Ta książka ma mocną okładkę: brzuch z biegnącą od pępka blizną i z tatuażem układającym się w plan miasta, na którym widnieją nazwy lubelskich dzielnic. Mocny ma także tytuł, nawiązujący do filmu z 1973 roku, traktującego o młodocianym mordercy i uciekającej wraz z nim piętnasto- czy szesnastolatce. Mocną też frazą stara się pisać Grzegorz Jędrek – stosuje krótkie zdania, oszczędza na przymiotnikach, zaś wersy organizuje w dystychy („dystych pasuje do naszej śmiertelnej miłości”), by jak najczęściej robić znaczące pauzy:
Nowe przyszło. Chwastom w oczy sypnęło.
Nowe przyszło i drzewo ścięło. Teraz śpi, leży
na wersalce przykryte kocem. Ma aroniowe,
niewinne oczy.
Znając film, można śledzić w tomiku motywy, które do niego odsyłają: truchło psa, krajobrazy. Świat przedstawiony jest jednak bardziej rzeczywistością Kita niż Holly – brak w nim, w porównaniu z filmem, elementów dziecinnych, udziecinniających przemoc i szorstkość tekstu (filmowa Holly mówi: „Zrobiłam w tym czasie tylko jedną złą rzecz. Wyrzuciłam moją rybkę, kiedy się pochorowała. Dostałam później nową, ale ta sprawa nie dawała mi spokoju”. W takt tych słów w krzakach niemrawo trzepoce się całkiem dorodny, wąsaty okaz „rybki”). Ale na montaż sielanki z przemocą niech porwie się kto inny (może Darek Foks, który już pewne próby w tym kierunku poczynił). Jędrek postanowił zaś pisać o odmiennych kwestiach. Jego ewentualny romantyzm, z lepszym czy gorszym skutkiem, również dąży do tego, by być „mocny”:
Pieśni, pieśni, pieśni. I będę pisał
po jednym wersie każdego dnia naszej choroby.
Będę się dławił słodkimi słowami, połykał wiry i brał naiwności.
Czas się zakrzywił i dwie świadomości upadły w jedną aortę.
Nie znając filmu, rozpoznanie tomiku można z kolei zacząć od etymologii. „Badland” dosłownie oznacza „złą ziemię” – suchą wyżynę („myśli mi skaczą/ pomiędzy wyrazami, jakby to były wzgórza/ na których mało co rośnie”), poprzecinaną głębokimi wąwozami. Wspomniane elementy krajobrazu zresztą co i rusz pojawiają się w wierszach („wąwóz – ślad po cielsku węża wewnątrz miasta”). Trzeba też przyznać, że etymologia tytułu doskonale współbrzmi z suchym, nieco nieprzyjemnym w pierwszym odbiorze tonem tych wierszy. Grzegorz Jędrek jest w swojej książce poetą ustawionego, rozpoznawalnego głosu. Głos ten, czy raczej aparaturę służącą do jego wydobywania, widać już w pierwszym tekście zbiorku:
Niewielka pajęczynko – miasto: Zła Ziemia.
Chłopcy, którzy piszą swój dziennik bez samogłosek.
Naiwni chłopcy. Ich poranione przełyki.
Niestety, tytuł daje się potraktować także ironicznie. Jędrek stara się pisać, jak już zostało pokazane, wiersze, po których słychać, że wyrosły ze złej ziemi, z której na początku filmu Kit zbierał śmieci; że napisano je po niewłaściwej stronie torów. Czasami jednak zamiast spodziewanej energii trafia się na linijki „złe” w sensie dosłownym, choćby: „Jeszcze mam parę zalążków pustego nic”, albo przesadne: „Na języku cierpkie jak agrest cmentarzysko nudy”.
Od dykcji, która wyrasta ze złej ziemi, odstają również wersy w rodzaju: „Czy mają znaczenie dawne dychotomie,/ Kirke-Penelopo, Penelopo-Kirke?”. Mitologia grecka średnio pasuje do mitologii Badlands, również słowo „dychotomie” strasznie tu zgrzyta. Odświeżającym pomysłem – póki poeta trzyma się założonego języka własnej książki – jest natomiast mówienie w tym języku o filozofach, tytułowanie wierszy „Gorgiasz” czy „Heraklit”. Z tego ostatniego pochodzą na przykład linijki znów dające się połączyć z bohaterami powinowatego filmu:
Na demony uważać. To mogą być dwa demony.
Albo dwa ludzkie światła. Albo dwa widma ludzkie.
Podobne montaże, takie próby gry na dwóch strunach, są w książce Jędrka zdecydowanie najciekawsze. Znajdzie się ich wystarczająco dużo, by uznać tomik za interesujący – ale ciągle zbyt mało, by w całości postrzegać go jako dzieło mocne i skończone, jakie zapewne autor sobie wymarzył.
Ogólnie odnoszę jednak wrażenie, jak gdyby Jędrek pisał wiersze w tonie podyktowanym przez następujące słowa Kita: „Załóżmy, że cię zastrzelę. Jak by to było? Chcesz to usłyszeć?”. Czyli: są założenia, jest spluwa, jest groźba realizacji. Do momentu, kiedy założenia i groźby się spełniają, poezja Jędrka jeszcze nie zawsze dociera – zakładam jednak, że z czasem tak się stanie, chociaż prezentowanie przemocy i ognia do klasycznej muzyki dystychów to trudna sprawa. Tymczasem istnieje człowiek, któremu to się udało: reżyser i scenarzysta Terrence Malick.
Grzegorz Jędrek, Badland, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, Śródmiejskie Forum Kultury – Dom Literatury, Biblioteka „Arterii”, Łódź 2012.
Paweł Kozioł
Poeta, krytyk literacki, badacz literatury i kultury dawnej. Laureat nagrody im. W. Hulewicza (2003). Wydał cztery tomiki wierszy, książkę krytyczną o poezji najnowszej (Przerwane procesy, Lampai Iskra Boża, Warszawa 2011; w czasie jej pisania korzystał ze stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego) oraz zbiór esejów o średniowiecznych kronikach Historia i porządek (Towarzystwo Naukowe w Przemyślu, 2010). Współpracownik miesięcznika Lampa, w którym od trzech lat publikuje comiesięczne przeglądy tomików poetyckich. Redaktor – wraz z Marią Cyranowicz – książki Gada !zabić? pa]n[tologia neolingwizmu. Artykuły krytycznoliterackie drukował m.in. w Twórczości, Dekadzie Literackiej, Odrze oraz Przemyskim Przeglądzie Kulturalnym. W 2008 roku obronił doktorat w Zakładzie Literatury Staropolskiej na Wydziale Polonistyki UW, gdzie wykładał historię literaturyoraz tradycje antyczne i biblijne. Obecnie pracuje w Fundacji Nowoczesna Polska, redagując teksty udostępniane na wolnej licencji na portalu www.wolnelektury.pl.
Zobacz inne teksty autora: Paweł Kozioł
Recenzje
Z tej samej kategorii: