Wsio (?) – o poezji Elżbiety Michalskiej

Elżbieta Michalska (ur. 1971) mieszka od dziecka we wsi Złotoria (województwo podlaskie). Jest autorką czterech zbiorów poetyckich: Tu jest Tu, Tam jest Tam (Białystok 1999), Naszyjnik z grążeli (Białystok 2001), Tracowiny (Choroszcz 2001) oraz Wsio (Białystok 2009), laureatką wielu ogólnopolskich konkursów poetyckich oraz malarką-amatorką ilustrującą własne książki. Nie znam drugiej poetki (ludowej?), która w tak interesującej formie opisywałaby problematykę współczesnej wsi, a przede wszystkim napięć pomiędzy przestrzenią miejską i wiejską. Jest jeszcze jeden istotny wątek, który w tej poezji nabiera szczególnego wymiaru – liryczny zapis egzystencji samotnika i odmieńca, traktowanego zarówno przez wieś, jak i miasto z dystansem bądź mniej lub bardziej kamuflowaną agresją. W wierszach Michalskiej zresztą agresja i autoagresja pojawiają się wielokrotnie, będąc elementem z pozoru niezbyt intrygujących anegdot. Tak jest na przykład w wierszu „Do domokrążcy z firmy ajwon”:

michalska1

Nie używam żadnych kosmetyków,
rozumie pan, mydła nawet nie używam!
Nad moim łóżeczkiem jeszcze we wczesnym dzieciństwie
Anioł Stróż powiesił makatkę z wydzierganym hasłem:
– Świat ciebie nie chce, nie chciej więc świata!
[…]
Nie używam żadnych kosmetyków.
Żadnych maści na siebie nie kładę
po których miałyby wyrosnąć dziób i pazury,
najwyżej od czasu do czasu usteczka wysmaruję
czarnym skrzepem krwi i to wszystko.[1]

Twórczość bohaterki filmu dokumentalnego Takie ze mnie dziwadło[2] jest wyraźnie zabarwiona autobiograficznie (autorka nie stosuje tu zresztą specjalnego kamuflażu), dlatego w jej wierszach odnajdujemy ślady autentycznych wydarzeń: zmaganie się z dysleksją i własną nadwrażliwością, trauma niedopasowania i nieprzystosowania, doświadczenia wyniesione ze szkoły podstawowej i zawodowej, codzienność wsi. „Ja” liryczne, wyłaniające się z tych wierszy, jest zawsze podwójnie wykluczone: zarówno zewnętrznie (jako mieszkaniec wsi – przez stereotyp prowincji i jako „ja” twórcze – przez stereotyp twórcy jako Innego), jak i wewnętrznie, w grupie własnej (samotnik outsider, a w dodatku samotna kobieta – czyli wciąż funkcjonujący na wsi stereotyp starej panny).

michalska2

Michalska przygląda się w swojej twórczości jeszcze jednemu wymiarowi wykluczenia – stygmatowi biedy, powiązanemu wprawdzie ze stereotypem wsi, ale w przypadku poezji autorki Tu jest Tu, Tam jest Tam funkcjonującemu także niezależnie:

Wstydziłam się nędzy
do momentu kiedy
zaczęłam być z niej dumna.
Na bankiecie u wojewody
krewetki ożywają,
robactwo pączkuje
w sercach
biesiadników.[3]

Wykluczenie, jego wielowymiarowość i nieustanne stykanie się z dyskursem stygmatyzującym, dla którego kontrjęzykiem staje się poezja, jest dostrzegalne także w wierszu „Drogie dziecko”, który chciałabym zacytować tutaj w całości:

Zapytała mnie kiedyś pani doktor psychiatra
W poradni dla dzieci spóźnionych w rozwoju
– Drogie dziecko, powiedz co ostatnio czytałaś?…
A zresztą czy ty w ogóle umiesz czytać… Powiedz.
– Tak proszę pani, czasem czytam trochę
choć opornie mi to wychodzi przyznaję, sylabizuję i stękam
jakby składanie liter było najtrudniejszą rzeczą w świecie.
Mimo to niedawno czytałam „Przygody Krasnala Hałabały”.
– O, to wybitna pozycja – uszminkowane wargi doktorki zaciamkały.
– A powiedz o czym jest ta książka? Coś rozumiesz?
Coś pamiętasz? Coś sobie wyobrażasz?… Zaczekaj, zaraz
wyjmę z szuflady centymetr krawiecki i zmierzę ci głowę –
– Akcja powieści rozgrywa się w lesie (właściwie to nieistotne
dokładnie w jakim nadleśnictwie i stuleciu).
W dziupli starej sosny mieszka wiewiórka a w norze
po zdechłym borsuku Krasnoludek Hałabała.
Krasnal i wiewiórka często się spotykają przy zbieraniu
orzechów i poziomek no i w końcu zakochują się w sobie
ale rzecz jasna nie mogą się pobrać, bo Krasnoludek
nie jest Wiewiórką a Wiewiórka Krasnoludkiem…
To takie smutne. Wszyscy mieszkańcy lasu są zgorszeni.
W winie z wieczornej rosy wiewiórka topi swoje żale.
Zaś Hałabała rusza w świat daleki zabierając na szczęście
do kieszeni spróchniały ząbek ukochanej. –
– A powiedz mi jeszcze drogie dziecko jaki ta historia
niesie w sobie morał? –
I siedzę półdupkiem na miękkim krzesełku. Strwożona
blednę to znów czerwienieję, a pani doktor pisze na maszynie
zapewne historię mojego upośledzenia. Klawisze trzeszczą,
za ścianą w przedpokoju jakiś niedorozwój wyje.[4]

Przyjrzyjmy się sytuacji wyjściowej zarysowanej w tym tekście – zapisowi wizyty w poradni specjalistycznej, podczas której przeprowadzany jest wywiad z „pacjentem”. Rozmowa, którą śledzimy, jest relacjonowana z perspektywy dziecka, będącego – zgodnie z terminologią Foucaulta – przedmiotem oglądu. Doktor psychiatrii, zdradzająca od początku uprzedzenie i dystans, mechanicznie wykonuje czynności związane z diagnostyką pacjentki. Jej zachowanie przypomina „taśmową produkcję” słów i gestów. Właściwie wiersz mógłby posłużyć jako przykład tzw. sytuacji modelowej dla zwolenników antypsychiatrii. Mamy tu do czynienia z przerysowaniem odnoszącym się do przestarzałych metod badań (centymetr krawiecki do mierzenia obwodu czaszki), pojawiają się aluzje do rekwizytów związanych z systemem przesłuchań (stara, trzeszcząca maszyna do pisania, głosy dobiegające zza ściany).

michalska3

Wiersz stanowi zatem dowód na to, iż dyskurs stygmatyzujący ukrywa się w pozornie niewinnych zwrotach. Komentarz psychiatry dotyczący przeczytanej przez dziecko lektury, który brzmi: „O, to wybitna pozycja”, bądź pytanie: „A zresztą czy ty w ogóle umiesz czytać… Powiedz” dyskredytują dziecko-rozmówcę, sytuując je na obrzeżach dialogu, w obszarze podrzędności. Owszem, w ramach przedstawionej w tekście relacji odnajdziemy bez trudu symptomy nadwrażliwości i neurotyczności podmiotu lirycznego (obsesyjna obserwacja szczegółu, patrz: „uszminkowane wargi psychiatry”, momentami być może nadinterpretacja zachowań lekarza, nerwicowość), ale współtworzą one duszną, klaustrofobiczną, „kafkowską” atmosferę tego wiersza, wiernie odtwarzają surowe pomieszczenie psychiatrycznych przesłuchań i panujący w nim klimat. Tytuł utworu „Drogie dziecko” ulega więc stopniowej demaskacji: owo sformułowanie sugerujące grzeczność i troskę wobec rozmówcy ma drugie dno. Dziecko jest drogie, bo jest „specjalne”? Nie, dziecko nie jest drogie, to tak naprawdę kolejny „niedorozwój” – jeden z tych, którzy wyją za ścianą. Ale w tym pozornym dialogu pomiędzy lekarzem a pacjentem ani przez moment nie pojawia się współczucie bądź troska, nie ma chwili zawahania, jakiejkolwiek próby rzeczywistego przyjrzenia się problemom obecnego w poradni dziecka. Dominuje konsekwentna obojętność (a może jest to stłumiona wrogość?) i formalizm, charakterystyczny dla mechanizmów kontroli społecznej. Zwrot „drogie dziecko” nadaje dialogowi posmak ironiczny – to sformułowanie, wypowiadane przez „uszminkowane, ciamkające” wargi psychiatry, sączy się niczym jad i brzmi paradoksalnie w kontekście przywoływanej w tekście „poradni”, która powinna spełniać przede wszystkim funkcję doradczą i opiekuńczą, a nie jedynie diagnozującą – i to jeszcze w tak mechaniczny, odindywidualizowany sposób, za pomocą sztywnych, przestarzałych metod i narzędzi.

