz…
Czy Ziemia jest martwym czy żywym ciałem niebieskim?
Mógłbym spytać Jana Keplera i Neila Armstronga,
Ziemia jest martwa czy żywa?
Czy Słońce i księżyce krążące za naszym oknem
Dadzą się schwytać zanim wypadną nam zęby i włosy?
Bez względu na to, gdzie się udasz,
Dotrze do ciebie, że znajdujesz się w tym samym miejscu,
znajdujesz się w przejściu.
Szczyty pozostaną oślepiająco białe i milczące,
Dopiero, kiedy się obejrzysz, przypomnisz sobie, że
Byłeś nieśmiertelny, przez chwilę poza czasem.
…ten rój pszczół, much i żuków nie układa się w żadną twarz…
Czy mógłbym tam zabrać swoje ciało?
Mógłbym spytać Adolfa Hitlera i Wilhelma Reicha,
Czy mogę zabrać swoje ciało ze sobą?
Wściekłe psy umysłu spuszczone z łańcuchów
gubią się na podmokłych bagnistych bezdrożach,
gdzie między niebem a ziemią króluje wiatr,
gdzie wiatr między niebem a ziemią myli głosy.
A naga skóra wsłuchuje się w intymne szepty
Ciemnego Światła.
…ten rój pszczół, much i żuków nie układa się w żadną twarz,
ta autostrada nie prowadzi donikąd
to jedynie pasma pragnień i obaw
a może najczęściej znudzenia
targają rojem pszczół much i żuków
w wypolerowanych i chromowanych aerodynamicznych pancerzach
nie ma żadnego zjazdu z tej autostrady
jest tylko nieznośnie monotonny zastój
na jednej wielkiej autostradzie
w jednym wielkim państwie
na szczycie Europy.
i zanim telewizja ogłosi ostateczne zwycięstwo w mistrzostwach świata
a w prasie ukaże się ostateczne wyjaśnienie tajemnic natury
zamknijcie autostrady i odizolujcie miasta,
niech nastanie niewyobrażalna, wykluczona z historii epoka
sterowców i balonów, łodzi żaglowych i barek na kanałach wodnych,
gdzie każdy w drodze będzie jednocześnie u siebie,
albo pozostanie w swoim domu na własnym polu.
bo może się okazać co gorsza
że telewizja nie ogłosi ostatecznego zwycięstwa w mistrzostwach świata
a w prasie nie ukaże się ostateczne wyjaśnienie tajemnic natury
i nie będzie zjazdu z tej autostrady
tylko nieznośnie monotonny zastój
w jednym wielkim państwie
na szczycie Europy.

[1995–1998]

Rafał Nowakowski

(Ur. 1972, Warszawa) Pisarz, poeta, publicysta, rysownik-amator, koordynator wydarzeń kulturalnych. Uprawia literaturę od wczesnej młodości, melorecytował swoje wiersze w opuszczonych fabrykach, pod mostami, w klubach i galeriach sztuki. Opisywał zjawiska kultury miejskiej i kultury popularnej w pismach „Antena krzyku”, „Exkluziv”, „Playboy” i innych. Pracował m.in. w Centrum Sztuki Współczesnej, w Muzeum Literatury, w Muzeum Plakatu w Wilanowie, a obecnie zatrudniony jest w PROM-ie Kultury Saska Kępa. Drukował opowiadania oraz utwory poetyckie w pismach „Lampa”, „Świat literacki” i innych. Współpracował z wydawnictwem „Okultura”. Opublikował powieść „Rdza” (Świat Książki, 2008) oraz tomik poezji „Z dystansu” (Staromiejski Dom Kultury, 2010). Aktualnie szuka wydawcy dla swojej najnowszej powieści „Smoła” (2015) i przygotowuje nowy tomik poezji.

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |