Jak spieprzyć sobie życie w dwie godziny i kwadrans

– no i widzisz Gabrycha, miał być księdzem, kurwa sory, księciem z bajki, a okazał się złamanym kutasem.

– nie gadaj, co odjebał?

– powiedział jej, że ma obwisłe cycki i już go nie podnieca. Weronikę to zabolało, mnie by zabolało, ciebie by zabolało, a ona jest kurwa taka wrażliwa.

– o kurwa, i co zrobiła?

– wygarnęła mu. Powiedziała, że jest seksistą i ją uprzedmiotawia, coś w ten deseń. Ten debil na to, że to feministyczne wymysły. Chociaż oficjalnie to chodzi na manifę, czarne protesty i tak dalej. Nawet ponoć kiedyś wiersz feministyczny napisał. Jak ona ma się teraz czuć ze swoim ciałem. Bo widzisz, to nie jest tak, że ciało nie jest medium seksualnym. Ale ciało nie jest WYŁĄCZNIE medium seksualnym, że ma tylko wzbudzać pożądanie i służyć do ruchania. Sens ciała jest kontekstualny, zależy od kontekstu.

– od kontekstu?

– no tak. Dajmy na to ginekolog nie ogląda twojej cipy dla podniety, przynajmniej nie powinien, no ale oficjalnie nie ogląda, ani tym bardziej ginekolożka, chyba że jest lesbą, to wtedy może. Ale nie, że może w sensie, że ma do tego prawo, ale że istnieje taka hipotetyczna możliwość, czaisz? Albo u kolesi, urolog badając mu prostatę przez eksplorację paluchem dupy, też nie robi tego dla przyjemności erotycznej, jego czy też pacjenta. Kiedy karmisz dziecko piersią to nie chwalisz się cyckami, jak wtedy gdy wysyłasz nudesy kolesiom z tindera. Robisz to poza kontekstem seksualnym. Więc całe to pierdolenie o seksualizacji nie polega na tym, że nie można postrzegać kobiet, czy w ogóle osób, ludzi, jako obiektów seksualnych, bo można i to nic złego, byłoby pojebane twierdzić inaczej. Tylko żeby nie postrzegać ich wyłącznie w seksualnych kategoriach. Myślę, że myśl, że kobieta jest żywym, fizjologicznym bytem, który sra i pierdzi, przeraża niektórych mężczyzn. Spójrz chociażby na filmiki porno. Oglądasz czasem pornosy?

– no czasem.

– no to ogarnij. Standardowym motywem każdego pornola jest lizanie dupy lasce przez kolesia, który ją potem rucha. Ale dupy, nie że pośladów, tylko odbytu. Tak jakby jego funkcja wydalania kału wcale nie istniała, a jedyną funkcją było bycie kolejną, fajną dziurką, w którą można wsadzić kutasa albo jęzor.

– kurwa, faktycznie. Ale to wykminiłaś.

– no dzięki. No więc porno całkowicie niszczy kobietę realną, fizjologiczną, organiczną, no wiesz co mam na myśli. Nie chcę brzmieć jak konserwa, ale wiesz o czym mówię. Te nierealistyczne standardy, nie lubię tego określenia, bo stało się sloganem, ale brak mi innego słowa. No więc te standardy polegają na tym, że kobieta ma być żywą seks-lalką. Szkopuł tkwi w tym, że to już nie seks-lalki mają naśladować kobiety, tylko kobiety mają naśladować seks-lalki, być do nich podobne. Kumasz? To jest kurwa chore. Kobieta nie jest już żywą, biologiczną istotą wypełnioną mięsem, flakami i pierdolonymi śluzami. Tylko ma się zachowywać i wyglądać, jakby pod tą skórą miała powietrze albo gumę. Albo spójrz na tych, którzy protestują przeciwko publicznemu karmieniu piersią, a potem brandzlują się w internecie do zdjęć tych samych piersi. To nie jest żaden paradoks, moja droga. Oni nie akceptują innego znaczenia piersi niż znaczenie erotyczne, chcą trzymać je w wąskich ryzach seksualności. Dlatego przeraża ich biologiczność, menstruacja, laktacja i tego typu naturalne sprawy.

– no tak Marycha, ale z drugiej strony jak się ginekologowi podoba moja cipka i mu staje dajmy na to, ale potrafi się opanować i nie molestuje, to już chyba jego prywatna sprawa. Ważne, żeby robił profesjonalnie swoją profesjonalną profesję.

– rozgadałam się o tym ciele i seksualności, ale nie o to mi chodziło. Znaczy o to też, ale nie tylko. Wróćmy do tego pajaca Artura. No i widzisz, tak naprawdę to on jej wszystko zawdzięcza, a ona dalej myśli, że to ona zawdzięcza wszystko jemu. Pamiętam, że raz, gdy byłam z nimi na imprezie, ona zrobiła mu loda w kiblu. Przez resztę imprezy gadał z innymi laskami, bajerując je swoim tomikiem i prosząc o follow na jego instagramie z pretensjonalnymi wierszami. Poetycki instagram, czaisz to? Ona udawała, że jej to nie przeszkadza, ignorowała to, że on ją ignoruje i że jest skupiony wyłącznie na sobie. Tyle razy jej mówiłam, żeby go zostawiła, bo nie jest jej wart. Spójrz na to. Ona odnosi sukcesy w teatrze, ma dofinansowania, granty, w dodatku jako dyrektorka centrum kultury w Wawie nie zarabia mało. Zasponsorowała mu wydanie tomiku poezji, bo on jest kurwa bez grosza przy duszy jak to mówią. Do żadnej pracy nie chodzi, tylko wali konia całe dnie i gra w gry, czasem coś skrobnie i już wielki artysta. W ogóle po tej publikacji mało co nie pękł z dumy, zaczął się wozić jak jakiś jebany wieszcz naszych czasów. Komiczny typ. Najlepsze, że ona postrzega go w podobny sposób, co on sam siebie, tkwi w iluzji o nadzwyczajnym talencie tego człowieka.

– poważnie? Przecież to nieudacznik i grafoman. Czytałaś jego wiersze? Są do bólu pretensjonalne, a jak nie są pretensjonalne to są nudne. Nie żeby te, co są pretensjonalne, nie były też nudne, ale te które nie są pretensjonalne, są tylko i wyłącznie nudne.

– no nieźle go podsumowałaś Gabrycha. No i słuchaj, ten nasz Arturek, poeta-grafoman-onanista, chwali się przed wszystkimi, że zna Masłowską, a Masłowska to go pozna z Tokarczuk, a wtedy to już w ogóle będzie kurwa kosmos.

– też mi osiągnięcie, znać Masłowską. Ona swoją drogą też grafomanka, dawno już przekroczyła cienką linię między eksperymentem literackim a bełkotem. Chociaż u nas na uniwersytecie wykładowcy się jarają tym jej postmodernizmem. Ciekawe czy ona w ogóle wie, że jest postmodernistką? A mnie generalnie wkurwia ten światopogląd. Nawet nie chodzi mi o postmodernizm, tylko o jej indywidualny światopogląd i patos zawarty w jej tekstach i ich adaptacjach. Niby jest taka kurwa prześmiewcza, zdystansowana, ironiczna postmodernistka, ale wszędzie to samo pierdolenie o tym, że Polacy to podzielony naród, że powinniśmy tu chyba bardziej po chrześcijańsku postępować między sobą, porzucić te krzywdzące stereotypy, które projektujemy na innych i które sami ucieleśniamy. Poza tym to całe pierdolenie o Polsce i polskości, tak samo jak u Gombrowicza, taka fiksacja na punkcie własnego pochodzenia, to się niczym nie różni od postawy narodowców. To wszystko jest takie patetyczne przez swoje zaangażowanie, że wychodzi niestrawne, uwierz mi, mam potem srakę, gdy ją czytam. Ten cały jej bełkot to ukryte rozprawy na jeden jedyny temat, jakim jest bycie Polakiem, jakby istniała, wiesz, jakaś esencja bycia Polakiem, której ona się niby próbuje przeciwstawiać, ale najpierw błędnie ją zakłada. Przecież to głupie, przynajmniej ja tak uważam.

– Masłowska i narodowcy, teraz to poleciałaś. Lepiej nie mów tego na uczelni, bo cię oskarżą o jakąś profanację. Coś w tym jest co mówisz, ale przyznaj, że dobry jest ten jej ostatni zbiór felietonów, coś z wychodzeniem ze świata i przejmowaniem władzy nad domem.

– chyba z przejmowaniem władzy nad światem i niewychodzeniem z domu. Dobra przyznaję, jest nawet niezły. Ale do tej pory nie jestem w stanie pojąć, jak takie gówno jak Wojna polsko-ruska wygrała Nike. Jest to dla mnie w chuj niepojęte. Mam wrażenie, że ona to pisała dla beki, nagle dowcip zaszedł zbyt daleko, bo wszyscy wzięli go na poważnie i zaczęli się tym zachwycać i nikt już nie miał odwagi powiedzieć, że król jest nagi. A ona tylko chciała pokazać, do jakich wygibasów intelektualnych mogą posunąć się krytycy, żeby uznać coś za dobrą literaturę. I to nie jest tak, że ja jej nie rozumiem. Bo rozumiem ją i to aż za dobrze, rozumiem, co ma do przekazania, ale nie kupuję tego.

– ale się uwzięłaś na tą Masłowską. Znów zgubiłyśmy wątek. O kurwa! To on!

– kto?

– Artur, do chuja wafla!

– pierdolisz, to on tak przytył i zarósł? Wygląda jak jebany hipis, tyle że spasiony hipis.

– kurwa chowaj się pod stolik Gabrycha.

– co? Pojebało Cię Marycha.

Marycha chowa się pod stolik. Gabrycha jest delikatnie skonsternowana. Nerwowo kręci się na krześle i z pochyloną głową poprawia grzywkę, by częściowo ukryć twarz. Może ich nie zauważy. Ludzie zgromadzeni w kawiarnianym ogródku dziwnie zerkają na dziewczynę siedzącą pod stołem.

– cześć dziewczyny, zawsze kiedy widzę was razem to chce mi się śmiać, bo wasze imiona się rymują: Gabrysia i Marysia. Śmieszne.

No śmieszne w chuj – myśli Gabrycha.

– no ale nie wyglądasz na rozbawionego. Dawno się nie widzieliśmy, coś się stało?

– nieważne. A ty dlaczego chowasz się pod stołem Marysia? – patrzy drapiąc się po głowie.

– a, kolczyk zgubiłam, a nie się chowam.

– kolczyk? Ale przecież ty nawet nie masz przekłutych uszu – zauważa celnie poeta.

– no nieważne – Marycha wstaje i patrzy na chłopaka. Ten jest widocznie w złym nastroju, spogląda na dziewczyny z miną smutnego mopsa. – mów co u ciebie słychać.

– no właśnie, mów – debilu – dodaje w myślach Gabrycha.

– nieee. Nie będę was obarczał moimi problemami, nie chcę żebyście mnie miały za mięczaka.

– nie będziemy. Przy nas możesz być sobą – mówi Marycha niedowierzając samej sobie, że to powiedziała.

– macie może poczęstować papierosem?

– ja mam, Gabrycha nie pali.

– no właśnie nie palę, Marycha daj mu.

– no przecież daję – i wyciąga z torebki paczkę fajek.

Owłosiony mężczyzna wyciąga jedną. Jest coraz bardziej przybity.

– co Cię tak smuci Artur? Przecież widzimy, że coś Ci doskwiera.

– no bo widzicie. Nie wiem jak to powiedzieć, jak to wyrazić.

– po prostu powiedz.

– zerwała ze mną – w tym momencie zawył. Nigdy w życiu nie widziały, żeby ktoś tak płakał. Dziewczyny, chociaż nie z tych co mówią, że chłopaki nie płaczą, czują się zakłopotane. Jednocześnie czują skrywaną radość z faktu podjęcia przez Weronikę tak zwanej dojrzałej decyzji.

– poważnie? Co się stało?

– nieważne, powiedziałem coś bardzo złego. Teraz czuję się jak gówno. Jestem nic nie wart, nie zasługuję na nią, jestem nieudacznikiem.

Prysła bańka samouwielbienia.

– nieprawda. Nie mów tak, jeszcze do siebie wrócicie, wszystko będzie dobrze. Byliście razem przecież ponad dziesięć lat, nie zostawi cię z powodu głupiej sprzeczki.

Zapala papierosa.

– wyrzuciła mnie na śmietnik jak śmiecia. A wiecie dlaczego? Bo jestem śmieciem, nic nie wartym, chujowym gównem, szmatą do wycierania podłogi. Boże, kurwa, jak to boli.

– nie mów tak o sobie. Jesteś naprawdę wartościowy. Jesteś… jesteś

– jesteś poetą – rzuciła Gabrycha. – przecież, żeby zostać poetą nie można być byle kim.

– nie oszukujmy się. Taki ze mnie poeta jak z koziej dupy trąba. Przecież moje wiersze są do dupy – teraz już widocznie się uspokaja i zaczyna kontrolować emocje.

Czy go nagle olśniło? – pomyślała Gabrycha.

– no coś Ty. Twoje wiersze są specyficzne, bardzo nowatorskie. Jednocześnie pobrzmiewa z nich twój idealizm i romantyczna dusza – mówi Marycha.

– nie żartuj sobie. Powiedzcie poważnie, w końcu obie jesteście literaturoznawczyniami.

– niezupełnie, ja się zajmuję antropologią literatury, a to nie do końca to samo – mówi Marycha.

– mi to nawet przypominasz miejscami wczesnego Wojaczka albo Bursę.

– no dokładnie, masz w sobie coś z Wojaczka. On też bardzo cierpiał.

– możesz teraz być prawdziwym poetą, w końcu poeta niecierpiący to chuj, nie poeta – zażartowała Gabrycha co najwidoczniej rozbawiło Artura, bo uśmiechnął się delikatnie.

W międzyczasie przychodzi kelner i podaje kawę, wcześniej zamówioną przez Artura.

– to może przeczytam wam coś swojego?

Spojrzały się na siebie, odczuły delikatny lęk przed tym czy będą w stanie dalej udawać, żeby go nie zranić. Pomimo ich szczerej nienawiści do jego osoby, zrobiło im się go żal i chciały podnieść go na duchu.

– pewnie, pokazuj.

Zasięga do swojego kajeciku, który trzyma w kieszeni kurtki. Jakby nie mógł, tak jak wszyscy, pisać w notatniku na smartfonie. No ale chuj z wygodą, kajet zapewnia mu aurę poety. Czyta.

Ten ma tytuł Agonia:

CHCIAŁBYM SIĘ PORWAĆ DO MYŚLI WZNIOSŁEJ IDEI

JAK SKACZĄCE DZIECKO WYBIĆ SIĘ Z BEZNADZIEI

POZOSTAJE MI JEDNAK SKWIERCZEĆ W TEJ POTULNEJ AGONII

RODZIMY SIĘ ŻYJEMY I UMIERAMY NIEPRZYTOMNI

Dziewczyny nie wydają się być zachwycone jego warsztatem, ale starannie to kamuflują. Kto współcześnie pisze rymowane wiersze? Ktoś tu nie odrobił lekcji z poezji współczesnej.

– Nooo… to jest takie, takie…

– Dekadenckie.

– Właśnie! Dekadenckie.

– To dobrze czy źle? – pyta Artur z nadzieją w oczach.

– No dobrze, dobrze. Dawaj dalej.

– No nie wiem, trochę mi głupio czytać przed wami moje wypociny.

– Dawaj, dawaj.

– No więc, Łza:

NA NIC ZDA SIĘ WASZA GARSTKA UŚMIECHÓW

KILKA NIEZNACZNYCH PŁYTKICH ODDECHÓW

GDY MILION TRZYSTA DWADZIEŚCIA DUSZ

TONIE WE ŁZACH I TKWI W BEZDECHU

– No ten jest nawet lepszy.

– To znaczy, że tamten był zły?

– Nie no, po prostu ten ma w sobie jakąś graniczność, transgresję taką.

– Co to jest transgresja? – pyta koleś.

– No transgresja to jest coś granicznego, przekraczanie granic, nieważne jakich.

– Więc moje wiersze są trans… Jak utworzyć od tego przymiotnik?

– Transgresyjne albo transgresywne. Jak wolisz.

– Transgresyjne. Fajnie! To może ostatni – chłopak się wyraźnie rozochocił. Udawana fascynacja dziewczyn jego twórczością przynosi pozytywne rezultaty. Dwuosobowe pogotowie emocjonalne spełniło swoją rolę.

– Jak najbardziej. Czytaj.

– To jest Golgota:

WSZYSCY TACY SAMI

A KAŻDY INNYM ŚWIATEM

KAŻDY SAM SOBIE JUDASZEM, JEZUSEM, PIŁATEM

 

ZŁA BEZMIAR W TYM ŚWIECIE

DOMINUJE NAD NAMI

 

TO NIE NATURA

LECZ MY SAMI

UCZYNILIŚMY SIĘ ZWIERZĘTAMI

– Tutaj to brzmisz nawet jak Baudelaire. Takie relikty chrześcijańskiego poglądu na człowieka, grzeszna natura, poczucie winy i tak dalej.

– To prawda, czytam czasami Baudelaire’a, jest… taki zimny. Jak byłem w liceum to na polskim czytaliśmy jego wiersze.

– No trudno było nie czytać.

.

.

.

– ciągle o niej myślę. Wiecie co, teraz sobie uświadomiłem, że to nie było tylko przez tę kłótnię. To się ciągnęło przez lata, moja postawa wobec niej nie była dobra, nie szanowałem jej, tak jak mógłbym ją szanować. Teraz to zrozumiałem. Wszystko zjebałem, to moja wina. Nie zasługiwałem na nią. Nie zasługuję na nikogo.

Były zadziwione jego samouświadomieniem, ale jak ognia musiały wystrzegać się teraz przyznawania mu racji.

– daj spokój, to nie Twoja wina. To niczyja wina. Dawałeś jej wszystko co najlepsze, nie obwiniaj się.

– dokładnie, to nie Twoja wina.

– może. Ale w takim razie jeśli nie moja – to jej. A co jeśli bawiła się mną przez te dziesięć lat a teraz po prostu się jej znudziło?

– nie, to tym bardziej nie jej wina. To niczyja wina, mówiłyśmy ci już.

– gówno prawda. Zawsze jest czyjaś wina.

Tośka Piołun

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |