Zachowuj się w Ogrodzie tak, aby nie było wątpliwości po której stronie siatki jest małpa.
Tomasz Grabowski, dyrektor zamojskiego zoo w latach 1957–1963
las wiesza się w lesie
głuchy szczaw rozkręca truchła
las kradnie włosy
kosmyk po kosmyku
zamyka kosmos
w warkoczach
rdza
brzmi jak krew jak krew dudni
w gniazdach
w brzuchu z którego wysypują się igły
a każda smutniejsza od poprzedniej
prosto w ogień z mchu i zawilców
w głuchy szczaw kwaśno wycieram ręce
nie przyzywam imion upadły z jaskółkami
gdzieś w oddali świszczą płuca jak armaty
dreszcz
dreszcz
sczeznę w dymie z podściółki
zgolę głowę ostatni raz
zamknę miasto
wydały nas pszczoły
modrzewie spadły cisom na kark
naloty – świerków
nieloty – brzóz
płoniemy gotowe korą
ogień z mchu i zawilców
pierwsze padły gołębie
cienie drzew wydłużyły strach
wstawiam zupę na kościach
pierwsze padły lisy
cienie strachu chowają drzewa
coś mnie przyciąga do psów
ich palonej sierści
las jest zupą na kościach
pierwsze padły drzewa
strach chowa cienie w ludziach
obrastają sierścią i mchem
ptaki zdeptane
za dobrze mi było – matko trucicielko – za sielsko
błękitny basen trup w szafie
dorobiłam się okularów i helikoptera
szumi klon w syropie
pociąga neolingwizm
wódki nie piję
nie lubię
nieba spadają na głowę
co drugi dzień
mordowanie ludzi zaczyna się od radosnego zabijania zwierząt
sztuka to redukcja – matko wojno – karmicielko piór
las ze zła
psy mi leszczynnieją. leśnieją, lesiennieją, potem linieją i tyle ich widzieli, no chyba żeby
poodrywać korę z brzozy, do soku, do malin, zebrać dzbanek za dziewczynę, w miazgę
wpuścić korniki, niech plotą o dzięciołach, co stukają w drewno, żeby odpukać w
niemalowane ptaki, kto ci uwierzy kosidosiu w te bajędy o złej wojnie, co jej śmierdzi z
gęby, co wyjada wszy, wydłubuje z brzucha pożar i stalowe buty, sprzedaje spleśniały chleb
za cnotę córek.
nakręcam pająki, reperuję muchy i wrzucam w las za skundlonym potomstwem