Wiersze

Pierwsze czytanie

Będziesz mówił rękami kasjerek z Biedronek, dłońmi budowlańców
będziesz przeklinał życie
i nim się zachwycał. Piskliwą leksyką nagłówków żurnali
będziesz wołał z głębokości kryzysu i bessy. Z odmętów historii będziesz wydobywał

nic ogromne i puste jak niebo nad krajem, w którym wciąż mieszkasz, chociaż
już go masz za sobą. Będziesz rodził się w bólach
i w bólu umierał. Będziesz żył od pierwszego
do pierwszego, będziesz

pracował w pocie czoła, będziesz szedł na czele
pochodów, które zmiażdżą starą Europę. Na koniec świata będziesz
czekał jak na święta. Będziesz chodził na smyczy
banksterów i porno, w klatkach tagów i lajków zamkniesz usta, oczy,

w prajm tajmowych reklamach ujrzysz rację bytu.
Będziesz gromadził dobra, będziesz
zbierał złom, w Pull&Bearach i Zarach z kuponem zniżkowym
będziesz kupował smutek azjatyckich kobiet.

I nie będziesz miał domu innego niż ciało, innego niż powietrze
nie będziesz miał ciała. I będziesz szukał siebie
tam, gdzie zawsze byłeś; i tylko tyle znajdziesz, ile
zgubisz w innych.

 

Jedwabne sukienki

Kiedy byłem kamieniem, milczałem jak kamień
odrzucony przez budujących
mury getta, jak podniesiony z ziemi
kamień z plejstocenu, który tamtą Żydówkę
trafił prosto w głowę (od czego
się zaczęło). Od czego się zaczęło? Kiedy

byłem zwierzęciem w przedsionku ubojni,
łaknącą dżdżu i gnoju cebulką żonkila,
byłem ślepy jak dziecko patrzące pod słońce,
byłem głuchy jak pień
po nagłym ścięciu. Kiedy

byłem śniegiem, sypałem się przez wszystkie ery,
ścieliłem na zagonach, pod którymi dotąd
próchnieją kości dziewcząt
w jedwabnych sukienkach.

A teraz mam język ciepły jak stodoła w ogniu,
mam usta pełne burz
jak lipiec ’41

i wreszcie mógłbym mówić,
lecz nie znam już

słów.

 

Rzeźnia

Jeśli głód jest pamięcią to czy to już wiosna

Nieruchoma przyczyna odwiedzenia pętli

Jeśli pamięć jest głodem to czy to już Polska

Pół porcji na talerzu Bosak na Biedroniu

 

Jeśli Polska jest wiosną to czy to już Biedroń

Pół talerza Bosaka i drugie pół głodu

Mięsny rząd tusz na stacji Pętla Toruń-Rzeźnia

Do której nie dojeżdża ani jeden tramwaj

 

Jeśli Bosak jest Polską to czy to już rzeźnia

Pusty tramwaj z przeszłości w oblężonym centrum

Jeśli rzeźnia to pamięć o nieczynnej pętli

Każde użycie Polski jest użyciem głodu

 

Małpa

Ranek do nocy pasuje jak ulał:
praktycznie znikam w nim jak powietrze
całkowicie wessane przez płuca. Praktycznie
podobnie się wydostaję. Powroty. Tyle razy
wracałem, choćby pierwszego stycznia, na ostatnich
nogach, wzdłuż ciemnych materii, przez duchologiczną
przestrzeń, do ciebie. (Gdybym wrócił do siebie,
byłbym jakąś małpą). Tymczasem jestem mapą
bez legendy, tymczasem jestem drwalem
wrośniętym w drzewostan, jestem późną rośliną
i jestem jej pszczołą, i jestem ich wzajemnym
stosunkiem. Z wszystkiego najkrótszy,
świecący gołym tyłkiem jak oczami
małpy, tej samej małpy, do której
wracam jako żywa legenda bez mapy,
jako spuszczone powietrze, chcąc się jedynie dobrze
ułożyć ze światem. Ale świata już nie ma: zdechł,
leży pod płotem, małe małpie truchełko,
po którym zaraz ktoś zatrze ślady. Do którego zaraz
zlecą się czerwie, muchy, pszczoły, helikoptery,
tłumy tutejszych gapiów. O którym ciii, ani
mru-mru. Któremu jednak do końca będę mówił:
tak.

 

Rzeka, ona płynie
w obu kierunkach naraz, kiedy ja
wprowadzam się w nią nagi od połowy
nocy, ucząc się czytać ślady nieobecnych saren
na wyświeżonym śniegu, ucząc się czytać ślady
bez używania oczu, a tamci, jeszcze żywi, powracają
do wsi, przez nieskoszone niebo i rozszytą ziemię
wracają z buta do wsi bez wody i prądu,
by rzucać psom kiełbasy nabite gwoździami,
na których wisiał ich zbawca.

 

 

Najeźdźcy 

Któremu z oczu dobrze
patrzy ziemia, oblepiona
krowiakiem, siewna
i brzemienna, ostukana stopami
z wżartą w ich dna dną,
kiedy przychodzi po mnie
zawężonym do czasu,
krótszym od splunięcia,
odległym jak diakryty
wymarłych języków,
aby postawić wszystko
na niedoszkloną taflę, lustro
o jednej tylko stronie,
po której oto właśnie
pojawia się na chwilę
i za chwilę znika,
zabiera mnie, by oddać
nie wiadomo komu
miejsce po moim trupie
świecące ciemnością,
powtarzające ciszę
jak bezludny dom,
do którego nie wrócę,
bo już nie mam skąd.

Tomasz Dalasiński

Ur. w 1986 r. Twórca tekstów poetyckich i prozatorskich, autor książek z wierszami © i Większe (nominacja do nagrody im. K.I. Gałczyńskiego „Orfeusz” za rok 2018) oraz książki prozatorskiej Nieopowiadania. W roku 2020 ukaże się jego poemat katastroficzny Póki nie żyjemy.

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |