Z bloga Crazy Nauka czytelniczka dowiaduje się, że dropiowate to nasz – podkreślam, nasz – polski skarb narodowy. Wszystkie winnyśmy o niego dbać. Niech na dobre wróci do ojczyzny! A jeśli nie mamy wpływu na koła łowieckie, rolników czyhających na życie ptactwa i temu podobne, zaopiekujmy się innymi dropiami. Mniej okazałymi, jeśli chodzi o wymiary (125 x 200 mm, zaledwie 168 stron, pięć opowiadań), ale wartymi równie dużej uwagi.
„Dropie” to wydany nakładem Korporacji Ha!art książkowy debiut Natalki Suszczyńskiej, pisarki urodzonej w 1988 roku w Białymstoku. Na książkę składają się opowiadania, które pomimo fabularnej niezależności, mają ze sobą wiele wspólnego. Ciekawy jest gatunek, w blurbie określony kolejno jako science fiction (przez Joannę Ostrowską) oraz szerzej, fantastykę (Adam Wiedemann). Wyznaczniki gatunkowe science fiction, z małym wyjątkiem na krótkie odwiedziny Obcych, nie zostają tu jednak spełnione – książka nie przedstawia wizji rozwoju technologicznego i jego konsekwencji. Kategoria fantastyki przywołana przez Wiedemanna znajduje większe zastosowanie w twórczości takiej jak Dropie – w której realizm magiczny przeplata się z elementami przypominającymi dystopię.
W części opowiadań świat przedstawiony zdaje się rzeczywistością alternatywną do naszej, może z nieznaczną różnicą mówiących po polsku zwierząt i ptaków jako bohaterów transformacji. W innych utworach realia są nieco inne, jednak stale spowite powłoką absurdu. Nie wiemy, co się stało (choć w oparte na prawdziwej historii mówi się o kryzysie), ale coś musiało zajść. Jakaś śmieszna katastrofa… Chichoczemy przez łzy, bo co pozostało, gdy na portalu Gumtree landlordzi oferują przytulne mieszkania w budzie (z psem, bynajmniej nie twoim własnym), czy w koszu na śmieci (z całą ekipą podobnych tobie szczęśliwców)? Albo migranci z krajów Beneluksu, „liczący na cieplutkie umowy śmieciowe i pracę w kebabie”. Czy w obliczu kryzysu klimatycznego tak daleko idące zmiany na świecie rzeczywiście są zupełnie nieprawdopodobne? Ta konkretna sytuacja może się nie wydarzy – niech więksi racjonaliści wytłumaczą dlaczego. Ale niepokój po lekturze pozostaje. Nie takie znowu niewinne te „Dropie”, choć chomik przewidujący przyszłość może nie wydawać się szczególnie przerażający.
Bohaterki Suszczyńskiej każdorazowo są też narratorkami opowiadań (w Pankracym gościnnie zyskujemy też perspektywę męskiej postaci, jednak i tutaj to kobieta stanowi oś utworu). Są młode, dopiero szukają swojego miejsca – w posthipisowskich komunach, w wynajmowanych w celach mieszkalnych kioskach (takimi z prasą, w godzinach handlu lokatorka zobowiązuje się przebywać na zewnątrz). Łakną mentora lub chociaż przyjaciela, ich kumple sprzedają kierowcom zepsute zapiekanki (każdy pomysł na biznes jest dobry, choć bliżej niż do Forum Młodych Przedsiębiorców mają bohaterowie do Świata według Kiepskich, których estetyka zresztą nieco przypomina Dropie, chociażby w perspektywie nieudolnych zmagań z kapitalizmem przedstawionych w sposób bardzo karykaturalny i w sposobie wykorzystywanie elementów fantastycznych. Wszystko, co je spotyka, jest przerysowane, a zdania, które z siebie wyrzucają, gdy budują narrację – dziwaczne. Między słowami autorka ukryła jednak coś jeszcze. Owo „coś” nie pozwala skwitować żadnego z opowiadań soczystym „XD” ani nawet „XDDD nooo”. Wszystkie hiperbole, większe i mniejsze śmiesznostki, przedstawiają bowiem najintymniejsze koszmary prekariuszki, jednostki żyjącej w późnym kapitalizmie, u progu katastrofy ekologicznej. Takimi właśnie jednostkami są narratorki, choć zaryzykowałabym stwierdzenie, że mamy do czynienia z tylko jedną narratorką – poszczególne opowiadania to różne wersje tego samego lęku przed niepewnym jutrem. Choć możliwe, że jutro jest całkiem pewne: spędzisz cały dzień w pracy, w której nie szanują twoich kulturotwórczych kompetencji, a potem nie pójdziesz na nowego Tarantino, bo ciebie jako człowieka też nie szanują, więc płacą minimalną. Podsumowując, warstwa humorystyczna jak najbardziej istnieje – co więcej, współgra z elementami fantastycznymi (zastanów się, kto naprawdę przegląda Twój życiorys i list motywacyjny…) – jednak cała groteskowość Dropii jest zdecydowanie w kolorze czarnym.
Diagnoza lekarska była prosta: pieniężny kaszel, pecunia tussis, był efektem wieloletniej pracy w bankomacie. Było to całkiem nowe, ale nie tak rzadkie jak mi się wydawało schorzenie, które obecnie uczyniło z dawnych pracowników bankomatów najbogatszą warstwę społeczną. [Dropie, oparte na prawdziwej historii]
Czy wobec hipotezy o jednej narratorce, przeżywającej różne scenariusze swojego życia, ma sens mówienie o autonomii kolejnych opowiadań? Myślę, że każde z nich obroniłoby się jako całość, ponieważ zgrabnie i błyskotliwie mówią o absurdach współczesności (i wyobrażeniach niedalekiej przyszłości). Pozorna lekkość lektury niespodziewanie przeradza się w już mniej wesołą rozkminę, dzięki czemu zainteresowanie czytelniczki zostaje podtrzymane. Mimo to myślę, że wydanie zbioru w akurat takim kształcie to z literackiego punktu widzenia korzystna decyzja – książka nadaje całości kolejną ramę interpretacyjną. Jestem szalenie ciekawa, jak autorka sprawdziłaby się w dłuższej formie. Czy w powieści jej autorstwa odnalazłybyśmy zabiegi, które tak dobrze sprawdziły się przy okazji opowiadań?
Sceptyczki mogą zarzucić Suszczyńskiej niepotrzebną eksplorację być może nudnego już tematu – prekariatu. Niebezpieczeństwem poruszania się w obszarze doświadczenia pokoleniowego jest oczywiście popadnięcie we wtórność. Jestem jednak silnie przekonana, że Dropie uniknęły tego losu. Autorki zabawy z konwencją, niebanalny humor i wyczucie słowa pozwala mi nazwać jej książkę naprawdę dobrym, obiecującym debiutem.
Wszystko zostało zorganizowane w odpowiedzi na wysłane przez ciebie CV. [Dropie, oparte na prawdziwej historii]
Natalia Suszczyńska, Dropie, Korporacja Ha!art, Kraków 2019.
Recenzje
Z tej samej kategorii: