kaszanka wadowicka
kubica docisnął pedał gazu. dopierdalał 580 km/h (kilosów na godzinę). pierdolnął w burtę, nie statku, lecz toru wyścigowego formuły 0 formułu 0 formuły 0. pierdolnął mocno, z całych sił. na szczęście miał za pazuchą kawałek kaszanki. był gorący jak fiut w piździe. jeszcze w bolidzie z namaszczeniem ugryzł kawał kaszany wadowickiej. mruknął – zajebiaszczo…… wyskoczył z płonącego bolidu jak młody Bóg. kaszanka skwierczała – odgryzł z szacunkiem jeszcze kawałeczek. powiększył się do rozmiarów Bubu i uniósł w powietrze. nastąpił wybuch – bolid dogorywał, a kubica ział kaszaną, jak Jeszu czosnkiem.
wierni uklękli na trybunach, a z ich piersi ludzkich, nie kurczaczych, dobył się gromki zew:
pa-pa pa-pa pa-pamobile
miej nas w opiece!!!!
DEBILE
Ciechanów 09.02.2014 roku pańskiego / 9-ty ro ery JP2
Wątrobianka Świąteczna
– Co Bozia dała, to nie odbierze – powiedział chłop do baby.
– Ano, ano.
– Święta. Żarcia mamy pod dostatkiem. Poobżeramy się. Zacznijmy może od pasztetu.
– Przyrządziłam z wątróbek drobiowych, z cebulką, pieprz, sól.
– Świetnie. Tak, jak lubię.
– Ano, ano.
Malina podała do stołu pasztet domowej roboty, jej własnej roboty. Stefan zaciągnął się jego wonią…
– Święta, święta… wątrobianka.
– Ano, ano.
– Będziem jedli, co, Malina?
– Ano, ano, Stefan.
– Ukrójże kawalątek do skosztowania, póki co bez chleba…
Malina ukroiła kawalątek wątrobianki i uśmiechnęła się do Stefana szeroko.
– Dla siebie też ukrój, Malino.
– Się rozumie.
– Po młodzieżowemu.
– Ano, ano.
– Niezłe – skosztował Stefan.
– Mniam, mniam – przytwierdziła Malina.
– Świetna wątrobianka, pasztet jak się patrzy. Najlepszy od stu z okładem lat, jaki zrobiłaś.
– Ano, ano. To tak długo jesteśmy ze sobą?!
– Ano, ano, że tak po Twojemu, Malino, rzekną.
– Przeszło sto lat!!! – złapała się za głowę Malina.
– To ci dowcip?! – zaśmiał się Stefan.
– Dobry dowcip – zgodziła się Malina.
– A wątrobianka jeszcze lepsza. Trzeba prapraprawnuczętom podarować, aby na macę miały co położyć.
– Albo na chleb.
– Albo na chleb. Dobrze mówisz.
– Dobrze?
– Ano, ano, że tak po Twojemu rzeknę.
Fenkułowice Wielkie, 10.04.2014 r./5774 r.
Hultajskie Szaszliki
Eustachy lubiał sobie podjeść. Jak widział na półmisku dymiące podroby, dostawał ślinotoku, tak nim miotało.
Pewnego razu, jadąc hulajnogą przez wieś, natknął się na łoscypkarza, któren pitrasił na grillu szaszliki łoscypkowo-wątrobiane first class.
Eustachy oszalał na widok żarełka takowego, którego jeszcze NIGDY w Życiu swym doczesnym był nie pochłonął.
– Ile?
– 2-ie dychy.
– Biorę.
– Na miejscu, czy zapakować?
– Natychmiast!!! – krzyknął Eustachy.
Łoscypkarz się trochi przeląkł, nie widział takiego warjata NIGDY.
– Forsa – powiedział twardo. Dostał forsę.
Szybko podał papirową tackę z szaszlikami.
Eustachy włożył w usta patyczek-szaszliczek. Chwilka i zawartość patyczka znalazła się w „paszczu” Eustachego, podczas gdy o jego lewe kolano podpierała się hulajnoga.
Eustachy konsumował z lubością.
Zostawił nawet /!/ napiwek…..
Rozpędził się na hulajnodze i zakrzyknął:
Hulaj Noga! Hultaj Woła!
Ciechanów, luty 2014/5774 r.
Jarosław Klejnberg
(1970) Pisarz, malarz, animator kultury. Wydał książkę Cud nad Wisłą (Mamiko, Nowa Ruda 2005). Od 31.05.2012r. trwa jego wystawa "Psychoportrety" w Klubie Imbir w Krakowie.
Zobacz inne teksty autora: Jarosław Klejnberg
Prozy i inne formy
Z tej samej kategorii: