Najnowszy tomik Andrzeja Niewiadomskiego, Kapsle i etykietki, wydany przez Instytut Mikołowski, znacząco uwypukla obecną w dotychczasowej twórczości poety wartość, jaką stanowi – paradoksalnie – zanik. Książka nie podejmuje wprost modnego, zwłaszcza ostatnio, pojęcia kryzysu. W jej perspektywie to raczej dyskretne wymykanie się tego, który mówi, usuwanie (się) w cień, diagnoza przemijalności: wszystko ma miejsce, ale ma go coraz mniej.
W wydanym w 2012 roku obszernym eseju Mapa. Prolegomena tegoż autoraznajduje się takie oto spostrzeżenie: „»nie można pozbyć się czegoś!« Co najwyżej, można to coś ćwiczyć w znikaniu”(1), które odwołuje się do niezbywalności materii, skromnie reprezentowanej przez „cokolwiek”. Ów element koniecznie istniejący, choć z pozoru niedbały i wymykający się klasyfikacji z uwagi na jego hylemorfizm, napomyka o sobie w najnowszej książce lubelskiego poety, urastając do rangi drogocennego kruszcu stanowiącego pretekst do odlewania kolejnych form-utworów.
Wiersz wprowadzający w książkę, o znamiennym tytule Czyje? Czym? Czy?, nieprzynależący do żadnej z pięciu części, na jakie tomik został podzielony, zdaje się to potwierdzać. W Kapslach i etykietkach odbywa się ponadto gorączkowe poszukiwanie źródła tego, co mówione, co pisane – głosu i litery:
Czyje to są wyznania? Czyje to są teorie?
[…]
Ale jeszcze: czyje są pytania o „czym”, czyja
jest odpowiedź, czym bywają nagie, wybielone
rzeczy, czym jest charakter i tryb, czym kategoria,
czym jest tam i tu, czy to wszystko było, czy
będzie? Czy do powiedzenia ma coś, co się skraca,
czy przez skrót znaczy, czy to czyjeś, no właśnie, jest czymś?
[Czyje? Czym? Czy?, s. 5]
Wskazywane przez ten wiersz warunki przedwstępne, od których zaczynać się będzie lektura, wprawiają czytelnika w stan pewnej dezorientacji – tym bardziej, że tekst rozpoczynający pierwszą część zatytułowany jest Nic, a na rewersie tej strony widnieje wiersz Wszystko. Warto jak zwykle rozpocząć zapoznawanie się z książką od spisu treści, który ujawnia wiele podobnych smaczków.
Co jednak z ową nicością, skoro, jako się rzekło, „nie można pozbyć się czegoś”? W perspektywie poprzednich tomików Niewiadomskiego wiadomo, że ruch, rozumiany także jako zmiana stanu skupienia, przemiana materii czy nawet zanikanie, podtrzymuje istnienie; w Kapslach i etykietkach wybrzmiewa jednak bardzo mocno ton dojrzewającej rezygnacji, ujawniający się poprzez opis statycznych struktur czy fragmentów krajobrazu. Artykułowane „nic” nie należy jednak do sfery pozbawionej życia – ono wymusza ruch na otoczeniu i w tym sensie jest elementem kreacyjnym, nieskończoną potencjalnością:
[…] Śmieje się z wersów,
które chwalą dystans przy pomieszaniu
i traktują o szansie nieznanego,
niewidzialny tusz dopisuje trzy litery,
dopisuje je także do starych pretensji
odkrywania starego. Ale bardziej
zastanawia go nic widniejące jak
podpis w trudnych miejscach, pośród
rzeczy, map, olśnień, wibracji, poruszeń.
[Nic, s. 9]
Poeta korzysta z dwoistości ontologii, wskazując nie tylko na podszycie „nicości” – „wszystkim”, ale też na ruch ręki, który tę zależność pozwala odkryć, co okazuje się pretekstem do ujawnienia właściciela (właścicielki) owej kończyny. W twórczości tej nieustannie przewija się postać mistrza ceremonii, noszącego niekiedy jeśli nie znamiona osoby, to przynajmniej inicjały autora. Ktoś niewątpliwie stoi po drugiej stronie wiersza i przygląda się czytelnikowi – niedostrzeżony. Jak w weneckim lustrze jednak – nie może zobaczyć siebie. Stąd osoba gramatyczna, w której prowadzona jest narracja poszczególnych utworów, zmienia się, przyjmując niekiedy rysy auto(r)refleksji. Wychylanie się zza siebie, ta swoista parabaza, jaką ja liryczne Niewiadomskiego regularnie uprawia, prowadzi do intrygującego rozszczepienia na piszącego i pisanego, a napięcie pomiędzy oboma odsłonami wywołuje wrażenie, iż świat tych wierszy pełen jest akcji czy raczej – z uwagi na jej częstą pozorność – ledwie jej zaczynem.
Chciałby napisać „umrę”, ale nie potrafi,
to nie zgadzałoby się ze stanem faktycznym.
Pisze więc: „umrze”, nie znajduje siebie w sobie,
nigdy nie szukał; pisze „on umrze”, a z nim nic
nie umrze: nędza języka, nędza nauki,
nędza dotyku pozostaną, a ich akcje
będą zwyżkować. […]
[Stan ostrzegawczy, s. 14]
Organiczne przywiązanie poety do typografii i widzialnej formy języka, jaką jest pismo, widać najlepiej w wierszach Studium i Studium (2), których tytułowe podobieństwo i sąsiedztwo na kartach książki uzasadnione są przez identyczność materii tekstowej. W każdym przypadku została ona inaczej „złamana”, opatrzona (lub nie) w wielkie litery i znaki interpunkcyjne. Poprzycinane lub wydłużone wersy decydują o zmianie wydźwięku całości. Naturalnie, nie ma tu mowy o prymacie treści czy formy nad tą drugą, ponieważ jeśli „nie można wyzbyć się czegoś”, to jest tym czymś właśnie immanentna rewersowość podobnych zależności. Oba wspomniane utwory rozpoczynają się od frazy „wszystko przychodzi za późno”, wziętej zapewne z André Gide’a, choć użytej w nieco innym kontekście; owo „wszystko” przychodzi bowiem jako niezbywalna konsekwencja „niczego”, która z kolei jest podwaliną wszystkiego (sic!). Oto rozwiązanie: swoiste perpetum mobile, mechanizm wytwarzający ruch nawet wtedy, kiedy scenografia wiersza pozostaje wciąż tylko konceptualna, który stanowi o żywotności tej literatury:
Wszystko przychodzi za późno. Najpiękniejsza jest
kobieta, której nie ma. Poeta krąży po
pustym mieszkaniu, otwiera szafy i wtula
twarz w nieistniejące ubrania, pozbawione
faktury kolory: biele i czernie, szarości,
barwy ziemi, a nade wszystko – zaledwie
przeczute – błękity sukienek. […]
[Studium, s. 57]
Czułości, nieobcej poezji „konstruowanej” Niewiadomskiego, i w tej książce nie brakuje. Choć może mówić w ten sposób nie należy, skoro w Kapslach i etykietkach brak jest wartością (dosłownie) fizyczną, mierzalną i do tego nacechowaną pozytywnie – o tyle, o ile stwarza pretekst do powstania czegoś lub kogoś. Nawet jeśli środowiskiem podobnego uwypuklenia miałaby być gradacja stopnia zapomnienia.
Tak bardzo drżałem o każde twoje słowo
niesione na koniuszku palca, a teraz
prawie cię nie pamiętam. No, prawie, marne to
pocieszenie. Przemierzam znaną mi przestrzeń
między nami, niespodziewanie, jeśli cię to
pocieszy, bardziej nie pamiętam siebie
[Niespodziewanie, prawie, bardziej, s. 69]
Samego Niewiadomskiego w najnowszym tomiku jest jak na lekarstwo, a owa znikomość wysuwa się na plan pierwszy, umożliwiając dostrzeżenie innych. Nawet jeśli w wierszu mowa o „kimś” konkretnym, kto wymyka się opisowi – pozostawia jednak w nim swój ślad, ale jakby przenosząc uwagę odbiorczą gdzieś dalej, w głąb krajobrazu.
I tak nie będziesz miała
tych wszystkich przymiotów,
których oczekują poeci. Zresztą,
poetów już nie ma albo
ukrywają się skrzętnie za
koniecznościami. […]
[Przez kresy, s. 67]
Warto też zwrócić uwagę na miejsca, w których wersy Niewiadomskiego się załamują, by przejść do kolejnej linii. Bardzo często na ich końcach widnieją frazy – powstałe choćby na skutek przerzutni właśnie – odnoszące się do ubywania, znikomości czy wręcz niebytu, jakby one również rozpierzchały się i ginęły na papierowej płaszczyźnie. Co więcej, ów specyficznej odmiany sceptycyzm wobec obecności często jest w Kapslach i etykietkach podważany wprost – sceptycyzm dotyczący kondycji sceptycyzmu? Bardzo proszę; takie podejście wiele mówi o sposobie konstrukcyjnego postępowania z literaturą w wykonaniu Niewiadomskiego. W dalszej części cytowanego wiersza czytelnik natknie się na fragment bezpośrednio nawiązujący do tego tematu. Oczywiście to, czy słowom Niewiadomskiego wierzyć, pozostaje kwestią otwartą:
[…] Nie wierzysz,
że najważniejsze, to na nowo
opracować temat? Przesąd?
Jasne, że przesąd. […]
Mimo iż lubelski twórca korzysta ze znanych i charakterystycznych dla swojej poetyki chwytów, jego najnowszy tomik jest bezspornie podszyty ambiwalencją: czy to, że w naszych rękach pozostają kapsle i etykietki znaczy, że butelka była, czy też że dopiero powstanie? Zdaje się jednak, że ważniejszą kwestią jest: czy ma ona oderwać czytelników od przyglądania się kunsztowności tego, co stanowi resztki po procesie „obróbki” lub zostało przez kogoś porzucone. Nie wiadomo.
Tytuł zaczerpnięty został z wiersza Fiction znajdującego się w omawianym powyżej tomiku.
2) A. Niewiadomski, Mapa. Prolegomena, Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, Lublin 2012, s. 84.
Joanna Żabnicka
Poetka o ciągotach dramatopisarskich. Opublikowała arkusz poetycki Tymczasem w ramach almanachu Połów. Debiuty poetyckie 2011. Jej wiersze przeczytać można było w „Arteriach”, „Czasie Kultury”, Dwutygodniku.com, „EleWatorze”, „Tygodniku Powszechnym”, „sZAFie” i „Zeszytach Poetyckich”. Niebawem ukaże się jej debiutancki tomik Ogrodnicy z Marly.
Zobacz inne teksty autora: Joanna Żabnicka
Recenzje
Z tej samej kategorii: