Nie miałem w planach wplątania się w jakiekolwiek prace, strategie i gesty antologijne, a jednak dałem się namówić przez młodego, energicznego poetę, by w czymś takim uczestniczyć. Jego zapał i poczucie sensu przeważyły. Tak wychodzi na jaw słabość charakteru i głód literackiej przygody. Podkreślam jednak – zero ideologii, czysty pragmatyzm. Była do wypełnienia dotkliwa luka odczuwana przeze mnie na co dzień w pracy nauczyciela, wykładowcy i popularyzatora. Luka ta powstała po wyczerpaniu się aktualności dzieła Romana Honeta i Mariusza Czyżowskiego pt. „Antologia nowej poezji polskiej 1990-1999”. Naszą antologią chcielibyśmy dopisać brakującą część, zrekonstruować następny odcinek i dać czytelnikowi do ręki poręczny przewodnik. Każdy sam może wybrać ulubione ścieżki, namaścić dziesięciu, czy dwudziestu, na najlepszych debiutantów tego czasu. Przypominam, że w starej antologii Honeta i Czyżewskiego tych propozycji do wyboru było 107. Na tyle ciekawych zjawisk chciano zwrócić uwagę. Nie wydaje mi się, żeby w następnym dziesięcioleciu było ich mniej. Pomysłodawca i współredaktor, Przemek Witkowski, niechętnie spoglądał na moją listę zawierająca 120 nazwisk, bo na tylu autorów debiutujących w latach 1999-2009 zwróciłem uwagę. Na jego liście widniało nazwisk dwa razy mniej. Siłą rzeczy musiało dojść do mediacji. Ostatecznie spotkaliśmy się w okolicach liczby 99.
Pewnie że brakuje mi chociaż paru fragmentów z Agnieszki Kuciak, Marcina Siwka, Remigiusza Michny, Romana Misiewicza, Małgorzaty Lebdy, Teresy Radziewicz, Wojciecha Giedrysa, Krzysztofa Grzelaka, Mariusza Więcka, Dawida Majera itd., ale cóż robić. To rzecz do naprawienia przez następnych zajadłych antologistów. Najbardziej jednak brakuje mi utworów Macieja Woźniaka. Miałem do wyboru tylko jedno miejsce dla kogoś debiutującego tuż przed 1999 rokiem, a w porę niezauważonego przez wcześniejsze antologie. Wybrałem Wiolettę Grzegorzewską. Analogiczne wskazanie Przemka Witkowskiego padło na Adama Kaczanowskiego. Tak to wyglądało.
A dlaczego te nazwiska, a nie inne? Jak tworzyłem swoją listę? Odpowiedź jest prosta: zawdzięczam ją pamięci i intuicji. Pewne debiutanckie tomiki i wiersze czytane w ostatnim dziesięcioleciu zostały mi w pamięci. Działanie pamięci, jak mniemam, wiązało się z czymś pierwotnym i niejasnym, bliskim intuicji. W pamięci zostawały rzeczy z różnych estetycznych parafii, nie miałem żadnych w tym względzie uprzedzeń, w związku z czym moje dość uniwersalne sympatie i kronikarskie ciągoty wchodziły w konflikt z dość wyraziście ukierunkowanymi sympatiami młodego współredaktora. I chyba dobrze się stało, że estetyczna rozciągliwość i ideologiczne rozmamłanie starego rocznika starły się z awangardowo-radykalnymi poglądami przedstawiciela zupełnie nowych roczników. Do efektów tej swoistej negocjacji zgłaszane będą zapewne różnorakie zastrzeżenia, ale to świetnie, że dyskusja ta będzie się toczyć bez powoływania się na byty urojone i wirtualne, wokół czegoś, co każdy będzie miał w ręce.
Karol Maliszewski
(1960) Poeta, prozaik, krytyk literacki. Prowadził warsztaty poetyckie w Studium Literacko-Artystycznym na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Wydał dziesięć tomików poetyckich, cztery tomy prozy i sześć tomów szkiców krytyczno-literackich. Współpracował bądź współpracuje z kilkoma pismami literackimi, takimi jak Odra, Studium, Opcje, Topos, Twórczość, Fraza, Wersja, Akant, Red. Absolwent filozofii, doktor nauk humanistycznych. Był adiunktem w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Laureat nagród im. Marka Jodłowskiego (1994), im. Barbary Sadowskiej (1997), im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno (1999). W maju 2007r. został nominowany do nagrody literackiej Nike za tom szkiców krytycznych Rozproszone głosy (2006). Mieszka w Nowej Rudzie.
Zobacz inne teksty autora: Karol Maliszewski
Felietony
Z tej samej kategorii: