Eksmisja
Moja rodzina, kobieta spokrewniona z lustrem długo dryfuje.
Na skraju przepaści stał ojciec, codziennie pobierał węgiel dla naszego ciepła.
Moment. Rozpala się ogień, nie wiemy co zrobić dalej.
Teraz będzie zimno, białe oczy mrozu oparte na krtaniach.
Choć przecisnęliśmy się przez przeciąg ciągle wędrujemy
po linii dnia. Powstają szczeliny
latarnie przestają świecić.
Lekcja udawania
Powiedz. Chcesz mieszkać w życiorysie,
wyjść naprzeciw zaprzyjaźnionego
czasu. Ustaje wszelki ruch wygasa
łuna i jest już bierna noc.
Oddala się słońce. W zamian ciemne
kształty, światło porzucone na dnie.
Cień zakrywa słowa dziwnej piosenki
zawsze jest pora na dobrą przesiadkę.
Nie myśl o końcu świata dlatego że się dzieje,
może się dziać równie dobrze bez ciebie
***
Martwi mnie cisza twojego brzmienia. Kiedy sen zamiera
czy dźwięk nie jest zbyt miękki aby go przerwać?
Dopiero nad ranem wszystkie zapachy będą jak błysk:
Zapamiętaj zaćmienie, które nie od razu stało się dniem.
Słowa są dla mnie solą, podszewką ciemnej nocy.
Czekasz, jak grób opłacony z góry na lata,
patrz: Jeszcze wczoraj stały tu nasze
huśtawki.
Mateusz Kotwica
(1988) Poeta, krytyk literacki. Publikował m.in. w czasopismach Rita Baumi Integracje oraz w antologii Dowód tożsamości. Brał również udział w dwóch edycjach warsztatów literackich i projekcie "Laboratorium" organizowanych przez Biuro Literackie. Pisze szkice krytyczne dla internetowej Przystani Biura Literackiego. Pochodzi z Oławy, studiuje we Wrocławiu.
Zobacz inne teksty autora: Mateusz Kotwica
Wiersze
Z tej samej kategorii: