miałam 8 lat w Warszawie
miał kapelusz z dużym rondem, przezwisko godne króla
broń, mieszkanie na drugim piętrze, okulary z metalową oprawką
był cichy
na jego widok sąsiadki błagały Boga o litość
szczególnie ta, która nazywała mnie księżniczką
zielona trawa oplatała mi stopy, kiedy brał w grubokościstą
dłoń słój napełniony wrzącą wodą
ale nigdy nie trafił, metalowe oprawki gniotły się o balustradę
jedna dziewczynka biegała bez bluzki, ona była z domu dziecka
mianowałam ją swoją sekretarką, uczyła się pisać A i E
miałyśmy biuro na najwyższej gałęzi jabłoni
ułamała się pod ciężarem ucieczki
Ursynów to plaster miodu
przylepieni do odnowionych w 2004 roku krawężników
zlizujemy wyschnięte latem pszczoły
pokruszone lizaki z warzywniaka
te za 2,50 do wyboru pomarańcza albo cytryna
podajemy się za koleżanki Asi, Madzi, Ewki
i wjeżdżamy na najwyższe piętro każdego z bloków
najlepiej byłoby wejść do tego największego
obok papiernika, ale tam już nas znają
bardzo się tu wszyscy lubimy
bronimy się przed światem
tym, który zaczyna się za stacją metra
a tutaj pachnie słońcem, plastikowymi piłkami
gazonami pełnymi kwiatów i dwuzłotówkami
ściskanymi w rozgrzanych, malutkich dłoniach
z przeznaczeniem na jabłkowe gumy do żucia
Nina Jaszewska
Zobacz inne teksty autora: Nina Jaszewska