PRZESZŁOŚĆ DOPIERO PRZED NAMI*
(3 minuty czytania)
Słabiutko. Powoli, bez entuzjazmu i napięć, reagowałem z opóźnionym czasem. Bodźcowano, bodźcowano i przebodźcowano. Reagowałem flegmatycznie i w dodatku nie na to, na co powinien zadeklarowany hejteroseksualista. Wypiąłem się. To pod koniec, gdy dotarło wreszcie, że ostatecznym gestem będzie głodówka lub samospalenie, dyskretnie w toi toiu lub na galowo, pod sejmem. Wypiąłem się z gniazdka. Jeden ruch, zaiskrzyło, zadymiło i wyżarzony z projekcji trup telewizora wylądował pod śmietnikiem. Powyrywałem anteny. Przeciąłem kable. Zerwałem przetartą firankę, umyłem balkonowe szyby, przed oknem ustawiłem barowy stołek. I tak powitałem wiosnę. Przez największy monitor, na jaki było mnie stać podczas postojowego czyli kwarantanny. Po tygodniu zdalnej pracy zaczęło korcić. Wolne chwile spędzałem wyniośle, na wysokim tronie wpatrzony w pogodę. I w niepogodę. Zaczęło ciągnąć do przeglądarki, do serwisów medialnych. Znowu przypomniał się obrządek i przynależność do ustawowo przypisanej rasy. Powinności, obowiązki wynikające z biologicznej orientacji, orientacji? Biologicznej? Nacji? A może auto sa-nacji. Zgodnie z ustawą braci Węgrów o „określeniu płci w oparciu na pierwotnych cechach płciowych i chromosomach”. Jeszcze chodziłem w kotwicznej bieliźnie, na bluzie z kapturem miałem czarny napis z ceglastym murem w tle. Za kapturem panny sznurem. Bo i za kapturem miałem napis, który się zaczynał słowem ŚMIERĆ. Śmierć wrogom, śmierć. Tylko skąd oni, jak, gdzie?
Powoli uświadamiałem sobie, że nic z tego nie rozumiem. Nic w sumie nie przeżyłem, nikogo przed nikim nie obroniłem, nic w tym kierunku nie zrobiłem, nic w zasadzie nie wiedziałem.
Aż nadszedł niekomfortowy moment. Przeciąg z pootwieranych Windows’ów otworzył balkonowe okno, a potem także i moje uśpione oko. W drugim tygodniu kwarantanny drugie. Zacząłem nerwowo mrugać. Rzeczywistość wyciskała łzy. Znów wyciągnąłem wtyczkę, nawet nie zamykałem klapy, wywaliłem sprzęt i zarazem zwolniłem się z trollerskiej pracy. Designerski Samsung Galaxy S20 przywitałem z trawnikiem. Zostałem wreszcie sam na sam z wielkim ekranem nieba. Zniknął strach i apatia zniknęła. Powoli budziła się ufność do, do wyższych sił, gdy zadzwoniono do drzwi. Krótkie triii, triii, triii.
– Kto?
– Listonosz
– Pan położy na wycieraczkę
– Nie da rady, trzeba podpisać kwit.
Otworzyłem.
Bing, bang, ping. Z lewego sierpa walił wysoki w czerwono-czerwonej maseczce, w czerwono-czerwieńszej zasadził cios obcasem, łamiąc palce przez kapeć, a trzeci, najniższy w kolorowej koloratce zasunął podbródkowym prawym. Nim padłem, pomyślałem, co, co to jest i jaką on reprezentuje formację? Farmację?
Podnieśli, otrzepali, resztką herbaty cucili puchnący pysk.
– W imieniu Instytutu Restrukturyzacji Przynależności Do Narodowych Wartości, w skrócie IRPDNW przybyliśmy z przeszłości, żeby ci kmiocie wyłączający się z maszynki do mielenia i scalania na nowo lepszej tożsamości zabrać imię pierwsze, już nie nazywasz się Marcinek. Drugie imię też ulega kasacji. Byłeś bierzmowany? Trzecie także tracisz. A nazwisko zastępujemy dobrowolnie, tak? Dobrowolnie wgranym w szpik kostny ostatecznym numerem Liquid IP.
Od dziś stajesz się i odstajesz od reszty zdrowych, osobnikiem biologicznie nierasowym i nie hejteroseksualnym. Dla takich jak ty ustanawiamy czas nieskończonej kwarantanny. Żarcie i picie będziesz dostawał na sygnał, z drona. A gdy bez uzasadnienia podejdziesz do okna, to dostaniesz z łokcia.
Wracasz do funkcji Obertrolla. Porozumiewasz się tylko przez smartfon z kombinacją tych samych, znanych ci szesnastu słów na NIE. I żebyś pękł tyfusiarzu, nie wydobędziesz z nich własnej kombinacji przekazu. Zarazem pod ultrakamuflującym hasłem: „Szatańskie resety” przywracamy ci telewizję oraz święty pilot ręczny zresetowany do dwóch niezbędnych przycisków, to jest nr 1 i?
Znowu dostałem z pięści.
– Nr 1 i? – Naciskał ten największy.
– I numer dwa?
– Ta jest! Dokładnie tak! Baczność i ruki pa szwach! Będziesz mógł sobie wybierać. Jeden kanał i jednego prezydenta. A jak. A za dobre sprawowanie z czasem darujemy nawet abonament. To ty w końcu jesteś autorem tego szlagieru, ty to napisałeś:
W tym roku dokonacie wyborów
pilotami od telewizorów.
W tym roku dokonacie wyborów
pilotami od telewizorów.
W tym roku dokonacie wyborów
pilotami od telewizorów.
Tu świadomość porusza się między TVP a TVN.
Tak? To ci zostało już tylko TVP wielokrotnego wyboru. Jak w ogóle, padalcowata istoto, wydobyłaś z qwerty ten protest song, nie wiem, ale powiem jedno na koniec, nie kombinuj więcej, dobrze radzimy, z wypinaniem się. A zwłaszcza z gniazdek.
Ten co miał kolorową koloratkę z pseudo-LGBT kamuflażem, wyjął stempel OCENZUROWANE i policyjną szarfę, którą po zabójstwie się nakleja na drzwi. Wyszli. Zaczęli syczeć, szeleścić. Usłyszałem spawanie. Po framudze stoczyły się dwie żelazne łzy, zastygły na posadzce. Usłyszałem jeszcze silne jeb w szarfę, jeb w szarfę i jeb. To szło na koniec cenzurowanie. I tak utkwiłem w blokowcu-grobowcu na amen.
Ten list piszę z głębokiej przeszłości, ze zrozumieniem, z właściwym rozpoznaniem, bo wreszcie zrozumiałem, kto umiera i nie znika z życia, osiąga nieśmiertelność, bo przeszłość dopiero przed nami.
Bo przeszłość dopiero przed nami.
Przed nami.
*Tytuł, zarazem cytat pochodzi z książki Swietłany Aleksijewicz, „Czarnobylska modlitwa”.
SUPREMACJA, WSPÓLNY MUSK
(3 minuty czytania)
Trans
Na naszych oczach przedstawiciele prawa w USA duszą czarnoskórego mężczyznę (silna budowa ciała, lat 46). W konfrontacji jeden na jeden białoskóry policjant nie miałby szans. Dopiero dwa radiowozy, obstawa, kucie i wykręcenie rąk, przygniecenie do ziemi, przyduszenie kolanem szyi obezwładnia człowieka na zawsze. I amen. Od początku interwencji ofiara, Mr Floyd, nie stawia oporu. Pozostaje bierna podczas próby wsadzenia do policyjnego auta. Całe zdarzenie nagrywa gawiedź na oczach ubezpieczającego sytuację policjanta o rysach Azjaty. Prośby aresztowanego i świadków o zwolnienie nacisku na szyję pozostają bez echa.
Misja
Szósta minuta zdarzenia. Na oczach całego świata bezbronny mężczyzna umiera. Na otwartej przestrzeni, za dnia, duszony powoli. Metodycznie. Bez żadnego grymasu złości, bez żadnego grymasu litości ze strony klęczącego na nim stróża prawa i oprawcy.
Nad Zjednoczone Stany nadciągają czarne chmury, ale ani deszcz, ani strugi z armatek nie ugaszą płonących opon.
Ekologia? Człowiekologia. Kolejne pogwałcenia na szali pogwałceń.
Trans
Za niewielkie pieniądze turyści z zachodniej Europy mogą zobaczyć cud życia i śmierci. Gdzieś w Afryce tygrys przydusza do trawy antylopę. Obok podniecone kręcą się inne zwierzęta. Nikt nie potrafi przerwać harmonijnej pracy natury.
W warszawskim ZOO pijany mężczyzna wskakuje na wybieg dla niedźwiedzi brunatnych i podtapia niedźwiedzicę. Widzowie szamotaniny domagają się natychmiastowego uśmiercenia zwierzęcia. Tym razem nie ma ofiar. Dwudziestolatek dobrowolnie poddaje się karze. Pięć tysięcy nawiązki na cele związane z ochroną zwierząt. Wybieg zostanie zlikwidowany.
Misja
Pięć dni po zamordowaniu czarnoskórego mężczyzny świat obiega zdjęcie cudu, oto najwyższa próba ludzkiego intelektu, start rakiety Falcon 9 z dwoma białoskórymi mężczyznami w wieku produkcyjnym na pokładzie kapsuły Dragon, którzy według zapewnień są wieloletnimi przyjaciółmi.
Supremacja
Nowoczesny design skafandrów. Nowoczesny wystrój rakiety. Nowoczesny podbój przestrzeni. Plan pierwszy, plecy. Plecy pary prezydenckiej, która zgodnie twierdzi, że nie może odmówić nauce obowiązku uczestniczenia w cudzie. Dają świadectwo. Błogo i sławią. Stoją i patrzą. Plan drugi, długi, biały przedmiot wzbija się w niebo. Ten cud jest końcowym efektem pracy kanonizowanego przez Stany Zjednoczone ojca kosmonautyki, to Mr Wernher Magnus Maximilian Freiherr von Braun, oficer SS, wieloletni członek partii nazistowskiej, bezpośredni kat tysięcy ofiar ludności rasy białej, tak zwanej aryjskiej jak i niearyjskiej. Jest też przekaz z kabiny. Pomiędzy kosmonautami lewituje poliestrowy dinozaur. Maskotka syna. Syn kosmonauty kocha wymarłe gady, zgłębia prahistoryczne zagadki. Chwilowy cud znika w chmurach. Pora wracać na ziemię. Głowy znów opadają do poziomu mikrofonów.
Narracja
W miastach trwa chaotyczna napierdalanka ludności, którą pacyfikuje Gwardia Narodowa.
Ludzie protestują, kolorowi okradają sklepy. Ludzie manifestują, kolorowi wynoszą ze sklepów buty.
Ludzie walczą, kolorowi kradną.
Kolorowi i ludzie z Narodowej Gwardii napieprzają protestujących ludzi i agresywnych kolorowych, w dowolnej kolejności.
Relacja
Na scenę wchodzi mężczyzna podobny do bohatera kreskówki Cartoon Network, J. Bravo. Równie kartonowo i przesadnie jak on, Bravo John, przedstawia pośpieszną narrację.
Antifa-zło.
WHO-zło.
Kolorowi-błąd.
Gwardia&Napierdalanka-AltRight!
Gdzieś w niedalekiej przeszłości
Pierwsi osadnicy, pradziad prezydenta, tramp, zaradny włóczykij robiący biznes ze stręczycielstwa i padłej koniny, czarni niewolnicy, Indianie – żywe relikty w gettach wciąż żywych, których się wstydzą Europejczycy, bo się im nijak nie da zadośćuczynić, pionierzy nuklearnej wiedzy, faszystowscy atomistycy, faszystowscy urzędnicy i technicy, których nikt nie rozliczył z czerpania korzyści z gett wybitych, wszyscy na końcu spoglądają nam w oczy. Okiem uzbrojonym w szkła kamer.
Nadeszła pora na zasadnicze pytanie:
Czy ludzkość ma wspólny mózg? Gdzie jest ten mózg?
Elon Musk wywołany do kamer, na konferencji (cały w szkle, cały na szklano, w szkle kamer), wychodzi przed pierwsze rzędy, odwraca się do publiki ze skromnym uśmiechem tryumfu.
– Do usług, jestem obecny.
W tym samym czasie na A1
W tym samym czasie na A1 pijany kierowca (rasa biała) pokonuje czarnym Audi w automacie trzysta kilometrów autostrady, zatrzymuje się dopiero na balustradzie. Ucieka. Nikt go nie ściga. Pół tysiąca złotych, może tysiąc.
Koszt holownika.
Oficjalny (nieukarany) rekord w tym kraju to 3,44 promila. Pijany z A1 wykazał tylko 2,6.
Sugestia prokuratury: Ave Maria, módlmy się.
Aberracja
Mr Floyd umiera na wskutek:
a. interwencji
b. uduszenia
c. posądzenia
Poprawna odpowiedź to:
c.
Na wskutek posądzenia o sfałszowanie 20 dolarów, tj. prawie osiemdziesięciu złotych (78,4 PLN po kursie z dnia śmierci czarnoskórego obywatela USA) i zapłaceniu takim banknotem za papierosy.
Siwa głowa prowadzącego show kiwa się z politowaniem. Jego twarz zbliża się do kamery. Usta w cynicznym grymasie. Cedzą ostatnie pytanie z tezą.
Supremacja, wspólny mózg
Czy ludzkość ma wspólny mózg? Gdzie jest ten mózg?
– Nazywam się Elon. Elon Musk.
Wywołany do kamer geniusz ponownie wstaje.
Aplauz trwa. Chce usiąść. Aplauz trwa.
Chce usiąść, ale aplauz trwa.
Drugie stulecie kamer.
Marcin Królikowski
Zobacz inne teksty autora: Marcin Królikowski
Prozy i inne formy
Z tej samej kategorii: