szkrable z b
jotbe, bo wie
myśli jak kaftaniki mleko atrament
nieprzelany z kąpielą dziecko
nad rozlanym nie czas
jest mi wprost niewymownie lecz nie o tym płaczę
maszerując ~ murszejąc po wewnętrznym dziecińcu
upadając o słonie w salonie
mnożę obwarowania
chodź na spytki
uparta dolorystko jak ci w tej porze
rozproszeń z podręcznym kuferkiem uroszczeń
bez międzylądowań w natchnieniach
intymistyczko wieczystych niedoczasów
dręczona ciągłym brakiem ciągłości
no nie obkruszaj się tak miękko osadzaj
układaj w wierszowniku w rażącej doraźności
drąż językiem wyrzyna się mleczuś
co się odstanie to się nie stanie
ta kawa jest cała o dzieciach
rozpacz do rozpuku pokot ma pragnienie
nagle wkraczają córczyne połajanki:
na dzisiaj dosyć tego kłamanego
palec do budki kto większym głupieńcem
och chłoniaki wnikliwe lepkie głaszczki-przywłaszczki
pełzające rewolty rozważne rozwałki
rządy tymczasowe do porządku wołajcie
pobite gary ograne-zaklepane
krzepkie dziewczynki rządzące zabawami
po waszej stronie trzeba się urodzić
wszczęcie
darmo kamień ciąży wielkiej
darmo gehenna genesis orkan na ugorze
darmo ciche wymiany bez etapu rójek
i niedonoski spędzane na pewny bezmatek
co rok prorok choć oko wykot
to ciało
nie chciało
to ciało
nie dojrzało
do
u
bez
własno
wolnienia
to ciało
w niebo
wzięte
w zastaw
po brzegi brzeczki syconej
opite jak bąk
popędem rodzenia
wypchane nieprzemożnie
pokutą przędzenia
ty trzecie fiat szczodre przedobrzenie
ty sekretny sektorze ty cwany brajtszwancu
do kiedy jesteś ujmą od kiedy rękojmią
od kiedy jesteś życiem nie kwestią wyboru
ty płodna spłonko mięsna rezydencjo
substancjo mateczna z prywatną notacją
królico królico pasieczna caryco
określ limes: jak inaczej masz strzec swoich granic
niż je – ból po boju – poszerzając?
zaranna
witaj, Agnieszko!
przybywasz nieśpiesznie w rytm fali przyboju
we mnie niewczesnej, gnanej, niegotowej
zbyt wiele słów przewiewają jeszcze przyziemne przeciągi
gdy tak stoję w wygłosie pstrokata jak słup
obwieszona na oścież afiszami twarzy
nieobliczalne oblicze – wynikasz, gdy znikam
czysta kartko, nagietku, raniuszku,
śnieguliczko, jagniątko w szkarłatach
bądź zdrowa jak sen położnej z nocnego dyżuru
zakorduj mnie ze sobą, świtanno, przeciągnij na jasną stronę
skurcz mnie w topografię wzniesień i pradolin
ze wszystkich zmysłów ćwicz mnie w obserwacji
zatrzaśnij w kapsułce ciała, wyinterpretuj w ciszę
wdech – wypieram się siebie po blaknący blankiet
wdech – zwijam się jaskrawą poszewką do środka
wdech – przezwajam na twoje rozpulchnioną czerwień
teraz mnie już możesz swą bielą otworzyć
Joanna Mueller
(1979) Urodzona w Pile. Poetka, eseistka, redaktorka, wielodzietna mama. Wydała cztery tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (Kraków 2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (Kraków 2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (Wrocław 2010) i intima thule (Wrocław 2015) oraz dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (Wrocław 2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące (Wrocław 2013). Redaktorka (razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) książki Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009). Mieszka w Warszawie, gdzie m.in. współprowadzi seminarium o literaturze kobiet „Wspólny pokój”.
Zobacz inne teksty autora: Joanna Mueller