Paweł Kozioł
o lotnictwie wrześniowym i wietrznej partyzantce
Ale Twa powszechna łaska, Panie wieczny,
by cień światła Twojego, ten to blask słoneczny,
chociaj rzeczy oświeca jednako poddane,
same promieni czyste i polerowane
(Mikołaj Sęp-Szarzyński)
1.
interpretując niebo z wrogą kaligrafią
lotnictwa bombowego, pisał jeden: miasto,
nad którym przeleciał cmentarz. powtarzał się, aż
po wielu latach krtań mu wyłuskali,
aby zamilczał. teraz świst gra w opustoszałym
gardle, świst nad warszawą, nad londynem, dreznem.
i niebu rosną skrzydła z łamanym symbolem
słońca, raptem luftwaffe, lot nurkowy, piana
w ustach, bezy chmur naokoło lotnika. odblaski
na owalu kabiny, czerwone, nad płonącym
półmiskiem ziemi.
2.
drugi, dawno, pisał
o łasce, której cieniem jest słońce. jak spada
z brzękiem na lśniący pancerz duszy. który odbija. na
jej lustro, które pęka. na blachy kadłuba,
które z bliska są cienkim naskórkiem w pełnym słońcu
jedenastego września. łuską powietrznej ryby.
3.
trzecich było za mało.
w samolotach o nazwach
ciężkich, lądowych zwierząt,
w skórzanych kurtkach,
nie mogli
udowodnić, że kraj ma niebo. lecz płonęli
pod własnym słońcem.
4.
czwarty wolał konkretną
sztukę materii: rzucał samolotami
w przeszklone wieże zamorskiej stolicy
dziesięć lat temu. i skruszyły się,
kielichy pod aukcyjnym młotkiem, a mocarstwo
wyczerpało toasty.
5.
startuje się w rocznicę,
a w głowie bagaż:
grzmot bombardowania,
gardło gąsiorowskiego,
składające się
do lotu w ziemię wieże,
w gazecie artykuł
o kapitalistycznych wzorcach wertykalnej
redystrybucji światła. co do motta, patrz: motto.
6.
i jak to przetłumaczyć na wiek całkiem innej
gradacji blasku,
gdy pod wygaszonym
niebem widać po ciemku szklane wysypiska
i się pamięta, że samolot ma kształt
wyłamany do wiatru: aerodynamicznego
krzyża.
zdatny, by zmiażdżyć, co jeszcze próbuje
jarzyć się. a naprzeciw stoi tylko to
nic materialne:
ruch oporu powietrza.
pogańskie morze
pogańskie morze,
całopalenie. w pokoju
dyszy klimatyzacja, za horyzontem afryka, pod podszewką
powietrza spacerują,
bogowie żaru.
nie,
nie mówią, że są dobrzy. nic o powszechnej łasce
powietrznej, która spada
jak wyrobiona strona gorących młotów.
mówią tylko:
daj skórę,
wyprawimy.
daj rękę, prawe przedramię,
na czerwoną opaskę.
sprzed metalurgii są.
kiedy ciało nie było mechaniczną plantacją
rdzawych poparzeń, rzeźbą spawaną ze złomu.
kiedy przynajmniej skórę zdzierało się samą,
nie dotykając duszy, nie dotykając duszy.
rozpalony akropol odpierał oblężenie
piaszczyste zdjęcia pod tytułem „roślinność”,
rzek popękane nawierzchnie. to się
przyjmuje łatwo, jak krzak z samych cierni,
na wyspie, która była gruzowiskiem nawet
przed pierwszym ociosanym trzpieniem kolumny. to się
wie bez otwarcia oczu w akumulacyjnym
piecu kościółka z sadzą ciemnych polichromii
na rozpalonych ścianach. i to się
przyciąga: niemy żar i mikromitologie
niewiary, że coś więcej z wysokich zamków nieba
spadnie, a jeśli nawet, to też takie, jak gdyby
rozpalony akropol odpierał oblężenie.
Paweł Kozioł
Poeta, krytyk literacki, badacz literatury i kultury dawnej. Laureat nagrody im. W. Hulewicza (2003). Wydał cztery tomiki wierszy, książkę krytyczną o poezji najnowszej (Przerwane procesy, Lampai Iskra Boża, Warszawa 2011; w czasie jej pisania korzystał ze stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego) oraz zbiór esejów o średniowiecznych kronikach Historia i porządek (Towarzystwo Naukowe w Przemyślu, 2010). Współpracownik miesięcznika Lampa, w którym od trzech lat publikuje comiesięczne przeglądy tomików poetyckich. Redaktor – wraz z Marią Cyranowicz – książki Gada !zabić? pa]n[tologia neolingwizmu. Artykuły krytycznoliterackie drukował m.in. w Twórczości, Dekadzie Literackiej, Odrze oraz Przemyskim Przeglądzie Kulturalnym. W 2008 roku obronił doktorat w Zakładzie Literatury Staropolskiej na Wydziale Polonistyki UW, gdzie wykładał historię literaturyoraz tradycje antyczne i biblijne. Obecnie pracuje w Fundacji Nowoczesna Polska, redagując teksty udostępniane na wolnej licencji na portalu www.wolnelektury.pl.
Zobacz inne teksty autora: Paweł Kozioł