Wiersze

Sexton

Na Jamaica Plain znalazłam Twoje dzienniki z rysunkami
pszczół, mostu na Chareles i Scollay Square.

Świat nocą też  jest sparaliżowany, a my spotkamy się
za jakiś rok, wsiądę do samochodu i odpalę w radio

nasze Live or Die. Odwiedziłam psychiatrę, tego samego,
co zapisał nas na kurs i znów tłumaczył mi, że słabi

mężczyźni mają kochanki. Zapomniałabym wspomnieć –
dzieci nie jedzą śniadań, zasypiają przy zgaszonym świetle,

z przyzwyczajenia przy otwartym oknie. Wracając do tego lekarza –
dyskutowaliśmy po raz kolejny, czy sen ma cokolwiek wspólnego

ze śmiercią. Wyśmiał moje wszystkie miesiączki, a na koniec
zakazał mi masturbacji, co przybiło mnie najbardziej.

W domu prawie nic się nie zmieniło. Kupiłam tylko nowy piekarnik,
na ścianach powiesiłam prowokacyjne zdjęcia. Nie bywam tam

zbyt często, bo dotychczas tylko osiem razy. Bowiem łącznie już
trzeci tydzień uciszam domy wariatów, a jak już zdarzy się okazja

to piszę… Tak jak teraz Sylwio, tak jak teraz. Dobranoc.

 

Kahlo

Jeden dzień z życia Fridy, to znaczy między szóstym,
a siódmym lipca był także moim dniem, który budził

niedosyt i byliśmy pewni, że wciąż nas nie ma i nie ma.
Rankiem pokazałem jej jak oddycham, ona zapisała to

w dzienniku kartek bielszych niż sen. Później wysililiśmy się
na istnienie i padło sakramentalne ‚co dalej?

Pokazała mi dom z niebieskimi ścianami, kolczyki od Picassa,
krzyknęła Viva la vida! Wyłączyła wszystkie światła,

zasłoniła okno i pod pozorem ciemności cykała farbowane flesze.
To był nasz pierwszy autoportret. Pierwszy i ostatni. Zniknęła.

(Krótko? Ja też czuję się rozczarowany)

Rozstania nie są spisem rzeczy z cyklu ‚nie deptać’, więc
szukałem jej jeszcze na klatkach schodowych w folkowych,

kanciastych domach wypełnionych gliną. Znalazłem tylko
dziennik i wklejone zdjęcie. Pamiętam dopisałem coś w stylu:

„Frida, wiersz, ja lubię Cię jednak mieć pod językiem,
Frida, wiesz, ja cały czas żyję z autowierszy”.

 

To naprawdę nie wymaga korekty

Przed przeczytaniem wiersza nie pomyślałeś
ile między nami niezałatwionych spraw.

Bezlitośnie rozkładam ręce nie powiem
jesteśmy kwita choć co dzień boimy się

i umiera nas coraz więcej.

Czytaj. Tu mogli zgwałcić Twoją żonę po raz
pierwszy w tym miejscu wpatrywałeś się

w uliczną klepsydrę ponad chodnikami
wykorzystując fakt że pijemy. Wierzysz?

Czytaj. Tu miałeś stracić kończyny w innym
miejscu żyłeś jakby za szybą słów

powielaną tylko JEDEN raz.

Żaden z języków nie będzie wiedział
co się teraz stało jakie dzisiaj otrzymamy

imiona. Tacy ludzie nie mówią do siebie 
stawiając więcej przecinków aniżeli wyrazów.

Ty też nie wymagasz korekty.

Mateusz Grzeszczuk

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |