Wiersze

Podkoszulek

na plamie, gdy wychodzę w może
spłynąć z prądem reklamy? O, dobra dzielnico
wydana na przyjęcie straconych pozycji!,
oto biegniesz przeze mnie po wytrawne płyny

do naczyń pełnych ducha. Starczy jedna kropla,
byleby nie uronić, uchronić pragnienie
kobiet węszących źródło w daniu ujścia
ciąży. Byle sięgnąć po-

czątek domu albo zwrotki, gdzie pamięć edytora
podkreśla pomyłkę / Tam wyobrażam stancję
jako wymię gwiazdy, puste łóżko w pokoju,
pokoik w łóżeczku, rozmowę prowadzoną

na smyczy, ku gościom – wszystko, czego nie
można już nazywać światem. Skąd wiem, że wódka
w nowiu smakuje jak księżyc?, stąd zachowuję
święto, kieliszek w kieliszku – taki owoc, by obrać

kurs na pożegnanie, taki sen, by udawać
się w stronę potrzeby.

 

niEstetyka wyglądów,

gdy na siebie patrzę, wieszam zarost
w kałuży, mijanie łódeczek. Gdynia spięta
z konkretem (o, czuła dorosłość!), trzeci Żywiec
pod murkiem, przejście z „tak” do „piątek”,

zazdrość na katafalku / Posmarować plecy?
(„Ja” myjący przedmieścia rozchwytuje suspens)
– byś opisał to lepiej? : Potraciwszy irchę
w czasie wolnym od czasu, śpiewam kandelabry.

Byle mylić pojęcia, oto radość bycia,
dzień w coraz gorszym stanie, przerywnik pamięci,
taki trakt pod powieką, żeby był mianownik,
takie tło dla hałasu, by częstować gości.

 

Ciąg dalszy

jako przebieg witaminy w grypsie (ciekaw
byłbym nowego u sufitu miasta) / Tutaj
pies na idee dochodzące w trzasku:
jak radośnie wysycha, kiedy go już nie ma!,

oraz ciemno w łóżeczku, „ja”śnię-j na regale.
Bzdurna ta unikalność
w robieniu uników, obłędów lub kolacji
spóźnionych o dywan, pochłanianie

audycji, gdy nie jest się stanem, lecz szybką
formą kształtu podaną w wątpliwość.
Pożegnaj sobie filię, troskę na luksferze,
krzesełko pokazuje, tam aplauz

dla kuchni / Musiałbym czynić
czynność, musiałabym
słuchać: gorycz, która upływa, puszcza
komin z dymem.

 

Ależ tak, pamiętam

miejscowy bar bez szyldu, dalej dom w budowie
(wychodek przeglądany przez szpary w cegiełkach).
I w młodości stawałem na piętrze i straży,
sto metrów od kościoła, pięćdziesiąt od poczty.

Co za bliż, ale mógłbym słyszeć szczęk kieliszków
i wjeżdżamy calutką grupą w upojenie,
gdzie uprawia się torsje, palenie i dzieci.
By czytać zeszłoroczne świerszczyki i komiks
z okładką ozdobioną człowiekiem komicznym.

Jeżeli pisząc o mnie pomylą przypadki,
sam potwierdzę, że byłem w dobrym miejscowniku, pochylony
nad Rokiem Maryli Rodowicz, wytwórnia Pronit w Pionkach, ‘74.

Tomasz Dalasiński

Ur. w 1986 r. Twórca tekstów poetyckich i prozatorskich, autor książek z wierszami © i Większe (nominacja do nagrody im. K.I. Gałczyńskiego „Orfeusz” za rok 2018) oraz książki prozatorskiej Nieopowiadania. W roku 2020 ukaże się jego poemat katastroficzny Póki nie żyjemy.

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |