I
Gdziekolwiek bądź w tym mieście na ekranach migoczą
pornografia, wampiry z science-fiction,
udręczeni wyrobnicy gnący się pod batem,
my też musimy iść… jakbyśmy po prostu szły
przez rozmokłe śmieci, brukowe krzywdy
naszych własnych okolic.
Ujmijmy swoje życia nierozdzielnie
od przegniłych marzeń, porywów metalu, tych pohańbień
i czerwonej begonii, która groźnie błyska
z kamienicy o ciągle sześciu piętrach,
albo od długonogich dziewcząt, grających w piłkę
na boisku gimnazjum.
Nikt nas sobie nie wyobrażał. Chcemy żyć jak drzewa,
sykomory, które jaśnieją w siarkowym powietrzu,
znaczone bliznami, jednak bujnie pączkują,
o zwierzęcej namiętności z korzeniami w mieście.
tłum. Jakub Głuszak
V
To mieszkanie pełne książek mogłoby pęknąć i otworzyć się
na grube szczęki, łypiące oczy
potworów, z łatwością: po otwarciu książek trzeba stanąć wobec
podszewki wszystkiego, co się kocha, —
łoże i szczypce trzymane w gotowości, knebel,
przez który nawet najlepsze głosy musiały mamrotać,
cisza grzebiąca niechciane dzieci, —
kobiety, dewiantów, świadków w pustynnym piasku.
Kenneth mówi, że ustawił książki tak,
żeby patrzeć na Blake’a i Kafkę przy pisaniu;
tak; a ciągle musimy się liczyć ze Swiftem,
który brzydził się ciałem kobiety, chwaląc jej umysł,
z lękiem Goethego przed Matkami, Claudelem znieważającym Gide’a
i duchami – o dłoniach zaciśniętych od stuleci – —
artystek, które zmarły w połogu, szeptunek zwęglonych na stosie,
stuleciami nienapisanych książek, które piętrzą się za tymi półkami;
i ciągle musimy wpatrywać się w brak
mężczyzn, którzy nie chcieli; kobiet, które nie mogły mieć głosu
w naszym życiu – w te ciągle nieprzeprowadzone wykopaliska,
zwane cywilizacją, ten akt tłumaczenia, ten półświat.
tłum. Jakub Głuszak
XI
Każdy szczyt jest kraterem. Takie jest prawo wulkanów,
przez co na zawsze są jawnie żeńskie.
Za każdą wysokością idzie głębokość, płonące jądro,
chociaż nasze słomiane podeszwy rwą się na stwardniałej lawie.
Chcę z tobą odwiedzić każdą świętą górę,
dymiącą w środku, jak wieszcz zgięty nad trójnogiem,
chcę sięgać po twoją dłoń, kiedy pniemy się po ścieżce,
i czuć tętnice lśniące w moim uścisku,
nigdy nie przegapiając drobnego kwiatka jak klejnot,
nieznanego nam, bezimiennego póki go nie nazwiemy,
uczepionego wolno zmieniającej się skały – —
szczegółu spoza nas, który prowadzi nas do samych siebie,
który był tu przed nami, czekał na nas i widzi poza nami.
tłum. Jakub Głuszak
XIII
Reguły pękają jak termometr,
żywe srebro rozlewa się po zmapowanych pasmach,
znalazłyśmy się w kraju bez języka
bez praw, ścigamy kruka i strzyża
przez jary niezbadane od świtu
cokolwiek robimy razem, improwizujemy
mapy, które nam dano, były przestarzałe
wiele lat temu… jedziemy przez pustynię,
nie wiedząc, czy starczy wody
halucynacje zmieniają się w proste wioski
muzyka w radiu staje się wyraźna ——
nie Rosenkavalier ani Götterdämmerung,
ale kobiecy głos śpiewający stare piosenki
z nowymi słowami, z cichym basem, fletem,
brzdąkaniem i palcówkami kobiet poza prawem.
tłum. Jakub Głuszak
XIV
To, jak widziałaś pilota
potwierdziło, że dobrze widzę ciebie: powiedziałaś – Ciągle
kieruje prosto w fale, specjalnie,
kiedy kucałyśmy w otwartym luku,
wymiotując do plastikowych torebek
przez trzy godziny między St. Pierre a Miquelon.
Nigdy nie czułam z tobą większej bliskości.
W kabinie, gdzie pary w podróży poślubnej
kuliły się w swoich ramionach i na kolanach,
położyłam rękę na twoim udzie,
aby pocieszyć nas obie, twoja dłoń trafiła na moją,
i tak pozostałyśmy, cierpiąc razem
cieleśnie, jakby każde cierpienie
było fizyczne, dotykałyśmy się tak w obecności
obcych, którzy nie wiedzieli nic, a jeszcze mniej ich to obchodziło,
gdy wymiotowali swój osobisty ból
jakby każde cierpienie było fizyczne.
tłum. Jakub Głuszak
Love Poems I, V, XI, XIII, and XIV reprinted from THE DREAM OF A COMMON LANGUAGE: Poems 1974-1977 by Adrienne Rich. Copyright © 1978 by W.W. Norton & Company, Inc. Reprinted with permission of the publisher, W.W. Norton & Company, Inc.