Rzut okiem, rzut beretem. Portret ukraiński w odwróconej perspektywie. O tym, co widać i czego nie widać

Kiedy ktoś niedawno zapytał mnie, jaka jest sytuacja kobiet ukraińskich w środowisku poetyckim, w pierwszym odruchu odpowiedziałam, że nawet gorsza niż w Polsce. Udzielając takiej odpowiedzi, miałam w pamięci ogólnie niewesołe położenie ukraińskich kobiet, wszechobecny seksizm i skalę wszelkich przejawów przemocy, w tym przemocy seksualnej, przy jednoczesnym braku świadomości tych zjawisk zarówno u dyskryminujących, jak i u dyskryminowanych. Zaczęłam jednak głębiej zastanawiać się nad tym problemem i wzięłam pod uwagę kryteria, o których zazwyczaj mówimy w Polsce, czyli np. udział w festiwalach, dyskusjach panelowych, komisjach konkursowych, druk w antologiach czy nagrody literackie – i musiałam się z tej pierwszej tezy wycofać. Okazało się bowiem, że owszem, poeci mają przewagę, ale jakieś rażące dysproporcje nie rzucają się w oczy. Poetki ramię w ramię z poetami występują na festiwalach, wydają tomiki i otrzymują nagrody. Antologie zazwyczaj zawierają zdrowe proporcje, ba – wydaje się również od czasu do czasu wybory wierszy pisanych tylko przez kobiety. Są to najczęściej antologie regionalne, jak na przykład lwowska My i wona czy wschodnioukraińska Step / Step, ale jest też i ogólnoukraińska imponujących rozmiarów pozycja z 2012 roku Czerwone i czorne. 100 ukrajinśkych poetok XX storiczczia(drugi, tak samo opasły tom, mieści wiersze 100 poetów). Co więcej, ostatnio zetknęłam się kilkakrotnie z opiniami (głoszonymi przez mężczyzn), że to kobiety na Ukrainie mają decydujący głos we współczesnej poezji i że kanon literatury ukraińskiej zawsze był skupiony wokół jakiejś silnej kobiety (obecnie byłaby to Oksana Zabużko). Wydawać by się więc mogło, że w ukraińskim środowisku literackim kwitnie równość, jakiej moglibyśmy (mogłybyśmy) życzyć sobie w Polsce. Jeśli się jednak bliżej przyjrzeć, okazuje się, że jest to raczej równość jeszcze radzieckiego typu, coś w rodzaju kobiety na traktory. Autorki mówią o sobie często: poeta (chociaż język ukraiński oprócz poetki oferuje jeszcze brzmiącą tam neutralnie poetessę), redaktorczy tłumacz i twierdzą, że ich płeć dla poezji nie ma żadnego znaczenia. Feminizm prawie nie istnieje (powszechnie też się uważa, że nie jest do niczego potrzebny, bo Ukrainki mają się dobrze), a jeśli nawet czasem na festiwalach pojawiają się podobne hasła, można być pewnym, że z feminizmem niewiele mają wspólnego. Brak też refleksji nad literaturą tworzoną przez kobiety, nikt nie przygląda się jej jako oddzielnemu zjawisku i nie próbuje jej opisać (ale to akurat szerszy problem, bo na Ukrainie w ogóle odczuwa się brak profesjonalnej krytyki).

O tym, co się pisze i czego się nie pisze
Jaki portret kobiecy wyłania się z wierszy poetek ukraińskich (nie tylko tych tu pokazanych)? Przede wszystkim kobiety uwikłanej w mniej lub bardziej złożone relacje damsko-męskie, odgrywającej tradycyjne role matki, żony i kochanki, buntującej się przeciw temu, ale najczęściej jednak niegotowej do podjęcia innego stylu życia (może nawet niewyobrażającej sobie, że da się inaczej). Czasem pojawia się figura wiedźmy, niekiedy też mistyczki, zazwyczaj na tle ciągle żywej ukraińskiej kultury ludowej, jej wierzeń i tradycji. Dla mnie interesujące wydaje się nie tylko to, o czym ukraińskie poetki piszą, ale również, o czym nie piszą. Rzadko bowiem pokazuje się kobietę jako jednostkę, w oderwaniu od mężczyzny i rodziny, rzadko pisze się o relacjach kobieta – kobieta (chociażby matka – córka czy kochanka – kochanka), o cielesności lub przemocy seksualnej. Intryguje mnie też, jak można byłoby rozprawić się ze stereotypami Ukrainki-handlarki, Ukrainki-emigrantki, Ukrainki-prostytutki czy z tematem uzależnienia od dobrego wyglądu (za symbol niech tu posłużą niebotycznie wysokie obcasy stukające po ukraińskim bruku, niezmiennie zwracające uwagę przyjezdnych).

O tym, co się wybiera i czego się nie wybiera
Wybór czterech (tylko czterech) autorek, które podejmują w swojej poezji szeroko rozumiane tematy kobiece, był niełatwy. Ostatecznie zdecydowałam się zaprezentować po jednej poetce z każdego pokolenia: od tych urodzonych w latach 80. po te urodzone w latach 50. Najbardziej oczywisty wybór padł na Oksanę Zabużko – najgłośniejszą współczesną ukraińską pisarkę, która od lat 80. wierszem i prozą portretuje właśnie kobiety, co ważne – kobiety-Ukrainki, bo nakreśla zazwyczaj tło społeczne. W gorzko-ironicznej, często rozbuchanej i emocjonalnej stylistyce pokazuje swoje bohaterki w trudnych zazwyczaj relacjach z mężczyznami, miotające się między pragnieniem miłości a pragnieniem wolności, między czułością a nienawiścią, niewychodzące jednak zazwyczaj z roli kochanki czy żony. Zabużko dotyka też trudnych tematów społecznych, takich jak na przykład molestowanie seksualne (autobusowy ocieracz z wiersza „Droga do piekła”) czy kult atrakcyjnego wyglądu: „To męstwo być brzydką (wiem, że ja bym nie mogła!)” (z wiersza „Portret kobiecy w odwróconej perspektywie”). Relacje kobieta – mężczyzna w podobnie gorzki sposób opisuje też jedna z najważniejszych poetek urodzonych w latach 70. – Hałyna Kruk. Jej bohaterki to nierzadko kobiety udomowione: sprzątające, szyjące, chodzące po kuchni „w rozdeptanych kapciach” i snujące niewesołe refleksje, ale bojące się jednak „wypaść donikąd”. „Wypadnięciem donikąd” okazuje się też wyjazd z kraju opisany w wierszu [„chowając wielkie w małym…”], bardzo prawdziwie pokazującym upokarzający proces przekraczania ukraińskiej granicy, tu akurat: ukraińsko-polskiej. Tematyki przemocy wobec kobiet dotyka też Ludmyła Taran (wiersz [„Jako nastolatka…”], pośrednio też „Ona”), ale główny motyw jej zamieszczonych w antologii wierszy, nie tak często w poezji ukraińskiej podejmowany, to obserwowanie stopniowego starzenia się ciała i przymierzanie do odejścia. Starość pojmowana jest tu bardzonaturalnie – do całkowitego zespolenia się z przyrodą: ze skałami, gliną, drzewami – „do pełnego zniknięcia,/ do pyłu i prochu”.W intymne relacje z przestrzenią wchodzi też najmłodsza poetka tego wyboru, Julija Stachiwska, która widzi subtelne podobieństwa i starannie ukryte związki między rzeczami czy zjawiskami, wydawałoby się, zupełnie nie do połączenia. Jej odczuwanie otaczającego świata jest tak miłosne i zmysłowe, że pojawiający się jakby mimochodem mężczyzna zdaje się być tylko pretekstem do opisania głębszego i bardziej niezwykłego związku.

Ciekawych ukraińskich poetek, które mogły się znaleźć w tej antologii, jest więcej. Tych, którzy chcieliby dowiedzieć się, jak piszą o kobietach (i nie tylko o nich) na przykład Marianna Kijanowska lub Oksana Łucyszyna, odsyłam do antologii Cząstki pomarańczy. Nowa poezja ukraińska, a tych, którzy chcieliby poznać wiersze na przykład Chrystii Wenhryniuk czy Albiny Pozdniakowej – do antologii 30 wierszy zza granicy. Młoda poezja ukraińska.

Julija Stachiwska

verde

nasze spotkanie przypomina dwa ptaszki –
które tej wiosny po raz pierwszy umawiają się żeby zbudować gniazdo –
najpierw wstydliwie a potem coraz bardziej żwawo
a obok parkan zdejmuje miękką rękawicę mchu
i znajdujemy słomki słów
zielony wiatr zagląda do ich środków
na brzeżku chodnika burzy się od samochodów
usiłujemy nazwać kolor wody pod mostem
jest jeszcze ślepa – mówi ktoś – jak kociątko
patrzysz na drzewo jakbyś miał pączek zamiast serca
ja spokojniej – u mnie na lewej nodze rośnie pęd
już wiem kim będę tego lata

imiono

zielona butla czerwca ze spróchniałym korkiem upału
stoi na samym wierzchołku góry i błyszczy: pancerzami dachów
oknami mieszkań szeleszczącymi zakładkami drzew między kartkami ulic

wiesz – lato ma imię cydrowe i kiedy potrząśnie się – wybucha
jabłkiem miasta gruszą kopuł popcornem zapachów

znaleźliśmy tę flaszkę na górze w cieniu łagodnego krzewu
i spojrzeliśmy przez brzuchate dno czerwca i wymówiliśmy go

kocie piramidy uszu w trawie zobaczyliśmy i popłoch mrówek
koło murów naszych nóg i udawany spokój miasta na lewym brzegu

mężczyzna wyrywa nogą krwawnik kobieta łapie ustami przytulię
dziecka na razie nie widać – siedzi w nieznanym kwiatku
i pszczoła łaskocze łapką jego niezapylone imiono

(tłum. Aneta Kamińska)

 

Hałyna Kruk

***

z rzadka przychodzi do mnie skazana na śmierć Czeczenka,
siada z brzegu stołu i długo rozmawiamy o dzieciach
bo o czym jeszcze mogą rozmawiać kobiety
z takimi rozjaśnionymi twarzami
– mój wczoraj po raz pierwszy zapytał o śmierć – mówię jej –
i plącząc się, próbowałam wyjaśnić mu, czemu
– mój mnie zrozumie bez żadnych wyjaśnień – mówi ona –
wiesz, one teraz tak szybko dorastają
do pierwszego strzału…
– jak do pierwszej komunii – myślę sobie,
ale to już z naszej – softwersji – wieczności
tak często staramy się wychować naszych synów na pogodnych,
że ostatecznie umierają z powodu utraty godności
à la guerre comme à la guerre –
          mówi ona z doświadczenia swojej filologii francuskiej
i historii Czeczenii
i nie mam jak zaprzeczyć jej z doświadczenia swojego ukraińskiego,
przeciążonego niedorzecznymi przyrostkami zdrabniającymi
i ogólnymi znakami miękkimi
tak solidnie uczymy naszych synów politycznej poprawności,
że ostatecznie umierają z powodu nijakości
– świat nie pozostawia nam żadnego innego wyjścia –
mówi ona na pożegnanie
i ja poprawiam jej włosy, które wysunęły się
przepiękne czarne włosy
pod mocnymi wojskowymi butami –
przegrana rola matki
w kasowym rosyjskim musicalu

Kobieta o imieniu Nadzieja

Cztery miesiące z rzędu szły deszcze,
zgniatając zasiewy,
obijając sady,
szły jak poborowi,
starannie podlewały przydrożne krzewy,
przeciągały jak mogły
swój wymarsz na cudzą wojnę.

I nikt z nas nie wiedział,
gdzie naprawdę znajduje się strefa działań bojowych
i nie wyobrażał sobie realnych rozmiarów strat.
Ale dla podniesienia ducha
przybyła do nas kobieta o imieniu Nadzieja,
która w ogóle nie zamierzała umierać.

Każdy mężczyzna, powtarzała,
ma swoją osobistą wojnę
i rozgrzaną broń w rękach,
którą jest gotów trzymać do śmierci,
a wygrana – jej jest wszystko jedno z kim
ona jest jak kurwa
ona
nie należy do nikogo.

I słuchaliśmy,
jak w jej gardle przetaczają się grzmoty,
kiedy nam śpiewała
swoje dziwne marsze i kołysanki,
i w każdej kropli jej dezynfekującej śliny
była trucizna miłości.

Bo u każdej kobiety,
mówiła,
bywa taka miłość,
która osuwa ją na kolana,
wpycha lufę do ust
i – nie zabija.

I wtedy idą przez nią deszcze,
za rotą rota,
żeby zmyć jej krew.

(tłum. Aneta Kamińska)

Ludmyła Taran

***

Jako nastolatka
dusiła się od ataków astmy
i paznokciami drapała sobie szyję
z bezsilności i stalowego strachu.
Dusiła się po cichu – żeby nie zbudzić rodziców! –
wyciągała inhalator spod poduszki,
żeby nie brzęknęły metalowe poręcze łóżka lub
nie skrzypnęła siatka z łańcuchów.

Najczęściej
to bywało w nocy, kiedy wszyscy już spali i księżyc
rzeźbione cienie drzew rzucał na szyby,
i kłuł ją w serce tęskną igłą
stalowego strachu i nieznośnej śmierci. Oto i ona, tuż obok.
Nikt
nie znał przyczyny.

Ona lubiła
sama błądzić po parku, starym, zaniedbanym,
gdzie liście przelewają się światłocieniem i szeptem,
gdzie głusza wołała i przywabiała –
i żadnego strachu,
tylko trawy i tajemnice – do pozaziemskich zmierzchów.

On
zza pleców złapał, okręcając warkoczem jej szyję –
ani słowa, ani krzyku. Podrzucił na ręce, poniósł
w gęstwinę pralasu, nieznane, zimne
bezludzie, wilgotne
chciwe wnętrzności milczącej przyrody,
gdzie nad nią zamknęły się korony już czarnych stalowych drzew.
Serce potoczyło się z piersi, zatrzymało się w trawach.
On
uciekł: coś go przestraszyło w ostatniej chwili.
Może anioł jej stróż z mieczem świetlistym?
Z ciężkimi oczami, ustami do krwi zagryzionymi,
z rozplecionym warkoczem
wydostała się. I długa była
ta droga do domu, choć biegła
jak mogła i kolana dzwoniły ze strachu.
Ale –
nikomu nic. Nigdy.
Komu opowiedzieć, jak daleko była –
mogła nawet nie wrócić…

***

Z każdym rokiem coraz bardziej stajesz się Brzeginią(1):
z wielkim brzuchem i obwisłymi piersiami,
rękami skrzyżowanymi i opuszczonymi w dół,
przykrywającymi to miejsce, z którego
wyszły na świat wszystkie twoje dzieci i gdzie
chował swoje chucie i strachy
twój mąż.

Kamieniejesz bezpowrotnie. Jeszcze trochę –
i postawią na mogiłę, kurhan, dotąd
cudem nierozorany,
ciebie – ze startą twarzą, bez cech szczególnych,
na straży wieczności.
Komu co do tego – czym żyłaś,
o czym nikomu niczego nie powiedziałaś?
I czy widziano cię za życia –
niewidzialną, rozlaną po dzbankach, bidonach i kuflach,
rozwianą w prześcieradłach, przygarbioną na polach?
Kamieniejesz coraz bardziej,
nie poznawszy jednak siebie –
za to oni klękają przed tobą
i nazywają BRZEGINIĄ.

(tłum. Aneta Kamińska)

______________________________________________________________________________________________________

1) Brzeginia (brzeginka) – w mitologii słowiańskiej pierwotnie żeński demon zamieszkujący brzegi rzek i pilnujący ukrytych w ziemi skarbów. Później brzeginie zaczęto utożsamiać z rusałkami (przyp. tłumaczki).

 

 

Agnieszka Będkowska-Kopczyk
Poetki z południa słowiańszczyzny. Portret słoweński w odwróconej perspektywie

Kiedy dwadzieścia lat temu rozpoczęłam swój romans z poezją słoweńską (głównie na seminariach języka słoweńskiego), na scenie literackiej obecne były przede wszystkim dwie współczesne poetki: Svetlana Makarovič i Maja Vidmar oraz Lili Novy, autorka z przełomu XIX i XX wieku. Około 2000 roku w słoweńskiej poezji nastąpił przewrót, który postrzegam dwojako. Po pierwsze: do głosu doszło młode pokolenie (głównie roczniki 70.), które nie tylko intensywnie publikowało swoje utwory poetyckie, ale także promowało poezję słoweńską i zagraniczną, zakładając wydawnictwa czy organizując festiwale poetyckie (np. Dni Poezji i Wina). Po drugie: na słoweńskiej scenie literackiej zaczęły coraz częściej pojawiać się poetki (roczniki 70. i starsze), takie jak: Barbara Korun, Taja Kramberger, Lucija Stupica, Katja Plut, Ana Pepelnik, Jana Putrle Srdić i inne. Jak piszeAlenka Jovanovski w eseju Tu i teraz: reinwencja współczesnej poezji kobiet, dopiero po roku 2000 współczesna poezję kobiet przestano traktować jako zjawisko marginalne. Stało się to, jej zdaniem, za sprawą bardziej lub mniej świadomego działania samych kobiet. Kobiet-krytyczek literackich, kobiet-literaturoznawczyń i wreszcie kobiet-poetek, które zajmują się jednocześnie tłumaczeniem literatury z innych języków, literaturoznawstwem i innymi dziedzinami nauki. Współtworzą one interdyscyplinarną dyskusję na temat twórczości kobiet i ich miejsca w społeczeństwie i kulturze. Ponadto można sądzić, że także kontakty z autor(k)ami i literaturami innych krajów ośmieliły poetki słoweńskie do odważnego prezentowania swojej wizji świata i twórczości.

Głosy autorek prezentowanych w tej antologii łączy styl daleki od patosu czy tkliwości. Barbara Korun w swojej poezji pozwala przemawiać postaciom ze współczesnej i dawnej mitologii. Opisuje odczucia człowieka postawionego przed dylematami moralnymi, zawieszonego między wiernością sobie a wiernością ideologiom czy wzorcom kulturowym, w których jest uwięziony. W subtelny sposób opisuje przejawy współczesnego totalitaryzmu. Nie ulegając retoryce aktywistycznej, namawia czytelnika do zastanowienia się nad kondycją etyczną świata. Nataša Velikonja, z wykształcenia socjolożka, to poetka społecznie zaangażowana w słoweński ruch lesbijski. W swoich wierszach opisuje doznania kobiety, która kocha i pragnie być kochana. Nie jest to jednak poezja miłosna. Autorka opisuje życie w konflikcie z normami społecznymi, próby ucieczki od konwencjonalności i przewidywalności, zmagania ze społecznymi skutkami homofobii czy doświadczenie bezdomności w obcym mieście. Ironia pomaga jej rozprawiać się z ludzką małostkowością, nienawiścią i stereotypowym myśleniem. Jej wiersze „dzieją się” w stolicy Słowenii – Lublanie. Autorka prowadzi nas po jej ulicach, wymienia landmarki znane dobrze zarówno lublańczykom, jak i tym, którzy poszukują tam czegoś więcej niż uroczych zaułków. Wśród tych miejsc szczególne znaczenie dla autorki ma Autonomiczne Centrum Kultury Metelkova mesto, gdzie mieści się zarówno Biblioteka Lesbijska, którą współtworzyła i w której pracuje, jak i kluby kultury alternatywnej, na przykład lesbijski klub Monokel, w którym toczy się życie towarzyskie i kulturalne. Alenka Jovanovski w Słowenii znana była do tej pory przede wszystkim jako krytyczka literacka. Jako poetka zadebiutowała dopiero w 2012 roku. Jej poezja dotyka kwestii związanych z aktem tworzenia (poezji, obrazu), szukaniem prawdy, sprawiedliwości. Porusza także aktualne problemy społeczne i polityczne. Wybór czwartej autorki, Lidiji Dimkovskiej, może zostać uznany za kontrowersyjny. Jest bowiem Macedonką, która mieszka w Słowenii i pisze po macedońsku. Jednakże, jak mówi w wywiadzie, który ukazał się w „Panoramie Kultur”, jest pisarką macedońską, ale jednocześnie także słoweńską. Dimkovska porusza tematy związane z życiem na pograniczu dwu i więcej kultur, życiem zmuszającym do ciągłego poszukiwania tożsamości i konfrontacji z wyobcowaniem. Wiersze publikowane w tej antologii przetłumaczone zostały z języka macedońskiego (wzięłam pod uwagę także ich przekłady słoweńskie Aleša Mustara). Włączając je do niniejszej antologii, kierowałam się założeniem, że poezja powstająca na styku dwu kultur powinna należeć do obu tych kultur jednocześnie.

Prezentowany w tej antologii wybór wierszy czterech autorek oczywiście nie może wystarczająco przybliżyć obrazu świata, jaki wyłania się z poezji pisanej dziś przez Słowenki. Jest jedynie kolejnym krokiem na drodze do dialogu kultur.

Barbara Korun

Hannah Arendt w raporcie z procesu Eichmanna
Jerozolima, Izrael, maj 1962

Poezja tu nie wystarcza.
Ponad tysiąc stron raportów.
Każde słowo poprzedzone imieniem.
Każde imię to człowiek: ciało i dusza.
Każdy niech odpowiada za to,
co powiedział, co uczynił.
Nie przed Bogiem, przed ludźmi.
Przed sędziami.

Tu nie ma miejsca dla poezji.
Tłoczą się paragrafy, zasady, artykuł
za artykułem. Ustawy, konstytucje,
rezolucje, poprawki.
Beznadziejna próba – jedyna, która się liczy –
by zobaczyć zło, skojarzyć je z imieniem,
imię z osobą, osobę postawić przed sądem.
Cierpliwie podążać za każdą krzywą liter,
żeby cel nie umknął nam sprzed oczu.
Zapomnieć o własnym bólu.
Ograniczyć zło. Tylko to.

Nie, poezja tu nie wystarcza.
Ale to właśnie z niej bierze się światło,
które potrafi unaocznić zło.
Jedynie dzięki jej dokładności
jestem w stanie oddzielić warstwy
rzeczywistości osobistej i powszechnej,
podążać za niebywałą powierzchowną
zależnością przyczyn i skutków.

Rozpadły mi się wszystkie systemy sprawiedliwości.
Rozpadł mi się język.
Odtwarzam go,
cierpliwie, dokładnie,
strona za stroną, strona za stroną.
Język nie jest mi potrzebny,
żeby być sobą.
Blizna na języku
pomaga mi,
świadczy czujnie.

Gdy piszę, cały czas
podpowiada mi
niezgodności, niszczące absurdy,
rozwiązłe gry słów
i losów, całą paletę niesamowitości;
z dziką, niepowstrzymaną siłą
wyrywa mi z rąk prawdę
i zwraca mi ją taką samą, lecz zmienioną:
z cieniem, niewymierną, głęboką
i drżącą;
dopiero ta prawda rzeczom nadaje kształt,
działaniom znaczenie.

(tłum. Agnieszka Będkowska-Kopczyk)

Nataša Velikonja

*

Siedzimy więc jesienią przed galerią škuc po odwołanym okrągłym stole na temat pozarządowych organizacji feministycznych i przychodzi pani profesor z uniwersytetu i pyta mnie, no, nataša, jakimi to projektami się teraz zajmujesz?, mówię, no, biblioteka jakoś się kręci, ale lesbo znów stoi. patrzy na mnie jeszcze przez chwilę, po czym odwraca się do drugiej, całkiem do niej podobnej, która też wykłada na uniwersytecie w lublanie, i pyta ją, no, twoja córka w przyszłym roku idzie na uniwersytet, co wy na to? trzeba ją posłać gdzieś daleko, na jakąś porządną uczelnię. wieczorem na otwarciu miasta kobiet oglądam sobie

utajone lesbijki siedzące w pierwszym rzędzie, wszystkie z uniwersytetu w lublanie,

ubrane inaczej niż wtedy, gdy przychodzą do monokla lub na metelkovą. uniwersytet jest inny i cankarjev dom jest inny, i pierwszy rząd jest inny.

*

pamiętacie miasta i czerwony album s’ vetrom uz lice? w tamtym czasie słuchało się muzyki na tanich czarnych twardych plastikowych kwadratach, adapterach iskry. wszyscy je mieliśmy, były dwa modele, jeden był czarny i chropawy, drugi gładki, te gładkie

były droższe. wystarczyło na taki popatrzeć, a już się psuł. ten od mitji miał poza tym rozdwojoną igłę. może wszystkie igły iskrytakie były, tak czy inaczej, pierwszy kawałek na płycie natychmiast rozbruździłam. rozbrużdżony został przegrany na kompakt i rozbrużdżony

będzie na wszystkich kopiach, które daję w prezencie przyjaciołom.

pocałunek lustra

*

mam nadzieję, że piszesz tanie opowiadania. mam nadzieję, że osiągnęłaś wolność w swojej fantazji. Mam nadzieję, że marzysz o krótkim spotkaniu, o ponownie odnalezionej ekstazie i patetycznym pożegnaniu. mam nadzieję, że marzysz o nocnej wizycie nieoczekiwanej kochanki. mam nadzieję, że marzysz, że mogłabyś być jej nieoczekiwaną kochanką. mam nadzieję, że jesteś obca w miłości.

(tłum. Agnieszka Będkowska-Kopczyk)

Lidija Dimkovska

Różnica

Jezusolodzy, Allacholodzy,
Stambuł nie ma współczesnych.
Tu wszystko jest profesjonalne,
papier toaletowy, pralka,
winda, mikrofon, masa ciała.
Po drugiej stronie ideału umysł jest okradzionym sejfem,
co przechowuje wyłącznie ból.
Mieszkam obok świątyni, wypełnionej urządzeniami klimatyzacyjnymi
jak spóźniona świnka u staruszków.
Przez domofon ciągle ktoś pyta,
czy tu mieszka akordeonista.
Może wie stróż flag –
jednej czarnej, rozdartej przez domowe zwierzaki,
która wije się z balkonów samobójców
i drugiej państwowej, wyblakłej od prania,
która wije się z okien morderców.
Między życiem a śmiercią życie nie ma żadnej gwarancji,
jedyny serwis naprawczy jest w nas samych.
Czasem gorąco pragnę być inwalidą wojennym,
leżeć na ręczniku plażowym z obrazkiem nagiej laski,
Szwedki, co przyjechała z Czerwonym Krzyżem.
Ale to na nic, by spędzić taki dzień, potrzeba całego ciała,
w nocy wystarczy tors. Obojętnie, którą ręką się przeżegnam,
cztery strony świata
nie trafią w serce.
Zabezpieczę je napisem na koszulce,
z głową Che Guevary albo lekcją religii:
Taoizm: Shit happens.
Buddyzm: It is only an ilussion of shit happening.
Islam: If shit happens, it is the will of Allah.
Świadkowie Jehowy: Knock, knock: shit happens.
Chrześcijaństwo: Love your shit as yourself.
Na akordeonie potrafię zagrać tylko jedną piosenkę,
ale nawet ona jest remakiem historii.
Wymaz mojego chorego królika wysłałam do Wiednia,
chorego świętego – do Rzymu.
Każda część zamienna wraca do domu
w obcym samochodzie, jak Ingeborg Bachmann.
Istnienie, wyciągnięte w karawanie,
przed którym na drugiej stronie szkła chylą kapelusz
i do którego machają, jak wtedy, gdy się rodziło: Pa, pa.
Gdy ukochany wrócił ze Stambułu z żółtymi pigwami,
Fatima z tamtego świata uśmiechnęła się do niego kwaśno.
Różnica między człowiekiem a Bogiem, mój drogi, jest tylko jedna:
Człowiek najpierw znajduje, potem traci.
Bóg najpierw traci, potem znajduje.

Dusza narodowa

Od kiedy mój brat powiesił się na kablu telefonicznym,
mogę z nim długimi godzinami rozmawiać przez telefon.
Przez cały czas wciśnięty jest guzik Voice,
żeby miał wolne ręce
i mógł naklejać nimi plakaty na bożych słupach,
i wzywać do zaciętej debaty na temat:
Czy dusza ma narodowość?
Trzęsiemy się oboje z podniecenia, badamy,
ja na tym, on na tamtym świecie.
Nauka udowodniła na przykład, że nie ma już rosyjskiej duszy,
że ten, kto śni o aniołach, depcze je po śmierci jak cień.
Może istnieje jakaś dusza turecka, chrzęści w słuchawce mój brat,
bo co rano słucha gwizdania czajnika Nazima Hikmeta,
jeszcze zanim zaczyna pchać wózek z rogalikami
do ziemskich bram. Kupię ci jeden dla duszy.
A potem milczy zdyszany. I szukamy duszy macedońskiej
wśród tablic rejestracyjnych na bożej drodze Wschód – Zachód,
w pudłach tekturowych z napisem Nie otwierać! Geny!,
noszonych na plecach przez przezroczyste trupy.
Więc nie można opierać się na trupach.
Trupy to nielegalni imigranci,
przedzierają się do obcych krajów ze swoimi zapuchniętymi organami,
wystającymi przez otwory w ciele wyrostkami na kościach,
wykopują sobie ostatni grób.
Tam wdają się w ostatnią awanturę
o niebo narodowe
i duszę, która nie już jest niczyją własnością.
Zwiększa się liczba ludzi bez dusz, dusz bez imion.
W autobusie nie ustępują sobie miejsca, odchodzą daleko samotnie,
szukają się przez pośredników, bez skutku.
Narody obrzucają się jajkami.
Mojego brata nachodzi zwątpienie. Ja staję się A.-narodowa.
Łączący nas kabel telefoniczny
wyślizguje się z przepoconej ręki,
przyciąga telefon do ściany i wciska się do gniazdka.
Czemu nigdy nie uruchomiono telefonu zaufania
dla nieszczęśników z tamtego świata?
Czemu nie umiem zagrodzić komuś drogi do śmierci?
Podobnie jak mój brat, ja też już od dzieciństwa szukam dziury w całym,
odkrycia za wszelką cenę, demaskacji znaczenia.
Dusze ludzi szukających dziury w całym
kończą na trzy sposoby: powieszone na kablu telefonicznym,
w ciałach poetów albo na oba sposoby razem.

(tłum. Agnieszka Będkowska-Kopczyk)

 

 

Zofia Bałdyga
Sąsiadki. Portret czeski w odwróconej perspektywie.

Jako kobieta, poetka i tłumaczka chętnie zaglądam do ogródków sąsiadek. Głównie do tego czeskiego. Ciekawi mnie i frapuje, jak i o czym piszą Czeszki. Obserwuję to już od kilku lat. Podpatrzyłam kilka rzeczy, którymi chciałabym się podzielić z czytelnikiem.

[…]

Obserwacja 3.

Poezja kobieca w Czechach istnieje i ma się dobrze, bez względu na to, czy, ile i jak się o niej mówi. Czy się krzyczy, czy mówi szeptem. Kiedy powstał pomysł stworzenia antologii poezji Słowianek, wydawało mi się, że znalezienie czterech autorek, które zostaną w niej zaprezentowane (wybierając przynajmniej 10 wierszy!), będzie stanowiło nie lada kłopot. Poezja kobieca nie jest przecież w Czechach popularna, a scena literacka jest odpowiednio mniejsza niż polska. Pomyliłam się. […]

Obserwacja 4.

Poezja kobieca w Czechach istnieje i jest różnorodna. Tego stwierdzenia nie będę bronić, niech broni się samo. Starałam się wybrać autorki jak najbardziej odmienne, osobne. Są wśród nich dwie tłumaczki, obracające się w bardzo różnych kontekstach kulturowych (od Brazylii do Polski). Kobiecość w ich tekstach ma bardzo różne twarze. Twarz córki, matki, kochanki, małej dziewczynki, staruszki, siostry. Różne ciała. Szorstką fakturę.

Kateřina Rudčenková

Wiersz dla V.W. i S.B.

Byłam raz z wizytą u rzeźbiarza K.,
jego żona o łagodnej twarzy
nalewała nam herbatę z białego dzbanka
przy wielkim owalnym stole na tle białych ścian.

Rozmyślałam, jaki jest los tej kobiety
poza dogadzaniem gościom rzeźbiarza
i poza tym, że zapewne jak
każda żona każdemu mężowi
– ale nie wiedziałam tego na pewno –
urodziła mu dwoje dzieci, które wychowała,
podczas gdy on poświęcał się sztuce.

Lubię zupełnie gołe ściany, powiedział K.,
i rzeczywiście, były całe białe.

Jesteśmy wolne czy może coś nami
rządzi, kiedy śpimy?

Indolog opowiadał, że pytania tego rodzaju
są błahe, przecież hinduskie kobiety
chętnie, z własnej woli i dla własnego dobra
podążają za zwłokami swoich mężów
na płonące stosy.

okres czerwony, okres pomarańczowy

I
dziecko jest bladobiałe, dzieciństwo pnącozielone i niebieskie,
tęczówki, fifki, kulki, dołki
potem dojrzewanie: czarny przewrót, srebrne paznokcie i wargi,
brązowa, zakrzyczana w piersi pustułka

II
kolejnych dziesięć lat w potrzebie nasyconej czerwieni,
rubinowe wabienie płci przeciwnej, podróże na parowcu,
namiętni marynarze
pachnący magnetycznie seksownie,
uziemieni na brzegach, ucieczka przed krwią i ładunkiem
kobiecości na podstarzałych taczkach,
które uda ci się z powodzeniem wdusić w ziemię
zasypać wszystkie te trupy oderwanych przodkiń
i mamy spokój,
ekshumacja dopiero po twojej prześwitującej śmierci

III
kolejnych dziesięć lat: potrzeba pomarańczu,
zmiennego morskiego niebieskiego i oddali,
turkus, ametyst, szafir, akwamaryn
i pełne nadziei kołysanie na falach,
wygrzewanie się na przybrzeżnym słońcu
pod pełnym zrozumienia sklepieniem z szacunkiem oddalonych mew
co dalej?
żółty przez ramiona,
na które przez pięć lat z poświęceniem przysiadają owady:
dopóki starczy im sił,
włochatymi nóżkami odpychają od ciebie czas

IV
na starość klasycznie: róż, uff!
na tej powabnej kiedyś głowie nagle czyjeś
ogromne uszy, kalafiorowaty nos i niebieski ton,
piętro niżej wrzecionowata broda
moherowe piersi
i niestygnąca dobroć starych,
bo co innego pozostało
niż być dobrym, kiedy nie jest się już ładnym i pachnącym

V
mroczna czerń, pył wulkaniczny nad Europą,
całun i masa patchworkowych koców,
krepowych poszewek,
prześcieradeł frotte i pierza
na wszelki wypadek

delikatna, ledwie wyczuwalna wściekłość smoków,
że ich wiatr i święta nieba przeminęły

Przyjdź zmroku

Dogasający wieczorny prąd ludzi
słabnące światło ustępujące z ulic
Nie chcę się zestarzeć jak kobieta przy sąsiednim stole
jej zmarszczki są głębokie jak wzór na swetrze
jej partnera
nie chcę się zestarzeć jak kobieta przy drugim stole
jej włosy przypominają perukę bardziej
niż peruka mogłaby przypominać włosy
nie chcę żeby twarz zgubiła mi się na wystawie u optyka
w ogóle nie chcę swojej cielesności która uciska mnie
jak niewygodna kajuta
tych wściekłych ludzi i wraków ja między nimi
nadstawiająca ciało słońcu
a życie przypadkowym interpretacjom

(tłum. Zofia Bałdyga)

Marie Šťastná

***

Cztery stopnie przed progiem
są jakieś miny przeciwpiechotne
Dzisiaj też dotykam dwoma palcami
dwóch płytek pośrodku
jakbym wyłączała alarm dziecięcego strachu

Matka zaklina przestrzeń mieszkania

Czarne
białe
czarne
białe
czarne
nie kapie
bóg z tobą

***

Ja też miałam
złote po kolana nóżki
po łokcie srebrne rączki
a na każdym włosku błyszczącą perełkę

Klaskało się

potem prababcia rozłożyła ręce
i powiedziała takiej cię bóg nie stworzył
złupiłaś to po drodze

Sprawdzałam zęby
prawdziwość swoich rąk i nóg
i do dziś nie wiem jak to się stało
że ugryzłam się do mięsa

***

Patrzyłam na nią
jak podpiera brodę i patrzy w pustkę
Teraz wiem że nie myślała o niczym
co by przekroczyło wieczór
albo kolejną godzinę

Po obudzeniu mówiła:
Ręce zrobią ci się szorstkie
Musisz bywać w nocy w domu
inaczej mąż będzie cię zdradzał
A jeśli wyjdziesz za murzyna
będziesz mieć dzieci w paski

(tłum. Zofia Bałdyga)

 

 

Teksty pochodzą z antologii Portret kobiecy w odwróconej perspektywie. 12 poetek z Czech, Słowenii i Ukrainy, która niebawem ukaże się nakładem wydawnictwa „Fa-art”. Wybór i przekład z jęz. czeskiego: Zofia Bałdyga, z jęz. słoweńskiego: Agnieszka Będkowska-Kopczyk, z jęz. ukraińskiego: Aneta Kamińska.

Aneta Kamińska, Agnieszka Będkowska-Kopczyk, Zofia Bałdyga

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |