Pola A. – Pola B.

Pola A. naprawdę sądziła, że to miłość. Byli z Michałem parą jeszcze w ogólniaku. Spędzali ze sobą każde popołudnie. Zawsze u niej. Dzieliła pokój z młodszym bratem, który szybko stał się największym przyjacielem Michała. Jeżeli nie z nią, Pola A. mogła być pewna, że Michał jest gdzieś z Mariuszem. Zaczęli chodzić w trzeciej klasie. Razem w szkole i po szkole. No i jeszcze Kościół. Tam też chodzili razem. Zgodnie stosowali się do jego wskazówek również tych dotyczących współżycia. Oczywiście tylko po ślubie. Nie oznaczało to jednak kompletnej ignorancji w sprawach płci. Pola A. uważała się za nowoczesną katoliczkę. Do matury opanowała podstawy metody objawowo-termicznej i doskonale wiedziała, w jakiej fazie cyklu płodności się znajduje, nie robiła też z tego żadnej tajemnicy przed Michałem. Mimo to byli niezłomni. Michał był niezłomny, a Pola A. czuła się szczęściarą. Wybranką losu, która wygrała życiowego totolotka. Chociaż dokoła panował kryzys, rozpadał się ustrój i ogólnie nie było do śmiechu – Pola A. między innymi dzięki spotkaniom w Kościele była tego świadoma – tak naprawdę jej myśli zajmowało wtedy tylko jedno marzenie. Wyjść za mąż za Michała, uwić malutkie gniazdko z materiałów ogólnie dostępnych i powić co najmniej dwoje dzieci, którymi będzie zajmować się na co dzień. Przytulać ich gładkie pachnące ciała, karmić, ubierać, kołysać. Wychodzić potem na spacery i wędrować radośnie warszawskimi ulicami, bo to przecież najpiękniejsze ulice na świecie. Pola A. namiętnie kupowała książki o ciąży i porodzie, naturalnym rzecz jasna. Znała na pamięć wszystkie fazy. Modliła się gorliwie.

*

Pola B. nigdy nie była w Darku zakochana i nigdy nie miała na ten temat żadnych wątpliwości. Chłopcy, którzy się jej podobali, nie zwracali na nią uwagi. Tak się jej wtedy zdawało. Brała za pewnik, że to mężczyzna wychodzi z inicjatywą. Jeżeli jest zainteresowany oczywiście. To wprowadzało ją w konsternację, bo przecież była ładna. Nawet bardzo ładna, wiedziała o tym. Tak czy inaczej z całego ogólniaka, można powiedzieć z całego ich miasteczka jedynie Darek odważył się zrobić pierwszy krok. I tak się to jakoś zaczęło. Od początku wiedziała, że Darek nie jest gościem, z którym będzie nadawać na tych samych falach, rozumieć się bez słów albo wypowiadać tę samą myśl jednocześnie.

Darek był ze wsi i nagle złapała się na tym, że zaczyna się kolegować z wiejskimi dziewczynami. Były nieśmiałe i zakompleksione i w gruncie rzeczy nie znosiła ich. Sama miała kompleks krzywych nóg, a wtedy właśnie znów zaczęło być modne mini. Jezu, ależ podobały się jej dziewczyny w tych krótkich spódnicach zdobytych w Hofflandzie w Warszawie. Śmiałe, wygadane, malowały się w kiblu na każdej przerwie i paliły. Czasem zachodziła do nich i popalała, żeby nie myślały, że już całkiem zwsiała.

W ogólniaku Darek całował ją natrętnie. Zgadzała się, bo nie chciała go stracić. Nigdy jednak nie sprawiało jej to najmniejszej przyjemności.

*

Pola A. zawsze się dobrze uczyła. Maturę zdała bez problemu. Jeżeli chodzi o studia nie miała wygórowanych ambicji. Żadne tam iberystyki czy psychologie nie wchodziły w grę. Wybrała po prostu pedagogikę i dostała się na nią bez najmniejszego problemu. Zaraz uplasowała się w gronie bardzo dobrych studentek, chociaż – broń Boże – niekujonek. Zarówno jeśli chodzi o naukę jak i towarzysko radziła sobie świetnie i bez większego wysiłku. Była lubiana. Potrafiła być zabawna i koleżeńska. Przy tym nigdy nie była konkurencją w zdobywaniu chłopaka. Od samego początku Michał został zaakceptowany przez grupę dziewczyn, z którymi studiowała. Nigdy jakoś też nie był przedmiotem ich zainteresowania jako chłopak. Przynależał do Poli A. i żadna tego nie próbowała podważyć. Nawet Jola, która miała odruch bezwarunkowy, by poderwać każdego spotkanego faceta.

Michał nie dostał się na wymarzone studia, więc żeby uciec przed wojskiem zaczepił się w pomaturalnej szkole fotografii. Chciał zostać operatorem filmowym, a gdzieś w perspektywie może nawet reżyserem. Spędzali teraz ze sobą trochę mniej czasu zajęci nauką w różnych punktach miasta. Michał czasem zachodził po nią na uczelnię. Zwykle w towarzystwie Mariusza, z którym jeszcze bardziej się zbliżyli.

Było wspaniale. Oczywiście komuna trwała i tak dalej, wiadomo. Jednak  Pola A. wbrew wszelkim kryzysom zachwycała się studiami i poznawaniem ludzi z różnych stron świata. Uwielbiała imprezy w akademikach. Jeździła na drugi koniec miasta i zostawała na noc. A raz z Olą na Jelonkach wypiła do spółki pół litra, żeby sprawdzić jak to jest. Normalnie w towarzystwie nigdy nie traciła kontroli. Widziała różne rzeczy. Nie oceniała i nie mówiła nawet spowiednikowi. Na imprezach, które organizowali z Michałem w mieszkaniu jej rodziców było wino, potrawy, które sama przygotowywała z niezwykłą starannością i zawsze jakieś gry albo konkursy, żeby było jeszcze atrakcyjniej, prawie-jak-przed-wojną. Kulturalnie. A raz Michał urządził sesję zdjęciową przyjaciółkom z jej grupy. Były zachwycone. Ona sama nie lubiła pozowania. To takie sztuczne, myślała i męczyła się, kiedy Michał godzinami ją ustawiał. Pola A. nie zaliczała się do piękności. Ubierała się prosto; spodnie, podkoszulek, sweter. Sukienki zakładała od wielkiego dzwonu. Dziewczyna – kumpel. Mistrzyni śmiesznych min, zezów, wykrzywiania ust na Kaczora Donalda. Cała grupa pękała ze śmiechu.

Na czwartym roku w ciążę zaszła Ola. Potem Ewa. Ola urodziła syna i razem z mężem zamieszkała w akademiku. Ewa wychowywała córkę w domu rodzinnym pod Warszawą.

Pola A. od momentu ciąży Oli nie mogła o niczym innym myśleć. Ola wyglądała prześlicznie, była bardzo szczęśliwa, chociaż wcześniej nie planowała dziecka. Kto zresztą planował? Cała grupa żyła ciążą Oli, wszyscy znajomi głaskali jej brzuch sterczący jak piłka pod wielkim wełnianym swetrem. Wszyscy się o nią troszczyli. Wykładowcy zwalniali z zajęć, żeby się nie przemęczała. Zachwyceni cudem narodzin, tajemnicą stworzenia chodzili wokół jak w jakimś zbiorowym amoku.

Siedzieli kiedyś u Karoliny. Ola jeszcze w ciąży co pół godziny latała sikać. Wiadomo, dziecko uciska na pęcherz. Pola A. wodziła za nią zachwyconym wzrokiem, który jednoznacznie mówił: też bym tak chciała. Tylko się nie zaraź, mruknął Michał i wtedy odebrała to jako świetny żart. Michał zakończył wojsko i wreszcie dostał się do szkoły filmowej. Dzięki dodatkowym punktom za wojsko właśnie,  czym się nie chwalił i strofował Polę A., kiedy nieopatrznie zdradzała jego sekret.

Nadal byli razem, ale Poli A. to już nie wystarczało. Chciała wziąć ślub. Chciała mieć dziecko. Jak Ola promieniować światłością szczęśliwego macierzyństwa. Poza tym kochać się, owszem po bożemu, to znaczy po ślubie, ale kochać realnie, fizycznie. Namiętnie i z żarem pełnego zjednoczenia. Już czas, myślała oglądając się za każdym wózkiem na ulicy. Już czas, obserwowała karmiącą syna Olę. Naturalne karmienie wróciło właśnie w wielkim stylu i Ola karmiła wszędzie, gdzie się dało i zastała ją potrzeba; pod salą wykładową, na ławce pod budynkiem wydziału, w kawiarni, w parku. Jej mąż wziął urlop dziekański i przynosił dziecko tylko na te karmienia. W nosidełku rzecz jasna. To było wprost zachwycające! Też tak chcę, coś brzęczało Poli A. w głowie nieustannie. Nie, nie tylko chcę. Ja muszę!

Przez tę nieugaszoną potrzebę pierwszy raz w związku Poli A. i Michała pojawiło się napięcie. Pola A. kusiła Michała perspektywą wspólnego mieszkania i prawdziwego zbliżenia. Zapewniała, że to jest dla niej naturalnym etapem ich związku, na dziecko może poczekać, skoro Michał twierdzi, że teraz ważniejsze są jego studia, jej praca magisterska. No dobrze, ale przecież możemy zamieszkać razem? Michał nie odpowiadał. Coś chyba z nim jest nie tak, ogarniał Polę A. cień niepokoju, kiedy obserwowała znajome pary, które jedna po drugiej z ślubem czy bez naturalnie lądowały w łóżku. Czy raczej ze mną jest coś nie tak, myślała, że mój chłopak nie okazuje ani trochę pożądania? Pół roku przed obroną miała już napisaną pracę magisterską. Michał też jakby zaczynał zmieniać zdanie.

Środowisko, w którym obracał się dzięki szkole, przerażało go. Swoboda obyczajowa, rozwody, brak stałego oparcia w czymkolwiek poza pracą. Pewnego razu na jakimś przyjęciu opiekun roku, dosyć znany reżyser, którego homoseksualizm był tajemnicą poliszynela, zaczął Michała otwarcie podrywać. Uciekł przestraszony, a potem opowiedział całe zdarzenie Poli A. i jej bratu. Mariusz podsumował wulgarnie reżysera, aż Michał wzdrygnął się. Wtedy Pola A. zdecydowała, że jest już najwyższy czas. Dali na zapowiedzi.

Jeszcze będąc dziewicą Pola A. odwiedziła ginekolog Górską, do której chodziła cała jej studencka grupa. Macica bardzo dobra oświadczyła doktor po badaniu i Pola A. poczuła się namaszczona w przyszłym macierzyństwie.

Przygotowania do ślubu przebiegały w euforii. Już wcześniej dorabiała do stypendium naukowego, była niezwykle pracowitą i energiczną osobą. Teraz podwoiła swoje wysiłki. Suknia spełniła jej wszelkie oczekiwania. Ślub tak samo. W Nowy Rok kościół był wypełniony po brzegi; rodzina, przyjaciele z liceum, jej cała grupa studencka z mężami i chłopakami, nowi znajomi z roku Michała. Mariusz był oczywiście drużbą. Od rodziny dostali całkiem sporo gotówki. Resztkami ze skromnego przyjęcia – tylko dla najbliższej rodziny – żywili się jeszcze prawie dwa tygodnie.

Noc poślubną spędzili w jej i Mariusza pokoju. Padli nad ranem na rozłożoną wersalkę. Zanim Pola A. zdążyła coś powiedzieć, Michał już spał snem sprawiedliwego. Stoczył się w jej stronę po nierównej powierzchni i chrapał prosto w twarz. Co za obrzydliwość, pomyślała sobie, jak te dziewczyny wytrzymują coś takiego. Delikatnie, ale stanowczo chwyciła go za ramię i spróbowała odsunąć. Michał zamruczał coś przez sen, po czym odwrócił się do niej tyłem.

*

Pola B. nawet nie próbowała zdawać na studia. Papiery złożyła do szkoły pomaturalnej kształcącej przedszkolanki. Szkoła zwana była w okolicy Sorboną. O dziwo, nie znalazła się tam żadna dziewczyna z jej licealnej klasy. Pola B. pomyślała o nowym starcie w życie. Zamieszkała w internacie, do domu przyjeżdżała tylko w weekendy. Zanim zdążyła pokłócić się z matką, już musiała pakować torby i wybywać.

Z Darkiem rozstali się naturalnie i bez bólu przynajmniej z jej strony. Pod wpływem rodziców, tak uważała Pola B., zdecydował się pójść do seminarium. Wcześniej, owszem, deklarował się jako człowiek bardzo wierzący i praktykujący. Poli B. nie przeszkadzało to zupełnie, sama uważała się za gorliwą katoliczkę i nawet prawosławna ukochana babcia nie mogła tego osłabić. Wręcz przeciwnie. Darek uczestniczył w oazach, był ministrantem, należał do różnych kół kolejnych wtajemniczeń w chrześcijaństwo. Nigdy to jednak nie przeszkadzało mu deklarować równie żarliwej miłości do Poli B. popartej namolnymi pocałunkami i żenującym obmacywaniem. A jednak. Był najmłodszym dzieckiem w wiejskiej rodzinie, solidnie i po chłopsku z dziada pradziada kultywującej swój polski katolicyzm, a że czasy były sprzyjające tego typu decyzjom, Darek stał się niemal bohaterem małej narodowej społeczności. Ta rola mu odpowiadała, a Pola B. poczuła, że jej ulżyło.

Na Sorbonie nie było dziewczyny, która chciałaby się tu znaleźć. Każda twierdziła, że to niesprzyjające okoliczności życiowe tak ją urządziły. Również Eliza. Trzeba przyznać, Eliza była nieprzeciętną słuchaczką szkoły. Wygadana, oczytana i z doświadczeniem niezdanej matury z powodu poszukiwań własnej tożsamości, była starsza o rok od Poli B. i z radością przyjęła rolę mentora. Eliza zdążyła zakosztować trochę życia, powłóczyć się po Polsce z hipisami oraz przyłączyć się do grupy, na której pełni zapału młodzi psychoterapeuci wypróbowywali nowinki ze świata. Dla Poli B. była jak objawienie.

Eliza godzinami analizowała swoje skomplikowane związki rodzinne – z matką – i pozarodzinne – z chłopakiem, który ją rzucił, a w którym była wciąż beznadziejnie zakochana. Wtedy Pola B. uświadamiała sobie, jak bardzo nienawidzi swojej rodziny: nieudolnej matki, ojca alkoholika i brata, którym od dziecka musiała się zajmować. Za każdym pobytem w domu nienawiść rozrastała się. Kiedy Pola B. zaczęła poważnie zastanawiać się nad jakąś formą ucieczki, Eliza podsunęła pomysł zdawania na studia do Warszawy. Obie zdały na pedagogikę bez żadnego problemu. Aż Pola B. pomyślała przez chwilę, że stać by ją było na jakiś ambitniejszy kierunek. To była tylko taka sekunda, która zatonęła jednak w odmętach zwykłych jej niepewności.

W wakacje poprzedzające studia spotkała Darka. Porzucił seminarium, gdy zobaczył starych księży dogorywających w jakimś wspólnym domu. Nie da rady, pomyślał, nie wyobraża sobie takiej starości.

Poszli razem na wino. Wypili sporo. Potem znaleźli się w mieszkaniu jej rodziców. Pola B. nie miała pojęcia, jak to się stało, że znaleźli się w łóżku uprawiając seks. To było współżycie rozpaczliwe, ale alkohol zacierał ślady wszelkich niezręczności, odsuwał w niepamięć toporność całego zdarzenia, z którego pozostała jakaś niejasna nadzieja, że znów nadszedł czas zmiany. Darek zdał na AWF do Gdańska.

Pola B. szybko odnalazła się w trybach studenckiego życia. Wiadomo, Warszawa! Niestety chłopcy, z którymi wiązała jakieś nadzieje i ryzykowała pójście do łóżka, szybko ją porzucali. Nie było ich wielu. Darek odwiedzał ją regularnie co miesiąc i wtedy upijali się winem, a potem uprawiali seks. Jestem na niego skazana, myślała. Czasami go nawet lubiła za to, że był tak do niej przywiązany.

Nauka szła jej coraz lepiej, wiązała z tym spore nadzieje, kiedy już pod koniec pierwszego roku zorientowała się, że jest w ciąży. Nie była zadowolona. Ale nie potrafiła sama zadecydować. Powiedziała najpierw rodzicom. Usunąć, oboje nie mieli żadnych wątpliwości. Wtedy dotarło nagle do Poli B., że jest okazja, by mogła uwolnić się z tego toksycznego domu. Tacy z was niedzielni katolicy? Wyrzucała im z mściwą satysfakcją. Wszystko na pokaz, a w środku sama zgnilizna, nie mogę na was patrzeć, nienawidzę was, krzyczała i płakała na przemian. Matka była przerażona. Pierwszy raz widzieli ją w takim stanie. Jeszcze pójdzie do ludzi i wszystko wygada! Cholera, mówiłem – idź na prawo, a nie na jakąś durną pedagogikę, zaciskał nerwowo ręce ojciec. Potem zaczął przeliczać hektary na metry kwadratowe mieszkania w bloku i trochę uspokoił się. Rodzice Darka też mają coś niecoś. Wspólnymi siłami różne rzeczy da się załatwić. Nie jest źle. W końcu Pola B. przestanie być na ich utrzymaniu. Oświadczył, że ma przenieść się na studia zaoczne po urodzeniu dziecka.

Ślub odbył się w największym kościele, bo miasto – chociaż małe – posiadało już trzy kościoły. Ludzie mówili, że był piękny i wzruszający. To wtedy Pola B. zmieniła się z szatynki w blondynkę. Ślicznie wyglądasz, słyszała ze wszystkich stron. Grała rolę panny młodej bez zarzutu. Wysłuchując komplementów uśmiechała się tajemniczo i nie odpowiadała. Wzbudzała tym jeszcze większy zachwyt. Szła do ołtarza odurzona komplementami na temat swego wyglądu. Potem przysięgała miłość i wierność do grobowej deski człowiekowi, do którego nie czuła kompletnie nic.

Wesele na sto osób ojciec zorganizował w największej, a jakże, restauracji słynnej na całą Polskę. Było wspaniałe, huczne i byli tacy, co je do dzisiaj wspominają. Pola B. grała znów główną rolę i całkiem dobrze jej poszło. Tańczyła całą noc, rzygając regularnie w restauracyjnym kiblu.

Podczas jednej z przerw wymknęli się z Darkiem do szatni i skrupulatnie przeliczyli pieniądze otrzymane w kopertach. Nie jest źle, pomyślała. W każdej sytuacji można odnaleźć dobre strony.

Po weselu wróciła do Warszawy, a Darek do Gdańska. Życie na chwilę wróciło do normy, jakby nic się nie stało. Tylko brzuch rósł z każdym miesiącem. Ojciec w międzyczasie spieniężył hektary i kupił jej mieszkanie. Teściowie dołożyli się symbolicznie, co doprowadzało go do szewskiej pasji. Wynajął je i Pola B. przyjechała na święta jak zwykle do rodziców. Po sesji przeniosła się na studia zaoczne i dojeżdżała do Warszawy w weekendy. Koszmar rodzinny powrócił, ale pocieszała się, że to już niedługo.

Na wiosnę urodziła Szymona. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Mój syn, myślała i czuła, że pierwszy raz w swoim życiu kocha naprawdę. Była szczęśliwa. Ojciec cieszył się z wnuka, dużo jej pomagał, gonił też do pomocy matkę. Piotrek, jej młodszy brat, był zachwycony rolą wujka.

Z Darkiem spotykali się teraz rzadko. Podjął w Gdańsku dorywczą pracę, żeby zarabiać na rodzinę. Była szczęśliwa. Z oddaniem zajmowała się synem i w wolnych chwilach uczyła się. Na zaocznych okazała się najlepszą studentką. Wszystko przychodziło jej nagle z jakąś niebywałą łatwością. Powinnaś była pójść na prawo, kiwał głową ojciec, teraz takie czasy, że kto wsiądzie do tego pociągu, to pojedzie. Reszta zostanie. Mglisto łapała, że chodzi o zmianę ustroju, ale to ją najmniej obchodziło. Darek z ojcem jakoś lepiej się dogadywał. Zamykali się obaj w kuchni przy wódce i konferowali, co i za ile. Jak długo wynajmować mieszkanie, żeby starczyło na meble i remont generalny. Kto i gdzie ma znajomości, żeby załatwić pracę im obojgu. Jej nawet nie pytali o zdanie. A ja może wolałabym siedzieć z dzieckiem w domu? Tego nigdy nie wypowiedziała na głos. Na piątym roku znów zaszła w ciążę. Zanim zdążyła urodzić Kaśkę, napisała pracę magisterską i pozaliczała wszystkie egzaminy. Na dyplomie widniała piątka. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Ojciec z Darkiem remontowali mieszkanie. Wytykała im każdą usterkę bez cienia litości. Gdzieś w duszy postanowiła idealnie odegrać rolę mężatki i gospodyni. Jej dom ma być perfekcyjny.

*

Pola A. zaszła w ciążę pod koniec studiów. Michał był zły. Za wcześnie. Zaskoczyła go. Nie tak się umawiali. Obarczył ją całkowitą odpowiedzialnością. Czuła się naprawdę głupio. Rzeczywiście, to ona zwykle dążyła do zbliżeń. Michał wydawał się w tej sferze jakiś zimny i oschły. Nie poznawała go. Teraz w pewnym sensie ulżyło jej. Nie chciał dziecka, po prostu nie chciał dziecka. Poli A. wydawało się, że on tylko tak gada i sam nie wierzy w to, co mówi. Oczywiście nie stosowała żadnej antykoncepcji całkowicie zdana na Boga i jego wyższą mądrość. Michał raz zastosował stosunek przerywany. Obraziła się. Poszła do spowiedzi. Czuła się winna za niego, za jego brak wiary. Powiedziała mu o tym. Potem już więcej nie rozmawiali.

Znalazła pracę w szkole podstawowej. Nie zajmowała jej wiele czasu ani wysiłku. W odróżnieniu od zwykłych nauczycieli miała swój gabinet i bardzo rzadko zajęcia obejmujące całą klasę. Idąc do pracy odżywała. Szybko znalazła dobre koleżanki, jedną z nich wkrótce uważała za przyjaciółkę od serca. W szkole wszyscy interesowali się jej ciążą, wypytywali o samopoczucie, planowane dziecku imiona.

Michał kończąc studia często wyjeżdżał. Już kręcił filmy. Razem z kolegą reżyserem wykalkulowali film o narkomanach. Dokument pewniak. Temat jeszcze nieograny miał wywindować ich wśród morza debiutantów. Rzadko o tym rozmawiali. Michał tak naprawdę gardził ludźmi, którzy pojawiali się przed kamerą. Brzydził się ich i bał. Kolega reżyser tak samo. Film jednak zrobili rzecz jasna taki, jakie było inteligenckie zapotrzebowanie: pełen współczucia dla uzależnionych i potępienia obojętności ogółu. Tak było trzeba, inaczej nie idziesz do przodu. Pola A. czuła lekki dyskomfort opowiadając o tym swojej przyjaciółce od serca, chociaż tamta kiwała tylko głową z pełnym zrozumieniem.

W marcu urodziła Tadzia. Do szpitala odwiózł ją ojciec i również on ją stamtąd zabrał. Szybko okazało się, że mieszkanie rodziców zrobiło się za ciasne. Niechętnie, pod presją Michała zgodziła się przenieść do jego mamy. Teściowa zajmowała duże pięciopokojowe mieszkanie w kamienicy. Przedwojennej kamienicy. Co prawda, razem z nią pomieszkiwała jedna z sióstr Michała z mężem i dzieckiem, ale i tak było więcej miejsca niż w tych skromnych dwóch pokojach jej rodziców.

Zajęli dawny pokój Michała. Wcześniej bywała tu rzadko. Chyba podświadomie unikała wielkich co prawda, ale niesamowicie ponurych pomieszczeń. W dodatku strasznie zapuszczonych.

Teściowa okazała się kobietą zasadniczą i nie akceptowała żadnych zmian. Pola A. zamykała się więc z Tadziem w ich pokoju albo pakowała go wózek i ruszała w miasto. Teściowa nie dawała jej zbliżyć się nawet do kuchni. Michała wciąż nie było. Jeśli w końcu się zjawiał, unikał konfliktów z matką. Zbywał Polę A., zobaczysz, jak skończę studia, zacznę zarabiać. Już teraz szykuje się nagroda, trochę grosza wleci, więc nie narzekaj. Nie wytrzymam z nią, odpowiadała. Zobacz, ile ja z nią lat wytrzymałem i jakoś żyję, starał się żartować. A ona pierwszy raz w życiu czuła, że się załamuje. Modliła się. W wakacje Michał z kolegą reżyserem zgarnęli na festiwalu pierwszą nagrodę. A pod koniec roku teściowa zmarła. Kupili trzypokojowe mieszkanie w bloku. Natychmiast przeprowadzili się a Pola A. znów zaszła w ciążę. Tym razem Michał przyjął nowinę spokojnie, chociaż bez entuzjazmu. I tak go nie było w domu całymi tygodniami. Pola A. radziła sobie sama. Urządzała mieszkanie, zajmowała się Tadziem i mimo ciąży intensywnie pracowała. Wkrótce oprócz godzin w szkole zdobyła pół etatu w poradni psychologiczno pedagogicznej. Pomagali jej rodzice. Kiedy rodziła Weronikę, znów do szpitala zawiózł ją ojciec. Michał kręcił w Szwecji. Ola dawna przyjaciółka ze studiów rodziła w tym czasie drugie dziecko w obecności męża. Ola ten niedowiarek i jej mąż zdeklarowany ateista wierzyli, że narodziny dziecka są cudem i już postanowili, że trzecie urodzą sami w domu. Pola A. czuła, że to jest niesprawiedliwe. Ogarniała ją zawiść, a zaraz potem poczucie winy. Nieśmiało wspomniała coś przy Michale. Nie powinniśmy z nimi utrzymywać kontaktów, stwierdził sucho. Zaproszę Filipa i Camillę, dowiesz się czegoś o świecie. Ola i ten jej…to taka prowincja. I do tego czerwona, zżymał się na myśl o ojcu Oli – sekretarzu partyjnym. Byłym już, przypominała mu wtedy Pola A.

Na kolacji pełniła rolę obsługującej. Camilla mówiła tylko po szwedzku i angielsku. Pola A. miała na studiach lektorat z tego ostatniego, ale wiadomo, że najmniej tam uczyli sztuki mówienia. Krążyła więc między kuchnią a salonem od czasu do czasu tęsknie zaglądając do pokoju dzieci.

Z Olą zaczęła widywać się tylko w czasie nieobecności Michała. Coraz rzadziej. Przy Oli zawsze był mąż. Kołysał, przewijał, prał i wciąż całował Olę.

Michał zarabia, pocieszała się. Zarabia coraz lepiej, starała się być dumna. W mieszkaniu pojawiły się droższe meble, drobiazgi zbierane przez Michała po całej Europie. Wkrótce Michał wpadł na pomysł budowy domu na działce po rodzicach. Każdą wolną chwilę spędzał pod Warszawą. Nie tolerował tam żadnych znajomych Poli A., a także jej rodziny. Również Mariusza, czego nie mogła pojąć. Miała wrażenie, że odkąd Mariusz ożenił się, Michał nie tylko go unika, ale wręcz traktuje wrogo. Stwierdził, że ma alergię na żonę Mariusza i nie będzie się z nimi spotykał, bo nie jest masochistą. Na to ogarniał Polę A. smutek i dyskomfort. Całe szczęście Michała wciąż nie było w domu i Pola A. spotykała się z rodziną i przyjaciółmi sama z dziećmi.

Któregoś razu oznajmił, że dom pod Warszawą jest wykończony, więc mogą sprzedać mieszkanie i przenieść się. Z tym, że najpierw zrobisz prawo jazdy, bo muszę kupić ci samochód, rzucił od niechcenia. Jak to sprzedać mieszkanie? Zatkało ją. A po co mamy utrzymywać dwa domy, zdziwił się. Poza tym bloki to syf i degradacja, każdy mądry i przy forsie wynosi się stąd. Pola A. lubiła mieszkanie, czuła się zakorzeniona w dzielnicy, przyjaźniła się z sąsiadami, którzy nigdy nie odmawiali pomocy, kiedy Michał wyjeżdżał. Przecież niedługo wracam do pracy, zaoponowała, miała z osiedla świetne połączenie ze szkołą. Dlatego dostaniesz samochód, odpowiedział obojętnie, poza tym nie musisz pracować. Ale twoje wyjazdy, będę tam sama z dziećmi. Przecież dokoła masz moją rodzinę, padł ostateczny argument. W sumie lubiła jego rodzinę, a dom to dom pomyślała. Ilu ludzi marzy o tym i nigdy nie doczeka. Poza tym ogród, zawsze marzyła o własnym ogrodzie. I dla dzieci świeże powietrze, bezpieczne podwórko, może pies, może kot. Już zaczynała się cieszyć na przeprowadzkę. Będzie tyle pomieszczeń do urządzenia. Szybko się rozczarowała. Michał nie dopuścił, by wybrała kolor chociaż jednego kafelka. Wszystko urządził po swojemu zgodnie z modą aktualnie panującą wśród jego nowych znajomych. Właśnie dostał się do pracy w telewizji. Kręcił jeden z bardziej beznadziejnych sitcomów. Pieprzyć krytyków, zmienił również język , mogą pomarzyć o takich pieniądzach. Zafundował jej i dzieciom dwa tygodnie w Hiszpanii.

Nareszcie razem. Co prawda z tak małymi dziećmi wystarczyło pojechać do Juraty, ale Pola A. postanowiła nie szukać dziury w całym i doceniać wysiłki męża. Wtedy na tych wakacjach Michał zdecydował, że będą używać prezerwatywy. Dwoje dzieci w zupełności wystarczy. Zamiast pomyśleć o grzechu, zgryźliwie odparła, że prezerwatywy są w ich wypadku niepotrzebnym zawracaniem głowy, skoro i tak prawie nie śpią ze sobą. Michał przychodził czasem do łóżka zdesperowany i to wszystko. Nie działały na niego sztuczki typu wymyślna bielizna i kolacje przy świecach. Pola A. czuła się wtedy strasznie. Odrzucona. Niekobieca. A kiedy Michał zarządził, że zajmą w nowym domu oddzielne sypialnie – przeraźliwie samotna.

W dużym salonie główne miejsce zajęła stara kamera na statywie. Jak stylowo, zachwycali się znajomi Michała. Stara krowo, nienawidzę cię, myślała Pola A. za każdym razem, gdy przechodziła obok.

Na szczęście przyjaciółka z pracy załatwiła parę wykładów na prywatnej uczelni. To ją ratowało z pogrążenia się w czarnej dziurze, bo kto ma w życiu wszystko? Mąż Oli właśnie stracił pracę, żyli z jej pensji i jego oszczędności co najmniej marnie. Że też Ola się z nim nie rozwiedzie, dziwiła się. Jest jak kula u nogi, a ona wciąż z nim trwa i z tymi dziećmi. Mieli już trójkę na karku. Do niczego w życiu nie doszli, dlaczego cholera wciąż o nich myśli i tak naprawdę zazdrości im. Czego? Pola A. zaczęła się intensywnie modlić.

Zaprzyjaźniła się z nowym spowiednikiem, dawał jej poczucie ogromnego wsparcia. Życie to droga, często najeżona trudnościami, niekoniecznie sprawiedliwie rozdzielonymi. Na pozór oczywiście, na pozór, bo przecież każdy dostaje od Niego taki bagaż, jaki sam zdoła udźwignąć. Trzeba być uważnym, nie żądać dla siebie zbyt wiele, cieszyć się i wybaczać, wybaczać, wybaczać… tak właśnie. Nie ma przecież źle, wokół tyle biedy. Jej brat właśnie zaliczył bankructwo firmy i gdyby nie emerytury rodziców po prostu by głodował.

Wiosną z zapałem zabrała się za ogród. Najpierw ogarnęła to, co zastała; oczyściła, wypieliła, zagrabiła. Potem zaczęła zastanawiać się, jak by to zmienić po swojemu. Na pewno wywalę tę starą jabłonkę, to pierwsza rzecz. No nie wiem, czy Michał na to pozwoli, skomentowała zza płotu jego najmłodsza ze starszych sióstr. To ulubione drzewko mamy i ona tu nawet kiedyś ławeczkę miała. Jeszcze tego samego wieczoru Michał zadzwonił z Niemiec, gdzie trafiła mu się fucha nie do odrzucenia. Jak możesz beze mnie decydować, krzyczał, ty nie wiesz, co znaczyła ta jabłonka dla mojej matki, nie wolno ci jej ruszyć, to pamiątka! Zaraz po powrocie postawił pod nią ławkę. A potem w akcie łaski wyznaczył za domem kwadrat, gdzie mogła sadzić warzywa.

Zapisała dzieci do przedszkola, a potem wróciła do pracy. Szkoła, poradnia, uczelnia i opieka nad dziećmi szczelnie wypełniły jej czas. Biegała z miejsca na miejsce, nie myślała. Przed snem modliła się żarliwie dziękując Bogu za wszystko.

Michał kupował dzieciom mnóstwo rzeczy. Zadecydował o wyborze szkoły i dodatkowych zajęć. Języki przede wszystkim, więc woziła ich wieczorami na angielski, hiszpański, basen i łyżwy. Wydawało się już, że Weronika rośnie na prawdziwego sportowca z jej zajadłością na sukces. Pola A. cieszyła się, wszak w zdrowym ciele zdrowy duch i tak dalej. Jej ojciec za młodu trenował, odnosił nawet jako junior sukcesy krajowe. Był dumny z wnuczki i to podtrzymywało więź Poli A. z rodzinnym domem, chociaż odwiedzali się coraz rzadziej. Mariusz nadal mieszkał w ich mieszkaniu. Znalazł pracę, rodzice mieli emerytury i jakoś szło, chociaż daleko im było do zarobków jej i Michała. Pola A. zauważyła, że w zasadzie żyją w dwóch różnych światach, które coraz bardziej oddalają się od siebie. Czasami próbowała nieśmiało zwrócić uwagę matki czy Mariusza na siebie, porozmawiać szczerze o niepokoju i dyskomforcie, który ją dręczy. Zawsze jednak spotykała się z tą samą reakcją. Czego ci brakuje? Masz przecież wszystko: dom, ogród, samochód; mogłabyś leżeć do góry brzuchem cały dzień, bo mąż i tak zarobi. Nie szukaj dziury w całym. Boga się chyba nie boisz. My drżymy o każdy dzień. Mariuszowi trzeba pomóc, drugie dziecko w drodze.

Michał zaproponował oddzielne konta. Opłacał wszystko związane z dziećmi i domem, swoje zarobki miała wyłącznie dla siebie. Od czasu do czasu podrzucała trochę gotówki rodzicom. Resztę przeznaczała na podróże. Podczas wakacji skrupulatnie zwiedzała z dziećmi Polskę od morza do Tatr. Nie było zakamarka, którego by wspólnie nie obejrzeli.

Nigdy nie miała z nimi kłopotów. Szczególnie Tadzio był zawsze dla niej ogromnym wsparciem. Weronika dorastając zaczęła ją coraz bardziej krytykować. Pola A. nie przywiązywała szczególnej uwagi do wyglądu zewnętrznego, jej córka wręcz przeciwnie. Pola A. nie mogła zrozumieć nabożeństwa Weroniki do markowych ciuchów. W tym względzie córka znalazła wspólny język z ojcem. Michał dawał się doić Weronice kupując jej uczucia, aż Pola A. zaczynała odczuwać coraz większy dyskomfort.  Powinnam coś z tym zrobić, myślała. Z drugiej strony dlaczego ma jej nie kupić skoro go stać.

A dlaczego właściwie macie oddzielne sypialnie? Rzuciła kiedyś zaczepnie Weronika i Pola A. miała wrażenie, jakby cień pogardy, a jednocześnie wstyd przemknęły w tonie głosu córki. Pola A. spojrzała na nią uważnie. Bo moje koleżanki pytają i co ja mam im odpowiedzieć, dokończyła bezradnie.

Pola A. zaczęła uważniej przyglądać się dzieciom. Była w końcu dyplomowanym pedagogiem. Dzieci to barometr rodziny, zaczęła rozmowę z Michałem. Wymyślasz, skwitował, a potem jeszcze bardziej się od niej odsunął.

Oficjalnie zaczął budowę drugiego domu. W Konstancinie. Chyba nie muszę ci tłumaczyć prestiżu tej lokalizacji, padła odpowiedź na jej pytanie: po co?

Olewa cię, palma mu odbija, orzekły przyjaciółki z pracy. No dobrze, ale co ona ma w takim razie zrobić? Wzruszały ramionami, to zawsze będzie twój problem, sama musisz podjąć decyzję. Biegła więc do spowiednika i słyszała – zaufaj Mu. Modliła się więc jeszcze żarliwiej i żyła nadzieją, że kiedy przeniosą się, wszystko się zmieni. Raz Michał zabrał ją na budowę. Ten dom będzie porządny, zgodny z najnowocześniejszą technologią i trendami. Ty wiesz, że ta pracownia jest najbardziej rozchwytywana w całej Warszawie? Zajmą się też wystrojem wnętrza i bądź pewna, że kupa gazet fachowych się do nas zgłosi na zdjęcia. Niczego nie można kupić tak sobie bez konsultacji z Anką i Rafałem, w międzyczasie przeszedł na ty z właścicielami pracowni. Nawet lampy.

Nawet cholernej lampy, Ola aż gwizdnęła słuchając. Potem zaśmiewały się z czerwonych trampek, które sprawił sobie Michał na stare lata. Mieć dystans do wszystkiego to cecha dojrzałej kobiety, a ona w końcu miała czterdzieści lat. Tyle samo przed nią co za nią. W sumie lepiej gorzej przeżyli z Michałem już tyle lat. Nie było źle. Zniknął entuzjazm z czasów studenckich, ale nie było źle.

A co z tym domem? Zapytała Michała któregoś razu. Przecież to na działce po rodzicach, ulubiona jabłonka matki, siostry wokół i tak dalej… mimo wszystko Poli A. było żal rozstawać się z miejscem, gdzie dorastały dzieci i gdzie mimo ograniczeń ona również odcisnęła swoje piętno. Poza tym co z tymi wszystkimi pamiątkami z podróży, zdjęciami dzieci na ścianach, jej obrazkiem po babci, co na to powiedzą architekci?

Niepotrzebnie poddała się sentymentom. Michał zbudował dom w Konstancinie dla siebie. Jak to? W pierwszej chwili nie mogła zrozumieć. No, zwyczajnie. Ty zostajesz tutaj, a ja się tam przeniosę. Oczywiście oba domy będą na moim utrzymaniu. I dzieci oczywiście. Wszystko po staremu, tłumaczył się, nie rozwodzimy się przecież. Chcę tylko więcej przestrzeni i wolności. Nie zrezygnuję z rodziny. Pola A. miała wrażenie, że oszaleje. Masz kogoś, krzyczała na całe gardło. Nie, po prostu chcę zamieszkać sam.

Przecież to gej, skwitowała któraś z przyjaciółek w pracy. Pola A. miała ochotę wyć.

*

Pola B. miała szczęście. Zaraz po studiach Darek znalazł pracę jako nauczyciel w-fu w ich dawnym LO. Sieć znajomości, które sobie wyrobił, spowodowała, że Polę B. przyjęto do jednej z podstawówek. Po zapisaniu Kaśki i Szymona do przedszkola, Pola B. wkroczyła do gabinetu pedagogów szkolnych, który miała dzielić z koleżanką w wieku mniej więcej jej matki. Krysia na szczęście nie była typem starej wampirzycy, która za wszelką cenę chce mieć nad każdym przewagę. Ze stereotypem starej panny łączył ją zaledwie brak męża, bo już nie mężczyzn. Była partyjną działaczką, tuż po zmianie ustroju dyrektorką tej szkoły, następnie przezornie tuż przed wyciąganiem teczek, list i haków zrezygnowała z kolejnej kadencji na stołku i miękko wylądowała w gabinecie pedagoga, gdzie na parapecie ustawiła skrzynki z pelargoniami do przezimowania. Krysia uważnie słuchała Poli B. i liczyła się z jej zdaniem. Wzajemnie dodawały sobie energii. To Krysia namówiła ją do rozpoczęcia studiów podyplomowych. Pola B. dwa razy w miesiącu dojeżdżała do Warszawy szczęśliwa, że znów może się uczyć.

Życie szło jak w zegarku. Darek miał sporo godzin nadliczbowych, dorabiał jako trener i ratownik na basenie. Powoli obrastali w rzeczy. Pola B. lubiła piękne drobiazgi, Darek doceniał jej gust i nie żałował pieniędzy. Właściwie nie interesował się nimi. To Pola B. opłacała od początku wszystkie rachunki, decydowała o wydatkach i oszczędnościach, lokatach i rozliczeniach z urzędem skarbowym. Lubiła mieć wszystko pod kontrolą, a Darek nie miał nic przeciwko temu. Nigdy nie krył zadowolenia, że Pola B. odciąża go w kłopotach dnia codziennego. Pod tym względem uzupełniali się świetnie. Ich rodzina parła do przodu jak mała ambitna firma na dorobku z Polą B. stojącą na jej czele. Po skończeniu podyplomówki dostała dodatkowe godziny w klasach. Kupili pierwszy samochód. Nie prowadziła, ale decydowała, gdzie i kiedy pojadą. Raz nawet jadąc do rodziny na chrzciny zdecydowała o szybkości i znaleźli się dachując w rowie. Zabroniła Darkowi mówić o tym komukolwiek. Na przyjęciu brylowała czarująca jakby nigdy nic, a on wpatrywał się w nią cielęcymi oczami zakochanego szczeniaka. Nie cierpiała tego spojrzenia. Ty ślamazaro, myślała z pogardą. Szybko jednak dusiła w sobie tę myśl i już uśmiechała się tajemniczo w milczeniu obserwując tłumy gości. Po paru toastach kręcił się wokół niej wianuszek adoratorów, ale nic z tego…nie dla psa kiełbasa. Śmiała się w duchu, postanowiła być idealną żoną, to była. Żadne skoki w bok plamiące niechybnie jej nieskazitelny wizerunek w tej dziurze nie wchodziły w grę. Już wiedziała, że mężczyźni są gorsi niż najgorsze plotkary i zła sława roznosi się szybko. Tym bardziej do niej lgnęli. Bawiła się niezobowiązującymi flirtami, wściekłymi spojrzeniami dziewczyn i żon, kiedy ich pożal się Boże fagasy nie mogły oderwać od niej wzroku i raz za razem zapraszały do tańca. Śmieszył do łez Darek – ten jej wiejski zalotnik – dumny jak paw, że to on, właśnie on posiada tę zdobycz, za którą chłopy latają jak psy z wywieszonymi jęzorami. A ona nic. A ona – Królowa Śniegu – okrutna, niewzruszona, szydercza. Jednocześnie taka krucha, taka ładna, taka tajemnicza. Wszystkie imprezy powtarzały ten scenariusz, miała w sobie moc, wiedziała.

Utrzymywali wiele znajomości. Pola B. za każdym razem zaskakiwała gości jakąś wymyślną potrawą. To ze starych przepisów babci, uśmiechała się skromnie. Gotowała więcej niż dobrze, to przecież należało do repertuaru idealnej żony i gospodyni. Goście wychodzili zachwyceni, prosili o przepisy, które szły w miasteczko budując jej sławę. Spotykali się również z Elizą i jej rodziną. Mąż Elizy był lekarzem, ale z gatunku tych niezbyt zadzierających nosa, więc zaprzyjaźnił się z Darkiem. Organizowali wspólne ogniska, wypady z dziećmi pod namiot, kajaki, żagle. Darek z Rafałem brzdąkali na gitarach, one podśpiewywały, dzieci szalały na całego. Pola B. oceniała wszystko chłodnym okiem i wychodziło jej na to, że nie jest źle, jeśli ktoś spojrzy na nich z zewnątrz. Darek co prawda zaczął ją męczyć, ale znalazła szybko rozwiązanie: alkohol. Znieczulał ją do tego stopnia, że nie pamiętała kolejnych nocy spędzanych w ramionach wciąż zakochanego w niej męża.

W domu zawsze było jakieś wino, wódka, z czasem polubili oboje wieczorne sączenie piwa. Jak inaczej jej ojciec zdołałby przetrwać z matką, gdyby nie pełny barek? Teraz go w pełni rozumiała. Ojciec pomagał jej. Zabierał dzieci, gdy wychodzili na imprezy, cieszył się z sukcesów w pracy i pierwszy powiedział: gdybyście chcieli dom, to zostało jeszcze trochę ziemi do sprzedania. Zaczęli przeliczać i oszczędzać. Pola B. wyszukiwała korzystne lokaty i fundusze inwestycyjne. Mógłbyś trochę zmobilizować swoich starych, ciosała Darkowi kołki na głowie, niech potrząsną swoimi skarpetami, nie wierzę, żeby tam nic nie mieli. Wiele się nie spodziewała po tych dusigroszach, ale każdy krok przybliżał ją przecież do celu. Bo co to za idealna gospodyni w bloku! Dom i to z dobrą lokalizacją i dużym ogrodem. W wolnym czasie zwiedzali z Darkiem wystawione na sprzedaż słupki. Nic się jej nie podobało. Wydzierała się na Darka, że jest leniem, nie chce się angażować w poszukiwania, tylko leżałby na sofie i chlał piwo. Co ty wygadujesz, bronił się słabo, ale już chwytał kluczyki i jechali na kolejne zwiedzanie.

W końcu dopięła swego. Znalazła dom w najładniejszej okolicy. Duży ogród, spokojna dzielnica, blisko centrum. Obiecała dzieciom psa. I kota, i królika, i co tylko jeszcze zechcą.

Po dokonaniu transakcji nie została im nawet marna złotówka. Za pożyczki zrobili malowanie, ojciec gratis wyremontował piwnicę. Został dach do wymiany, okna, kuchnia i łazienka. W bloku miała wszystko wyremontowane w zgodzie z duchem czasu, tu musiała godzić się z boazeriami z wczesnych lat siedemdziesiątych. Wkurzało ją to niesamowicie.

Krysia odeszła na emeryturę. Jej miejsce zajęła Ada. Parę lat młodsza, a Poli B. zdawało się, że dzielą je lata świetlne. Po pierwsze Ada pracowała, bo chciała. Jej mąż właściciel gabinetu dentystycznego, na rocznicę ślubu sprezentował Adzie samochód. Posiadali dom w mieście i na wsi tuż nad jeziorem. Własna plaża, żaglówka i oryginalne Thonety w jadalni. Sama Ada bardzo uważała, by się nigdy nie wywyższać, emocje trzymała na wodzy i nigdy nie zapominała, by zaczynać od komunikatu ja opanowana do granic wytrzymałości. Pola B. zmobilizowała wszystkie siły, by dotrzymać nowej koleżance kroku.

Ada nie miała dzieci, za to męża od rana do wieczora zajętego pracą. Pochodziła z drugiego końca Polski i nie miała tutaj swoich znajomych. Pola B. chętnie wypełniła tę lukę. Zaprzyjaźniły się. Do ich grona niebawem dołączyło jeszcze kilka osób ze szkoły i razem stworzyli paczkę przyjaciół, których łączyło już nie tylko miejsce pracy, ale czas spędzany poza nią. Zaczęli umawiać się popołudniami w miejscowych pubach, chodzić razem do kina i na rowery. Bycie doskonałą żoną i gospodynią zeszło na dalszy plan. Teraz Pola B. postanowiła zbudować wizerunek wyzwolonej i nowoczesnej kobiety. Zainwestowała w porządny rower, jeszcze lepszy niż posiadała Ada. Pieniądze pożyczyła od Piotrka, który właśnie znalazł pierwszą pracę w urzędzie miasta. To przez niego obie z Adą poznały Tomka. Redaktor miejscowej gazety, niezrealizowany artysta fotografik, wcześniej dziennikarz w ogólnopolskich gazetach zbierał się do kupy po bolesnym rozwodzie i jak przysłowiowa lampa przyciągał do siebie znajome kobiety, które za wszelką cenę starały się go pocieszyć. Pola B. zakochała się, chociaż nawet sama przed sobą nie przyznawała się do tego banalnego uczucia. Wyszli kiedyś razem z pubu, a Tomek po prostu uparł się, że ją odprowadzi do domu. W połowie drogi złapała ich ulewa, co strasznie ich rozśmieszyło i zaczęli wygłupiać się tańcząc w rytm wykrzykiwanej deszczowej piosenki, a potem biegli środkiem jezdni trzymając się za ręce szczęśliwi jak para nastolatków. Pod bramką Tomek całował ją długo i namiętnie. Do domu wróciła lekka, radosna i wyzwolona.

Następnego dnia zadzwonił i spytał kpiącym tonem. I co my teraz z tym zrobimy? A potem opowiedział o wszystkim Adzie jako dobry żart. Wkurzyła się, ale nie dała nic po sobie znać.

Darek zaczął kupować jej kwiaty. Przepraszał za wszystko. Ada z Elizą zachwycały się. Poli B. zbierało się na wymioty. Chyba rozwiodę się, zwierzyła się im kiedyś po pijanemu. Jak możesz, oburzyły się, jest taki słodki dla ciebie. Zaczęła zamykać się na noc w swoim gabinecie. Piła codziennie, nawet w pracy. Dolewała wódki do soku owocowego i tak zaopatrzona dawała radę przetrwać dzień za dniem. W końcu Ada tym swoim tonem telewizyjnego psychologa oznajmiła, jak bardzo niepokoi się jej stanem. A w dupie mam twój niepokój, pomyślała Pola B., ale przytomnie nie powiedziała tego na głos, tylko zwierzyła się, że chyba popełni samobójstwo. Ada zmusiła ją do wyprawy rowerowej wzdłuż wybrzeża.

Tam poznała Izę. Iza była prawnikiem w prywatnej firmie, miała długie do pasa blond włosy, które przesypywały się miedzy palcami i Pola B. nieraz chciała ich dotknąć. Zaprzyjaźniły się. Pola B. znalazła w niej oparcie i zrozumienie, jak w żadnej osobie, która do tej pory przewinęła się przez jej życie. Otworzyła się przed nią całkowicie. Iza nie oceniała, nie dawała dobrych rad, nie komentowała. Objęła ja delikatnie i przytuliła do siebie. Siedziały tak blisko może z godzinę, a Poli B. łzy płynęły ciurkiem z oczu.

Następnego dnia zabrała Szymona i Kaśkę na spacer i wytłumaczyła, dlaczego chce się rozwieść z ojcem. Przyjęli jej decyzję w milczeniu. Tylko praktyczna jak zwykle Kaśka chciała wiedzieć, gdzie w tej sytuacji będą mieszkać. Nie wiem, przyznała Pola B.

Darek ze słodkiego przeszedł na język goryczy i agresji. Za nic nie dostanie nawet grosza. Zniszczy ją. Ojciec się wściekł. Wszyscy pouczali, że zachowuje się nieodpowiedzialnie. Złożyła pozew i zaczęła szukać mieszkania do wynajęcia.

*

Pola A. czuła się, jakby spadała w czarną dziurę; dookoła i w niej tylko rozpacz, rozpacz i ból. Proszę się rozwieść, już nawet spowiednik to jej radził. Przecież on panią praktycznie całe życie oszukiwał. Całe życie. To przecież moje życie, krzyczała nie wydając żadnego dźwięku, moje życie podsumowane jako jedna wielka fikcja. Mamo, rozwiedź się, prosił Tadzio. Weronika przestała się do niej odzywać. Przylgnęła do Michała z nadzieją, że ją zabierze do nowego domu, jednak on nigdy tego nie zaproponował. Uśmierzał ból Weroniki sporymi zwitkami banknotów, które ich córka wymieniała na niezliczone rzeczy wspomagające wygląd zewnętrzny.

Właśnie obserwując Weronikę beznadziejnie walczącą o względy ojca Pola A. ocknęła się wreszcie z odrętwienia. Nie, oznajmiła Michałowi, na pewno nie będzie tak, jak sobie to zaplanowałeś. Weźmiemy rozwód i to rozwód kościelny. Domy sprzedamy i podzielimy się majątkiem. Wynajęła adwokata. Niestety, papiery przez nią podpisane świadczyły, że zrzekła się praw do nowego domu. Próbowała udowadniać, że nie była świadoma tego, co podpisuje, ale nie na wiele to się zdało. Kogo obchodziło, że wtedy desperacko próbując ratować swoją młodzieńczą miłość naiwnie była przekonana, że Michał robi to samo.

Rozwiedli się. Reszta została na jego warunkach. Jeszcze tego samego dnia po powrocie z sądu wyciągnęła ze składzika piłę i przy pomocy Tadzia zgładziła ulubioną jabłonkę teściowej. Potem obcinała, paliła, wyrywała, przekopywała, aż ogród zmienił swoje oblicze na nowe. Następnie zabrała się za dom. I ojciec, i matka, również Mariusz z żoną stanęli za nią w zwartym szeregu. Pomagali dzień i noc, ile było trzeba. Urządzili wspólne Boże Narodzenie, a po świętach Pola A. uprosiła rodziców, by przenieśli się do niej na stałe.

Tadzio dostał się na studia. Na wakacje pojechał do pracy w Anglii. Odwiedziły go tam z Weroniką. Potem ruszyły na tydzień do Włoch. Zaplanowały kolejne podróże kilka lat naprzód.

Dom nagle ożył. Ciągle ktoś ich odwiedzał, Mariusz podrzucał rodzicom swoje dzieci, jej przyjaciółki wpadały na wieczór, który często kończył się o świcie. Chyba znów czuję, że żyję, zwierzała się im.

Na zimę Pola A. zdecydowała postawić w ogrodzie karmnik. Ptaki są takie tajemnicze, a jednocześnie radosne, myślała przepełniona nagłym spokojem. To przez to, że wznoszą się bliżej nieba.

*

Pola B. wyprowadziła się z domu zaraz po awanturze, podczas której Darek zaczął nią szarpać i wykręcać ręce. Wynajęła mieszkanie. Kaśka przeniosła się razem z nią, Szymon został. Przestał się do niej odzywać. Darek dzwonił codziennie z prośbami, groźbami, wyzwiskami. Obdzwaniał wszystkich jej znajomych. Szuka z tobą kontaktu za wszelką cenę, stwierdziła Ada. Jest jak poranione zwierzę, Eliza mu nawet współczuła. Darek zażądał przebadania dzieci przez psychologa twierdząc, że rozwód źle wpłynie na ich psychikę. Pola B. szukała rozpaczliwie kontaktu z Szymonem. W końcu postanowiła, że da za wygraną. Nie możesz tego zrobić, on musi wiedzieć, że ci wciąż na nim zależy, powtarzały Ada z Elizą. Jak ja mam dość tego pseudopsychologicznego bełkotu, pomyślała podczas któregoś spotkania. Ograniczyła kontakty towarzyskie do Izy. Kiedyś kompletnie pijane zaczęły się całować. Załatwię ci adwokata, obiecała Iza. Wreszcie konkretna pomoc, poczuła Pola B. świat stanął przed nią w jaśniejszych barwach.

Kiedy okazało się, że podział majątku i ewentualne odzyskanie domu nie nastąpi szybko, ojciec podjął decyzję o sprzedaży kolejnych hektarów i kupił Poli B. małe mieszkanko, które zaraz za pożyczki z pracy urządziła zgodnie z najnowszymi trendami. Iza pomagała w każdy weekend.

Sąd zadecydował, że dla dobra dzieci nie udzieli rozwodu. Pola B. podejrzewała Darka o łapówkę. To jeszcze nie koniec pocieszała ją Iza. Kiedy przeniosły się do nowego mieszkania, odwiedził je Szymon. W niedługim czasie przeprowadził się na stałe. Zajął mniejszy pokój, a ona z Kaśką dzieliły większy. I jak ci tu się mieszka, zapytała matka po wdrapaniu się na czwarte piętro. Świetnie, odpowiedziała Pola B. i otworzyła drzwi na balkon. Chodź, zobacz, jaki mam widok na całe miasto, jaką przestrzeń. Nie jest źle, uśmiechnęła się do siebie. Czasem mam wrażenie, że mogę ręką dotknąć nieba.

 

 

Urszula Sieńkowska-Cioch

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |