Prekariusz boi się rewolucji

Klip Oli Wasilewskiej do wiersza Michała Łukaszuka powstał w ramach projektu „Literatura jak fotosynteza”, Jazdów 2016.

 

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby przestać pracować za darmo

Boi się, że odbiorą mu jego bezpłatne wolontariaty i staże w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, gdzie w końcu może dokonywać arcyciekawych reasearchów, wyręczając kuratorów

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby przestać parzyć kawę i robić laskę prezesowi

Boi się, że już nigdy nie pójdzie na nudny bankiet, gdzie w końcu może się najeść za tyle, za ile zwykle pracuje, czyli za darmo

Prekariusz boi się rewolucji, bo jest szansa, że parmezan i kozi ser, który zwykle kradł z Biedronki, będzie mógł zwyczajnie kupić

Prekariusz boi się rewolucji, bo będzie się musiał zacząć leczyć, pozna wnętrze przychodni i dowie się, co ma we krwi, a tak mógłby spokojnie być zdrowym, niezatrutym lekami niewolnikiem

Prekariusz boi się, że nigdy więcej nie będzie musiał przeprowadzać się z wynajmowanego pokoju na Białołęce, gdzie za 700 zł ma cudowną, wspólną łazienkę z rodziną, która czyta książki o Murzynach, do innego pokoju w Rembertowie, gdzie z depresji wyrywa go na chwilę wspaniała oferta bycia statystą wirtualnej symulacji chorego gardła w reklamie Cholinexu

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby stracić ten nieziemski dreszczyk, tę adrenalinkę, kiedy idzie do toalety w barze z pustym kuflem by przelać tam własne piwo, dzięki czemu nie musi łoić tych rzemieślniczych i legalnych

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby czytać książki, które go w końcu interesują w jakimś przyjemnym apartamencie, a nie chodzić na konferencje Czy Mickiewicz mógł jeść bez glutenu? tylko po to, by zjeść wegańską kluskę z kateringu, za który musi zapłacić tyle, ile zwykle dostaje na czysto do ręki czyli cudowne nic

Prekariusz boi się rewolucji, bo mogłyby upaść jego utopie, zatraciłby idee czystej pracy, pracy dla samej pracy, dla samej idei pracy, której nie zbrukają nawet pieniądze, jak wiemy, nie ma nic gorszego niż praca tylko dla zysku

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby płacić swój czynsz na czas, w cień odeszłyby te miłe dni, kiedy ratował się chwilówkami oraz innymi szemranymi kredycikami, z których poza rachunkami mógł spłacić jeszcze długi zaciągnięte na zakup ziemniaków i szampana

Boi się, że już nigdy nie będzie musiał pożyczać pięćdziesięciu złotych od ledwo poznanych osób, aby kupić papierosy, które również będą kiedyś kosztować pięćdziesiąt złotych, w tej lepszej Europie i mogą mu się okazać zupełnie nieprzydatne w nowych czasach, które już na zawsze pokonają stres, który tak toksycznie kocha

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby zacząć świecić własną twarzą w skompromitowanych mediach, odbierając nagrody za swoją ciężką, ghostwriterską pracę, ale teraz, na szczęście, cała odpowiedzialność spoczywa na jego zwierzchniku, to on musi przyjmować te idiotyczne odznaczenia oraz obrzydliwe, śmierdzące pieniądze za pracę prekariusza, produkować się w wywiadach z debilami i błyszczeć wściekle w świetle jupiterów

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby uzyskać silną tożsamość, dostęp do własnych praw i ich ochronę, możliwość rozwoju i zagranicznych podróży, akces do świata kapitału, który szybko by go zdeprawował i zabił wszelkie człowieczeństwo

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby zostać zniszczony kapitalizm kognitywny, dzięki któremu można nieustannie pracować za darmo, nawet w fikcyjnym wolnym czasie można lajkować posty pracodawcy, zakładać wydarzenia, generować symboliczny prestiż w digiświecie oraz cyzelować coraz bardziej nowoczesne i interaktywne projekty

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby stracić komfort elastyczności, spokój płynący z tego, że nie będzie musiał wykonywać żadnej pracy do końca życia, ba, że praca to święto i jak w ogóle się zdarzy zawsze będzie wykonywał ją z zapałem i na cudze szczęście za darmo

Prekariusz boi się rewolucji, bo mógłby przestać tylko oglądać szyldy restauracji i jedzących w nich gości, a zacząć moczyć usteczka w prosecco i zajadając stek z tuńczyka, biadać nad kondycją kapitału i jego postępującą alienacją

Prekariusz jest jak kot, bierze tylko tyle, ile mu dają

Rewolucja, tego nie robi się kotu

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |