Kocira lulwanowy to był kocier potężny!
Zeskalowany na miarę puder-nocy. Sypana gwiazdami chętka po 21:00 budziła się w nim przeogromnie. Chętka na drapakę kory świeżo myślącej. Skory do melofatygi Kocira zezwalał pazurowi na wyczucie myśli około-drzewnej.
Myśl numer 1: lele-siku
Kocira wyczuwał, że dane drzewo zgadza się na obsikanie go przez psa osiedlowego. Aby zmazać w nim to przekonanie, zdrapywał w nocnym harmiderze zgodę w muskanych, drzewo-ruro-wybrzuszeniach. Ach ten Kocirra! Zorro futrzane!
Oprócz kory lubił skanować graffiti ogonem. Niezłe sobie potem filmy wyświetlał w połączeniu ze swoimi pasami grzbietowymi. Zachowane obrazy graffiti przerabiał na korzyste konfetti filmowe. Teraz albo nigdy – takie wykorzystywał myślenie.
Jego ulubiony napis na murze: „żartuj to!”.
Kocira wykorzystywał do posmakowania wieczoru chipsy kroku. Zżerał swoje chodzenie zaraz po stąpaniu. Za chipsy kroku Kociry słono się płaci! Przyznajcie sami!
Nawiedzają fanów Kociry myśli: jakie obchodzi lulwanowy zwierz święta? A wyobraźcie sobie: Fatyga Repertium. W dzień celebracji należy powyskakiwać wybrane fatygo-tereny. Tak aby przynajmniej jedna gleba zatrzęsła się w podskoku. Lele-tapczan z gleby, fikuśny germun wersalczy!
Hesarke – ostatnia odpowiedź na temat ulubionych słów Kociry to niezły skandal. Dopytywania nic nie pomogą, słychać tylko syk i zgrzytanie zębem przerzedzającym łyki wściekłości. Reporter Nuwacki zesikał się nawet ze strachu, aparatem zarządził przerwę w śledzeniu Kociry.
Zygzak uciekinierski powstał w okolicach plugawej mieścinki, stamtąd można było obserwować ostatnią i wielce zwycięską bieganinę Kociry. Udało mu się wybiegać pomieszanie ulic, głównie tych na południowej stronie miasta. Ulica Kuffermis została pomieszana z Groum, z czego powstał wąwóz przemarszu Kuffeum Gr.
Fantastyczne objawy niewiedzenia o tym widoczne było w mieście aż do zmroku. Potem Kocira ułożył wszystko po staremu. Ale jak wspaniale potrafi zmylić i chytrze zaskandalizować przestrzeń na śmiertkę rutyny!
Tego nie czyta się jednak w gazetach, zbyt wielka jest obawa, że Kocira zawładnie odbiorcą jak kufrem naiwności i poplami perły naszych myśli! Och!
Pomysłodawcą zasklepiania w tajemnicy wieści o Kocirze jest Fercia Fisata, kobieta o wydąsanym fąflu spodni. Powtarza „heh”, jak liże jej nogawkę piesek Fubriał. Mało asertywne decyzje robią z niej brzydaczkę, głównie przez niekupowanie produktów codziennego użytku. Fercia po prostu skrzypi brudem i psie czułości to jedyne, naiwne zbliżenia w stosunku do niej.
Kocira, niedostępny i niezależny kocir kert z rodziny fizmowatych, to dla niej zwierz nie do pomyślenia. Fercia nie dopuszcza do siebie myśli, że Kocira istnieje i ma się wspaniale, gładzi się w rytm własnej sierści, stąpa dumnym krawatem kroku, elegancko pośpiewując „takate perte”, indonezyjski kokompir trans!
Kocira trafia w newralgiczny punkt, dobrze zna sploty słoneczne u człowieka. Konglomeratami rozporządza, nie wiedząc, czym są. Czyż jest większa potęga wśród sprytnych, słodko-gorzkich ssako-lizaków?
Kocirze przysługuje dbałość o pergaminy tybetańskie, czyli gładzenie ich tygodniowo za 52 zł. Mało jaki gałgan o tym wie, a na pewno by prychnął, negliszował się swoim niezadowoleniem. Kocira nie odpowie na zaczepki, jeśli nie są warte choćby kawałka flaneli, i nikt nie wie, jak on to ocenia, przelicza. A jak podchodzi do prania skóry własnej? Gryzmo-tarką, tak! Gryzmi sobie skórę do wykabacenia najwyższego, drobnoustrojów, mączko-zlepów. Tak, tak.
Kocira wspomniał w swoim życiu o: tykaniu zegarka wielopokoleniowego na mięsistej trawie egzystunku, pączkach i gruczołach (najpierw o gruczołach co prawda), chuligańskiej pasmanterii na przedmieściach jako lovely place, perłach gruzińskich oplatających dom państwa Grouchymess, sałacie muskanej tyczką sportsmena, pewnych okolicznościach z nogami, fertunkach i grypianach, lodówkowej zabawie z zamrożeniem ogona na 4h.
Czyż to nie jest kopalnia nieodkrytych faktów?
Czy Kocira zespolił się ze swoim paranormalnym dociekaniem o odpowiednią gęstość syropu kiślowego w kafejce Mittoman? Odpowiedź brzmi: tak! Kocira zawsze jest tym, czego chce. Kocirze nie wmówisz byle jakiego lampiona, nie słucha on o cenie pampersów, dalekie są mu pranie & prasowanie. Kocira destiny child! Co za szyk!
Weronika Stencel
Pasjonatka zniekształceń słownych i obrazowych. Tworzy kolaże i fotografuje. Interesuje ją równowaga pomiędzy absurdem i patosem, całkiem na poważnie studiowała krytykę literacką na Wydziale Polonistyki w Krakowie. Związana emocjonalnie z Katowicami i Kleszczowem, domem rodzinnym. Redaktor naczelna pisma "Gazeta musi się Ukazać", autorka książki z ilustracjami pt. "Pogruchotan", współzałożycielka Grupy Brzuch. Publikowała również w "Artpapierze", "PROwincji", "Reflektorze", "Helikopterze", "K-MAGU". Wciąż ucieka przed biernością i obojętnością na rzecz spontaniczności.
Zobacz inne teksty autora: Weronika Stencel
Prozy i inne formy
Z tej samej kategorii: