Krioterapia
Those were the days my friend, śpiewała Mary Hopkin
i naprawdę w to wierzyliśmy, choć dni Kunickiej, mimo zapewnień,
że piękne, były już policzone. Ale od czego wyobraźnia?
Mówią mi: teraz to dopiero będzie pięknie, a ja chcę wierzyć słowom,
chociaż bywało różnie, niekoniecznie weselej i mądrzej.
Ale ja tu wam opowiadam o przeszłości i przyszłości,
a słowo się nudzi. Słowo myśli: to już słyszałom,
chciałobym usłyszeć coś nowego, jak choćby ta rzadka odmiana,
ale bardziej mięsistego. Tak, dopiero prawdziwy, krwisty wiersz,
a jeszcze lepiej, poemat, może mnie pobudzić. Obudzić?
Wyciągam je więc na świeże powietrze. Zamarza i od razu
staje się ostrzejsze. Senność jak ręką odjął, bo nie ma ręki,
nie ma słowa podobnego do ręki, ręka niepodobna do słowa.
Krajobraz z dziurą w środku
Trafiasz na niego przypadkiem, może ktoś ci go polecił?
To nieważne, ważne, że przykuwa uwagę. Postanawiasz spenetrować
go dokładnie. Linia brzegowa, pozornie nieskomplikowana,
okazuje się poszarpana, ujawnia tak nieoczekiwane widoki,
że po pewnym czasie zaczynasz podejrzewać je o autokreację.
A jednak nie, są prawdziwe, tyle że każdy profil okazuje się inny.
Zwiedzasz więc, zwiedzasz i nagle trafiasz na krater.
Z drugim brzegiem łączy go tylko cienka, mocna linka.
Na przejście krateru trzeba dużo czasu i siły.
O jego zawartości badacze milczą.
Kiedy osiągasz drugi brzeg, odkrywasz nowe,
fascynujące krajobrazy; niczym nie przypominają tamtych,
ale mają równie intensywne kolory.
Droga w kraterze przebyta w milczeniu
jest izolowana. Czasem próbuje utworzyć nową odnogę.
Krajobraz stara się uczynić ją ślepą. Prowadzi cię nową.
Po słonecznej stronie schodów
Detronizuję wyblakły pejzaż, na którym
góry uległy erozji w takim stopniu,
że przypominały płaskowyż.
Jego miejsce zajęło toskańskie okno
o żywych kolorach. Teraz ludzie przystają
i wspinając się na palce usiłują zajrzeć w głąb
łuszczącej się ściany.
Z półpiętra znikły suszki wagi ciężkiej,
w których zawartość kurzu rosła z roku na rok.
Półpiętra pilnuje teraz tylko kot,
grubo wyszywany kolorową nitką na aksamicie.
Wreszcie przestał kichać.
Posuwam się małymi krokami,
on zaczął od dużych. Spotykamy się pośrodku
Elżbieta Lipińska
Prawnik, poetka. Laureatka konkursów m.in. im. K. Ratonia, B. Faca, Tyskiej Zimy Poetyckiej. Jej wiersze drukowane były w "Odrze", "Redzie", "Autografie", "Frazie", "Portrecie", "Cegle", "Arteriach", "Zeszytach Poetyckich" i innych czasopismach literackich, "Gazecie Wyborczej", antologiach, m.in. "Anthologii #2" (Londyn 2010) i "Contemporary Writers of Poland" wydanej przez Dreammee Little City. Wydała trzy książki poetyckie: "Pożegnanie z czerwienią "(Mamiko, Nowa Ruda 2007), "Maj to łagodny miesiąc"(Polnord-Oskar 2008), "Rejestry"(Biblioteka Tyskiej Zimy Poetyckiej, Tychy 2011). Pisze także niewielkie formy prozatorskie; część z nich drukowały "Korespondencja z ojcem", "Wakat", "Notatnik satyryczny". Warszawianka z urodzenia, wrocławianka z wyboru.
Zobacz inne teksty autora: Elżbieta Lipińska
Wiersze
Z tej samej kategorii: