Wiersze

Nienawidzę was kochane osiedla

Znowu zmienili
nazwę
ulicy.
Pomiędzy zasadzili słup,
który był tu od zawsze,
po jednej stronie

koncentrat pomidorowy w cenie
okazyjnej,
dwa obżarte pomidory po seksie
zapakowane do szklanego słoja.

Po drugiej:
posiwiałe staruszki
ślepo wychylające żółte głowy
zza barierek kręgosłupów

            jakby szukały wnuczków grających w piłkę,

a my przecież siedzimy pod śmietnikiem
i palimy papierosy.

 

Moje Państwo Kurwa

Na początku było
Adam, Ewa,
Potop,
rozbiory.
A po rozebraniu była nagość,
uświadomiliśmy sobie, że tak naprawdę nie mówiliśmy
w języku uniwersalnym,
że ten nasz język to tylko pajęczyna sz, cz i wielu odmian „nie”,
że całe nasze ciało nie jest uniwersalne,
uczyliśmy się więc anatomii człowieka od początku
na przykładzie:
rozerwanych szczątków ludzkich
i mięsa, którego nie było,
chyba że lubiło się mięso w kolejkach
po mięso.
              Znak czasów
              to chyba babcia, która płacze,
              jak kiełbasa wypada za pralkę,
nachodzące
              myśli o kanibalizmie,
                  wszystkie koty z osiedla wyjedzone.

I patrzę, jak maszeruje
marsz wołający o pięknych Polskich futrach
i skórach
z napisem: „kurwa jebać gejuw”

,,mięso, mięso dla wszystkich
mięso, maszerujące mięso”
– powiedziała moja znajoma,
której ojcem jest Murzyn
(kolejny znak czasów).

I wiem, że babcia, jeżeli to widzi,
to pewnie już dawno zapomniała o kiełbasie
i wlazła do pralki.

 

Kolejny wiersz o psie

Mam psa,
nie czuję się jednak jego właścicielem,
tak jak nie czuję się meblem w domu mojej matki.
Mój pies sra
zwykle dwa razy dziennie, ja zbieram tylko jedno gówno,
drugie zostawiam jemu do zasypania,
dla urozmaicenia kładę mu przed pyskiem foliową torebkę,
dzielimy się odpowiedzialnością.
Gdy moja matka mówi, że to mój pies,
ja uśmiecham się do niego i na ucho szepczę mu,
że to nieprawda, że jest swój, a ja po prostu jestem.
On patrzy się na mnie,
nie wiedząc, czy ma mnie zasypać liśćmi,
czy polizać po pysku.

 

Opowiem ci bajkę, jak pies palił fajkę

zasypiam na łóżku,
w którym zmarł dziadek.

Pamiętam,
że po jego śmierci
w łóżku spał pies,

    wypadło z łask
babci
tak samo jak pies,
      więc zakładając, że dziadek zmarł na podłodze,
        to po prostu była sierść,
a nie żadne wąsy.

      Bogu winne łóżko
      służy dziś nieświadomym gościom

 

Chanuka

Obchodziliśmy w szkole Chanukę.
Nie do końca wiem,
o co chodziło
i czemu świece były na baterię,
ale ostatnio jest moda na bycie Żydem,
więc
zmówiłem modlitwę,
wszyscy krzyknęliśmy
„Happy Hanukkah!”.

Teraz jak tak sobie myślę,
to te świece
wyglądały trochę jak znicze.

Julian Rosiński

(2001) Warszawiak, w wolnych chwilach uczęszcza do liceum, wychodzi z psem i śpiewa w głos Battistiego. Zażarty kibic Juventusu Turyn. Dalej nie rozumie Hegla - wierzy, postanowił rozchodzić buty - żałuje.

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |