***
lufa – – siadaj lufa
spójrz na światło gęstniejące w mroku
twój parytet rozważań mnie nie interesuje
chociaż kłamię, jestem pokornym hazardzistą
w słuchaniu zwierzeń i przyjęciu (party)
cudzej chujni, skrawków bólu – –
wciągnę to w nozdrza, co mi zaflekujesz
zaciemnisz, wsadzisz bez rozdzierania
naskórka.
nie jest to przyjemna cecha
masochisty tak rwany oddech, rwane
pchnięcia, jak bejsbolowe
wytryski i kwiaty kobiet o mocno
szturchanych udach silne
linie zaciśniętych ramion
gryzienia warg
to mówi Pusher
Pusher z youtube’a
dopierdalacie przez krzaki
a można wprost
bez ruchania ofiar plotek
i pomówień (to płotki)
bez dżdżownic dręczenia
bez zdzierania kolczugi jeżom, fok
topienia, palenia przeszłości
w tym domu mówi – – ona:
„ten facet pokazał mi świat
i cały świat mnie znienawidził”
lufa rozkłada nogi, a pokój tonie
w zapachu płynów ustrojowych
i zemście, ni mniej, ni więcej
strajk zamiataczy oczu
prześlizg wymyk
botox dla grupy przechodniów
Pani R. przewodzi w stadzie studentów
i tokuje, ona tokuje:
„gdyby można było tracić w życiu
tylko ulubione filiżanki”; albo:
„jak sobie nalejesz, tak się wyśpisz”
tymczasem stukanie obcasów jak kastaniety przed bramą
i głos dziewczynki, która nie może zasnąć w tej samej klatce schodowej:
mamo boję się.
„śpij kurewko, śpij”.
jej imię to zosia.
zosia to ty
Skon
zakwaszony wieczór, kwaśny.
ulice żyłowane krokami,
ściany i śluz, i szmateks.
nie wolno się zatrzymywać (don’t stop),
żiguli z radzieckich skwerów
śledzi, cienie kapturów w tyle
głowy pragnie tulipan z butelki
skopa w nerki, uda
się w tej scenografii ciemności
miejski duch Oz w noc
o zmienionej browarem mimice
o królującym wśród innych słów słowie chujnia
o królującym wśród ideałów w zgubnej wierze słowie xanadu
o karcie tarota z szubienicą.
przeczytaj światło odbite w asfalcie
stało się twoim przyszywanym bratem
obok pustego pudełka fajek i zużytego erosa
jest gdzieś, na paru źdźbłach obsikanych
przez kundle rosa, zapowiadająca ranek
i spaliny, i szum, i hałas, i rutynę budzenia się
przez dzienne ego-tego bohatera nocki
do pracy, wołającego, do pracy
bez napuszenia, bez dąsów
zapomnieć macie o kacu i o tym, co noc niosła
co noc niosła
co zabrała
czym was zbudowała, ogry
Marcin Czerwiński
Zobacz inne teksty autora: Marcin Czerwiński