***
Chcę mieć zawsze miesiączki, kiedy przychodzisz,
żebym mogła zabandażować się przed Tobą siedmioma bandażami,
założyć koło ratunkowe,
zapiąć swój pas cnoty;
i żebyś Ty odwijał te bandaże
i mówił: Chcę być dalej tam,
otwórz, wpuść mnie albo po prostu przyjdź,
słyszysz, sam sobie otworzę. Oddaj mi
wszystko, co masz: błyskotki i klucze,
i postaw mi piwo, i wypij ze mną, pliz,
i w ogóle, zakochana w sobie suko, milcz!
Tak kocham twoje łzy, kocham w łóżku doprowadzać cię do łez.
A ja kocham Twoje gardło, z którego wyfruwają urywane dźwięki,
kiedy kocham się z innymi, tu, na Twoim łóżku.
Kocham swoje ubranie, którym otulam się od Ciebie,
kocham ugryzienia,
kocham pejzaże, na które, nie słuchając Cię, patrzę.
Chcę zawsze przychodzić, kiedy u Ciebie w domu jest dziewczyna
i Ty bardzo chcesz, ale (co ona nam powie) nie możesz,
i ja czekam, aż zmęczysz się tym chceniem, aż ja się zmęczę.
Więcej od Ciebie, koleś, może mieć pewnie każdy.
Bo Ty przecież nie chcesz naprawdę, jak strzelać gola, zdobywać laski,
Ty przecież kochasz też te centymetry, te mililitry, które was oddzielą.
Ja chcę zawsze przed Tobą chować się za futryną,
chcę zawsze iść po powierzchni jak nartnik,
mijać wszystkich heraklitów w wodzie po łydki i wiedzieć na pewno:
dzisiaj z Tobą nie skaczę,
dzisiaj, jak zawsze, między nami stoi krwawa ściana.
[tłum. Aneta Kamińska]
Filiżanki płaczu
Brudne filiżanki płuczę.
Mój facet mnie bije.
Spotykamy się w poniedziałki i on za każdym razem mnie gwałci. Usiłuję się wyrwać. Naprawdę wierzę, że następnym razem już tak nie będzie, bo jesteśmy przyjaciółmi, bo mu ufam, bo piszę listy elektroniczne, na które on odpisuje, na które ja mu też odpisuję.
Spotykamy się koło kiosku, gdzie mój facet pije kawę.
Muszę stać tu po prostu dlatego, że on ją pije. Ja jej nigdy nie piję.
Nie mogę spać z nim, więc o szóstej codziennie budzę się i męczy mnie sumienie, moje ciało męczy sumienie… ciało, które było ukochanym człowiekiem, którego nie kocham.
Nie kładę się o północy. Myję brudne filiżanki i płuczę.
Idę, kiedy mnie wołają. Co godzinę w myślach usiłuję odejść.
Tak, nigdy nie przyznaję się, że mój facet mnie bije, bo do kogo w dzień roboczy będę pisać listy elektroniczne?
Czy można jeszcze być tym, czym mogło się?
Czy można nie wierzyć jego oczom, pewnym słowom, delikatnym dotykom?
Nie powiem, że niepotrzebna jest nam krytyka. On sam napisze o swojej żonie, która nie dba i której jakoś zawsze brakuje bólu, jakoś zawsze ale to zawsze brakuje bólu i brakuje tryptyku.
Kiedy on mnie bierze, opierając o parapet, tak mi się chce wyskoczyć, wybiec daleko z tego mieszkania, z ciała, od… Dychaj.
Czytam dziesiątki złych stron.
Filiżanki płuczę. Filiżanki płaczu.
[tłum. Aneta Kamińska]
Albina Pozdniakowa
(1983) Ukraińska poetka, tłumaczka i krytyczka. Skończyła informatykę na Politechnice Lwowskiej i kulturologię w Centrum Badań Humanistycznych przy Lwowskim Uniwersytecie Państwowym im. Iwana Franki. Autorka tomiku "Tiażinnia" (2012). Współredaktorka antologii poezji queer "120 storinok Sodomu (Suczasna switowa lesbi/gej/bi literatura)". Koordynatorka projektów "8 poetek na 8 marca", "8 poetów na 8 marca", "8 tłumaczek na 8 marca" i "Kobieta 3000". Prowadzi rubrykę "Trudności przekładu" w czasopiśmie "SZO". Mieszka we Lwowie. W Polsce jej wiersze były publikowane w piśmie "Radar" (tłum. Ksenia Kaniewska).
Zobacz inne teksty autora: Albina Pozdniakowa
Wiersze
Z tej samej kategorii: