(Nie)jedzenie zwierząt – wersja dla dzieci

Zwierzęta wydają się nierozerwalnie związane z literaturą dziecięcą. „Lwy obok jeleni, myszy koło słonia, prawdziwy niedźwiedź obok pluszowego, zwierzęta pseudonimowane i z imionami własnymi obok egzotycznych i takich, których „«naprawdę nie ma»”[i] – to właśnie one w pierwszym rzędzie są bohaterami utworów przeznaczonych dla dzieci[ii]. Rzeczywiście – trudno byłoby wyobrazić sobie historię tej literatury bez takich bohaterów, jak ludowe trzy Małe Świnki, Kot w butach z baśni Charles’a Perraulta, Tchórzliwy Lew L. Franka Bauma czy Fantastyczny Pan Lis Roalda Dahla. Nie dziwi zatem stwierdzenie Jennifer Armstrong, że przemysł książki dziecięcej jest wypełniony zwierzętami niczym Arka Noego – od utworów określanych jawnie jako „książki zwierzęce”, poprzez dzieła, w których zwierzęta są głównymi bohaterami, po teksty, w których występują one w rolach drugoplanowych[iii].

Konstytutywny dla literatury dziecięcej jest również motyw jedzenia, który – jak przekonuje Joanna Papuzińska – przemienia się niezwykle często w motyw łakomstwa czy wręcz karnawałowego obżarstwa[iv]. Paradoksalnie, autorzy literatury dziecięcej dość rzadko zaprzątali sobie głowę kwestią, która łączy w sobie obie wskazane wyżej sfery, a mianowicie jedzeniem zwierząt[v]. Z dość oczywistych względów zdziwienia nie budzi bezrefleksyjne „pałaszowanie” przez bohaterów takich standardowych „smakołyków”, jak kiełbasy, szynki, pieczony drób czy innego rodzaju potraw wchodzących w skład dominującej diety bogatej w produkty pochodzenia zwierzęcego. Zdecydowanie absurdalne wydaje się natomiast zakończenie Szewca Kopytki i kaczora Kwaka z tomu Bardzo dziwne bajki Kornela Makuszyńskiego, gdzie tytułowy bohater, kaczor Wojciech Kwak, po mianowaniu szlachcicem i otrzymaniu z rąk króla orderu ze złotego papieru, zostaje zarżnięty i zjedzony (sic!). W przesiąkniętym „kolonialnym sosem” fragmencie Króla Maciusia Pierwszego Janusza Korczaka tytułowy bohater odmawia zjedzenia „murzyńskiego króla”[vi]. Decyzję małego władcy skłonni bylibyśmy pod pewnymi warunkami (nad)interpretować nie tylko jako potępienie kanibalizmu, ale i jedzenia mięsa w ogóle… gdyby nie na przykład to, że w innym miejscu Maciuś kategorycznie żąda podania sobie kiełbasy z kapustą.

Podobnie jest w powszechnej literaturze dziecięcej. Zdawać by się mogło, że pewne novum przynoszą Opowieści z Narnii Clive’a Staplesa Lewisa – nikt z mieszkańców powieściowej krainy nawet nie pomyśli o zjedzeniu jednego z mówiących zwierząt. Zasada ta jednak, jak można wywnioskować z wielu fragmentów cyklu, dotyczy tylko „predestynowanych” przez Aslana do wyższości zwierząt – te „zwyczajne” zapewne nieraz kończą jako potrawy na stołach Narnijczyków. Wymowa jest oczywista – nie można jeść tylko tych zwierząt, które zostają arbitralnie uczłowieczone. Pozostałe – określane zresztą jako „nieme” i „otępiałe” – nie mają rangi podmiotów, więc ich jedzenie jest w Narnii moralnie akceptowalne.

Sytuacja wydaje się powoli zmieniać. Echa współczesnych dyskusji wokół praw zwierząt czy – szerzej – relacji ludzkie/nie-ludzkie da się usłyszeć także w literaturze dziecięcej. Na przykład J.K. Rowling w towarzyszącej przygodom Harry’ego Pottera książce Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć „przywołuje dyskusję, jaka w świecie czarodziejów toczyła się nad statusem ‘zwierzęcia’ (beast) oraz ‘istoty’ (being)”[vii], odsyłając tym samym odbiorców – jak zauważa Justyna Schollenberger – do rzeczywistej debaty nad możliwością przyznania podmiotowego statusu niektórym gatunkom zwierząt[viii]. Wciąż jednak nie jest to refleksja sensu stricto nad kwestią zjadania zwierząt i jej moralnymi implikacjami.

Temat ten bezpośrednio porusza z kolei Grzegorz Gortat w swojej najnowszej powieści Miasteczko ostatnich westchnień. Tytułowe Miasteczko to miejsce, do którego trafiają po śmierci zwierzęta, zanim podejmą decyzję o przejściu do Krainy Wiecznej Nagrody – którą Bóg stworzył, „żeby im zadośćuczynić za krzywdy doznane od człowieka”[ix]. Mieszkańcy Miasteczka wspominają cierpienie, które za życia stało się ich udziałem; część z nich wprost odnosi się do tego, że były przeznaczone na rzeź. Koza Maria Antonina mówi na przykład: „Urodziłam się kozą i szybko się przekonałam, jaki los czeka kozy, ale co na to poradzić?” [MOW, s. 23]. Koń Dante z kolei „zazwyczaj dostawał jeść na czas i akurat w sam raz tyle, by przy robocie nie padł” [MOW, s. 26], lecz gdy zestarzał się do tego stopnia, że nie mógł już pracować, został sprzedany przez właściciela do rzeźni. Zagłodzony na śmierć żółw Hektor przywołuje „paskudne historie” o przedstawicielach swego gatunku, którzy „skończyli w garnku”, konkludując, że sam „i tak nie trafił najgorzej” [MOW, s. 24]. W ten sposób Gortat, udzielając zwierzętom prawa do zdania relacji ze swych krzywd, upodmiotawia te stworzenia i zdaje się ujmować ich wcześniejsze traktowanie przez człowieka jako swoistą „czystkę gatunkową”. W relacji innego z bohaterów, prosiaka Wolfganga, pojawiają się zresztą elementy, które bezpośrednio pozwalają widzieć w całym procederze zabijania i zjadania zwierząt odpowiednik Holokaustu. Wolfang „szybko zyskał pewność, co naprawdę kryje się za tym, że człowiek codziennie napełnia mu koryto jedzeniem, a co jakiś czas zapędza na wagę. Nie strach był najgorszy, bo z wiekiem się nauczył, że jeśli coś ma się zdarzyć, to i tak się zdarzy i lepiej za wiele nie rozmyślać. […] Nigdy nie zdradzi, co czuł, okłamując własne dzieci – kiedy zapewniał, że człowiek ładuje je na platformę samochodu, bo powiało wiosną, i że przejażdżka dobrze malcom zrobi” [MOW, s. 27]. Wymowa powieści, w której pojawiają się także psy szkolone do krwawych walk w klatkach, słoń „służący człowiekowi” w cyrku czy szczenięta topione w rzece, jest jednoznaczna i wyrażona w tekście explicite: człowiek zawodzi (choć, oczywiście, nie każdy). Zwierzęta z kolei „się nie pysznią, nie spiskują, nie zadają bólu dla samej przyjemności dręczenia. Lew zabija, bo musi się najeść, żeby żyć. Jeśli mysz kradnie człowiekowi ziarno, to dlatego, że nie znajduje już pożywienia w ziemi, gdzie kiedyś było go pod dostatkiem. […] Ktoś może powie, że są psy, które mordują własnych pobratymców. Prawda, tyle że do tego zmusił je człowiek” [MOW, s. 42].

Jeszcze bardziej radykalna okazuje się głośna pozycja Dlatego nie jemy zwierząt autorstwa Ruby Roth, opatrzona wymownym podtytułem Książka o weganach, wegetarianach i wszystkich żywych istotach. Roth wyjaśnia młodym czytelnikom, że niektóre zwierzęta „są chronione przez prawo lub rodzą się w kochających domach”, zaś inne żyją „w bólu i samotności na przemysłowych fermach, gdzie tysiące zwierząt hodowane jest dla produktów mięsnych i nabiałowych”[x]. Autorka za pomocą emocjonalnych opisów i ilustracji przybliża dziecięcym odbiorcom warunki panujące w zakładach produkujących wyroby pochodzenia zwierzęcego: „ściśnięte w klatkach na fermach przemysłowych kurczaki nie mają miejsca, by żyć” [DZ, s. 10], „indyki […] nigdy nie będą mogły skorzystać ze swoich skrzydeł” [DZ, s. 12], „kaczki i gęsi […] są zamknięte za kratami i karmione na siłę” [DZ, s. 15], „świnka […] może całe życie spędzić sama w kojcu tak małym, że nawet nie będzie mogła się w nim obrócić” [DZ, s. 22], „krowy […] nie mogą się przeciągnąć ani żuć świeżej trawki” [DZ, s. 29]. Hodowle jawią się tym samym jako miejsca bliskie obozom koncentracyjnym – ten koncept obecny we współczesnym dyskursie dotyczącym zwierząt zostaje w książce Roth zaprezentowany niezwykle sugestywnie. Siłę oddziaływania książki zwiększa zabieg uczłowieczenia zwierząt na poziomie tekstu i na poziomie ilustracji oraz to, że w ramach poszczególnych gatunków zostają ze sobą zestawione „szczęśliwe” zwierzęta, tworzące rodziny i otoczone miłością przez człowieka, i doświadczające cierpienia zwierzęta hodowlane. Najwyrazistszym chyba przykładem stosowania tej taktyki jest fragment dotyczący przepiórek: „Przepiórki są stanowczymi rodzicami, którzy robią wszystko, by chronić swoje dzieci. Niestety nie mogą uchronić ich przed myśliwymi. Na wielu fermach przepiórki hoduje się jedynie po to, by można było potem polować na nie dla rozrywki. Czy to w porządku wobec rodzin przepiórek?” [DZ, s. 13].

Gortat i Roth tworzą tym samym dzieła, które poza pełnieniem funkcji ludycznej mają na celu kształtowanie postaw etycznych młodych odbiorców. Oba utwory zapewne spodobałyby się wspomnianej wcześniej Jennifer Armstrong. Amerykańska autorka literatury dziecięcej, która od 2005 roku nie je mięsa, sądzi wręcz, że hipokryzją jest namawianie dzieci do utożsamiania się uczuciowo z książkowymi pandami, niedźwiedziami polarnymi, królikami i kaczkami, by po chwili karmić młodych ludzi hamburgerami i wędlinami[xi]. „Jeśli kochasz literaturę dziecięcą, nie możesz zabijać zwierząt tylko dlatego, że dobrze smakują z pieczywem”[xii] – sugeruje Armstrong. Wezwanie pisarki może nie wzbudzić żywego odzewu wśród odbiorców; także samą twórczość przeznaczoną dla dzieci zapewne wiele czeka, jeśli chodzi o przepracowanie kwestii zjadania zwierząt. Widać jednak zalążki zmiany: takie dzieła, jak utwory Gortata i Roth, szczególnie, jeśli je zestawić na przykład ze wspomnianym wcześniej Królem Maciusiem Pierwszym Korczaka, uzmysławiają, ile zmieniło się w podejściu do zjadania zwierząt i w społeczeństwie, i w literaturze dziecięcej.

[i] J. Cieślikowski, Bohater bajki, [w:] Tegoż, Literatura i podkultura dziecięca, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1975, s. 274.
[ii] Zob. tamże, s. 271.
[iii] Zob. J. Armstrong, Eating Reading Animals, [w:] „The Horn Book Magazine”, May/June 2010. http://archive.hbook.com/magazine/articles/2010/may10_armstrong.asp [Dostęp: 02.06.2014]
[iv] Zob. J. Papuzińska, Misterium łakomstwa, [w:] Tejże, Zatopione królestwo. O polskiej literaturze fantastycznej XX wieku dla dzieci i młodzieży, Łódź 2008.
[v] Można oczywiście wskazać pewne wyjątki, np. Czarodziejski palec Roalda Dahla, gdzie myśliwi zamieniają się rolami ze stadem kaczek, które następnie mierzą do nich ze strzelb.
[vi] Zob. tamże.
[vii] J. Schollenberger, Literackie ożywienie bestii – intertekstualne wątki bestiariuszy w «Harrym Potterze», [w:] Harry Potter: fenomen społeczny, zjawisko literackie, ikona popkultury, pod red. W. Kosteckiej i M. Skowery, Warszawa 2014, s.106.
[viii] Zob. tamże, s. 107.
[ix] G. Gortat, Miasteczko ostatnich westchnień, Warszawa 2014, s. 42. Dalsze nawiązania będą oznaczone skrótem MOW.
[x] R. Roth, Dlatego nie jemy zwierząt. Książka o weganach, wegetarianach i wszystkich żywych istotach, przeł. M. Mikita, Warszawa 2013, s. 3. Dalsze nawiązania będą oznaczone skrótem DZ.
[xi] Zob. J. Armstrong, dz. cyt.
[xii] Tamże. Tłumaczenie robocze na potrzeby niniejszego artykułu – MS.

Maciej Skowera

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |