Myślałam, że będę mówić, ale czytałam klasyków[1]
Na wysokości ust czujesz: roślina mroku. Znaki po ospie, pąki,
mruganie. Obce jest wszystko: pastwisko nieprzytulne i szorstkie,
łozy winne na zboczach z gliny, ich zziębłe, zielone paciorki.
Siedzieliśmy tam paląc papierosy o piątej nad ranem.
Myślałam, wreszcie będę mówić. Tyle się we mnie słów zebrało,
dojrzałych i twardych. Nie spałam przez trzy noce albo trzy dni
i moje oczy są bardziej czerwone niż białe. Żyję w przedsionku
jak na słonecznym podwórzu. Jest dom i korytarze ciemne i kryjome;
zwinięty dywan prosto z serca, twoje indycze korale.
Myślałam, dam ci te moje słowa, coś z nimi zrobisz. Przeszywa mnie
ryk samochodów, a gaz w moim piecyku ma taki tłusty, ciężki zapach.
Och, mój Człowieczku, jestem chora. Zażyłam pigułkę, by zabić cienkie,
papieropodobne uczucie; jesteśmy wszyscy jak gnane drogą świnie,
nasze naćpane mózgi śpiewają chwałę noża.
Więc zostaje cóż: oczekiwanie na oczekiwanie. Ocznienie, obce dniom.
Łuska, prawdziwa i otwarta. Warga zmilczy to do końca. Oto świętowanie.
Marta Podgórnik spotyka Marię Konopnicką i idą razem na wódkę[2]
Nie jestem poetką intelektu, ponieważ mam cipkę, a nie chuja –
czyż to warto? I cóż z tego, że mam mózg oprócz cipki.
To mnie nieco wkurwia, jednakże nie narzekam. Nie jestem mężatką,
nikt się nie wpierdala w mój styl życia. I cóż z tego,
że jest serce, które płacze nad niedolą, że są ścieżki, gdzie tułacze
idą smutni – i cóż z tego? Nadal piję alkohol. Nie jestem feministką,
ponieważ jestem zakładniczką ludowej teorii. Wszak na ziemi tu,
wśród tłumu, wśród zamętu, krzyku, szumu – tak, kotki, Bóg istnieje.
Już mieli go dosyć: pracodawcy, taksówkarze, ekspedientki, kolejarze, itd.
I cóż z tego, że Ostatni kochanek dymał mnie w skarpetkach
na hotelowym łóżku. Ach! Strasznie było fajnie. Tłumu śmiechy i oklaski,
samolubna żądza dzika, gdy wieczornych zórz godzina z wstydu gasi
swoje blaski… Czyż to warto? Nie, to nie. I spierdalać. Teraz słucham
Waszych przewidywalnych wierszy, i wiem, że zawsze za wszystko płacę.
Choć raczej nie podnoszę głosu. Ani jedno próżne słowo na warg brzegu
nie zastygnie, nie wymówi: czyż to warto? Nie ma tragedii, bo już nie ma nic.
I cóż z tego, że geniusze nieśmiertelne dzieła tworzą, że myśliciel
swoją duszę na świątynię zmienia bożą? I ktoś mu to wyda.
Bojaźń i rżenie (cięta riposta dla k.k.& k.m.)[3]
Drogi Micku, myślałeś, że nie zauważę twojego uśmiechu. Jednak widziałam wszystko.
Musisz mi wybaczyć to drżenie- właśnie przed chwilą kartkowałam kolorowe magazyny,
w tym kiosku na Mercer Street. I wtedy pojawił się koleś, aby powiedzieć mi, jak białe
mogą być moje koszulki. Zniknął w tłumie, mrucząc melodię swojej piosenki:
I can’t get no satisfaction.
Więc zamykam oczy, jest trzecia po południu i nagle zdaję sobie sprawę – to już chyba
niedługo. Widzisz, że jestem na straconej drodze. Tak, Mick. to właśnie mówię. Oczywiście
jest końcówka grudnia. Nabrzmiały rok za chwilę pęknie. Dziwny niepokój mnie nagle ogarnia.
Drogi Micku, czy wiedziałeś, że źli chłopcy nie pozwalają nam umrzeć, piszą o nas wiersze?
I can’t get no satisfaction,
ta pustka, całkowicie niewytłumaczalna zapaść; zrozumiałam, że to nigdy nie był dobry
tytuł na tomik. To nigdy nie był dobry pomysł na życie – powiedziałeś mi tego samego wieczora,
gdy opowiadaliśmy sobie sny. (Co było w herbacie? Smakowała niczym esencja ziemi).
Musisz mi wybaczyć, że uciekłam z Chinatown najszybszą taksówką we wszechświecie.
I can’t get no satisfaction,
gdy jechałam samochodem i ten gość z radia mówi mi coraz więcej i więcej jakichś
bezużytecznych informacji mających pobudzić moją wyobraźnię. Widzisz, że jestem
na straconej drodze, nie mogłam dojść, o nie. A potem śniło mi się, że byłam małą,
pluszową laleczką Voodoo, w którą źli chłopcy wbijali długopisy.
Film drogi i drogi (remiks)[4]
Zaufałem drodze; łagodnie wycedzone przez złamaną szczękę.
Pchnij mnie na ścianę, dziewczyno z Kentucky. Wyjdź na zewnątrz,
ale nie po to, żeby się bić.
I wyszedłem na łąkę, stała święta Agnieszka. Nareszcie, powiedziała.
Martwiłam się już, że cię diabli wzięli.
Zaufałem drodze, sieję popiół. Jesienna słodycz, którą nazywamy
upadkiem, wszędzie dokoła. Na łeb, na szyję, z dziurami po kolana.
Zamknij oczy, a ja cię pocałuję. Zapadając się w sobie, chcę lizać
twoje serce.
Ten, który śpiewa, jest tym, który kocha. Blizna, którą chcę,
byś widział, krew rozlana w szalecie. Pod powiekami biała gorączka.
Ten, który śpiewa, ciągle zmartwychwstaje?
Zaufałem drodze; dotrę na Księżyc, choćbym miał się czołgać.
Powiedziałam dziś cześć do całej masy psów i ani raz do nikogo
Widziałam; wzięłaś białą orchideę i ją zmieniłaś w niebieską sól.
We śnie pisałaś do mnie książkę cyrylicą, potem znalazłam pudełko
z mlecznymi zębami. Powiedziałam dziś 39 razy, że cię kocham
i już nie oddzwonię, nawet do drzwi. Znajdę sobie mydło
i będę w nie krzyczeć, wyobraź sobie; w cieniu, w Hotelu Yorba,
zgubiłam się. Oblizuję palce.
Wyobraź sobie: malutka przepaść, co się otwiera w klatce piersiowej,
co się otwiera nade mną, malutka. Tam, za zakrętem, wije już teraz
i będzie mżyło; ‚minęły żniwa a głód nie mijał’, w filmie o wojnie
zaczyna się rzeź.
Wiersze dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Użycie niekomercyjne – Na tych samych warunkach 3.0 Polska (CC BY-NC-SA 3.0 PL).
[1] Tekst powstał na podstawie:
– Paul Celan, „Na wysokości ust”. http://milosc.info/wiersze/Paul-Celan/Na-wysokosci-ust.php [dostęp: 11.02.2012]
– Samantha Kitsch, „Jego portret”, „Helena”, Instytut Mikołowski, Mikołów 2009.
– Sylvia Plath, „Cięcie”. http://www.poema.art.pl/site/itm_67807_ciecie.html [dostęp: 11.02.2012]
– Kazimiera Iłłakowiczówna, „Nieznane”, „Pajęczyna”. http://szedhar.republika.pl/illakowiczowna/iillako.htm [dostęp: 11.02.2012]
– Małgorzata Hillar, „Myślałam, że będę mówić”. http://www.hillar-malgorzata.e-wierszyki.com/hillar-malgorzata+210,206,207,209,215,213,208,211,212-215.html#215 [dostęp: 11.02.2012]
– Charles Bukowski, „Kiedy czekasz aż świt jak włamywacz wśliźnie się przez zasłonę aby odebrać ci życie”. Link [dostęp: 11.02.2012]
– „Nie czytała klasyków”. http://www.poema.art.pl/site/itm_165651_nie_czytala_klasykow.html [dostęp: 11.02.2012]
[2] Tekst powstał na podstawie: Marta Podgórnik „Gorzkie żale”, „Dodatek LITERAcki. Gdynia”, nr 4(5)/2009, s. 4.
Maria Konopnicka, „Czy warto?”. http://www.poezja.org/utwor-4847.html [dostęp: 11.02.2012]
[3] Na podstawie: http://www.tekstowo.pl/piosenka,the_rolling_stones,satisfaction.html, http://karol-ketzer.liternet.pl/tekst/has-anybody-seen-my-baby, http://www.tekstowo.pl/piosenka,the_rolling_stones,anybody_seen_my_baby.html, http://karol-mrozinski.liternet.pl/tekst/suweniry-szczescia
[4] Tekst powstał na podstawie: Jan Twardowski, „Zaufałem drodze”; Marcin Świetlicki, „Aha”; Red Hot Chili Peppers, „Scar Tissue”.
Joanna Lech
(1984) Poetka, autorka tomów "Zapaść" (Biblioteka Arterii, Łódź 2009) oraz "Nawroty" (Wydawnictwo WBPiCAK, Poznań 2010). Publikowała prozę w "Ricie Baum" i "Pograniczach", poezję w m.in. w "Studium", "Tyglu Kultury", "Toposie", "Gazecie Wyborczej", "Czasie Kultury", "Tygodniku Powszechnym", "Radarze", antologiach "Poeci na nowy wiek" (Biuro Literackie, Wrocław 2010) oraz "Free Over Blood" (Londyn 2011). Laureatka wielu ogólnopolskich konkursów poetyckich. W 2007 r. zdobyła nagrodę główną w XIII konkursie im. J. Bierezina w Łodzi. Za debiutancki tom otrzymała m.in. nagrodę specjalną w X edycji Konkursu Literackiego PTWK w kategorii "debiut roku" oraz nominację do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Za "Nawroty" nominowana do Nagrody Literackiej NIKE 2011. Stypendystka Miasta Krakowa (2011). Redaguje dział poezji w "Kofeinie". Pochodzi z Rzeszowa, mieszka w Krakowie.
Zobacz inne teksty autora: Joanna Lech