Trzeźwy wieczór z Gizzim
Pisze, że lubi czytać umarłych.
Tymczasem wyciągam kolejną kępkę kurzu z pępka.
Nasz diler turla dropsa przez koryto wyschniętej rzeki.
Więc i nas to czeka?
Z przyjemnością pożyczyłbym od niego tę przejściówkę,
ale czyjaś buzia majaczy zza płonącego lasu.
Trzeba było się nie narażać, zdecydowanie.
Pisze że lubi czytać pod bladobłękitnym niebem,
ożywionym i ciemniejącym.
Proponuję kometę, żeby oczyścić nieco atmosferę.
Książka czy kosmetyczka?
Żadnych więcej krypt. Chociaż
czuję się jak zegar, z którego spierdoliła kukułka.
A i rzeka o nazbyt czystej wodzie wyparuje.
Ostatecznie stać się.
Ostatecznie stać się księżniczką,
taki bunt poniewczasie. I niczego, niczego
już więcej nie starać się naprawić:
Sedno wieży, która wyrosła we wnętrzu butelki.
Wypasiona fura z żyrandolem zamiast kierownicy.
Ludzie, dla których jesteśmy tylko pismem.
Owad na czerwonym wrzosie korony.
Pożar wewnątrz klucza do odtwarzacza litanii.
Płyn do oczyszczania mogił z prochu.
Róża uratowana spod skrzydeł odrzutowca.
Wyciskacz łez na proporcu ponowoczesności.
Most jest ponad chmurami.
Wicher dmie.
Z liryki japońskiej
pajęczynka na wyświetlaczu…
chciałem powiedzieć
że to łza
ciężka jak słońce
moje najstraszliwsze dzieło
poczęte w jedną z przeciągłych rozgrzanych do czerwoności nocy
chciałem powiedzieć
że to łza
ciężka jak słońce
najokrutniejsze z moich dzieł:
niejasne nieprecyzyjne niezapomniane
lecz domyśliłaś się że
to oksykodon etanol kannabinol
obrotowe drzwi
Kamil Brewiński
Ur. 1984. Autor debiutanckiego tomiku Clubbing (Kraków 2013). Mieszka w Lublinie.
Zobacz inne teksty autora: Kamil Brewiński