Tymczasem rdzeniem tego tekstu staje się opowieść młodej pacjentki, inspirowana lekturą Przygód Krasnala Hałabały. W tej pozornie naiwnej dziecięcej konfabulacji, która powstała na bazie popularnej bajki Lucyny Krzemienieckiej, objawia się nie tylko nieposkromiona, bogata wyobraźnia dziecka uznanego za opóźnione w rozwoju, ale również zmysł poetycki, liryczny instynkt przyszłej autorki, która pragnie opowiadać i poprzez mechanizm opowieści dystansować się od tego, co rzeczywiste. Do struktury baśni, opowiadanej przez „drogie dziecko”, wkraczają więc życie i śmierć ze swoimi bezwzględnymi prawami. Krasnal nie mieszka już w dziupli po wiewiórce (wersja Krzemienieckiej), lecz w norze po zdechłym borsuku. Więź między wiewiórką a Hałabałą traci przyjacielski charakter i zyskuje freudowski podtekst: miłość i wpisane w nią erotyczne niespełnienie. Baśń się rozpada. Niczym rdza wkrada się w nią dramat głównych bohaterów. Hałabała odchodzi z baśni, zabierając ze sobą jedynie „spróchniały ząbek ukochanej”. Ale to właśnie w tym przełomowym momencie, gdy poetka opowiada swoją wersję bajki, podmiot liryczny odsłania się, otwiera. Nie ma już dziecka zamkniętego w ciasnym pokoju poradni specjalistycznej. Jest autor(ka).

michalska4

Ten zachwyt, wręcz zachłyśnięcie opowieścią, które pojawia się u dotąd małomównej, przerażonej bohaterki wiersza, zostają unicestwione przez modelowe pytanie o morał, którym psychiatra podsumowuje wypowiedź pacjentki. W momencie, w którym rozpoczyna się milczenie bohaterki (nie-obecność języka), swój początek zyskuje zupełnie inna historia, spisywana na trzeszczącej maszynie do pisania.

Michalska, opisując kulturę i naturę, opowiada się zdecydowanie po stronie wykluczonych, ale jednocześnie, mimo niebezpiecznego podtekstu publicystycznego, z reguły unika moralizatorstwa i formuły religijnej przypowiastki. Ponadto stara się nie demonstrować więzi łączącej ją z bohaterami wierszy. Opisuje swoją reakcję jako prosty odruch bezwarunkowy, choć ta – odwaga sprzeciwu – jest dostępna przede wszystkim we śnie:

Śniła mi się kaleka dziewczynka
[…]
bawiła się w krzakach za podwórzem
rozbitymi skorupkami.
Mówię do niej:
– Nie chowaj się w opłotkach
chodź do dzieci.
– Zostanę tutaj.
Chłopcy ze mnie się śmieją
krzyczą: łysa pała, fajtłapa
i rzucają kamieniami.
– Zapierdolę ich, zapierdolę!… –
Zdyszana odpowiadam dziecku
i się budzę.
Spokojny księżyc usiadł na szafie.
Widzisz księżycu, chociaż we śnie
jestem człowiekiem.[5]

michalska5

W tym wierszu istniało poważne zagrożenie stworzenia tendencyjnej historii o chorej dziewczynce dręczonej przez agresywnych rówieśników, tymczasem pojawiająca się w strukturze tekstu prosta, emocjonalna reakcja podmiotu lirycznego nadaje utworowi bezpretensjonalną formułę wyznania, przypominającego krótką, właściwie antyliryczną opowieść o śnie ocalającym tę lepszą część siebie.

Oby więcej takich snów.

I wierszy.

 

Wykorzystano akwarele autorstwa Elżbiety Michalskiej.
 
[1] E. Michalska, „Do domokrążcy z firmy ajwon”, tekst niepublikowany.
[2] Film opowiadający o życiu i twórczości Elżbiety Michalskiej, w reżyserii Andrzeja Miłosza i Anny Kowalskiej, został wyprodukowany przez TVP Białystok. W latach 2000 – 2002 emitowany był kilkakrotnie w II Programie TVP oraz w paśmie regionalnym.
[3] E. Michalska, „Blaszana miednica”, w: Tejże, Wsio, Książnica Podlaska im. Ł. Górnickiego, Białystok 2009, s. 26.
[4] E. Michalska, „Drogie dziecko”, w: Tejże, Wsio, Książnica Podlaska im. Ł. Górnickiego, Białystok 2009, s. 35.
[5] E. Michalska, „Chociaż we śnie jestem człowiekiem”, w: Tejże, Wsio, Książnica Podlaska im. Ł. Górnickiego, Białystok 2009, s. 15.

Katarzyna Zdanowicz-Cyganiak

(1979) Autorka kilku tomików poetyckich (m.in. "Szkliwo", "Jak umierają małe dziewczynki", "Deadline") oraz książki poświęconej Marii Komornickiej "Kto się boi Marii K.? Sztuka i wykluczenie". Współredagowała pisma literackie (m.in. "Kartki", "Kultura – Białystok", "Opcje"). W przyszłym roku ukażą się jej dwie książki: tom wierszy "Ciemność resort spa" oraz "Obce. Reaktywacja (szkice o poezji kobiet)".

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |