Wiersze

***

Kłęby kurzu wyglądają jak różowe wstążki
z kampanii o raku piersi
To nieprawda że mamy umysł
umysł ma nas
to wykluczałoby determinację
wstawanie w takie dni jak ten
i wyciskanie świeżego soku dla dziecka
Nie raz mocowałam się z umysłem
na pięści ściskałam czoło
jego opór tężał w momencie próby
chciało mi się pić i budziłam się do dnia
kartka z wczoraj praca domowa post ucieka
autobus biegnie czas niebo maluje
usta w powietrzu

 

Kwadrat

Przyjechałam do matki
żeby porozmawiać
o tym czego nigdy nie powiemy
sobie przez telefon
podała piersi więc jem
Matka nie je patrzy
jak kwadrat zamknięty na głucho
wychodzę z tej ciszy
matka mnie goni
po wszystkich pokojach
zakrada się gdy śpię
włazi do snu odpala silnik
jak maniak na mrozie pcha
Mnie – popsutą maszynę
Wieczny kredyt
krach na giełdzie wielki
kryzys w całym domu

Daj znać jak dojedziesz bo ślisko

Jej elektryczne serce pali się
zawsze tak samo
mocno wciska we mnie klawisze
Żegnam się
nie tak umiem tylko
wyskrobać serce
na zamarzniętej szybie samochodu

 

Luxure

Zdejmij płaszcz
gorąc wyciska pot z pasków ze sprzączek
patrz jak puszcza sok jak pęka
lepkie powietrze
zdejmij ten dzień
noc zdejmij
i ten cholerny płaszcz
Niczego nie chcę
niczego nie chcę jeść

Opuść mnie na białe
opuść na czarne

Mocny jest czas i wina
nam nie trzeba
zdejmij swoje święte
prawa wodą zapisane
litery jak koniki szorstkiej karuzeli
kręcą cię bez przerwy
toczą się obłe czereśnie
jeszcze ciepłe jak krzyk
który wkładam sobie
do ust

 

Boa

Mam coraz dłuższy łańcuch
ale wciąż łańcuch
Gdy wracam do domu
mój pan luzuje pętlę
Nawet kolczatka jest pieszczotą
jeżeli mowa o wolności
nie boli
aż tak czekam
na zmierzch kiedy zamykam
czujne oko pana
zrzucam łańcuch jak boa
koci mam grzbiet i ciche łapy
schodzę jak ślepiec po omacku
do łóżka ciepłej ulgi
gdzie śpi pan gdzie oddycha
a oddech jego przygarnia mój sen

Nie zostawiłam za sobą żadnej łuny
chociaż wycierałam ręce o liście
a moje krzyki słychać było
w szkołach i szpitalach
może nawet stały się modne
jak dzwonki w telefonach nastolatków
jakbym nigdy nie miała domu

 

Przebijany

Szłam do ciebie z pietruszką do zupy
szłam najszybciej
minęłam kobietę bredzącą:
Trzeba śpiewać do kina chodzić bułeczki piec
faceta w żółtej koszulce:
Morska Warszawska Morska ja nie wiem kto popsuł licznik
minęłam babkę-bombkę w sandałach ze śniegu:
Nic się nie bój módl się do mapy
przejeżdżał koleś w lnianej marynarce
na rowerze z ampułek o kształtach kanciastych
i srogich jak jego twarz
czas jak mleko ma najszybszy transport panie
codziennie wypijam litr żeby iść
biec do ciebie przez pisk
dzieci na szklanym boisku wrzask
autobusów młotów i wycie psów przy szosach
Szłam do ciebie z pietruszką
nie wiem czy to ja dyszałam obrazkami
czy to one dyszały
mną samochody oddychały samochody
wolniej niż ja pruły
pociągi samoloty zostawały w tyle
głowy z tykającymi bombami czarne skrzynki snów
w miejscu gdzie się rozbiję
starta na proch
cholerna pietruszka
cholerna pietruszka

(2010)

 

***

Był koniec października
kobiety zbierały w pośpiechu
pranie z balkonów
szłam z pietruszką
zapomniałam o tamtym praniu
zapomniałam że kobieta pierze
brudy

(2018)

Anna Wieser

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |