Fragmenty Plathoniczne – Wanna

Użyte w tytule powieści Sylvii Plath wyrażenie „bell jar” można by w innym kontekście przetłumaczyć jako „klosz próżniowy”. Niemal wszystkie słownikowe definicje sugerują, że chodzi o naczynie laboratoryjne, które zapobiega między innymi wyciekaniu gazu. Klosze próżniowe często składają się nie tylko z pokrywki w kształcie dzwonu, lecz również z podstawki, połączonej z kloszem metalową obręczą. „Bell jar” jako naczynie dwuczęściowe, szczelne i pozwalające na swobodny transport zamkniętego w nim obiektu, ma już więcej wspólnego ze słojem (z samym „jar”) niż kloszem. „Klosz próżniowy” – w przeciwieństwie do „szklanego klosza”, który w powieści Plath jest przede wszystkim obciążony ładunkiem metaforycznym – odsyła poza tym, choć na zasadzie bardzo odległego skojarzenia, do świata powieściowego konkretu. Łatwo sobie wyobrazić, że stoi na półce obok „słojów z zamarynowanymi embrionami, które zmarły w łonach matek”[1]. Słoje te – przypomnę – pokazuje Esther, głównej bohaterce i narratorce Szklanego klosza, jej przyszły narzeczony, student medycyny, który każe jej uczestniczyć w porodzie, a także „usiąść na wysokim stołku i patrzeć, jak z kilkoma kolegami preparuje cztery trupy” (s. 100).

To nie o kloszu jednak będzie tu mowa. Będzie tu mowa przede wszystkim o wannie, choć nie można, rzecz jasna, powiedzieć, że pomiędzy kloszem a wanną nie istnieją pewne wymowne podobieństwa. I nie tylko jeśli chodzi o kształt przecież, ale również, jeśli nie przede wszystkim, o ową grę z widocznością, jaka określa obydwa te przedmioty. Grę, o której istocie przesądza jednoczesność zakrycia i odkrycia. Znane filmowe wizerunki kąpiących się kobiet zaświadczają tę regułę: nie ma większego znaczenia, czy ich nagie ciała są widoczne. Być może są niewidoczne, ale nie są niewidzialne. Wanna tyleż często odsłania nagość, ile ją zasłania. Czy też raczej przesłania, pozwalając jej przecież być nadal częścią obrazu. Analogicznie, zasłaniając, odsłania – klosz próżniowy. „Wyobrażenie szklanej kopuły”, pisze w Przezroczystości Marek Bieńczyk, może łączyć się z „doznaniem uwięzienia, uduszenia, paraliżu”, ale może też przynosić „estetyczną iluzję piękna, które wzywa z drugiej strony, lecz pozostaje niedostępne”[2].

Będzie mowa o wannie. Wannie w Kloszu… Wannie pod kloszem. W powieści Plath bowiem wannom poświęcony zostaje długi passus. Niezbyt wyrafinowany, raczej naiwny, jak większość uwag, które wyrzuca z siebie Esther, zanim wyjedzie z Nowego Jorku, by przeprowadzić się na lato do mieszkającej w Bostonie matki. Słowem: zanim nie popadnie w obłęd. Szklany klosz bowiem wyraźnie dzieli się na dwie części: na trzeźwą, wyważoną i chwilami zabawną relację prowincjonalnej dziewczyny z jej pierwszego pobytu w metropolii oraz rwaną, ponurą opowieść o załamaniu, upadku w szaleństwo i nieprzezwyciężonej izolacji. Fragment o wannach przynależy do jasnego nurtu powieści. Znajduje się w drugim rozdziale, a otwiera je zdanie, rozczulające swoją naiwnością i (mimo wszystko!) bezpretensjonalnością: „Kiedy jest mi tak smutno, że chciałabym umrzeć, albo kiedy jestem zbyt zdenerwowana, żeby zasnąć, albo zakochana w chłopcu, którego nie zobaczę przez cały tydzień, wpadam w skrajną depresję, a w końcu mówię sobie – Pójdę i wezmę gorącą kąpiel” (s. 36). Być może temu akurat wyznaniu tłumaczka przydała nieco więcej egzaltacji, niż ma ono w oryginale, jednak pewien rodzaj uniesienia panuje w całym tym wywodzie o kąpieli, którą Esther przedstawia jako rytuał oczyszczenia. „Staję się znowu czysta”. A więc: i bez zabrudzeń, i niewinna. „Świeża i nieskalana”. Nie tyle jednak owo uniesienie ciekawi w tym fragmencie, ile pochylenie się nad konkretem, uwagi przyziemne: „Pamiętam sufit nad każdą wanną, w jakiej się kiedykolwiek wylegiwałam. Pamiętam kolor tynku, rysy, pęknięcia, wilgotne zacieki, no i lampy. Pamiętam kształt wanien: stare na wygiętych nogach, i nowoczesne, podobne do trumien, i wymyślne, różowe, marmurowe, w cudownych łazienkach z oknami o zamglonych szybach, na których wymalowano stawy zarośnięte liliami wodnymi. Pamiętam też kształty i rozmiary kurków i mydelniczek” (s. 36).

Jakie znaczenie może mieć ten katalog? Czy ta waga wanien, ich doniosłość bierze się stąd, że stanowią miejsce, gdzie „staję się znowu czysta”? Chyba nikt, kto czytał Szklany klosz, nie da temu wiary. Siła owego „pamiętam” daje się wytłumaczyć tylko w jeden sposób: gdy odnieść je do wanny jako miejsca możliwej śmierci. Wyjaśnia to jeden z tych ciemnych fragmentów powieści: „Podobno zapytano kiedyś któregoś z rzymskich filozofów, jak pragnie zakończyć życie, na co ten odpowiedział, że przetnie sobie żyły w ciepłej kąpieli. Postanowiłam, że to będzie chyba i dla mnie najlepsze wyjście. Poleżę w wannie, popatrzę na czerwoną posokę płynącą z moich żył, aż krew pięknie zabarwi czystą wodę, a potem zasnę sobie spokojnie pod powierzchnią, falującą jak łan maków” (s. 225). Kwiaty z zamglonych szyb przewędrowały na powierzchnię wody. Teraz nie są już wodnymi liliami, ale polnymi makami. Wyrastają z nadgarstków, by przykryć nagie ciało śpiącej kobiety. Wanna nie jest w Kloszu… metaforą (tak jak klosz), z pewnością jednak jej znaczenie wykracza poza rolę rekwizytu czy dekoracji. „Pamiętam sufit nad każdą wanną […] pamiętam kształt wanien”. Pamiętam (widzę) siebie leżącą w wodzie, w otoczeniu kwiatów. Piękną i umierającą piękną śmiercią. Jak Ofelia.

Ofelia i rzymski filozof. Czy istnieje bardziej wymowne zestawienie, jeśli chodzi o katalog samobójców? Oto śmierć piękna i śmierć piękna moralnie. To przecież w kulturze starożytnego Rzymu samobójstwo zyskiwało status śmierci godnej i wzniosłej: „sposób popełniania go stał się praktycznym sprawdzianem wartości i cnoty człowieka”[3]. W dziejach Zachodu nigdy już potem śmierć zadana sobie własną ręką nie miała takiego majestatu. Po której stronie widzi siebie Esther? Esther, która nawet nie próbuje się popisywać i udawać, że pamięta, o jakiego rzymskiego filozofa chodziło…

Plath na kilku poziomach snuje tę opowieść o prowincjuszce w centrum. Bo zakłopotanie, z jakim Esther porusza się po nowojorskich restauracjach i klubach, odpowiada onieśmieleniu, jakie odczuwa ona wobec instytucji, przedstawicieli i symboli patriarchatu. Jednak za fasadą jej naiwnych obserwacji, gestów posłuszeństwa i rytuałów autodeprecjacji wyraźnie daje się pochwycić ton zniecierpliwienia wobec świata, w którym rządzą prawidła ujmowane przez panią Willard w formę debilnych aforyzmów, takich jak: „mężczyzna to strzała skierowana w przyszłość, a kobieta jest miejscem, z którego ta strzała wychodzi”. Esther, początkowo z rezygnacją przyjmując swoje miejsce pośród innych dziewcząt, które „miały niby to literackie zacięcie i pisały artykuły, mimo że czasem były to elaboraty na temat zdrowia i urody” (s. 49), z czasem zaczyna odczuwać pragnienie buntu. Ten bunt nie znajdzie jednak wyrazu. Albo, ujmując rzecz inaczej, jego jedynym wyrazem stanie się szaleństwo.

Nie wiadomo, jak wygląda wanna, w której Esther wspomina inne wanny. Wiadomo, że znajduje się na siedemnastym piętrze nowojorskiego hotelu dla kobiet. Jest wanną przeznaczoną dla dziewic, można by powiedzieć, pamiętając, że hotel ów, o idiotycznej, czy też cynicznej nazwie „Amazonka” przyjmuje przede wszystkim młode, niezamężne kobiety, których rodzice nie życzą sobie, by do córek „mieli dostęp”, jak to ujmuje Esther, jacykolwiek mężczyźni. Może więc gdzieś w okolicach tej wanny, na kafelkach, szybach, mydelniczkach widnieją jakieś kwiaty? Może widnieją nawet i lilie i może przypominają te, które trzyma często Dziewica Maryja. Jeśliby tak było, ironia polegałaby na tym, że czystość, która staje się obsesją kąpiącej się Esther, nie ma nic wspólnego z dziewictwem rozumianym w kategoriach chrześcijaństwa. Raczej bliższa jest ona pojęciu autentyczności. To zresztą dość znamienne, że obok zdania „znów staję się czysta” pojawia się zdanie „w wannie z gorącą wodą staję się naprawdę sobą”. Puśćmy mimo uszu ów handlowy wydźwięk, jaki zyskało hasło bycia sobą wiele lat po ukazaniu się Szklanego klosza. U Plath apologia autentyczności ma wymowę mniej banalną niż mogłoby się zdawać. Wcale nie Rousseauistyczną. Być sobą w rozumieniu Esther to tyle, co uznawać własną popędowość. Być czystą to być autentyczną i nie tłumić seksualnych impulsów. Tak, Esther z pewnością zgodziłaby się ze zdaniem bohatera Henri-Pierre’a Roché, że „ludzie prawdziwie namiętni są zawsze czyści”[4]. Wanna w Kloszu… nie wskazuje na marzenie o powrocie do stanu bezgrzeszności, lecz wyznacza pewien szlak, na którym dochodzi do głosu to, co nieświadome.

Dziewictwo, owszem, jest tu jednym z ważniejszych tematów, ale Plath odwraca znany schemat sentymentalnych opowieści o kobietach pohańbionych; jej bohaterka popada w obłęd nie dlatego, że przedwcześnie (tj. przed ślubem) „traci wianek”, lecz dlatego, że sprzeciwia się mieszczańskiej moralności. Jeśli zważyć na kontekst, jakim jest w Szklanym kloszu mentalność amerykańskiej klasy średniej w pierwszej połowie lat 50., to upór, z jakim Esther zaczyna się domagać prawa do decydowaniu o swoim ciele, staje się zastanawiający. „Wlazłam na fotel ginekologiczny, a w głowie mojej tkwiła już tylko jedna myśl: – Zaraz będę wolna […]” (s. 334). Kreśląc ową drogę do wolności, Plath w scenie kąpieli właśnie umieszcza je początek. Wydostać się spod klosza to tyle, co zanurzyć się w wodzie. I doświadczyć wolności, która sprawia, że namiętność staje się czysta.

[1] Sylvia Plath, Szklany klosz, przeł. Mira Michałowska, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa (1975), s.100. Następne cytaty według tego samego wydania, w nawiasie podaję numer strony.
[2] Marek Bieńczyk, Przezroczystość, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007, s. 94.
[3] Al Alvarez, Bóg Bestia. Studium samobójstwa, przeł. Łukasz Sommer, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2011, s. 80.
[4] Henri-Pierre Roché, Jules i Jim, przeł. Agnieszka Daniłowicz, posł Danuta Knysz-Rudzka, Książka i Wiedza, Warszawa 1987, s.87.

Katarzyna Czeczot

Historyczka i krytyczka literatury. Zajmuje się figurami obłędu w polskiej kulturze XIX i XX wieku. Pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN, gdzie pod kierunkiem prof. Marii Janion pisze doktorat o micie szaleństwa i jego alegoriach w literaturze romantycznej. Autorka artykułów i recenzji publikowanych m.in. w Res Publice Nowej, Kresach, Zadrze, Toposie oraz antologiach Podziemne wniebowstąpienie. Szkice o twórczości Tymoteusz Karpowicza i Księga Janion. Współautorka wystawy Polka. Medium-cień-wyobrażenie (CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa 2005). W latach 2006-2007 wykładowczyni na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie – wykładowczyni Gender Studies.

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |