Do Ł.K. – Łukasza Kaźmierczaka/Łucji Kuttig – mówiło się początkowo na „ty”, później na „pan-pani”, klasycznie wykształcając zarówno w niej, jak i w nim pewne pojęcie o ich społecznym i kulturowym przeznaczeniu. Na szczęście wpływ społeczeństwa i kultury nie skończył się jedynie na wpojeniu im „ustalonych trajektoryj startujących ze słu[sz/ż]nego, zaszczepionego w aksjomatach warunku początkowego”, dał im możliwość (a może bardziej – Ł.K. dały ją sobie same) wykorzystania potencjału refleksji nad tym, co rzekomo i niemalże biblijnie zostało „od-górnie dookreślone”.
Ł.K. w biogranifeście do Kokostów namawia do próby rozmowy bez płci. Odcina się od deklinacyjnych i deklamacyjnych rodzajów, gonad, chromosomów opartych na PNOCH-u, androhormonów, estrohormonów, fenotypu, metabolizmu i performatywnej seksualności. Łukasz Kaźmierczak zapomina imienia własnej płci. Nikt też nic nie wie o płci Łucji Kuttig. W Ł.K. mieszczą się co najmniej dwie osoby, dwie formy – mieszczą się wspólnie, działają zgodnie. Będę je wywoływać naprzemiennie, choć – co paradoksalne – wywołanie każdej z nich będzie wywołaniem jednej i tej samej osoby, czy też jednej i tej samej grupy osób, której formy nie jest jeszcze w stanie udźwignąć język.
Podróż przez światy z orzechów
KOKOSY
Since I got a buzz, I keep my circle to a minimum
Now my time is limited; every night a cinema
Honey Cocaine
Znany z hipermarketu lub z wczasów nad lazurowym oceanem kokos to zdrewniała pestka owocu palmy, do którego wnętrza niełatwo się dostać. Orzechy kokosowe wykorzystywano w hinduizmie zamiast ofiary z ludzkiej głowy. W Kokosach – pierwszej części Kokostów – nie jesteśmy dalecy od tego skojarzenia. Tutejszy „kokos” to usankcjonowana i akceptowana społecznie, odgórnie narzucona obudowa człowieka, którą w ramach ofiary społecznej każdy i każda posługuje się w interakcjach (dzięki temu każdemu i każdej ma się żyć zarówno piękniej, jak i lepiej). Obudowa ta to nie tylko wspominana w biogranifeście płeć performatywna, to również zgeneralizowane na wszystkich i wszystkie poczucie dobrostanu, sukcesu i wewnętrznej spójności, o których w tej książce – która przecież zapomniała, co to płeć – jest głównie mowa.
Coraz mniej czasu na nowe twierdzenia, gdyż czas biegnie ruchem przyspieszonym. Hipotetycznie niejednostajnym, szybciej podówczas, gdy się nie chce. Można by dopisać „żyć”, lecz po co mnożyć paradoksy w przyciemnionym zasłonami pokoju i unikać kropek świecących na pustej stronie.
[„Ruchomość”]
Już w pierwszym z wierszy da się zauważyć tendencję do odsuwania spraw trudnych na dalszy plan – nie chce mi się żyć, ale wam jeszcze o tym nie powiem, choć bym mógł – mam tutaj przecież książkowe miejsce – wolę je jednak przeznaczyć na stronę pustych kropek. Przemilczenie wydaje się łatwiejsze i bardziej akceptowalne niż szczere opisanie sprawy. Możliwe też, że droga wyciszania trudności jest drogą pierwszą, wyuczoną w toku socjalizacji, podejmowaną bezrefleksyjnie, bezwolnie.
Nie bolej, nikt nie zobaczy cię w środku, strupy zdrowieją w blizny, a krew zostaje wewnątrz. Poza tym, czy ktokolwiek zobaczy próżnię. Nowa definicja przez zaprzeczenie. Dowód na nieistnienie zdaje się słuszny, tylko czy dowód może się zdawać.
[„Roztropność”]
Należy być przekonanym do jasnych stron życia, odrywać od siebie codziennie własne ego (jak radzi blogerka), nie można za bardzo „boleć”, należy posługiwać się językiem, który świadczy o dobrej pozycji zawodowej lub/i inteligencji, należy wiedzieć coś o świecie i wplatać tę wiedzę, od czasu do czasu, w rozmowę. Droga szczęścia, optymizmu i elokwencji zdaje się społecznie preferowana i bezproblemowa. Prawdziwy stan rzeczy staje się nieistotny, ponieważ jest nienamacalny – wszelkie dowody zostają ukryte – na rzecz ogólnych twierdzeń zaczynają grać „dowody” społecznie akceptowalne, wyuczone, i to one niestety stają się dla ludzi „Kokostów” podstawą wiedzy o świecie.
Wiedza ta jest między innymi zaburzona w kwestiach odrębności od innych, spójności ze sobą i otoczeniem oraz komunikacji. W świecie „Kokosów” każda jest taka sama – tak samo dąży do spełnienia jasno określonych zasad współczesnego świata: podejmuje pracę, rozwija się i dużo się uśmiecha. Nie dotyczą jej niemal żadne trudności – a jeśli jednak by się pojawiły, może wykorzystać rozmaite techniki – na przykład zerowania licznika myśli o śmierci lub wchodzenia w bliskie przyjaźnie z kotami. Bohaterki – mieszkanki społeczeństwa – topią się w słowach, spojrzeniach innych, niemal nie mają w sobie miejsca na siebie same („Ludzie powprowadzani do środka z tyloma słowami i spojrzeniami sprawili, że brakuje mi miejsca na moje zdanie” – „Odrębność”). Bohaterowie – mieszkańcy kultury – marzą o „luksusie nieobecności”, o oddzieleniu od ogółu, o własnym, niezaokrąglonym do wspólnego głosie. Posługują się komunikatami pozbawionymi emocji, komunikatami zakorzenionymi w języku nauk ścisłych, w języku raportów.
(…) jedyne, co przynosi mi ulgę, to moja ulubiona raperka. Nosi Ksywę Miód Kokaina oraz każe mi zachować twardość jak kokos, choć w środku wyrastają ze mnie osty. Nie daję mleka, nie kłuję kolcami i nacieram się nierafinowanym olejem kokosowym, żeby zachować pozory
[„Komunikatywność”]
Same próbują przekonać siebie, że wszystko jest w porządku, przedstawiają sobie sami dowody, w które udają, że wierzą – słowami ulubionej raperki wmawiają sobie, że należy mieć na sobie skorupę kokosa, i nie jest to wcale ważne, że kokosem się nie jest – zawsze można przekonująco stwarzać pozory – nacierać się, na przykład, nierafinowanym olejem kokosowym.
Właściwa osoba z właściwą jej tożsamością może zachować się jedynie pod grubą łupiną egzotycznego orzecha (schować się, nie wychodzić!). Jej wolność ma szansę istnieć i rozwijać się (choć to i tak ryzykowne) jedynie gdzieś pod skorupą, w świecie nieopisywanym i niedostępnym publicznie, w świecie, który istnieje niejawnie i wstydliwie w każdym z mieszkańców społeczeństwa. Mieszkanki kultury moszczą sobie pokoje w otoczce z wygodnych wyobrażeń. Wyobrażenia budują całe kamienice. Na śniadania, obiady i kolacje podaje się wyobrażenia. Każdy w nie jawnie wierzy, niejawnie w nie powątpiewa, jednak wszystkie i wszyscy są tak przyzwyczajeni do grania we wszędobylskie zadowolenie ze stanu rzeczy, że zapominają o buncie przeciw przyjmowanym powszechnie zasadom społecznej idealnej autoprezentacji.
Hipoteza o wolności głosi, że dla zachowania siebie trzeba zbudować otoczkę wypukłą z wygodnych wyobrażeń. Dowód referuję na koniec tygodnia i w zasadzie nikt nie chce znaleźć w nim błędu.
[„Tożsamość”]
Można się zastanawiać, dlaczego opisany przez Ł.K. świat musi grać w bezproblemowość i wieczne zadowolenie, dlaczego ciągle się w tym umacnia przez prezentowanie rozmaitych dowodów dobrostanu, przez ciągłe powtarzanie własnych, ścisłych reguł niemówienia o tym, co dzieje się pod grubymi warstwami codziennych uśmiechów.
Najbardziej bezzwrotne i zdradliwe są porządki matematyczne. Wystarczy źle dobrać spójnik, a całość runie z powrotem do zera.
[„Spójność”]
Jeżeli stan każdej mieszkanki kultury zostałby gruntownie zbadany przy użyciu odpowiedniej aparatury logicznej i opisany, ogólny stan społeczeństwa znacząco spadłby w statystykach. Powszechna świadomość istnienia „ostów” wewnątrz łupin „kokostów” złamałaby fałszywe poczucie uniwersalności spełnienia i dobrobytu. Zostałby tylko strach przed tym, że to co dobre, całkowicie zniknie, że nie uda się przezwyciężyć tego, co niełatwe, że nie można funkcjonować dobrze bez wyznacznika dobra na sto procent, że dobro to tylko sto procent dobra, a zło to tylko sto procent zła, bez szarości. Dlatego należy grać i to grać dobrze – bez niedociągnięć.
NERKOWCE
Pociąg poranny zabiera moje ciało wyrwane ze snu pociąg wieczorny zużyte
Orzechy nerkowca to orzechy okupione cierpieniem. Każda łupina nadnercza zachodniego zawiera jeden orzech, który należy wyłuskać z silnie żrącego oleju. Z tego powodu nerkowców nie da się pozyskiwać maszynowo. Zbiory tych orzechów są prowadzone przez nisko opłacanych robotników i robotnice (także w wieku dziecięcym), którzy i które, niedostatecznie zabezpieczeni i zabezpieczone, doznają licznych oparzeń dłoni.
Świat „Nerkowców” to dopełnienie pierwszej części książki Ł.K. Początkowo został zademonstrowany opis ludzi – kokostów – zasmuconych pędów osta w odpornych na wszystko, uśmiechniętych kokosowych otoczkach. Następujące po nich „Nerkowce” dotyczą ceny ponoszenia „kokosowej” społecznej ofiary, skutków funkcjonowania w ramach gry w „tylko dobre i wesołe”.
Pojawiają się samotność i strach przed okazaniem otoczeniu własnych słabości („po prostu nie chce nikogo ciągnąć za sobą ani na nikogo wpadać, gdyż najlepiej leżeć na dnie w pojedynkę” – „Upadanie”), pęd do idealności i strach przed jej utratą („Jej nie interesują jednak złote środki, lecz ekstrema” – „Wynaturzona waga”), niespójności potrzeba–zachowanie („Moje dwie krzywe nogi utrzymują ze sobą stosunki na nierównych płytach chodnikowych. Wdają się w rozmowy o ciągłej ucieczce, by za chwilę bez tchu postawić następny krok” – „Deptanie”). Świat „Nerkowców” (ale i całych Kokostów) zmusza do niebycia człowiekiem. Wszystkie (z natury) ludzkie błędy należy wymazać i o nich zapomnieć („konduktorzy zamalowują rysy na biało żeby ukryć opóźnione rozkłady” – „Rozbronienie”). Widmo zataczających coraz większe kręgi „zdradliwych porządków matematycznych”, o które dba Ł.K., i konieczność ciągłego ich oszukiwania przyprawiają ludzi-kokosty o dreszcze. Nie wiadomo, jak mieszkańcy społeczeństwa poradzą sobie poza sytuacją grania w „sto procent dobra”, nie wiadomo, czy będą umiały czytać świat inaczej niż przez „obrazki najlepiej zmontowane i z filtrami jak z (…) młodości” („Rozbronienie”).
MIGDAŁY
z hulanek w życiu zostają jedynie zerwane huśtawki
Migdały w zbyt dużych dawkach mogą być trujące, szczególnie te nieobrane z brązowej skórki, która znajduje się pod główną łupiną orzecha. Na co dzień zjadane są jako przekąska lub drobny dodatek do ciast czy sałatek. Świat kokostowych „Migdałów” to świat przesady, w którym Ł.K. opisał(a) przekonania wyznawane przez ludzi-kokosty – głównie tych o silnie zbiegunowanych poglądach. Ł.K. przytacza opisy ich codziennych życiowych wierzeń i sparowanych z nimi zachowań, które jednak dość często nie są ze sobą spójne („Kucharz dyktuje mi przepis na kotlety z ciecierzycy, pomimo że nimi gardzi” – „Co się gotuje w kucharzu i dlaczego? Cz. 4: porządek”, „wzywa God-God nadaremno, lecz po obcemu, to się nie wlicza w rejestr grzechów” – „Co się gotuje w kucharzu i dlaczego? Cz. 5: wiara”). Nierzadko są one oparte na zasłyszanych gdzieś, rzekomo wartych naśladowania stwierdzeniach, których wyznawanie staje się niemalże cnotą, a dodatkowo zdaje się podnosić status społeczny osoby. Wprowadzanie „mądrych” słówek do wypowiedzi i radykalność zdań na rozmaite tematy (od codzienno-domowych do dotyczących polityki międzynarodowej) są kolejnymi sposobami na zachowanie pozoru społecznej idealności, na osiągnięcie społecznej cnoty. Najważniejsza staje się zauważalność, teatralność, wyrazistość cechy, nie jej biegun czy wartość społeczna. W efekcie nie wiadomo już, która z cnót mogłaby zostać uznana za cnotę główną. Pozostaje chaos i informacyjne przeciążenie.
Wrażenia z podróży
Świat ludzi-kokostów jest wypełniony „pęczniejącymi zdaniami i nadmuchiwanymi cnotami”. Stwarza pozory dobrego funkcjonowania i stara się tym pozorom wierzyć. Podobnie jest z prozami poetyckimi Ł.K., z których składa się książka. Każdy z tekstów jest idealnie wyjustowanym prostokątem z jedną dodaną wyśrodkowaną linijką (jeden wyjątek od tej zasady potwierdza regułę). Wyrazy zostały podzielone tak, by wpasować się w odgórnie założony kształt. Wygoda czytania, swoboda słów, które naturalnie przecież mają różną długość, przestaje mieć znaczenie – liczy się ładna, zgeneralizowana na wszystkie teksty obudowa. Kokosty czyta się opornie nie tylko ze względu na ten okrutny podział. Z prozy Ł.K. wylewają się słowa, z których tylko niewielka część okazuje się istotna dla ogólnego znaczenia tekstu. Stwarzają wrażenie przegadania, chaosu, toporności poetyckiej budowanej niejednokrotnie na prostych grach językowych typu: „wyglądam jak śmierć – wyglądam na śmierć” („Łysienie”). Interpretowanie w tym przypadku to ciągłe pozbywanie się przeszkadzajek, szumów, drobnych brzydot. By uzyskać informację, należy ją wcześniej obrać, pozbawić obudowy – skorupy, w której po cichu ta informacja wyrosła (by dotrzeć do „ostów”, należy je spokojnie, pojedynczo wyciągać z „kokostów”).
Forma Kokostów obrazuje stan świata mieszkanek społeczeństwa i mieszkańców kultury – stan zamknięcia w społeczno-kulturowych łupkach, z których pozornie nie da się wydostać. Łupki są zbudowane z wszędobylskich oczekiwań dotyczących jedynej możliwej wersji „dobrego życia”, której nikomu nie udaje się spełnić, a której wypełnianie każda musi udawać, by nie okazać się słabsza od pozostałych. Okazuje się, że poza problemem płci istnieją inne powodowane odgórnym społecznym narzuceniem ról. Zapomnienie o podziale według „deklinacyjnych i deklamacyjnych rodzajów” nie rozwiązuje ogólnospołecznych kwestii, których działanie znacząco wpływa na sposób funkcjonowania mieszkańców próz Ł.K. Zapomnienie o płci stwarza jednak możliwość dostrzeżenia tego, że pewne rzekomo niezmienialne kwestie da się co jakiś czas usypiać, by sprawdzać, jak nam się bez nich żyje, i czy przypadkiem nie tak, jak ludziom-kokostom żyłoby się bez łupek.
Łukasz Kaźmierczak/Łucja Kuttig, Kokosty, Dom Literatury w Łodzi, Staromiejski Dom Kultury, Łódź 2018.
Weronika Janeczko
(1994) Doktorantka CogNeS UJ, redaktorka naczelna kwartalnika literackiego „KONTENT”. Publikowała w „biBLiotece”, „2miesięczniku” i „Małym Formacie”. Mieszka w Krakowie.
Zobacz inne teksty autora: Weronika Janeczko
Recenzje
Z tej samej kategorii: