Polaryzacja klas społecznych w warunkach demokracji liberalnej oraz prawicowych polityk tożsamościowych sprawia, że coraz częściej stawia się cudzą pracę w stan podejrzenia, jeśli nie oskarżenia. Czy praca innego powinna być tak wysoko wynagradzana? – pytają skonfliktowane grupy zawodowe. Ile wysiłku fizycznego pochłania? Ile czasu? A ile pochłonęła lat edukacji i doświadczeń? Jaka jest jej wartość społeczna? A jaką korzyść przynosi mnie jako homo oeconomicus? Czy to jest (jeszcze) w ogóle praca?
Te i inne inkryminujące pytania dowodzą na ogół jednego: braku pojęcia o specyfice cudzej pracy. Zacieranie się granicy między czasem wolnym a czasem pracy staje się przede wszystkim zmorą, ale zarazem – dystynkcją dużej części klasy średniej, wyznacznikiem jej statusu społecznego, a także (spełnionych lub nie) finansowych roszczeń. Tymczasem fetyszyzowany – szczególnie względem osób i grup wykonujących pracę w czasie unormowanym lub w ogóle niezatrudnionych – czas wolny również podlega reżimom pracy i kapitału; dość przywołać całą nieprzezroczystą sferę pracy niematerialnej, a więc pracę reprodukcyjną, afektywną, samorozwojową, kognitywną, pracę twórczą czy konsumencką. Warto też w tym miejscu zapytać, w jaki sposób łatamy nasze budżety, kiedy nie jesteśmy w stanie wyżyć z podstawowych świadczeń, jakich zajęć podejmujemy się tylko dla kasy, a co jesteśmy gotowi i gotowe dla niej poświęcić.
Zaprosiłyśmy Was do współtworzenia nowego numeru „Wakatu”, w którym piszecie o Waszym „tu i teraz” i literacko przetwarzacie swoją rzeczywistość w formie opowiadań, wierszy, fragmentów pamiętników, zapisków z dzienników, piosenek, komiksów, esejów, reportaży, felietonów, szkiców krytycznych, materiałów (audio)wizualnych. Aby ta niematerialna praca przybierała konkretne formy artystyczne, dzięki którym wspólnie przyjrzymy się różnym obszarom naszych aktywności i poszukamy platform pracowniczego oporu. To jest ten moment krytyczny, w którym musimy przystanąć i zastanowić się, co dalej. Dlaczego?
Za nami wystąpienia strajkowe osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunek, pracowników LOT-u, fizjoterapeutek i diagnostów, pracowników wymiaru sprawiedliwości, protesty rolników i innych grup zawodowych, a wśród nich największy od lat strajk pracownic szkolnych i przedszkolnych. Wiele z tych działań jest lub będzie wkrótce kontynuowanych. Ukazały one przede wszystkim ogrom frustracji i determinacji klas pracujących, ale również były sprawdzianem społecznej solidarności, wartości pracy oraz jej umiejscowienia w dzisiejszych grach politycznych.
Strajk w sektorze edukacji odwołał się w dużej mierze do niewidzialnej, niematerialnej pracy nauczycielek, a przy tym zweryfikował społeczne oczekiwania wobec nich. Okazało się, że wielu rodziców postrzega pracę w szkole głównie jako pracę opiekuńczą. Szkoła jest więc kobietą: niedocenianą, źle opłacaną, przeciążoną obowiązkami. O tej niewidzialnej pracy kobiet mogłyby opowiedzieć również pracownice innych zawodów: aktywistki, artystki, animatorki, opiekunki, i nie tylko. Czy strajk nauczycielek mógłby jednak stać się początkiem strajku powszechnego?
Zdaniem Stanisława Brzozowskiego, strajk powszechny 1905 roku najdobitniej pokazał marksowską zależność całego społeczeństwa od zdolnej zdestabilizować je klasy robotniczej. Protesty i marsze głodowe łódzkich włókniarek w latach 80. (opisane między innymi w Alei Włókniarek Marty Madejskiej, recenzowanej w niniejszym numerze „Wakatu” przez Ninę Jaszewską) miały faktyczny wpływ na kurs polityki państwowej: kobiety znalazły własną formę oporu, a ta okazała się przełomowa. Spróbujmy sobie wyobrazić, że do nauczycielek i pracownic szkół dołączają kolejne grupy: rodzice odmawiający pracy w swoich zakładach, opiekunki, robotnice instytucji kulturalnych i oświatowo-wychowawczych, odmawiające wyręczania nauczycielek… Czy nadal jesteśmy w stanie wywierać skuteczne naciski pracownicze na władzę, która sięga dziś po zdefiniowany przez Agambena stan wyjątkowy: wprowadza odstępstwo od reguły, którą sama ustanowiła (kuratelę nad przebiegiem egzaminów przez osoby nieuprawnione, klasyfikacje dokonywane przez dyrektorów)? Jakie znaczenie ma praca wykonywana przez podmioty ludzkie w świecie postępującej automatyzacji będącej wynikiem kapitalistycznego dążenia do dyscyplinowania pracowników? W jaki sposób i za pomocą jakich strategii oporu budować międzygrupową i międzyklasową solidarność pracowniczą w sytuacji, w której neoliberalna polityka wygrywa różne klasy i grupy zawodowe przeciwko sobie? Jakiej odpowiedzi udzielić dziś na słynny problemat Wilhelma Reicha: dlaczego klasy pracujące dokonują wyborów politycznych wbrew własnym interesom, krzyczą raczej „Więcej podatków! Mniej chleba!” i przeciwdziałają poprawie własnej sytuacji?
Spójrzmy wspólnie w nieodległą przyszłość. Taką, w której większość siły roboczej została uczyniona zbędną, a świat stoi na krawędzi katastrofy ekologicznej. Claus Leggewie i Harald Welzer mówili, że świat się nie kończy, „rozpadają się natomiast struktury i instytucje, które nadają charakter i stanowią oparcie świata, jakim go dotąd znaliśmy”. Rozpadają się społeczeństwa, w których praca prowadzi nierówną walkę z kapitałem, a ten zawłaszcza wspólne dobra naturalne, uspołeczniając koszty życia na planecie. Jak diagnozuje Peter Frase, stajemy w obliczu podwójnej katastrofy, wynikającej z jednej strony z niedoboru, z drugiej – z nadmiaru. Eksploatacja natury grozi w najbliższych dekadach zagładą ekologiczną, z kolei automatyzacja pracy – która okaże się być może odpowiedzą kapitalistów na problem, jakim od początków istnienia systemu jest dla nich zmuszanie ludzi i nieludzi do pracy – może doprowadzić do sytuacji, w której siła robocza, a wraz z nią ogromne rzesze ludności, staną się dla kapitału zbędne. Aby uniknąć dystopijnych ciągów dalszych (w postaci np. eksterminizmu), musimy przejąć kontrolę nad obydwoma tymi procesami. Być może postępująca robotyzacja wielu gałęzi gospodarki mogłaby wstrząsnąć obecną cyrkulacją kapitału, zmienić zasady gier rynkowych, zniwelować nierówności, uwolnić od przymusu pracy najemnej i przewartościować pracę jako taką: przekierować ją na inne, społecznie użyteczne, dobrowolnie wykonywane aktywności? Czy zatem świat pracy nie powinien dziś do postulatów godnych wynagrodzeń i skrócenia czasu pracy dodać haseł bezwarunkowego dochodu podstawowego i wolności od przymusu pracy najemnej? O utopijnych i dystopijnych końcach pracy, ich możliwościach i niemożliwościach pisze m.in. Michał R. Wiśniewski na przykładzie gier komputerowych.
Brzozowski, a później Bourdieu – w ślad za Marksem – oskarżali zarówno klasy posiadające, jak i elity intelektualne swojej epoki o mistyfikację ich zależności od klas pracujących. Podczas gdy to pracownicy i pracownice tworzą podstawy wszystkich kultur i społeczeństw, klasy uprzywilejowane starają się wykazać uzależnienie robotników i ich pracy od siebie, a inteligencja falsyfikuje fundamenty kultury, by lokować je w osiągnięciach wytwarzanej przez siebie sfery symbolicznej (sztuce, religii, itp.). Deleuze i Guattari uznali ekonomię, a nie ideologię za podstawę społecznych inwestycji pragnienia i organizacji życia zbiorowego. Dziś pojęcia te nadal zdają się stymulować agon polityczny: część lewicy zarzuca środowiskom liberalnym fetyszyzowanie tego, co symboliczne i obyczajowe, przy niemal całkowitym ignorowaniu ekonomicznego wymiaru bytu (casus palenia książek, płonącej katedry, walki o tęczowe symbole religijne, spór wokół „Nowego Napisu”). Jak skonceptualizować dziś relację pomiędzy tymi dwoma obszarami? Jaką rolę w tak zmistyfikowanym świecie produkcji mają do odegrania pracownice kultury i nauki, twórcy, edukatorki, aktywiści? Czy nie powinna ona polegać na poszerzaniu horyzontu możliwości każdego człowieka, tak aby potrafił wyobrazić sobie siebie w innym miejscu, w innym układzie dynamiki władzy? Czy literatura i sztuka, mówiąc za Brzozowskim, powinna pełnić rolę akuszerki w procesie przekształcania społeczeństwa „w samoistny organizm swobodnie rządzącej sobą pracy”? Tę między innymi problematykę porusza w swoim tekście o semiopracy Dawid Kujawa.
Praca w kulturze, nauce, polityce, edukacji, a także praca twórcza również przebiegają w określonych warunkach materialnych, w dodatku podlegają coraz to nowym, mutującym formom wyzysku w postaci pracy kognitywnej, dyktatu nieskończonej akumulacji wiedzy i informacji, pracy wizerunkowej i autowizerunkowej (w tym – w mediach społecznościowych), afektywnej, środowiskowej i relacyjnej (nawiązywanie nowych znajomości), organizacyjnej czy wreszcie naciskom, aby pracę najemną zrównać z misją lub samorealizacją. Wszystkie te mechanizmy przyczyniają się do zamazywania granic już nie tylko między czasem wolnym a pracą, ale również między tym, co prywatne, a tym, co zawodowe. Problemów nastręczają dodatkowo próby definicji tych rodzajów pracy niematerialnej: czy każda nasza aktywność w obszarze kultury, sztuki, twórczości słownej czy aktywizmu społecznego jest pracą, która powinna być opłacana? Wedle jakich kryteriów mówić o wartości tej pracy? Na łamach „Wakatu” swoimi doświadczeniami pracy aktywistycznej podzieliły się aktywistki nieheteronormatywne z inicjatywy działaczek Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeni Kultury Lesbijskiej*.
Pytałyśmy również o to, jak postrzegacie i definiujecie pracę. Co jest dla was jej kluczowym problemem? Jakimi utopiami i dystopiami chcieli- i chciałybyście się podzielić? W jakim stopniu praca wiąże się również z położeniem geopolitycznym pracownic i pracowników? A w jakim miejscu Wy się obecnie znajdujecie i jak widzicie swoją przyszłość? W jaki sposób może dokonać się wyzwolenie pracy? Jakie literatury, twórczości, nauki, polityki podejmują to wyzwanie? Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić życie wolne od przymusu pracy najemnej? Wreszcie: jak wyglądałoby społeczeństwo zorganizowane na zasadzie dobrowolności pracy?
Na te i inne pytania próbują odpowiedzieć autorki i autorzy niniejszego numeru.
Zapraszamy do wspólnej lektury i wspólnego oporu!
Redakcja numeru:
Joanna Bednarek
Michał Czaja
Sylwia Głuszak
Michał Kasprzak
Joanna Mueller-Liczner
Grafika:
Ola Wasilewska
Redakcja Wakatu
Zobacz inne teksty autora: Redakcja Wakatu
Bez kategorii
Z tej samej kategorii: