Miniatury Jana Balabána, czyli egzystencjalizm po czesku

Zostaną tylko cienie, trwałe, dokładnie zdefiniowane prostokąty wyryte w pękającym asfalcie ulicy, które przez następne lata grupy asfalciarzy będą łatać i łatać, aż nie będzie wiadomo, co jest łatą, a co oryginalną drogą. To jest to życie, które przez wszystkie kolejne lata nie zdobyło się na nowy płaszcz.

Jan Balabán

Dla polskich czytelników będzie pewnym zaskoczeniem rozpoczęcie tego krótkiego wywodu na temat miniaturowych opowiadań Jana Balabána od Howarda Phillipsa Lovecrafta. Szukanie punktów wspólnych twórczości z gatunku weird fiction – której kręgosłup budują prastare bóstwa, demony, złowieszcze znaki, nawiedzone posiadłości tudzież nieznane, przepotężne siły – z opowiadaniami wypełnionymi fragmentami codzienności wydaje się zadaniem karkołomnym, ale tylko pozornie.

O ile podo­bień­stwa do Poego […] są dość widoczne […], o tyle podobieństw do Kafki trzeba się doszu­ki­wać – pisze Łukasz Radecki o amerykańskim autorze. – Love­craft całe swoje życie poświę­cił pisa­niu mrocznych gotyc­kich opo­wie­ści. Ich treść jed­nak wykra­czała daleko poza tra­dy­cyjne rozumie­nie literatury grozy. Poru­szał w nich filo­zo­ficzne zagad­nie­nia, które doty­czyły przytła­cza­ją­cego ogromu kosmosu, nieskończo­no­ści wszech­świata, czy też kru­cho­ści ludzkiego ist­nie­nia Wie­lo­krot­nie udowadniano fascy­na­cję pisa­rza egzystencja­li­zmem, jego zwąt­pie­nie w ludz­kie siły, poczu­cie bez­na­dziej­no­ści i osamot­nie­nia. Jak wia­domo myśle­nie takie nie jest obce i Kafce. Jed­nak o ile Kafka ocie­rał się o surrealistyczne pomy­sły i rozwiąza­nia, o tyle Love­craft sta­rał się wszystko urzeczywistnić.

Nicością jest czas

Utwory Balabána, który był tłumaczem na język czeski dzieł „Samotnika z Providence”, wnikliwego obserwatora prozy życia, przypominają doskonałe fotografie. Uchwycone na nich obrazy rzadko są surrealistyczne, jak u Kafki, brakuje też potworów Lovecrafta. Ale wszystko inne jest, ukazane niczym w kalejdoskopie złożonym z dziesiątków albumów, przedstawiających różne historie i różne życia w jednostce czasu, którą stanowi „tu i teraz”. „Przyczyną tak wielkiej roli c z a s u w tak wielu spośród mych opowieści jest fakt, że czynnik ten jawi się dla mnie jako coś najbardziej dramatycznego i najpotworniej ponurego we wszechświecie – czytamy w eseju Lovecrafta. – W a l k a z c z a s e m wydaje mi się najsilniejszym i najbardziej owocnym motywem w historii ludzkiej ekspresji”. U egzystencjalistów czas jest nicością (i nicością jest czas), bowiem nie posiada ani przeszłości, ani przyszłości, tylko pozostaje tożsamy z uciekającą chwilą. Proza czeskiego pisarza dąży do uchwycenia tej chwili, choć początkowo można odebrać jego historie jako ładne malowanki, nieledwie miniaturki z życia codziennego. Wyłaniają się z nich sceny z filmów Bergmana, nie tylko „z życia małżeńskiego”, ale również te ciężkie, psychologiczne tumany kurzu, pytania o sens istnienia istoty wyższej, poszukiwanie duchowego kapitału człowieka. „Już sam język jest przecież duchowym majątkiem” – mawiał autor.

