Maria Cyranowicz
zachowaj bieżący format
(Agnieszka Mirahina, Radiowidmo, Biuro Literackie, Wrocław 2009)
a potem może zmień coś piszesz że jesteś jak zbłąkana kula to bardzo dobry obraz lotu przez wszystkie terytoria a w centrum pożądanie nie tylko ciała podążanie za czymś do początku od końca sama jesteś sobie winna te słowa to tłumienie dojrzałe prześwietlane obrazami napięć pomiędzy widzianym i niewidomym poszukiwanie miejsca w którym można mieszkać podróżować bez echa dawnych wojen bitew żołnierskiego potu na rękach dzieci nie ma jest ona i zawsze ty która się poddaje prywatnym oględzinom młodych wątpliwości godzinom nocnym bo czyhanie na grozę czułości i drżenie i drążenie koło wrót miękkości jak poezja ma z ciebie wyciekać sączyć się jak linijki wiersza maszerować w rytm fraz powtarzanych do wtóru klatek kadrów obejrzanych zdjęć byłam na tym pokazie norymbergi pamiętam jak za mną powtarzający się z zacięciem refren szwajne! masz rację leni będzie zawsze w tym najważniejsza liczy się tylko pociąganie jak magnes promieniowanie nasiąkanie złowrogim widmem a jednak jakaś delikatność w tym ciężkim uzbrojeniu odważna nieśmiałość brawury pewność wewnętrzna potencjału wyrazu
Agnieszka Mirahina
Bez konserwantów: noc benzynowa
wszystkie połączenia są nerwowe pięści gołe ciało
dostaniesz w brezencie delikatne jak pastel słuchaj
ostatnia stacja jest benzynowa
dzień tu przyjdzie od złodziei ta psia wachta czarna
noc zduszona sina czy trzęsiesz się wciąż tobołku?
swoim drobnym ciałem, swoją częścią miasta? słuchaj
ciało dostaniesz w brezencie linie lotnicze i papilarne ręce grzej
nad palnikiem czarne rdzawe sine twarde rękawice owiń i skręć
wysadzą cię na stacji. jakieś uwagi? odwagi. wszystkie stacje
maluje hopper. w taką noc tylko hopper maluje je wszystkie
Bramki
ale gdzie była nina? rano było już w formalinie ludzie kiwali się
szukali płaszczy zwijali jak sushi i tak zrolowani zwinięci
w nowy dzień po połowie żywi i martwi wszyscy przejdą przez
niebieskie bramki piszczące jak małe aniołki
a potem z bagażami znów niepoliczalni
nikt nie posegreguje śmieci całe tło się odetnie od nieba usta
odciśnie przyciśnie do ściany kobiety wykadruje ręce
(miały zimne ponieważ paliły) nocą
można jeszcze spokojnie poruszać się po szachownicy dzień
zniesie wszystko powinno się zrzucać do rzek w kawałkach
jak tuńczyka
dałabyś się pokroić? zawinąć w mięso jak w papier? jak
w biały dzień? zniesie wszystko i łąki nagle okażą się wysokie
kiedy nocą można jeszcze spokojnie poruszać się
ale gdzie była nina? a propos tych wszystkich białych plam i słońca
więc już chyba na ślepo
Breslau
światło mnie rozprasza. mogę pracować w półmroku
mogę przyciszyć głos, ale obraz pozostanie ten sam – plugawy
głos w końcu wezwie mnie do stołu, na głodzie, do pisania
nie zostanie mi podany żaden obiad, żadną ręką, za żadną cenę
zgadzam się być oświetlona tylko jedną lampką –
z wykręconą żarówką, jedyną kończyną –
to elektryczność, która mnie opuściła – która mnie jeszcze oślepi
powinno istnieć prawo zabraniające architektom wyjmować oczy
niestety – żyjemy w głębokim średniowieczu, którego przedpole
przyprawia o śmiech. jestem już stara i niewiele pamiętam, byle
demon we włosach roił się jak wesz i coś na ząb, wszystko
o sobie (wypowiedź, nie wiersz)
Łatwo mi mówić, że z natury jestem przeciwko wszystkiemu i wszystkim, ale gdyby ktoś przyparł mnie do muru, zapytał – przeciwko czemu właściwie – powiedziałabym – przeciwko zachowawczości w poezji i życiu. Co do techniki – mogę pisać o wszystkim, byle uchwycić to, co w muzyce nazywa się „flow”. Sprawność tekstu mierzę jego podobieństwem do ludowego przysłowia, czy reklamowego sloganu. Dlaczego odcinać się od tych środków, skoro używał ich już Homer? Chodzi o szybkość i siłę rażenia. Poszukuję siły wyrazu, lekkości, płynności, wielości skojarzeń, które płyną z konotacji, łączliwości wyrazów. Poszukuję w poezji także magii, sztuki perswazji. Jak ją rozumieć? Chodzi o bezwzględność języka. Te sztuczki stosował już wspomniany przeze mnie klasyk – elementarne zasady mnemotechniki, orientację na konkret, nie abstrakt i tak dalej. Jestem gotowa zrezygnować z bardziej rozbudowanych struktur logicznych, zarzucić treść. Treść należy do czytelnika. Treść należy też do języka, ja ten język tylko wprowadzam na salony. Mój język jest mięśniem w ścisłym tego słowa znaczeniu. Ale nie oszukujmy się – jak głupiec, rzecz jasna, piszę o sprawach ostatecznych. Tyle pod podszewką. Tyle o stylistyce i składni. Co do interpunkcji – zastanawiałam się kilka dni temu, czy użycie wykrzyknika w wierszu jest niestosowne? Z pewnością niezwykle trudne. Ja sama użyłam go tylko raz. Jeszcze nie spotkałam takiej sytuacji, żeby możliwe było użycie wielokropka. Myślę, że to przyjdzie. Poszukiwanie tego, jak można jeszcze mówić, jakich zakazanych użyć znaków i słów (wykrzykniki, albo słowa typu krew, Bóg, zachwyt, ciemność) zaprząta mnie obecnie dość mocno. Skoro i tak nie widzimy świata poza tym, co podpowie nam język, jest to jedyny sposób, żeby sobie ten świat odpowiednio rozciągnąć. Mówiąc głosem wyraźnym, czystym i mocnym – zaczynam takim głosem myśleć. Czyli jednak poezja zaangażowana.
Dodam jeszcze – zdaję sobie sprawę, że badacze zajmujący się kulturą oralną określają ją jako zachowawczą, jednak część moich literackich narzędzi należy już do epoki piśmiennej.
Agnieszka Mirahina
(1985) Poetka, absolwentka filologii rosyjskiej i polskiej na Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Wrocławskim. Wiersze drukowała m.in. w Dekadzie Literackiej, Ricie Baum, Lampie oraz biuletynie Kryzys. Opublikowała tom Radiowidmo (2009), stanowiący główną nagrodę w projekcie "Połów 2009" Biura Literackiego, którego zapowiedzią był opublikowany w 2008 roku arkusz Wszystkie radiostacje związku radzieckiego. Ostatnio wydała tom Do rozpuku (WBPiCAK, Poznań 2010). Obecnie mieszka w Warszawie.
Zobacz inne teksty autora: Agnieszka Mirahina