Wymawianie kryzysów

W dniach, w których kończyliśmy pisać Call For Papers do tego numeru, odnotowano w Polsce najwyższą liczbę zakażeń wirusem SARS-CoV-2, do dzisiaj wzrosła ona jeszcze dwukrotnie. Szybko okazało się, że pandemii – w przeciwieństwie do armii – nie można odwołać życzeniowymi dekretami suwerennej władzy. W dodatku kryzys pandemiczny, jak się zdaje, wywołał reakcję łańcuchową, której końca trudno dziś upatrywać w dostępnych społecznemu imaginarium ramach. Zaczął bowiem rezonować z szeregiem innych kryzysów: kryzysem ekonomicznym, pracowniczym, postępującą prekaryzacją i wykluczeniem klasowym, ogólnym kryzysem zdrowotnym, psychicznym, afektywnym i wspólnotowym, z krzepnącymi w środowiskach alt-right-u skrajnymi formami patriarchatu czy wreszcie z kryzysem resztek demokracji, sfery prywatnej i zaufania do podstawowych instytucji państwa, które na masową skalę zaczęło instalować swój aparat nadzoru i represji w instytucjach życia codziennego. W kręgach krytyków kultury ukuto nawet pojęcie „pandemiokracji” na określenie „systemu organizacji życia społecznego podporządkowanego walce z pandemią i jednocześnie systemu autorytarnej władzy wykorzystującego pandemię” dla swoich celów, a z co bardziej lewicowych zaułków internetu docierają ostrzeżenia, że pandemia, wraz z towarzyszącymi jej manewrami władzy, to raptem „poligon”, „laboratorium”, „intro” do kryzysu klimatycznego i „próba generalna przed apokalipsą”.

Dlatego za najpilniejsze uznaliśmy zapytanie Was w tym numerze, w jaki sposób postrzegacie tę konstelację sił i języków kryzysu, w którą większość z nas jest dziś uwikłana. Warto chyba przy tym zastanowić się, czy rzeczywiście, jak chce choćby Timothy Morton, żyjemy już po końcu świata, w cieniu katastrofy ekologicznej, która się wydarzyła, czy też aby nie daliśmy się za bardzo uwieść „realizmowi kapitalistycznemu”, zgodnie z którym – jak sugeruje Mark Fisher za Jamesonem i Žižkiem – „łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu”, a „przyszłość będzie nieść ze sobą już tylko powtórzenie, rekombinację”. Proponujemy przyjrzeć się tym kwestiom z nieco innej perspektywy.

W klasycznych studiach o samobójstwie i podziale pracy Émile Durkheim za podstawową cechę społeczeństwa przemysłowego, które stało się inkubatorem globalnej gospodarki rynkowej, uznawał permanentny stan rozregulowania systemu normatywnego, chroniczną anomię. Pojęcie „anomii” pojawiało się w literaturze od czasów greckich na określenie radykalnego kryzysu i rozchwiania porządku społecznego, towarzyszących plagom, wojnom czy stanom klęski żywiołowej. Novum zawarte w uwagach Durkheima polegało na tym, że anomia nie była tu już chwilowym pęknięciem w ciągłości porządku, ale sama stawała się czymś normalnym, rozprzestrzeniając się przy tym ze świata przemysłu na całe społeczeństwo. Zachodzące od tamtego momentu przemiany kapitalizmu i właściwych mu form produkcji i pracy doprowadziły ten proces do nieznośnego ekstremum. Kluczowym pojęciem ideologii neoliberalnej i zachodzących od końca lat 70. przemian była zaś właśnie „deregulacja”, podstawowy wyróżnik anomii.

Perwersyjna zdolność kapitalizmu do wchłonięcia każdej krytyki powoduje, że niemal niemożliwe jest pomyślenie jakiejkolwiek wobec niego alternatywy. Kapitalizm potrafi bowiem rozporządzać także własnym kryzysem, jako że to sama kryzysowość stanowi właściwą formę jego funkcjonowania. Czy nie należałoby zatem uznać, że anomia stała się anomią koncesjonowaną i przemieniła się w nową formę społecznego ładu, w żaden sposób nienaruszającą podstaw porządku ekonomicznego, którego jest wytworem? Być może to właśnie permanentna anomiczna deregulacja stanowiłaby stałą cechę funkcjonowania kapitalizmu, która wyjaskrawiałaby się równocześnie tylko w odpowiednich, cyklicznie nawracających kryzysowych konfiguracjach?

Zawrotna kariera, jaką we współczesnej humanistyce robi powiązane z anomią pojęcie „stanu wyjątkowego”, jest zapewne symptomem anomicznej podszewki naszego czasu. Począwszy od prac Giorgia Agambena i Jacques’a Derridy, pisanych równolegle z początkiem obecnej fazy globalizacji, dla której umowną cezurą stał się rok 1989, po późniejsze teksty Judith Butler, Roberta Esposita czy Slavoja Žižka kluczowym zadaniem filozofii współczesnej wydaje się podjęcie próby myślenia w warunkach, w których, jak głosi słynny passus z Waltera Benjamina, wyjątek stał się regułą. To także powszechna dezorientacja, jaką wywołuje anomiczny kryzys, odpowiada za współczesne tożsamościowe wzmożenie, którego jednym z wymiarów jest rozwój nowych faszyzmów, oferujących zakotwiczenie doświadczenia w jakiejkolwiek stabilizacji, a jednocześnie perwersyjnie sprzymierzonych z rynkową logiką.

Zamiast jednak jałowej nostalgii za przedkapitalistycznym porządkiem być może należałoby potraktować deregulację również jako osiągnięcie, narzędzie, które pozwala rozbić dawną sieć sztywnych hierarchii i ram percepcji. Stawką naszego myślenia byłoby więc wynajdywanie innej deregulacji i innego wyjątku, tak aby kryzysowość jako sposób działania kapitalizmu ustąpiła jego rzeczywistemu kryzysowi.

Nie istnieje ani jedna forma współczesnego kryzysu, która nie wynikałaby z obecnej postaci kapitalizmu. Także pandemia koronawirusa, z którą dzisiaj się mierzymy, ma swoje praprzyczyny w naturalizacji przemocy wobec zwierząt, która właśnie w kapitalizmie osiąga masową i przemysłową skalę. Nadciągająca niepowstrzymanie katastrofa klimatyczna, będąca wynikiem rozbuchanego konsumeryzmu, napędzający ją rozrost prawicowych autorytaryzmów, budowanych przez rynkowych fundamentalistów, głębokie przeobrażenia w zakresie naszych zdolności artykulacyjnych, poznawczych i afektywnych, wywoływane przez cyfrowe technologie – wszystko to każe sądzić, że zamiast „nowej normalności”, która pod pozorami ładu na nowo zamaskuje anomię, potrzebujemy wymyślenia odpowiedzi na to, w jaki sposób myśleć anomię w dobie anomii, nieuchronnie razem z anomią, wymyślając jej inny kształt.

Pandemia wyostrzyła też wiele innych problemów generowanych przez kapitalizm – czy jest jednak tym momentem, który pozwoli się z nimi zmierzyć? Czy próba generalna przed apokalipsą zmieni światowy gest marginalizowania głosów, które splot kapitalizmu, faszyzmu i patriarchatu nazywają wprost przepisem na katastrofę? Tendencje do tego, by przywrócić neoliberalne samozadowolenie, są bardzo silne. Wzmacniają je prawicowe decyzje, jeszcze dobitniej zaznaczające przepaść między uprzywilejowanymi i nieuprzywilejowanymi. Między tymi, którzy będą mieli dostęp do służby zdrowia, edukacji, odpoczynku po pracy, a tymi, którzy zostaną bez opieki, w przeświadczeniu, że ich dzieci, zdrowie i edukacja to prywatna sprawa, indywidualna odpowiedzialność. Osoby sprawujące opiekę nad innymi (w ogromnej większości kobiety), przeważnie gorzej opłacane w kapitalistycznym systemie, stanęły przed ogromem problemów związanych z pogodzeniem konieczności wykonywania pracy zarobkowej z opieką nad dziećmi bądź starszymi członkami rodziny. Różnica między prywatnym nauczaniem a publiczną ofertą zdalnej edukacji obnażyła wszelkie pozory dostępności i egalitarności neoliberalnego modelu kształcenia. Jakie to będzie miało skutki dla naszej przyszłości? Czy współczesna myśl feministyczna jest w stanie udzielić tej odpowiedzi w odniesieniu do doświadczeń przeszłości (choćby transformacji gospodarczej lat 90.)?

Zachęcamy do przyjrzenia się obszarom współczesnych anomicznych kryzysów, z którymi pilnie przychodzi nam się zmierzyć.

 

Redakcja numeru:

Sylwia Głuszak
Zbigniew Jazienicki
Michał Kasprzak
Piotr Sadzik
Michał Czaja

Grafika: Ola Wasilewska

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |