Fabryka

Zaczęliśmy pisać czipsokalipsę we dwóch, ale potem się zesraliśmy. Już nie ty i nie ja, a gazowo-biologiczna udręka. Chodzimy z oczami lemurów i pytamy się codziennie, gdzie my kurwa jesteśmy, a jesteśmy w fabryce czipsów, czyli w ostatnim bezpiecznym miejscu planety:

2.
ale wcześniej było inaczej – mieliśmy swoje bezpieczne mieszkania i z okien widzieliśmy horyzont odginający się jak plastelina, cały brunatnozielony, no i ci, którzy widzieli znaki, wyszli na zewnątrz, żeby połączyć je w jakiś spójny system z odpowiedzią i mieli prędkość jednej odpowiedzi na sekundę, i wyginali podeszwy butów do środka, chodząc i głosząc po jednej odpowiedzi na sekundę.

Spędzaliśmy z współlokatorem całe dnie w mieszkaniu. Chorzy, nieprzyjemni, upodabniający się do pawianów. Rozmawialiśmy ze sobą tylko ironią. Każdy orze, jak może, tak mówiliśmy, i raz złapaliśmy żywego kurczaka, z mikrofalówki był palce lizać, mięsko czerwone jak wtedy przed laty, jak wtedy przed laty u wuja na wsi.
PAMIĘTAM, ŻE chodzili mefedroniarze trąbiąc o końcu.
PAMIĘTAM bękę z Zagłady vol.2.
PAMIĘTAM hit sezonu, serię maczug na zombie.
PAMIĘTAM dziewczyny koczujące w siedzibie radia, które wytworzyły Ostatni i Najsmutniejszy Dryg na Ziemi.
PAMIĘTAM opętańczą ucieczkę kurczaka.

3.
1 zagładę oznaczamy symbolem “?”
Opis apokalipsy:
???????????

3a.
Opis Biegunki Podróżnych:
??@#?

Bezpieczna Strefa, która z dnia na dzień stawała się wirującym okiem saurona. A my w niej jak kadłubki na konikowej karuzeli. Kręcenie się, ale też bóle wszelkiej maści & gwałtowne pochody awitaminozy & nerwice nowej rasy Przeżytników, ALE TEŻ SMUTEK, dla którego nastrajamy gadkę, żeby po cichutku szeptać wspomnienia [Dekameron epoki pierdzenia, Czuli ocaleńcy, Przeżytnicy z gastrycznym piętnem].

4.
Piszę do ciebie w tych ciężkich dniach, żeby choćby na trochę oderwać się od tego wszystkiego. Mam nadzieję, że zwierzanie się tobie dostarczy mi choć trochę komfortu i wsparcia.

Przedwczoraj obudziłem się o godzinie piątej, ale musiałem leżeć w łóżku do siódmej, ponieważ komory sypialne były otwierane dopiero o szóstej. Wszyscy spaliśmy nago. Nasze ubrania były sterylizowane w pralni. Dziś, kiedy otrzymamy ubrania, będziemy musieli opuścić bunkier. Po trzech latach przebywania tu racje żywnościowe zostały wyczerpane.

5.
Za pomocą drona znaleźliśmy tylko jedno schronienie. Wśród całego pustkowia wokół bunkra, w okręgu o średnicy 20 kilometrów ostał się tylko jeden budynek. Wysłaliśmy zwiadowców.

Pamiętacie dopy zombie? To one wygrały. Najpierw jako daj sobie spokój z człowiekiem, potem jako weź tę moc, a potem jako blada pokorbiona armia, której ewidentnie chce się jeść i może zjeść dużo jak amerykańskiego szczepu tysiąc i jeden labradorów na suto mięsnej imprezie, z której ludzie już poszli i nie wiadomo, dokąd poszli i kiedy wrócą. – Nie wrócą – powiedział ten uroczy chłopiec, który rzucił całą garść grochu w powietrze.

6.
Ja pierdolę. Nie mów mi, że jedyne, co jest w okolicy, to jakaś fabryka czipsów. To nie możliwe, żeby zupełnie nic się nie ostało. Przeszukawiliście ruiny? Nie ma ruin? Jak to? Na pewno nic? Wszystko wokół płaskie jak stół? Nic, tylko pył? Ale jak miała się ostać ta fabryka? Co? Jak to nie wiesz? Ale jak? Dalej nic nie było? Ale jest tam jedzenie? Tylko czipsy? Nie możecie szukać dalej? No to, kurwa, szukajcie dalej. Dobrze, rozumiem. A rolnictwo? Jak długo zajmie wam rekultywacja gruntów? Rozumiem, dobrze. Tak. Tak. Idę.

7.
To będzie tak, że najpierw trzeba będzie wykopać studnie. Będziemy musieli przez jakiś czas żywić się czipsami, ale to nie problem. Za pomocą filtrów oczyścimy wodę, co pozwoli nam na rekultywację gruntów. Po ustabilizowaniu kwestii żywieniowych będziemy mogli odbudowywać przemysł. Będzie trzeba wybudować piece hutnicze i kuźnie, w których moglibyśmy przekuć złom w potrzebne narzędzia. Przy użyciu odpowiedniego sprzętu możemy rozwinąć nasze rolnictwo. Zaczniemy przekopywanie terenów w poszukiwaniu tego, co zostało zasypane przy apokalipsie, a mogłoby się nam przydać. Będą mijać lata, a my będziemy się odbudowywać. Będziemy kopać kolejne studnie, konstruować więcej filtrów do wody, rekultywować coraz większe połacie terenów. Wysiejemy wszystko, co zachowaliśmy w bunkrze. Na naszych oczach wyrosną nowe lasy. Będzie nas coraz więcej, wybudujemy domy, wzniesiemy elektrownie. W przyszłości dzięki posiadanym przez nas materiałom genetycznym sklonujemy wymarłe gatunki zwierząt. Minie sto lat i stworzymy lepszą cywilizację, mając w pamięci osiągnięcia i błędy poprzedniej.

– auto-kanibalizm: braki w odwadze
– kebs: sraczka

Ale najpierw był maj i były wtedy jeszcze pory roku, i płcie, i kiedy zaczęliśmy pisać we dwóch, pojawiające się znaki były jeszcze niewyraźne. Teraz wątki zaczynają się dopinać. Przeżytnicy zabierają głos, a głosy łączą się w strumień, a strumień się nasila, pęcznieje.

9.
Postulujemy: zrzędzenie i rzępolenie, i bajanie, i agitowanie na rzecz afirmacji i bezprzemocową ideologię dla ocalonych, i całkowity brak odezwu, i muzyczkę, i koloryzowane projekcje schiz i czułość czułość czułość czułość czułość czułość kiedy tylko wyziewy tu a zombiacze hordy tam.

10.
Warianty:
– pójść z nimi
– zostać tu i umrzeć
– pobiec gdzieś w pustkowie

10 a.
Warianty:
– pobiec w pustkowie gdzie pobiegli tamci?
– znaleźć znaczenia?
– pogaduchy!

11.
Opis marszu:
Odsłonięto szare niebo i do bunkra wleciał pył
Przodownicy w kombinezonach bo na zewnątrz
W powietrzu jest zabójcze ?. Cała ludzkość
Zamknięta w wielkich wozach izolujących
Ich przed ?. Wyruszyli a za nimi w ciężarówkach
Wszystko co niezbędne. Żeby móc jechać przez pył
Gruzy pojazdy wyposażone są w gąsienicowy
Układ bieżny. Pojazdy pojazdy to nimi
Jedzie się przez pustkowię przez pył
I gruzy. Nie jadą prędko jadą powoli
Powoli ale się zbliżają do celu jakim jest
Fabryka. Do fabryki jadą do fabryki
Jadą. Na zewnątrz nic nie widać bo w powietrzu
Wisi gęsty pył i tylko pył. Bez specjalnych
Urządzeń optycznych nic nie widać (a wszystkie
Zamontowano na dronach). Nikt wozów
Nie prowadzi są prowadzone przez komputery
Zaprogramowane tak by doprowadziły ludzkość
Do celu ich wędrówki. Jadą Jadą.
I tylko jadą. W następnym rozdziale
Dojadą (ale trochę to jeszcze potrwa).

No i możemy tylko jeść czipsy i używać języka, czkając bekając, a tamta tam to obraca się tak w czakalaka halucynogenie, ale o tym pote-eem, bo ocaleliśmy i jesteśmy ocalonymi, więc dajemy sobie prawo do używania języka, nawet jeśli czkając bekając i nawet jeśli tamten tam artykułuje komunikaty już tylko odbytniczo – jego dupa rozgłośnią naszej niedoli, a my jeszcze przy mowie

12.
Muszę się przyznać, że pisanie tego przypomniały mi wrażenia towarzyszące… Później do tego wrócę, trzeba teraz opisać dojazd do fabryki czipsów.

Nie wspominaliśmy, ale kilka dni wcześniej z bunkra została wysłana do fabryki ekipa uzdatniająca budynek do mieszkania w nim. Wydzielili strefy mieszkalne, gdzie ściany wyłożyli specjalną izolacją, oczyścili wnętrze z pyłu, zamontowali filtry powietrzne oraz zainstalowali kontenery zawierające tlen. I poustawiali rośliny. Zabezpieczono też obecną tu żywność, czyli (oczywiście) czipsy. Co ciekawe, znaleziono tu naprawdę ich niewyobrażalne ilości, we wszystkich smakach, jakie tylko można sobie wymarzyć. Obliczono, że prowiantu wystarczy na dwa lata.

Teraz owa ekipa miała powitać uchodźców z bunkra.
– Otwórzcie wejście! – zobaczył na ekranie telefonu przodownik ekipy preparacyjnej. Dawne wejście do fabryki zostało wymienione na specjalne, izolacyjne drzwi. Przodownik uruchomił w komputerze głównym mechanizm otwierający. Nastąpiły wszystkie potrzebne kompresje i dekompresje. Na zewnątrz tył samochodu stał przytknięty do wejścia. Otwarcie. Niedobitki ludzkości wychodzą z wozu i wchodzą do nowego domu.
Zamknijcie wejście!
Podjeżdża następny wóz.
Otwórzcie wejście!
Itd.

Do pokoju z głównym komputerem wchodzi członek ekipy preparacyjnej, który wcześniej doglądał wejścia.
– Ależ oni wchodzili! – mówi jeden z ekipy preparacyjnej.
– Ano – mówi przodownik – nigdy w swoim życiu tak nie wchodziłem.
– Oni wchodzili tak dziwnie.
– Co nie?
– Gdy wchodzili, widziałem ich oczy.
– Naprawdę? Co w nich widziałeś?
– Popęd samobójczy.
– Naprawdę? Żartujesz?
– Tak…
– To nie do…
– Żartuję.
– Aha, to dobrze.
– Tak naprawdę widziałem w nich co innego?
– A co?
– Widziałem w nich?
– Mam nadzieję, że kiedyś wszystko co nasze tak się rozgałęzi, że już nigdy nie będzie?
– A no.
– Dawaj, zbijmy piątkę.
Piątka została zbita.

Mówi paranoja w starych dekoracjach:
– Posłuchaj: bo czy kiedy myślisz włosy wyrastające z nosa, takie duże obrzydliwe krzaczory, to o kim myślisz?
– Co?
– O kimś konkretnym?
– Nie wiem.
– O jakiejś dziewczynie z podstawówki, która goliła sobie ręce, brodę, wąsy maszynką tatusia robiącego biznesy z farmakologicznymi gangsterami?
– Nieee?
– Czy może po prostu widzisz sam nos, bezosobowy, i te włosy, też nieprzypisane do podmiotu z historią i nadziejami?
– Coo?
– Albo ten, wujek biała podkoszulka złoty łańcuszek gotuje rosół, coś takiego?
– Rosół nie, coo?
– Czy ciocia, która przygniatała cię cyckami na weselu swojej córki?
– O co chodzi?
– A o mnie?
– Co?
– Nigdy o to nie pytałem…
– O co nigdy nie pytałeś?
– Czy mam włosy w nosie, takie których nie widać, czy może takie, które wystają i są obrzydliwe?
– Chyba masz ok.
– Ok?
– No nie wiem, nie są jakieś bardzo wiesz
– Co wiem?
– No nie widać ich tak, że nagle myślisz: oto koleś z wystającymi wielkimi krzaczorami z nosa.
– Na pewno?
– A jakie to ma znaczenie?
– Nie no, jakieś tam ma.

Mówi Fuzi:
Zwinąłem się w kłębek w kotłowni. Zawsze lubiłem ciepło, a tutaj jest najwyższa temperatura. Z ciepłem ogólnie nie ma problemu. W fabryce węgla i drewna pod dostatkiem, a są jeszcze rzeczy, które można wrzucić do pieca dociskając nogą. Lubię ciepło. Na taboreciku obok legowiska z koców mam kilka swoich rzeczy: ołówek, okulary, breloczek na szczęście i starą książkę, którą wyniosłem z apokalipsy. Zawsze cechowała mnie naiwna wiara w literaturę.

Leżę na lewym boku i w ten sposób piszę. Na lewym boku brzuch boli znacznie mniej, a przynajmniej takiemu przesądowi hołduję. Zresztą, tych przesądów to mam sporo. Na przykład takie z łączeniem smaków czipsów. Że jeśli dobrze mieszasz, to mniej cię wykręca i jesteś w stanie funkcjonować. Cebulka i sól, kebab i wiosenny ogórek itp.

A jeśli mam coś poza przesądami, to przekonanie, że trzeba funkcjonować. Dla cywilizacji, dla następnych pokoleń. Funkcjonować, dokładać do pieca, budować nowe i kto wie, może nowe i lepsze. I szczerze? Wierzę, że jeśli coś będzie, to będzie lepsze. Cywilizacja zbudowana na nas, tutaj. Adamy i Ewy w liczbie kilkunastu, trzeba o tym pomyśleć, o prokreacji, ale przed prokreacją pomyśleć o ideologii. Znowu rymować utopie, żeby mieć na czym złożyć głowę. Tak chyba musi być i ktoś musi to robić. Niestety, najpierw musimy doprowadzić się do funkcjonalności.

Nie ma pouczających apokalips albo ładnych apokalips. Po prostu, apokalipsa i ocaleńcy pełni przerażenia i wiary w to, że może jeszcze kiedyś tutaj coś będzie.

Leżę i atakują mnie wspomnienia. Dobre i złe, ale głównie takie zwyczajne. Że sobie na przykład gdzieś idę i z kimś gadam. Albo o, takie że zawsze lubiłem aromatyczną moc kawy, a do tego tłustego pączka. Najlepiej malinowego. Idealne połączenie. Z moim kolegą Domino jedliśmy dużo pączków i piliśmy dużo kawy w takim lokalu, gdzie było jasno, przestrzennie, a barmanki puszczały świetną muzę. No i mogliśmy siedzieć, nic nie gadać i cieszyć się kupionymi wcześniej pączkami, których nikt nie zabraniał nam w tamtym lokalu jeść.
Chciałbym teraz termoforek.

8.
Nastąpiły – powiedzmy – smaki dzieciństwa i żołądkowe korby nowej ery.[1]

15.
Już kolejny dzień jemy to świństwo i dolegliwości gastryczne staje się coraz bardziej paskudne. Sam staram się o tym nie myśleć, tak jak rozwiązywałem każdy swój problem. Kiedy brakowało mi pieniędzy, nie przejmowałem się i dalej wydawałem na pierdoły. Nieważne, na co i tak kasa sama wpadała, co jakiś czas trafiała się jakaś stówa za zlecenie, która rekompensowała moje braki w funduszach z nawiązką. Wypłata za pracę i drobne zlecenia, było fajnie. Albo jak czasem za bardzo się roztyłem, to uznałem, że nie będę jadł i po prostu nie myśląc o głodzie, chudłem. Tak samo było z przeróżnymi moimi kompleksami – po prostu o nich nie myślałem. Tak i starałem się nie myśleć o moim ciele i sygnałach, które mi dawało. Sygnałach? Krzykach, spazmach. Kiedy wychodziłem na zewnątrz, żeby pomóc przy przenoszeniu pozostałych klamotów, i za każdym razem widziałem przez szybę w kombinezonie szarą pustkę, z której biła rozpacz, brak nadziei i koniec, starałem się nie myśleć o dawanych przez nią sygnałach, a widzieć i czuć jedynie pustkę. Codziennie staram się ograniczać wszystko co czuję jedynie do ruchów w przestrzeni. Biorę wszystkie fuchy, jakie się da, żeby usuwać nimi bezczynność, żeby brak ruchu rekompensować ich nawiązką – pracą. Z obrazu, który widziałem przez szybkę w kombinezonie, starałem się pamiętać tylko pustkę, żeby za każdym razem, kiedy czułem coś więcej, móc sobie ją przypomnieć.

Każdy dyskomfort stawał się w moich wrażeniach fakturą, a później materiałem. Czułem drewno, czułem błoto, czułem beton, czułem kwas i kamienie. Codziennie przypominając sobie pustkę, czułem jej odpryski w postaci prądu, ognia, bluszczu i pokrzyw. Znajdując się wśród tego wszystkiego starałem się sukcesywnie z dnia na dzień budować coś w rodzaju pałacu, może i świątyni. Przestrzeń na nią miałem zapewnioną, bo przecież pustka jest spora.

Poświęcając się mojej pracy, starałem się unikać ludzi, ponieważ każda interakcja z nimi oddawała mnie ich percepcji, przez co moja budowa znikała, ponieważ znów stawała się niematerialna. Im kontakty z drugim człowiekiem były dłuższe i intensywniejsze, tym odbudowy były trudniejsze.

Dziś założyłem zeszyt, w którym dokładnie opiszę każdego mieszkańca fabryki, żeby w mojej percepcji przemienić go na materiał do mojej budowy, a skatalogizowanie wszystkich bardzo by mi pomogło.

Więc na przykład rozmawiamy. Stara szkoła opowiadania prostodusznych anegdot, a poza tym: całe to czekanie na ostateczny wyrok i przechadzki po fabryce czipsów w stylu: za plecami splecione ręce, którymi mielisz jakbyś z potu chciał ulepić kulkę śniegową, i krok spacerowicza eskapisty, i cały ten odór afterparty po Zagładzie vol.2.

Mówi neurotyk:
Nie chciałbym znaleźć się w czarnej dziurze. Jak generuje się następne, następne, następne i dzieją się rzeczy, to jest dzianie się, ale nie chciałbym się zawirować do samego końca, do samej czarnej dziury. Już wolę nudę. Myślę teraz o niedowidzącym chłopcu, który był z nami przez kilka tygodni. Pewnego dnia wszedł i zapytał, czy on to powiedział, czy pomyślał. Ale co powiedział czy pomyślał? Zignorował pytanie, wyszedł i już więcej nie wrócił.

17.
Zocha spędziła pół dnia, mocując się z filtrem na wodę. Oferowała się jako ochotniczka do tej naprawy i zrobiła to najlepiej, jak się dało. Z tak typową dla niej dokładnością. Pragnienie znów przestało nam zagrażać.

Zaatakowała mnie dzisiaj gorączka. Spędziłem cały dzień, wiercąc się w wilgotnym od potu i wydzielin śpiworze. Okryłem się czterema kocami, ale zimno wciąż było dokuczliwe. Zocha przynosiła mi wodę, pytała, czy wciąż żyję. Na długie godziny byłem tylko bólem jelit i potliwością, ale z każdą jej wizytą odpowiadałem: tak, tak, żyję, jeszcze żyję, tak. I potem, w momentach świadomości, powtarzałem to samemu sobie: tak, tak, żyję, jeszcze żyję, tak. Nad ranem przyszła z grzebieniem i długo czesała moje za długie, brudne i wilgotne włosy. Po mojej czaszce spacerowała przyjemność. Pierwszy raz od dawna.

Mówi dziewczyna wystająca ze śpiwora:
Wasza dekadencja była burżuazyjna, nasze cierpienie wydarza się w tu i teraz.

Mówi naukowiec:
Musimy wybudować laboratorium. Naprawdę, to jest konieczne. Musimy zebrać kompetentnych ludzi. To już jest nie do zniesienia. Ten sam pali, on boli. Musimy mieć laboratorium, w którym mógłbym poprowadzić zespół badawczy w celu rozbicia tych jebanych czipsów na czyste skłądniki odżywcze. Takie pożywienie byłoby bez smaku, ale przynajmniej byłoby ludzkie.

Mówi w różowym polarze:
Nigdy nie zaznałam rozkoszy seksualnej. Relacje władzy były przytłaczające, a przemoc miała milion imion, którymi zasiedlała każdą, najmniejszą nawet strukturę społeczną. Mój ojciec był zniszczonym przez życie avatarem gwałtu. Moja matka mianowała się przegraną. Co miesiąc jeździłyśmy do więzienia, żeby odwiedzić gwałciciela, który tam był gwałcony. Pamiętam intensywnie zielone kafelki, smutny wzrok, herbatę zaparzaną po wielokroć. W tamtym życiu byłam samotną córką avatara gwałtu i przegranej.

Potem przyszła apokalipsa. Wszyscy mieliśmy już ją dokładnie wymyśloną, więc nikogo nie zaskoczyła. Okej, to teraz, i wszystko się powolutku rozstrajało. Codziennie obserwowałam, jak klimat najpierw niszczy racjonalność szarych ludzi, a potem przemienia ich w zombie. No i w pewnym momencie trzeba było uciekać.

Czy jest ktoś poza nami? Czy ten ktoś na coś czeka? Czy stawia sobie podobne pytania? Czy jest coś poza czipsami, bólami, mozołem filtrowania wody i poczuciem zagrożenia, które wlazło w nasze tkanki?

W nowym, lepszym świecie stanę się istotą seksualną.

W nowym, lepszym świecie otworzę się na przepływy. Będę swobodnie dryfowała wzdłuż namnażających się tożsamości. Zbilansowana dieta będzie podtrzymywała zdrowie psychiczne. Dzieciaki będą wyciągały marzycielskie stań-się z paczuszek przekąsek bobowych (będą dobrze doprawione i będą przyjemnie zaklejały usta). Syntetyk dostanie na drugie imię Czułość, nigdy więcej Paranoi.

W nowym, lepszym świecie aptekarki będą miksowały miłe uchu ultradźwięki.

W nowym, lepszym świecie, o, tam chcę zamieszkać.

 

                                                              ???????                                                                                         
                                                                        ??@#???@#???@#?:
                                                                                                ludzie             z             biegunką
                                                podróżnych uczą się marzycielstwa
            ??@#???@#?
                                                ??@#?
            ???????????????????????????????????????????
                                                                                                            ??????????????????

[1] – papryka: nadkwasoty & nerwice
– solone: brak w fabryce
– ser-cebula: nadpobudliwość owsików
– bbq: aniskakioza szczepu szóstego
– kurczakowe: chłoniak burkitta
– fromage: włosogłówka
– wiosenny twarożek: bąblowica jednojamowa
– gorączka serowej nocy: klasyczna w ujarzmianiu salmonella (inaczej: salmonellka clasic)
– ogórek ze śmietaną i ziołami: kandydoza
– słodki pomidor: brak w fabryce
– letni pomidor: artezja jelita cienkiego
– letnie zmieniaczki z koperkiem: hemochromatoza
– świeże pomidorki z cebulką: czerwonka amebowa
– jesienny ziemniak z ogniska: fascioloza
– prawdziwki w śmietanie: brak w fabryce
– czakalaka: pulsująca wątroba & halucynacje
– gulasz strogonow: muszyca
– zimowa pieczona szynka: galaktozemia
– zimowy pieczony schab z przyprawami: plamica henocha
– chili&lime: paradur
– kebabowe: kolka pępkowa
– golonka z ostrym chrzanem: mięsak limfatyczny
– kanibalizm: tasiemiec
– auto-kanibalizm: braki w odwadze
– kebs: sraczka

Mateusz Górniak, Filip Matwiejczuk

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |