próżnia
dziewczęta z warszawskiego marginesu społecznego
paliły papierosy pod aresztem na Rakowieckiej
mając w swoich cudownych dupach słowa ministra
zdrowia na temat szkodliwości nałogu tytoniowego
chłopcy z warszawskiego marginesu społecznego
niestrudzenie jebali policję mając przy tym czyste
serca jasne dżinsy i błyszczące bluzy z kapturem
wiodących na rynku marek odzieżowych
ojcowie i matki z warszawskiego marginesu społecznego
stali na przesolonych chodnikach co znacząco
wpływało na ich morale i nie najlepsze gatunkowo
obuwie prowadząc do jeszcze większej frustracji
poeci z warszawskiego marginesu literackiego
uprawiali wzajemny petting mentalny lecz bez odczuwalnej
przyjemności ponieważ wciąż przegrywali w wyścigu po sławę
z dziennikarkami telewizji śniadaniowej
kończyła się zima w centrum wszechświata
jednakowoż żaden znak ni to w kulturze ni to w naturze
nie wskazywał na nadejście wiosny tysiąclecia
zamach majowy
sąsiad z miną dzieciaka szykującego jakiś dowcip zapytał: a państwo nie w Rzymie?
rozbawieni ruszyliśmy na rowerach w miasto ulicami którego kroczył niezłomny
Piotr Ikonowicz wraz z pochodem swoich oddanych fanów
na chodniku dostrzegliśmy parę o zaciętych twarzach ubraną w koszulki z Kuroniem
znaną nam dobrze jako stały element wystroju politycznie zaangażowanego
klubu gdzie tańczy się dla idei a drinki noszą imiona rewolucjonistów
jechaliśmy pod prąd strumienia wiernych wracających z telebimowej beatyfikacji
gdzieś po drodze pozdrowiłem poetę satanistycznym gestem
satanistycznym gestem mi odpowiedział ponieważ jest człowiekiem
kultury i kulturalnie odpowiada na pozdrowienia
wstąpiliśmy do kawiarni której klienci nosili
wystylizowane ubrania niedostępne w sieciówkach
przez okienko zwrot naczyń dziękujemy widać było zaplecze
wyposażone w brzydką i w niemodnym wieku kobietę
która myła kubki filiżanki i talerze a w przepisowych przerwach
przechodziła przez środek sali na fajkę psując estetykę niebanalnego wnętrza
upiłem dwa łyki herbaty a z żołądka dobiegł tajemniczy dźwięk
jaki zwykle słychać w filmach familijnych gdy ktoś przebiegły
wrzuci komuś niesympatycznemu środek przeczyszczający do napoju
pobiegłem do kibla i w ostatniej chwili eksplodowałem tuż nad muszlą
wróciłem do stolika zgaszony jak dziecko które uświadomiło sobie swoją śmiertelność
powiedziałaś mi dla uspokojenia że to pewnie przez mleko
które piłem rano tak łapczywie po nadużyciach sobotniej nocy
był to produkt Mlekpolu o niedużej zawartości tłuszczu lecz pragnę zaznaczyć
że na życzenie firmy za odpowiednią opłatą mogę usunąć niepożądaną treść
i zastąpić ją na przykład nazwą konkurencyjnego przedsiębiorstwa
wiersz na tym nie straci a zainteresowane strony mogą tylko zyskać
choć przeciwnicy mi zarzucą że znowu robię interesy w święta
i szargam dobre imię poezji dla materialnych korzyści
chciałem napisać wiersz w stylu Bukowskiego
ale ojciec mnie kocha i wczoraj
dopadł mnie kac po dwóch piwach z kija
mam też naprawdę dobre relacje z matką
a prostytutki których nawet w myślach
nie ośmielę się nazwać kurwami
widziałem tylko z okna samochodu
przy trasie krajowej nr 17
myślę więc coraz poważniej o tworzeniu
poezji biurowej ponieważ w tej materii
mógłbym wykazać się pewną znajomością tematu
wiersz biurowy
w nienapoczętej ryzie
drżą śnieżnobiałe kartki
gdy smukły palec biurwy
wciska guzik niszczarki
Mateusz Andała
(1981) Poeta, slamer, laureat Konkursu im. Haliny Poświatowskiej w kategorii "Debiut poetycki" (2006), zdobywca wielu prestiżowych nagród w ogólnopolskich konkursach i slamach. Urodził się i wychował w miejscowości Bałtów na Lubelszczyźnie, ale teraz mieszka w Warszawie, gdzie studiował polonistykę na Uniwersytecie.
Zobacz inne teksty autora: Mateusz Andała