Zanikanie w codzienności

U Balabána wyczuwalny jest posmak noblistów: Alberta Camusa z jego mitem Syzyfa, heroicznym trwaniem i buntem, ateisty Jean-Paula Sartre’a, którego kawiarniom i subtelnym jazzowym dźwiękom przeciwstawia czeski pisarz robotnicze osiedla, szpitale, zadymione knajpy, kontrastujące niekiedy z czeskimi górami, prowincjonalnymi zabytkami lub tajemniczym cmentarzem. Krytycy wskazują też na widoczną zbieżność z niektórymi elementami twórczości Raymonda Carvera, jeśli już nie w oszczędnym stylu, to w eksponowaniu problemów klasy średniej, ludzi przegranych, którym w pewnym momencie odcięto tlen, pozostawiając ich na pastwę życia pozbawionego impulsu, żywotności, wypełnionego zniechęceniem, jałowością i samotnością. Zbliża się tutaj niejako do poglądu zaproponowanego przez Milana Kunderę w Nieznośnej lekkości bytu, na której stronach rodak Balabána przekonuje nas, że życie pozbawione mocniejszych emocji prędzej czy później staje się wegetacją. Rutyna rodzi dyskomfort, który wreszcie zaczyna dominować nad człowiekiem: „[…] Codzienność staje się naturalną postacią jego egzystencji – pisze z kolei Władysław Tatarkiewicz. – Wszystko wydaje mu się codzienne, a więc swoje, zwykłe, naturalne. Ciekawość każe mu wciąż nowe rzeczy włączać do swojego otoczenia; z nich wszystkich robi codzienność i sam zanika w niej”. Bohaterowie Balabána przyjmują ten „wyrok”, ale tylko do pewnego stopnia. Sam autor wypowiada się o nich następująco:

Bywam określany autorem, który pisze o rozbitkach, a ja piszę po prostu o tym, co przydarza się większości ludzi, np. o rozwodzie; w tym państwie jest rozwiedzionych pięćdziesiąt procent ludzi. Ale kiedy piszę o człowieku, którego męczy nałóg alkoholowy, krytycy twierdzą, że piszę o egzystencji desperatów, a przecież każdy człowiek ma jakiś nałóg i w jakiś sposób z nim walczy. Śmierć i ból to podstawowe paradygmaty, które sprawiają, że życie ma sens.

Kalejdoskop wykolejeńców

Wachlarz postaci pisarza rodem z Ostrawy składa się z ludzi na pozór „zwyczajnych”, których wykolejenie nie budzi w czytelniku żadnego sprzeciwu – jego przyzwolenie na taki obrót spraw jest wręcz wpisane w zakładany odbiór utworu, tak jak naturą rzeczy wydaje się, że pijany chłop leży w rowie, a nikt nie sprawdza, czy żyje. W zbiorze Wakacje krzyżują się losy trzech głównych bohaterów: są wśród nich lekarz w średnim wieku cierpiący na bezsenność (Daniel Niedostał), dr Ivan Satinsky – były naukowiec, a obecnie pomocnik murarza, uciekający przed problemami w alkohol oraz Paweł Niedostał (śmieszne nazwisko – „nie od słowa dostać, tylko od słowa stać”) – mąż i ojciec dwójki dzieci, przeżywający zaawansowany kryzys małżeński, którego życie „stoi” w miejscu lub cofa się na osi wspomnień w poszukiwaniu remedium na ów kryzys. To przyjaciele z czasów komunistycznej Czechosłowacji, dziś wtłoczeni w betonowe osiedla, poszukujący porządku i „emocjonalnej sensualności”. Ich życie wypełnia nie tylko nostalgia za dzieciństwem, tęsknota za istotą wolności, lecz także poszukiwanie nienazwanego szczęścia. Ale również brak małżeńskiego seksu, rozpaczliwe próby osiągnięcia satysfakcji zawodowej czy picie wódki w knajpie lub na balkonie. „Nie da się tu wytrzymać, za chwilę strach będzie nawet oddychać” – tak skażona domowa atmosfera przytłacza, uwłacza i spycha w otchłań samotnej bezsilności.

Możliwe, że odchodzimy to, z kolei, kalejdoskop złożony z jeszcze mniejszych fragmentów. Emil ma dziesięciolitrową „butlę ratunkową” ze szlifowanym korkiem, bo kiedyś alkohol można było kupić tylko do dziewiątej. Zaraz słyszymy wspomnienia dębowego lasku i pól kukurydzy, wspomnienia z czasów, nim pożarły je szczęki cywilizacji, tworząc kondygnacje zakratowanych balkonów. W jednym z takich mieszkań podglądamy nieszczęśliwą, niespełnioną „żonę swojego męża”. Kobieta biegle mówiąca po czesku, niemiecku i polsku poświęciła własną karierę dla zbudowania rodziny, której „zamurowana struktura” po latach wyrzeczeń sprawia tylko ból. Do postkomunistycznej knajpy przyłazi Leon, który „bardzo dobrze rozumiał, co próbuje ukryć i regularnie ukrywał przed samym sobą pod słówkiem »ojciec«, ukrywał najbardziej wulgarne rosyjskie słowo – maćJob tvoju mać, rodzinę”. W przedpokoju pewnego mieszkania monolog wygłasza proboszcz, „jednoroczny abstynent”, który nieświadom obecności swojej żony przemawia do swojego psa Toma – czworonoga po przejściach podrzuconego kilka lat wcześniej pod drzwi burdelu. Gdzieś w górach Władek-(nie)góral wynajmuje przybudówkę odziedziczonego domku parze kochanków przybyłych z Ostrawy. Musi walnąć kielona przed wypasem owiec, musi walnąć kielona przed wzięciem do ręki siekiery. Dlaczego włazi po nocy z siekierą do pokoju gości? Ludwik studiował kiedyś muzykę, później teologię (chciał służyć Bogu), ale wylądował wreszcie przy komputerze – którego obsługi wcale nie miał we krwi, jak to dziś „młodzi” – harując, by nieźle zarobić. „Płacą mi za to, że przepuszczam przez swój biedny mózg tysiące numerów o niezrozumiałym dla mnie znaczeniu – mówi. – Jestem jak kopiści nut, kopiowali partytury, a nigdy ich nie słyszeli”. Akwizytor zarabiający po parę koron od wciśniętej klientowi płyty śmierdzi papierosami Caro przemycanymi z Polski etc.

Sartre i Baudelaire

Ten witraż postaci łączy, co prawda, melancholia, niepewność, słabości, przerwane marzenia lub wyzbycie się złudzeń, ale autor nie odbiera swoim bohaterom nadziei. Wręcz przeciwnie – ona gdzieś istnieje, tylko eklektyczna, trudna do odnalezienia dla ofiar „Baudelaire’owskiej” nowoczesności. „Moi bohaterowie to nie żadne łamagi. To normalni ludzie, którzy przegrali, ale jeszcze się nie rozbili. Są smutni, ale nie są desperatami” – wyjaśnia Balabán, stawiając wyraźny szlaban dla jednoznacznego kategoryzowania jego utworów. „Bohaterowie jego opowiadań […] to ludzie nieco bezradni wobec samych siebie, obserwujący codzienność z rozdziawionymi zdumieniem gębami, jakby unoszeni przez życie w przypadkowym i mało przewidywalnym kierunku” – pisze Grzegorz Krzymianowski na łamach portalu Literatki.

Doszukując się podobieństw z protagonistami powieści Sartre’a, w których zniekształcona koncepcja rzeczywistości przeplata się z postępującą deprecjacją ludzkich wartości, zauważymy, że tamci pozostają jednak o wiele bardziej „wykolejeni”. To ludzie często niezrównoważeni, alkoholicy, narkomani, margines społeczny swojej epoki. Ich świat jest brzydki i odrażający, pełen dewiacji, profanacji i zła, jak w poezji Baudelaire’a, o którym Sartre w 1947 roku napisał pracę krytyczną. Balabán gloryfikuje tymczasem wartość rodziny („Myślę nawet, że kompletny człowiek to mężczyzna, kobieta i dziecko razem wzięci”), dlatego w jego opowiadaniach rozpad człowieka przekłada się na przeżarcie więzi między najbliższymi osobami i odwrotnie: nieudany związek często prowadzi do rozkładu. Podobnie jak w powieściach Sartre’a, trudno znaleźć u czeskiego pisarza silne i skonsolidowane charaktery. „[…] Samotność egzystencjalna zawsze będzie wśród nas obecna. Nawet w łóżku z drugą osobą, nawet przy choince – człowiek jest istotą wydaną na pastwę losu, sam ze swoim dramatem. Na tym polega napięcie i dynamika życia” – mówił o samotności i związkach czeski pisarz. Sartre wyraża to w swoim słynnym „délaissé”, określając człowieka jako „byt pozostawiony samemu sobie”.

Przejrzystość istnienia

Sama forma zbiorów Wakacje i Możliwe, że odchodzimy także w nieoczywisty sposób nawiązuje do Sartre’a, któremu zarzucano nadmierne rozdrabnianie ludzkich charakterów. Rozkładając je na mikroelementy, potwierdzał, że świadomość istnieje dla niego jedynie w określeniach, jakie nadaje rzeczom. Należy zatem mnożyć spostrzeżenia, aby te mogły choć na chwilę nadać istnieniu kolor p r z e j r z y s t o ś c i.

Balabán koncentruje się na pojedynczych losach, odosobnionych momentach, bynajmniej nie przełomowych, ale właśnie najzwyklejszych w świecie, na codzienności, która jest doskonałą glebą pod uczucie zawodu – pisze Krzymianowski. – Kreśli poszczególne epizody, sceny zagubienia, nagłego osunięcia w zdumienie sytuacją, kiedy człowiekowi nie przychodzi do głowy żadne wyjaśnienie, dlaczego jest właśnie tu, gdzie jest […]. A forma […] doskonale harmonizuje z wydźwiękiem tych utworów, przypomina, że życie nie jest ciągiem, lecz składa się z fragmentów nanizanych na naszą biografię jak koraliki – jakichś zdarzeń-niezdarzeń, zwyczajności, która traci kontury, gdy patrzy się na nią zbyt długo.

Owa nieuchwytność istnienia, nieprzewidywalność życia, „stała zmienność”, fragmentaryczność stanowią oś „doktryny ciągłego wyboru” francuskiego filozofa. Lecz samo poczucie wolności, obawa przed odpowiedzialnością, która jest nieodłącznym towarzyszem wyboru, w postulatach egzystencjalistów skłania człowieka do tworzenia sobie osobowości sztucznej, uświęconej społecznie, która wytycza mu drogę postępowania. Jednocześnie jakże różnych z pozoru bohaterów Balabána często łączy wzajemna nić porozumienia – to ludzie o odmiennych charakterach, losie, poglądach, a nawet sytuacji społecznej, ale o zbliżonym „rodowodzie emocjonalnym”, którzy, gdyby posadzić ich w jednej knajpie, od razu znaleźliby wspólny język. Symboliczne dla takiego punktu widzenia jest spotkanie przyrodniego rodzeństwa w opowiadaniu U komunistów.

Majstersztyk krótkiej formy

Możliwe, że odchodzimy zawiera kilka perełek będących majstersztykiem krótkiej formy. Zafascynowany różnymi czeskimi artystami Balabán (w młodości sam malował, recenzował i otwierał wystawy, zainspirowany działalnością swojego brata – malarza Daniela Balabána) pisze płynnie i wyraziście, w jego miniaturach wszystkie zdania mają wagę, a styl, nawet przybierając bardziej poetycką formę, jest zawsze wyważony, nigdy przesadnie emocjonalny ani nachalny. Wiele scen szkicuje kilkoma zdaniami, szybkimi machnięciami, jakby od niechcenia, zwracając uwagę na odpowiedni wycinek scenografii, na której zaraz pojawia się człowiek. „Mój nauczyciel przekładu zawsze mówił, że człowiek nie rodzi się głupi, dopiero się takim staje. Nie chcę mieć pod tym względem ani dla siebie ani dla nikogo litości: nie piszę dla głupców. Chcę być precyzyjny. Pisanie powinno być najlepszym, co jestem w stanie dać drugiej osobie” – mówił Balabán o wadze, jaką przykładał w swoich utworach do stylu.

Pisarz czeski czy ostrawski?

Urodzony w 1961 roku w Šumperku na Morawach pisarz związał swoje życie z Ostrawą. Piękne, dziś przygraniczne miasto, niegdyś znaczące historycznie i kulturowo, w czasach dzieciństwa artysty było już od 150 lat czechosłowackim ośrodkiem przemysłowym i górniczym. „Wychowałem się więc w blokowisku, na osiedlu Hrabůvka – wspomina. – Nie było tam ani jednego starego człowieka. Same młode rodziny z dziećmi, wszyscy z jednej fabryki. Kobiety i dzieci nie mówiły, że ich tatusiowie pracują w Vítkovicach, tylko na jedynce, dwójce, na trójce, tylko numery zakładu i oddziału. Dość twarde towarzystwo. Trzeba było nauczyć się postrzegać życie w jego brutalniejszej postaci, żeby jednak samemu nie popaść w grubiaństwo”.

Przyszły pisarz był synem lekarza wychowywanym w ewangelickiej rodzinie. Dużo opowiadał o swojej religijności, a przecież Czechy są w sporej części krajem ateistycznym. Studiował filologię czeską i angielską na Uniwersytecie w Ołomuńcu, a po skończeniu studiów zajmował się tłumaczeniem (przekładał książki wspomnianego wcześniej Lovecrafta i Terry’ego Eagletona). „Chodził z teczką pełną książek, ja nosiłem w siatce gumową piłkę do nogi. Był wychowany w środowisku miejskich intelektualistów, ja byłem z rodziny wiejskiej. Miał w sobie ciąg kaznodziei – pokazywać ludziom drogę” – wspomina Balabána jego kolega z klasy Jaroslav Žila, poeta i fotograf.

Sam z niechęcią reagował na określenie „pisarz ostrawski”. „Nie jestem ani trochę mniej czeskim pisarzem niż Jáchym Topol, Jan Beneš czy Irena Dousková – tłumaczył. – Przydomki są z góry degradujące, a już »pisarz ostrawski« działa niemal jak oksymoron, który ma dodawać całej frazie osobliwości: »Wyobraźcie sobie, że w tej czarnej dziurze mieszka pisarz, któremu nawet daliśmy nagrodę!«”. Przy okazji wytykał również zaściankowość czeskim krytykom: „Czeska krytyka literacka, o której w sumie nie myślę nic szczególnie dobrego, potrzebuje szufladek, i na tym polega jej prowincjonalność”.

„Piszę o prawdziwym społeczeństwie, tylko to nie pasuje do czeskiego poczucia pohody – odpowiadał zagadywany o istotę własnej twórczości. „Tak jak kiedyś była moda na nieszczęśliwe zakończenia i powieści samobójcze, teraz panuje era imperatywnej pohody – dodawał, nawiązując do czeskich tradycji pisarskich. – Ale ja nie wiem, jak skończy się życie ludzkie, więc niczego nie uprzedzam, interesuje mnie prawdziwy, przeżyty moment. To wystarczy”.

Bibliografia:
1. J. Balabán, Wakacje. Możliwe, że odchodzimy, tłum. Julia Różewicz, Afera, Wrocław 2011.
2. W. Tatarkiewicz, Historia filozofii (tom 3), PWN, Warszawa 2013.
3. G. Lanson, P. Tuffrau, Historia literatury francuskiej w zarysie, PWN, Warszawa 1963.
4. H. P. Lovecraft, Koszmary i fantazje, tłum. Mateusz Kopacz, SQN, Kraków 2013.
5. Ł. Radecki, Od Poego do „Necronomiconu”, http://www.hplovecraft.pl/hplovecraft/artykuly/od-poego-do-necronomiconu-cz3/ [dostęp: 23.08.2013]
6. G. Krzymianowski, Nawet Czesi bywają smutni, http://literatki.com/6031/jan-balaban-wakacje-mozliwe-ze-odchodzimy [dostęp: 20.08.2013]
7. Cytaty Jana Balabána pochodzą ze strony: http://www.janbalaban.pl/o-autorze/cytaty.html

Rafał Niemczyk

Prozaik, krytyk, felietonista, absolwent Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Katowicach (Dziennikarstwo i komunikacja społeczna); autor pracy dyplomowej pt. "Literatura science-fiction: historia, główne nurty i najwybitniejsi przedstawiciele gatunku". Współtwórca bloga krytyczno-literackiego Experyment, nagrodzonego w 2011 roku tytułem Literackiego Bloga Roku, a w 2012 nominowanego do nagrody Papierowego Ekranu na Najlepszy Serwis Internetowy o Książce. Zwycięzca kilku konkursów literackich, w tym XI Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Haliny Snopkiewicz oraz XV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego "Pisanie dobre na chandrę". Wraz z Dorotą Jędrzejewską prowadzi pracownię copywriterską Texting Studio. Redaktor oraz autor tekstów w gazetach i pismach branżowych, m.in. w magazynie „Strefa” – informatorze KSSE S.A. W 2013 roku nakładem wydawnictwa Edgard ukazała się książka jego współautorstwa (wraz z Dorotą Jędrzejewską ) pt. „Copywriting. Jak sprzedawać słowem”.

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |