Ilustracje: Ola Wasilewska
codziennie do siebie dzwonimy. kiedyś punkt siedemnasta, ostatnio tak koło szesnastej trzydzieści.
– co słychać?
– nic.
– a u ciebie?
– też nic.
***
opowiada, jak kiedyś łapała zające, a one zdychały. prawdziwe zające żyją tylko w lasach, tak mówi. dziecko płacze od tej historii. i nic dziwnego. ja też wyobrażam sobie te zające – i to jak zdychają na polu, jeden po drugim, błyskawicznie. tylko dlatego że zostały dotknięte, muśnięte palcami.
***
mama krzyczy, że się spóźniłam dziesięć minut do domu. tymczasem nie mogłam być wcześniej, bo poznawałam imiona psów z osiedla. kora i bajeczka – tak brzmi mój dzisiejszy utarg.
z czasem poznaję więcej imion psów. jest miszka, jest banan, jest nawet koleś. przekazuję mamie te cenne informacje. ona potem mówi o sąsiadach „pan od miszki” albo „pani od banana”. jakby to nam miało ułatwić komunikację. wcale mnie nie interesują dołączeni do psów ludzie.
***
albo któregoś dnia mówię do niej:
– mamo, odkryłam dziś pierwszy siwy włos na mojej skroni!
bardzo ją to martwi, odpowiada mi tak:
– biedna! przecież jeszcze nic nie przeżyłaś!
***
zawsze wszystko sprawdza w tym senniku egipsko-haldejskim, który dziadek przepisał na maszynie. to wielkie dzieło, grube, tyle że wszystkie kartki są osobno. chyba ze sto, może więcej, a każda przepisana na maszynie i osobno.
mama sprawdza znaczenie swoich snów, bo a nuż. bo może coś. często śnią się jej konkretni politycy. wtedy nie wiadomo, co to właściwie znaczy, choć można oczywiście zgadywać.
a jak się jej przyśniło jakiś czas temu, że jestem mrożoną rybą, to już kompletnie zbaraniała.
***
jak wracam do domu, to zbieram liście, bo mama mi każe. muszę zrywać gałęzie pod blokiem. potem ona wkłada je do wazonu. i na przykład na tym polega nasza relacja: wspólnie obserwujemy, jak taka gałąź wypuszcza pąki, pokazujemy ją sobie, a z czasem niesiemy ją na śmietnik. i wtedy można ten proces powtórzyć.
***
mama ma urodziny zimą. kiedyś jej dałam w prezencie bojownika. rybka była niezwykle niebieska, niebieściutka. wracałam ze sklepu zoologicznego, padał śnieg, niosłam rybkę do domu w rękawiczce. dwa dni później zdechła. raczej słaby prezent.
***
mama nie była moim coachem.
ja nie byłam coachem mojej mamy.
ale jakoś sobie radzimy.
***
– wszystkie te twoje wspomnienia to jakieś skumulowane krzywdy – mówi zawsze mama. rzecz jasna przyznaję jej rację.
Tekst ukazał się pierwotnie w 4 numerze zina „Girls to the front”, a w zaktualizowanej postaci w antologii Wakacje od istnienia? Czternastodniówka literacka.
Natalka Suszczyńska
Urodzona w 1988 roku w Białymstoku, mieszka w Warszawie. Publikowała opowiadania m. in. w „Ricie Baum”, „Wakacie”, „Elewatorze”, „Helikopterze”, „Fabulariach” i zinie „Girls to the Front". Autorka książki Dropie (Korporacja Ha!art, Kraków 2019).
Zobacz inne teksty autora: Natalka Suszczyńska
Prozy i inne formy
Z tej samej kategorii: