Poeta bierze udział w projekcji państwa w kinie „Grunwald”
Jak dron, który wznosi się ponad dachy,
tak nad państwem zapadniętym do środka
słońce wschodzi z przyzwyczajenia.
Do meneli, zdeformowanych inteligentów,
nieruchomych bezrobotnych dociera nagle
poczucie straty, rażący brak czarnych okularów.
Państwo tymczasem przeciąga się beztrosko
na wszystkich stronach konstytucji, budzi się
jak przyroda po czarnobylskiej zagładzie.
Rząd przeciera zamknięte oczy; oczami duszy
można zobaczyć więcej, zdrowa działalność
państwa to tylko atrapa zbudowana na sterydach,
wszystko inne jest niewidoczne niczym flora
bakteryjna. Po każdej zapaści stosuje się
pogłębione przyzwyczajenie, zawsze mogło być
gorzej, mogliśmy stracić wzrok wpatrzeni
w rozżarzoną tarczę tnąco-krojącą żałosne
resztki po starym świecie, jeżeli ostatecznie
stał się starym starym światem pi-pi-ludzi,
liczących na reelekcję sygnału wysyłanego donikąd
i po nic. Echo ich wyniosło?
Bo czekali na sygnał centrali.
Bo czekali na sygnał centrali?
Bo czekali na sygnał centrali!
Pozdrówmy ich soczystym „fuck you”.
Dalszy kontakt na @ w dowolnej obczyźnie
dostępnej w wersji analogowej niczym trzaski
wielkiej płyty, opryszczka złotoustych,
lista dialogowa w języku obcym dla własnych
obywateli i wreszcie państwo w państwie
przez gwałt lub pączkowanie. Wróćmy jednak
do ośrodka. Do dziury w ziemi nazywanej
przez spin doktorów puentą.
Państwo
Ciąg dalszy nastąpi. Jak to ciąg. Będzie się
multiplikował, dzielił na części, zakładał
filie i oddziały. Będzie trwał. Rozciągał się
jak recepturka podtrzymująca etykietę
na buteleczce z placebo, wypełnionej po szyjkę
skroplonymi pod ciśnieniem wyrazami
na kra: kran, krawat, krata, kram, kraj,
krawężnik, kraksa, krakers, krawędź, kras,
krater, kradzież, krach, kra, Krakatau.
Po odkręceniu korka wysypiesz je wszystkie
na dłoń jak żelazne opiłki. Oto trybiki
obracające wrzecionem chaosu. Mikroskopijne
żyjątka pod niedźwiedzią skórą najwyższych
urzędów. Państwo trwa, dopóki ma na to papiery.
Państwo trwa, dopóki ma na ciebie teczkę.
Ośmieliłeś się w nim urodzić, to teraz kracze
nad tobą lub udaje, że wysunąłeś się z odpowiedniego
segregatora poza margines jego życzliwej uwagi.
Bo państwo to dystrykt. Dystych, w którym
mieszkasz, i którego jesteś więźniem.
Zdjęcie na licencji: