Koniec człowieka, antropocenu, planety i życia na Ziemi. Koniec pracy, kapitalizmu, państwa, widmo katastrofy ekologicznej, gospodarczej, społecznej, kryzys utopii, rosnące w siłę ruchy neofaszystowskie. W tym konkursowym numerze, który należy do Was, czytelniczek i czytelników, pytamy o Wasze intuicje końców świata, Wasze konceptualizacje lęków i obaw, a także wizji związanych z apokaliptycznymi narracjami, jakie w ostatnim czasie coraz silniej organizują nasze dyskursy. W kolejnym numerze nadesłane przez Was formy artystyczne poddamy namysłowi krytycznemu.
Dlaczego to właśnie tematowi ekozagłady postanowiłyśmy/liśmy oddać łamy „Wakatu”?
„Mamy 11 lat na zmianę systemu”. „Ten Stary Świat, którego święto obchodzone jest 11 listopada, dał nam wyzysk, wojny, dyskryminację, i katastrofę klimatyczną. Jego czas się skończył” – piszą anarchistki i anarchiści w odezwie wzywającej na demo 11 listopada.
Naukowcy potwierdzają: wzrost temperatur o 1,5°C nastąpi najprawdopodobniej około 2030 roku, a o 2°C – ok. 2045. Istnieje jednak ryzyko, że globalne ocieplenie będzie postępować znacznie szybciej, niż sądzimy. Jakub Jędrak w portalu Naukaoklimacie.pl przestrzega:
Czasu na skuteczne działania zostało nam więc bardzo niewiele. Tym bardziej, że być może już gdzieś w okolicy ocieplenia o 1,5-2°C znajduje się „punkt bez powrotu” – próg nieodwracalnego przejścia do stanu „Cieplarnianej Ziemi”. […] Ocieplenie powyżej tego poziomu doprowadzi do „wyrwania się dżina z butelki”.
W obliczu spodziewanej katastrofy grupa Extinction Rebellion Polska ogłasza śmierć świata, jaki znamy, i rozwiesza w polskich miastach nekrologi. „[…] żegnamy miasta lub życie jako takie, które wymarło wskutek kryzysu klimatycznego” – mówi Robert Rient. W Warszawie zapowiedziały one pogrzeb klimatu, który odbył się w połowie czerwca pod siedzibą Polsatu, o czym stacja nie poinformowała widzów.
Ale żegnają także ludzkość i Polskę:
Polska 966–2050. Zmarła z powodu globalnego ocieplenia, zalania przez Bałtyk, głodu, suszy, wojen. Pogrążeni w smutku zapraszamy na uroczystości żałobne”
Ludzkość 190 000 p.n.e. – 2050 n.e. Zmarła z powodu globalnego ocieplenia, utraty miejsc zdatnych do zamieszkania, głodu, suszy, wojen”
My po jednej i drugiej nie będziemy rozpaczać.
Narodowość nie jest najważniejsza. Toksyczna pustynia pozostanie toksyczną pustynią – nawet jeśli będzie nad nią powiewać biało-czerwona flaga. […] Dziś wzniosłe hasła patriotyczne maskują brutalną dominację pieniądza nad życiem każdej i każdego z nas, a także nad Życiem na Ziemi. Dla wielu z nas oznaczają one w praktyce również przemoc i wykluczenie” – piszą antyfaszystki.
Jak będzie wyglądać, a raczej – w jaki sposób już ziszcza się katastrofa? Susze i pustynnienie dużych terenów ziemi, klęski żywiołowe, brak wody pitnej i tej do celów sanitarnych. Dziś ten ostatni problem dotyczy głównie Afryki, Australii i wschodniej Azji; w Somalii np. mieszkańcy nielegalnie przekraczają granicę z Kenią oraz Etiopią, żeby kraść wodę. Ale obszar ten znacznie się rozrasta, a ekskluzywizacja wody jako towaru pierwszej potrzeby będzie postępować w kolejnych latach na niewyobrażalną skalę.
Dodajmy do tego wojny klimatyczne i migracje, wzrost nierówności społecznych, postępującą biedę czy wreszcie śmiercionośną dla gatunku homo sapiens zmianę składu powietrza. Być może „Innego końca świata nie będzie”. Ta przyszłość jest już dziś.
Według Timothy’ego Mortona, jak pisze Andrzej Marzec,
katastrofa ekologiczna nie nadejdzie, gdyż już się wydarzyła. Żyjemy współcześnie w jej cieniu, po końcu świata, będąc jednocześnie świadkami i aktorami szóstego masowego wymierania. Ziemia co prawda, wbrew katastroficznym fantazjom, nie eksplodowała, znajdujemy się jednak w momencie, gdy nie da się już dłużej utrzymać ludzkiego pojęcia „świata” – przestało być ono użyteczne. W tym kontekście filozoficzne przedsięwzięcie Mortona – ciemna ekologia (dark ecology) – przyjmuje postać melancholijnej etyki […]. Z dala od eskapistycznych idyllicznych obietnic tradycyjnej ekologii wspomniana etyka polega na trwaniu przy umierającym świecie”.
Morton każe nam dokonać zwrotu w kierunku tego, co ciemne, brzydkie, ułomne, lepkie, budzące lęk i obrzydzenie, zaakceptować to wszystko, co wypieraliśmy dotąd z naszych egzystencji i estetyk, co wypierały ekologiczne wizje harmonijnej, pogodnej natury. Tak naprawdę bowiem żyjemy wśród monstrualnych i przerażających obiektów, które nas oblepiają i przenikają, wśród hiperobiektów, które przekraczają antropocentryczne horyzonty myślenia i które już od dawna pozostają poza ludzką kontrolą.
27 sierpnia swój manifest założycielski ogłosiła na Facebooku Partia Antynatalistyczna: „Naszym celem jest zakończenie istnienia gatunku ludzkiego”, „Uważamy za konieczne zaprzestanie rozmnażania się przez ludzi”. Grupa postuluje powszechny dostęp do eutanazji i aborcji oraz małżeństwa jednopłciowe jako jedyne akceptowalne formy zalegalizowanych związków, głosi także priorytetowość życia zwierząt nad ludźmi, dodając: „należy zrobić co w naszej mocy, by zostawić po sobie planetę w takim stanie, w jakim chcielibyśmy ją zastać”. Uderza również w kapitalistyczny imperatyw niekończącego się wzrostu, oparty na przyroście naturalnym: „Kapitalizm jest przeciwieństwem antynatalizmu”.
W publikowanym w „Wakacie” wierszu „Epitafium dla jednego procenta” Ida Dzik pisze:
[…] leniwie będziemy patrzeć
na waszą panikę bo tylko ten kto decyduje o wartości ma coś do stracenia
na zorze przy linii horyzontu bo znienawidziliśmy was tak że koniec wyda nam się piękny
będziemy straszyć wasze dzieci przyszłością i przeszłością
palić papierosy na zbyt krótkich przerwach
pieprzyć się w waszych pustych salonach
w psich budach
na kortach tenisowych
Autorka kreśli obraz pewnej quasi-utopii w dystopii: kiedy bogaci w panice pakują się i bunkrują w swoich schronach, które i tak nie ocalą ich marnego życia, klasy niższe mogą odegrać wreszcie bumelancki erotikon na zgliszczach kapitalizmu i zatańczyć na tym grobie. To być może komunizm – ale już bez przyszłości.
Tak naprawdę bowiem nie zostaniemy wpuszczeni do schronów „jednego procenta” – musimy zadowolić się pustymi salonami i apokaliptyczną orgią na psich budach. Katastrofa nie przychodzi jak śmierć z bajki Kraszewskiego i nie zabiera wszystkich po równo. Jak przewiduje Tomasz S. Markiewka, powołując się na raport Philipa Alstona dla ONZ: „Na początek poświęcimy najbiedniejszych”. Grozi nam klimatyczny apartheid.
Najbogatsi odseparują się od całej reszty […]. Klasa średnia z krajów rozwiniętych będzie skupiona na próbie utrzymania dotychczasowego poziomu życia tak długo, jak to będzie możliwe, reszta natomiast… cóż, znajdzie się jakiś powód, aby o nich nie myśleć.
[…] Ci, których odpowiedzialność za kryzys klimatyczny jest najmniejsza, najciężej odczują jego konsekwencje. Na przykład przeciętny obywatel USA emituje tyle gazów cieplarnianych co pięciuset mieszkańców Etiopii. Widać w tym kontekście, jak absurdalne jest oskarżanie krajów afrykańskich o nadmierny przyrost naturalny.”
Katastrofa jest sprawą polityczną i klasową – podkreśla Markiewka. Również – a może przede wszystkim – klasową w wymiarze geopolitycznym. „Istnieje ryzyko, że błyskawicznie przejdziemy od Przestańcie straszyć tą katastrofą! do Byłoby miło uratować miliard ludzi w Afryce, ale to już niemożliwe, pogódźcie się z tym!”.
Peter Frase w książce Cztery przyszłości… diagnozuje, że stoimy dziś w obliczu podwójnego niebezpieczeństwa, wynikającego z jednej strony z niedoboru, z drugiej – z nadmiaru. Eksploatacja zasobów naturalnych grozi w najbliższych dekadach zagładą ekologiczną, z kolei automatyzacja pracy i nadprodukcja mogą doprowadzić do sytuacji, w której siła robocza, a wraz z nią ogromne rzesze ludności staną się dla kapitału zbędne.
W książce Tropic of Chaos Christian Parenti dowodzi, że ten nowy porządek społeczny już powstaje, a postępujące na Ziemi zmiany klimatyczne prowadzą do zjawiska, które nazywa „katastrofalnym zbiegiem” klęsk ekologicznych, nierówności ekonomicznych i niewydolności państwa. […]
Dopóki na świecie istnieją rzesze biedaków, dopóty bogaci muszą się obawiać, że pewnego dnia nie zdołają powstrzymać ich naporu. Gdy praca ludzkich mas nie jest już nikomu potrzebna, pozostaje ostateczne rozwiązanie: ludobójcza wojna bogatych przeciwko biednym.”
Ten czarny scenariusz nazywa Frase „eksterminizmem”. Akumulacja dostępu do dóbr naturalnych i do żywności oraz koncentracja środków produkcji (nowych technologii) w rękach najbogatszych mogą sprawić, że biedniejsze i rewoltujące się – jak przewiduje Frase – grupy ludności będą poddawane różnym praktykom eksterminacji. Potem zapanuje „komunizm dla wybranych”, czyli dla „jednego procenta”, który zdołał się odizolować od całej reszty i zawłaszczyć nowe warunki życia na Ziemi lub poza nią.
Bohaterki książki Salci Hałas Potop to ubogie mieszkanki gdyńskiego osiedla Pekin, powstałego tutaj „na dziko” jeszcze przed wojną i przeznaczonego dziś do „rewitalizacji” – przez likwidację. Zmagają się z deweloperem i czyścicielami – z dewastacją, podpaleniami domów, a w szczególności z tytułowym potopem, wywołanym przez zniszczenie sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. To miejsce, z którego wycofało się i państwo. Przeznaczone do unicestwienia. Mikroprzestrzeń, będąca metonimią makroprzestrzeni, wskazującą winnych postępującej zagłady, która już trwa w najlepsze.
One już nie walczą o dzielnicę. Wiedzą że wyroki zostały wydane, że czas walki się skończył. One po prostu żyją i robią małe rzeczy. I wspierają się […] nawzajem, dbają o siebie, o starszych sąsiadów, o zwierzęta. W którymś momencie Halina mówi: „Nic ja na koniec świata, stara baba nie poradzę. A tak to chociaż koty, koty nakarmione będą”” – podsumowuje autorka.
„Koniec świata? Nie, to nie świat się rozpada […]. Rozpadają się natomiast struktury i instytucje, które nadają charakter i stanowią oparcie świata, jakim go dotąd znaliśmy: rynki kapitalistyczne, normy cywilizacyjne, autonomiczne jednostki, formy globalnej współpracy i procedury demokratyczne”. Autorzy książki Koniec świata, jaki znaliśmy, Claus Leggewie i Harald Welzer, głoszą konieczność końca myślenia w kategoriach ciągłego wzrostu gospodarczego, linearnego postępu i pomnażania zysków. Dotychczasowe kryzysy przyzwyczaiły nas, że system zawsze w końcu stabilizował się i reprodukował: „zdarzały się z pewnością cezury i porażki, ale w sumie posuwaliśmy się stale naprzód. Takie konstrukcje myślowe jak zastój czy regres trafiły do lamusa, skończoność stała się nie do pomyślenia”.
Tym razem jednak sinusoida dziejów niczym giełdowy indeks nie odbije się już od swych wartości ujemnych. Nie da się dalej symulować wydajności oswojonych sposobów uprawiania polityki – mówią niemieccy autorzy. Wyczerpały się dominujące modele zarządzania rzeczywistością, skończyły się środki doraźnego reagowania antykryzysowego na wielu płaszczyznach. Wskaźniki, generowane do niedawna przez hurraoptymistyczne algorytmy planistów niczym liczby dążące do nieskończoności, rozbijają się o nowe dane – gospodarcze i klimatyczne.
Megakryzysy […] nie są kryzysami w potocznym sensie tego słowa […]. Sygnalizują one istnienie metakryzysu […]. W momencie wieńczącego ten triumfalny pochód spełnienia kapitalistyczny system gospodarki staje wszelako, o ironio historii, u progu katastrofy, gdyż nie jest w stanie funkcjonować jako uniwersalny wzorzec i jako taki nigdy nie był pomyślany” – napisali Welzer i Leggewie.
Nie ma żadnego kryzysu/ to jest normalny stan kapitalizmu” – pisze i śpiewa Szczepan Kopyt.
„Potrafimy wyobrazić sobie koniec świata, ale nie umiemy sobie wyobrazić końca kapitalizmu” – twierdził Slavoj Žižek w przemówieniu na jednym z wieców Occupy Wall Street. Upadek kapitalizmu, jak zauważa wspomniany już Peter Frase, wiąże się w naszych wyobrażeniach na ogół z chaosem, przemocą, biedą i estetyką postapo. Jednak autor „Czterech przyszłości…” wśród potencjalnych scenariuszy przyszłego życia społeczno-politycznego wskazuje również socjalizm i komunizm, gdzie ten pierwszy miałby być de facto drogą do tego drugiego.
Koniec kapitalizmu nie nadejdzie jutro, ale żaden system społeczny na Ziemi nie był przecież wiecznotrwały, a kapitalizm jest o wiele bardziej chwiejny i nieprzewidywalny niż systemy, które go poprzedzały. Czas więc zapytać: co go zastąpi?”.
Jeśli chcemy wyobrazić sobie świat, w którym praca przestała być koniecznością, więcej niż teoria mogą nam powiedzieć wizje artystyczne” – dodaje autor.
Dlatego pytamy Was o Wasze intuicje i wizje końców świata: końca człowieka, antropocenu, życia na Ziemi w jego obecnych kształtach (bo – jak zauważa Rosi Braidotti – życie nie kończy się, tylko zmienia formy), końca kapitalizmu, wizje katastrofy ekologicznej, gospodarczej, społecznej.
Pożytecznej lektury!
Michał Czaja
Sylwia Głuszak
Michał Kasprzak
Grafika: Ola Wasilewska
Redakcja Wakatu
Zobacz inne teksty autora: Redakcja Wakatu
Bez kategorii
Z tej samej kategorii: