Kto nie klaszcze, nie ma ręki (fragment)

Gdzieś pod Bielskiem Podlaskim.

A K T I

SCENA 1

Na początku nic nie było, a potem było już tylko gorzej. Na scenę weszła babunia, co zemrzeć nie mogła.

PRAPRAPRABABCIA
To była maleńka chateńka, zbutwiała chateńka, a w niej stara mama żyła, a w oknach pachnących ceratą kwiatki tykające w rytm starych zegarów na korbkę, i córunia, i ojciec jeszcze. Żyli biednie i śmierdziało cebulą.

Zamilkła na chwilę, a wtedy do chateńki weszła Mamunia i usiadła sobie z boczku. Było jej ciężko. Zdyszana zerkała a to na publiczność, a to w zgniłą ceratę. W mieszkaniu robiło się ciemnawo, brudnawo, jeno telewizor dawał jakieś światełko, a przed tym telewizorem stary drzemał smacznie jakby na pokaz. Prawdopodobnie byłoby słychać postękiwania i zawodzenia mamusi, a za oknem radosne szumy monitorów dźwiękochłonnych autostrady. Prawdopodobnie, bo w telewizorze trwało losowanie totolotka. Wtem wstała Mamunia, wzięła pilota i wyłączyła głos w losowaniu.

MAMUNIA
O. A w tym telewizorze to same biesy. Tylko wojny, tornada, pedały, powodzie i czasem reklamy. A u nas, kto widział jaką powódź? Nigdy nie było. Ale i tak ciężko. Jajków kupować na chcą. Wolą te z pieczątką, z siupermarketów, co to obok jajek nie wysiedziały nawet. Blać. I co my teraz będziem robić? Groszy nie majem, nic na talerz nie ma czego włożyć. Nu szto? A odkąd staremu rentę skrócili, bo źle umowa była pisana, źle wiadomo, na naszą stronę, to i kurki nie niosą tyle, co kiedyś. A kiedyś to bywało. Inszej. Lepiej. Kiedyś to było. Kiedyś to ja zęby miałam.

Zamyśliła się ukradkiem i jęła podgrzewać wodę w garnuszku.

MAMUNIA
A ta renta za uciętą rękę to zbawienie. Żeby dwie ręce miał stary, to ja nie wiem, z czego by my żyli. Nu z czego? A tak z renty dostaje te 100 złote miesięcznie i jakoś leci życie. Aaa tam. (zamyśliła się mameńka nad swym losem) I znowu lato się skończyło. Przyszła Pani Jesień wielkim krokami, ponura, szara, smutna. Sama nie chce tu zachodzić. Musi ona tej pracy i nie lubi. Co ona winna? Za oknem pożółkło, podupadło, w kałużach siorbie wietrzysko, eh. Nu co poradzisz. Nie ma jeszcze czwartej, a za oknem już ciemnica, tylko ten deszcz cały czas bulgocze. Bul-bul, bul-bul. Oj ulało tego deszczu dzisiaj, że ledwo pekaesem przyjechała. Takie błodzko, a nie droga. Na nartach jeździć tylko.

PRAPRAPRABABCIA
Dzień dobry. Przyszłam po gazety.

MAMUNIA
A dzień dobry. Już daję.

I wyjęła z torby ze sto darmowych gazetek i przekazała babuni.

PRAPRAPRABABCIA
Lubię tak sobie poocierać na papier toaletowy. Atrakcje mam. Niektórzy łuszczą pestki albo palą papierosy. Mnie na to nie stać, więc pocieram gazetki, żeby czas jakoś zabić.

I jęła w dłoniach pocierać gazetki z Biedronki, co jej Mamunia przywoziła z Bielska.

PRAPRAPRABABCIA
A to życie teraz się plecie dziwacznie. Jebie się młodzi by powiedzieli. O na przykład taka Doda. Zostawił ją ten Nergal, a przecież tak opiekowała się nim. Do czego to podobne? Świat się kończy, a ja zemrzeć nie mogę. Nie dam rady. Kładzie się na mnie klątwa. Kurewstwo jakieś młodzi by powiedzieli. Dopóki nie przekażę swojej wiedzy następczyni, dopóty nie zejdę z tego doła. Mój prapraprawnuk nie chciał się uczyć. On zresztą przygłupi. To już 160 roków i nie dam rady zemrzeć. A było naprawdę blisko. Parę razy żem już widziała Mać Boską. Już żem chorowała, traciła świadomość. Czułam ból od głowy do dupy. Już leżałam pokotem jak te muchy na jesień. Czułam chłodne żeliwo kosy na plecach. Mrowiło w kościach, łupało w krzyżu. Jestem stara, zmęczona. Suchar młodzi by powiedzieli. Mógłby odpuścić już ten Pan Dobro. Chcę już zemrzeć, ale klątwa jest klątwą. A leciało to tak: „Jeśli babo nie przekażesz wiedzy tajemnej jakiejś innej babie, to naczekasz się babo jeszcze, i bram nieba nie damy ci nigdy. Za chuja…”, a dalej: „Ale tylko jeden jedyny jest wyjątek. Kiedy twój prapraprawnuk jedną noc poślubną prześpi z dziewczyną o 1000-u nieszczęść, o krótkich włosach, krótkich nogach, grubych kolanach, szerokich pośladach, w krótkich spodenkach, w bluzce na ramiączkach i niską jakoś taką. Wtem i klątwa zejdzie, i w piekle się spopieli, a ty witać się będziesz z archaniołami”. Tak pisało. To znaczy mówiło.

I wyszła sobie powoli pocierając dalej gazetki.

MAMUNIA
A co żeś się tak przytaił przy telewizorze? Słyszysz? Słyszysz? Eeee. A co ja będę język męczyła na takiego starego konia jak on. Znowu nic nie wygrał? Zmień w końcu numerki. Stary całe życie jeden numer wykreśla. 65091603, to we wsi na niego czasem tak wołają jak ten numer, jakby oznakowany jaki był.

I jęła wyjmować buraczki i kartofle spod cycków.

MAMUNIA
Jak się jedzie z Bielska do nas, to cerkiew, a obok Biedronka. To czasem zajrzę, pomodlę się, wyspowiadam na zapas, i do sklepu pójdę. Co ja poradzę, że złotówek nie majem. Mać Boska wybaczy, że na chore cycki wyniosę coś ze sklepu i rodzinę nakarmię.

Wlała do kubka wrzątek i piła.

MAMUNIA
Toż nawet herbatę pijemy tylko we święta, a tak tylko wrzątek.

Spojrzała na Starego, a potem stękła jeszcze ze dwa razy, a wtenczas do izby weszła córka z jednym bananem.

MAMUNIA
Która to godzina?

DZIEWCZYNA
Patrz mamuniu co przyniosłam.

MAMUNIA
Skąd to?

DZIEWCZYNA
Stałam przy drodze i zbierałam puszki, a wtedy zatrzymał się taki duży samochód jakby w safari zabłądził, a z niego wyszli mili państwo. Podeszli do mnie i dali to, i jeszcze cukierki. Pytali jak się nazywam, a potem robili mi zdjęcia. Bardzo mili. Musi dziennikarze.

MAMUNIA
Stary blać słyszysz?

Obudził się stary.

STARY
No.

MAMUNIA
Nic żeś nie wygrał. Takie życie.

Stary spojrzał na nią, nic nie odpowiedział. Dziewczyna jęła jeść banana, a Matka, nic nie mogąca poradzić na smutne życie, a mająca w zwyczaju zdejmować w takich chwilach ikonę Matki Boskiej i przecierać szmateczką, tak też zrobiła, usiadła z boczku i po cichutku poczęła się modlić.

MAMUNIA
Tylko ty mnie jeszcze kochasz. To przetrę cię szmateczką Święta Mateczko. Przetrę i będzie dobrze. Ty, i kamyczki orzechowe. Takie kolorowe, z Jutrzenki. Lubię je podgryzać. Taki jeden mały kamyczek, a ile z niego słońca, musi z kilo cukru. Biorę paczkę i mam na pół roku. Po jednym kamyczku na dzień. Pół roku słońca po dwie minuty na dzień. I tak dawkuję sobie. Trochę to tak, że lubię całą noc poleżeć z poduszką pod krzyżem, znaczy że niewygodnie, a nad ranem ją wyjąć i ta ulga taka przyjemna. Tak dobrze wtedy. Raj na ziemi. Ale, Święta Mateczko, taka żałość ogólnie u nas. Taka czasem, że jak słońce wstanie i dzień piękny, to nie wiadomo co z nim zrobić. Bo i po co. I myśli, co z nim robić?

STARY
Pracy manie już nie mam, bo ręka mi się popsuła. No tak. Popsuła. Trochę to dziwnie brzmi, ale to prawda. A jak się popsuła to musieli odciąć. Przed tą ręką manie też pracy nie miałem, ale tego już nikt manie nie pamięta, nawet ja o tym manie zapomniałem. A poświęcam się manie dla rodziny, żeby nie ta ucięta ręka, nie mielibyśmy manie renty i z czego manie żyć, to sam pan dobrodziej manie raczyłby nie wiedzieć. Więc całe szczęście tą rękę manie mi ścięło.

MAMUNIA
(do córki) A córka nie wiem. Brzydka jesteś. Pulchata. W tym wieku jeszcze, a już kula u nogi z ciebie. Pięknem nie grzeszysz. W ogóle nie grzeszysz, a wzięcie masz jak świnia u żyda. O. Takie trepło, barachło się urodziło. A jak w brzuchu cię miałam, to jakbym chora była. Obce ciało we mnie. Kartofel jakiś albo wirus. Bulwa pasożyta taka urosła, że ledwo mogłam do latrynki chodzić. A zesłabłam w te dziewięć miesięcy, pobladłam, w kościach łupać zaczęło. Czasem już księdza wołałam, nie lekarza, żeby mnie poratował, tak już Matkę Świętą widziałam z bliska. Ale i w końcu udało się larwę wyjąć z ciała, odetchnąć mogłam, że już po chorobie i że cała jestem zdrowa. No i czego ty na świat przychodziła!? Widzisz jaka bieda i nic ciekawego. A jeść trzeba.

DZIEWCZYNA
Dlaczego jesteś dla mnie taka zła?

MAMUNIA
Bo mnie, rodzoną matkę, przez dziewięć miesięcy podjadałaś. Jeszcze miesiąc i całą by mnie zjadła. Dać krowie nogę.

DZIEWCZYNA
Nie mam oparcia matki. Matka mnie nie rozumie. Matka podświadomie mi zazdrości młodości. Niestety. Zazdrości i rywalizuje ze mną. Prosty schemat.

MAMUNIA
To nie prawda.

DZIEWCZYNA
Dlatego czasem lubiłam pójść na łąkę i popatrzeć, jak zachodzi słońce. Czuję się wtedy, jakbym mieszkała na wielkiej sałacie. Ale teraz tego nie robię, bo wszystkie grunty wokół nas w promieniu 100 kilometrów zostały wykupione przez żydowskie i hitlerowskie koncerny żywnościowe i ogrodzone wysoką siatką. Dlatego teraz wychodzę przed chatę, a tyle mam z tego zachodu, że lepiej, żeby go nie było. A teraz to i tak do zimy wieje, słonko marnie wstaje. Ciemno się szybko robi.

STARY
Kiedyś manie to w ochotniczej straży pożarnej byłem. Jak grali manie alarm, to rzucało się wszystko i manie biegło. No czasem to chłopaki tak alarm manie włączali, żeby tylko pojechać manie do lasu i napić się manie piwka. Wtedy strumień wody na łąkę, to jeszcze jak w lato się siedziało manie to mieliśmy przy fontannie się ochłodzić. O tak bywało. A teraz manie? Zabrali pieniądze, wóz do manie kasacji poszedł, a w remizie dyskotekę manie zrobili. I to dziwota, taki pech manie, kiedy parę lat temu cały czas pożary manie w lasach wybuchały, to nie miał manie kto ich gasić. Wszystko manie doszczętnie spłonęło. Jebut manie z dymem. To dobrze że manie wykupiły całą ziemię te firmy i sadki porobili. No. A wiecie kiedy pieprzy się manie dżem? E? Na zebraniu partyjnym. Jeden pieprzy, reszta manie dżemie. Co? Nie śmieszne? Nikt się nie zaśmiał. Eh. Stary manie jestem. Wybaczcie.

DZIEWCZYNA
Krótkie włosy, krótkie nogi, grube kolana, szerokie poślady, krótkie spodenki, bluzka na ramiączkach, niska, 1000 nieszczęść. To ja. To właśnie ja. Kurwa ja. Akurat kurwa ja.

I rzuciła na środek sceny skórkę od banana.

MAMUNIA
Buraczków nakroję, będzie pyszna zupka. Buraczki potarkuję, cebulę poszatkuję.

DZIEWCZYNA
Jestem kaczka dziwaczka, wiejska wariatka, co siedzi w krzakach i wzięcie ma jak świnia u żyda. To właśnie ja.

MAMUNIA
Marchew w talarki narezam, natki, pietruszki z doniczek dosypię. Do Bozi się pomodlę, przetrę szmateczką święty obrazek, przeżegnam się i będziem wszystkie my syte.

DZIEWCZYNA
A jeszcze powiem wam, jaka prawda jest z tą ręką. Zgubił stary dureń. Wrócił z lasu bez ręki. Ja mu mówię, gdzie ręka, a on TAKIE gały. I w ryk. To pół wsi chodziło szukać, a nie znaleźli już. Zgubił dureń.

Potem zjedli obiad. A na talerzach mieli ziemniaki i buraczki skradzione z Biedronki.

SCENA 2

Kiedy tak jedli, babunia zmierzała do domu.

PRAPRAPRABABCIA
Chcecie wiedzieć, jaka prawda z tą ręką? Że zgubił? Pierdolenie. Powiem wam w sekrecie, że stary alkoholik całe pieniądze przepijał. I codziennie na zapłonie. To żeby go powstrzymać, przywiązali go do drzewa, żeby nie mógł nigdzie pójść. I dureń tak mu się chciało pić, że wziął odrąbał sobie rękę. Dureń, bo mógł zająć się drzewem, ale musi go tak pędziło, że jak najszybciej musiał napić się wódki. Eh. To nikomu nie powiedzieli, jaka prawda, żeby wstydu nie było i żeby odszkodowanie dostać. O takie to ziółka.

Eh, zamyśliła się.

PRAPRAPRABABCIA
Wiiiiteeek! Wiiiiiteeeek! Wiiiiiteeeek!? Gdzie jest Witek? Nie ma Witka? Gdzie poszedł Witek? Schował się gdzieś? Poszedł? No Witek pokaż się.

I weszedł na scenę Chłopiec znaleziony w płatkach śniegu.

PRAPRAPRABABCIA
Idź na dyskę i wyrwij lachona.

CHŁOPIEC
Ale ja nie umiem. Dobrze o tym wie prapraprababcia.

PRAPRAPRABABCIA
Wiem. Ale idź. I dalej próbuj mój prapraprawnusiu. Aż do skutku. Masz tu monety, 6 złote będzie. Kup sobie i jej piwo, no zabaw się. Idź, idź.

I poszedł.

PRAPRAPRABABCIA
Tu dla młodych nic nie ma. Wszystko pozamykali. Został tylko cmentarz, kiosk z totolotkiem, a dla młodych dyskoteka.

I babunia sobie poszła.

SCENA 3

Weszła wtedy Cieczka, a właściwie wplumkała na dużym, specjalnym do ćwiczeń fioletowym balonie. Plum-plum.

CIECZKA
Dbam o ciało. Ciało giętkie i sprężyste to ciało atrakcyjne dla wielu mężczyzn. Robię z ciałem wiele pożytecznych ćwiczeń. Przysiady, pompki, skłony, i jak teraz skoki na balonie. Skoki ujędrniają pupę, poprawiają krążenie w udach, stopy są masowane, co dobrze wpływa na cerę i ogólne naprężenie całej skóry. Dwadzieścia podskoków dziennie przez dwa tygodnie i sama nie poznajesz swojego ciała, tzn. siebie. Do tego codzienne zabiegi regenerujące ciało i duszę, kremy, relaksujące kąpiele, maseczki ze świeżych ogórków, odpowiednia dieta, w stylu i te de, i te de, pozwalają zachować niepowtarzalną jakość ciała, czyli siebie. A teraz zaprezentuję wam, jak prawidłowo trzeba skakać na balonie. Siadamy okrakiem i energicznie wyrzucamy pupę do góry, koniecznie w pionie, nie w skos, albo do przodu, ale w górę, siłę nabieramy tu w miednicy, wyprostowujemy się i przenosimy ciężar ciała na miednicę, siłę wyrzutową skupiamy w kostkach u stóp i w stałym rytmie robimy wyrzutnie ze stóp. O tak o. Raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz, raz.

Weszła wtedy Dziewczyna o 1000-u nieszczęść.

DZIEWCZYNA
Jej Cieczka wiesz co. Ta dyskoteka poprawia mi humor.

CIECZKA
No no no.

DZIEWCZYNA
Boże jak ja lubię jak puszczają chmurę i leci Eminem albo Kate Perry albo Nelly „Dżast a drim”. I wtedy cała sala w mgłach, w dymach jak inna kraina. A potem jak odpalają maszynę do śniegu co niedawno zamontowali.

CIECZKA
Bo do baniek mydlanych się zepsuła.

DZIEWCZYNA
Eh…

CIECZKA
Co z tobą?

DZIEWCZYNA
Chcę wyjechać do Białegostoku.

CIECZKA
To wiesz, co musisz. Ja od paru lat sprzedaję zapałki tirowcom, żeby spełnić marzenie i wyjechać do Białegostoku. Eh, Białystok…

Eh…

DZIEWCZYNA
Wiem.

CIECZKA
A byłaś kiedyś no wiesz z chłopcem w łóżku?

DZIEWCZYNA
Nie-e.

CIECZKA
Niedobrze.

DZIEWCZYNA
Wiem.

CIECZKA
A sobie tam wiesz rozumiesz paluszkiem?

DZIEWCZYNA
Nie próbowałam jeszcze.

CIECZKA
NIE?!

DZIEWCZYNA
Jak to jest?

CIECZKA
Eh. Różnie. Jak pierwszy raz robiłam sobie dobrze, to bałam się grzechu, bo byłam bardzo religijna, więc jak to robiłam, to jednocześnie się modliłam do Boga, żeby mi wybaczył. I taka przerażona, że to grzech, wzywałam Matkę Boską, a z drugiej strony to było kurewsko przyjemne. Nigdy nie byłam bliżej Boga jak wtedy. Czułam na sobie grzech, który wibrował całą mnie, całą mną, całą we mnie przeszywał małymi igiełkami. Czułam, że jestem blisko. Blisko Boga. Że zabrałam swoje manatki, zapakowałam w stare volvo i jechałam do niego, na Pojezierze Mazurskie. Bo Bóg jest wielkim jeziorem, które iskrzy się w tle przez gęsty las, kiedy bardzo szybko jedziesz samochodem, i wtedy nagle las się kończy i widzisz całe jezioro.

I tu stękła Dziewczyna o 1000-u nieszczęść.

CIECZKA
Już nie płacz. Idziemy na disco. Ja upiję swojego chłopaka i idziemy sprzedawać zapałki.

SCENA 4

To była dyskoteka, jakich mało, Hewen się zwala i ostro w niej się działo. Spotkał tam Chłopiec Dziewczynę i naprawdę im odjebało.

CIECZKA
Ty, co ci się we mnie podoba?

GRUBOSKÓR
Nie wkurwiasz mnie.

CIECZKA
Ty, a co nie podoba?

GRUBOSKÓR
Zgrzytasz zębami jak śpisz.

CIECZKA
Kurwa-co???

GRUBOSKÓR
Zgrzytasz zębami jak śpisz.

CIECZKA
Pierdolisz.

GRUBOSKÓR
Robisz takie ZGRZYT-ZGRZYT-ZGRZYT kurwa. Mielesz tymi zębami, jak krowa ozorem albo młynek do kawy.

Jak się wtedy Cieczka nie obruszała, tak Gruboskór wyjął gazetę i kozik i jął rezać małe pasemka na skręty. Potem wyjął spod pachy zawiniątko misternie otulone w pozłotku, otworzył, niby mały prezencik by otwierał i jak się w cerkwi modlą i palce składają, skubnął w małą kupkę, i jak kurki skubają robaczki, tak on drobne płatki zielepuchy skubał i jął prószyć na ten papier. Skręcił jednego, zapalił i zakurzył, aż zadymiło na dysce. Musi i ulżyło mu teraz.

GRUBOSKÓR
Równo dwa lata temu piękne krzaki wychowałem. Z Holandii przysłali ziarenko. Takie najtańsze na 1 procent, takie że przeżyje jedno na jeden milion. I może tak by się film skończył bez happy endu, ale ci co te firmę wokół mają, samochód dostawczy im się zjebawszy, i do mnie do warsztatu, bo ja z warsztatu jestem. I durnie, zostawili jakieś środki chemiczne na pace, to sobie jeden taki woreczek pożyczyłem. I z jednego nasienia wyjebało cały las. Jakie to były dorodne wytryski. Rezać musiałem, żeby domu nie przerosło. Jakie to było szczęście, raj na ziemi, na tej ziemi, tej tu naszej.

CIECZKA
I żeś się przez te dwa lata zmienił jak nie wiem co. Taki nieruchawy żeś się zrobił. A kiedyś to był. Jurny chłop taki. Mocny jak byk, a zdrowy był, a szybki. Mięśnie kurwa melony, nogi jak u konia, postawny i duży jak kombajn, a mocny jak żubr z puszki. Do tego wzrok silny, że nawet w nocy widział jak w dzień. Normalnie kurwa jak sowa. A jak szedł wsią, to się trzęsło i wszystkie dupy po kisielu dostawały. A on do mnie. Do chaty. A teraz? Czasem tylko odezwie się w nim ten bizon. A tak to szkapina, a jak wypije, to bielmo po oczach i trafić do domu nie umie. A tu wieś przecież, parę chat jeno.

Ty, pamiętasz jak się poznaliśmy? Wchodzę do Hewen, a wszystkie chujki normalnie jak te psy z pieca złażą i już do mnie na czterech łapach. A ja nic, tylko splunę na kundle i na parkiet. Tańczę, a z pół bankietu nerwowo gały na mnie jak muchy na lep na muchy. Drugie pół, a raczej ćwierć, najebane to, wszyscy czerwone alarmy w oczach i tańczą półprzytomni, a ostatnie ćwierć to nawias społeczeństwa, same pizdki geje i pedały, ale patrzą, patrzą bo zazdrość im tak każe.

GRUBOSKÓR
Cieczka?

CIECZKA
Co?

GRUBOSKÓR
Ale wczoraj ładnie porysowałem ciężarówki?

CIECZKA
Cicho bądź.

GRUBOSKÓR
Ale wczoraj ładnie mi wyszło?

CIECZKA
Ty, a może nie pal tego tyle.

GRUBOSKÓR
Takie piękne graffiti na karoserii.

CIECZKA
Zamknij się wreszcie, bo ktoś usłyszy. Chodź tańczymy.

I jęli tańczyć, a wtedy właśnie przyszedł Chłopiec znaleziony w płatkach śniegu.

CHŁOPIEC
Cześć.

DZIEWCZYNA
Cześć.

CHŁOPIEC
Jak masz na imię?

DZIEWCZYNA
Dobrze wiesz debilu jak się nazywam.

CHŁOPIEC
No tak.

A na parkiecie „Star Warsy” z piłą mechaniczną w komplecie.

CHŁOPIEC
Jak się bawisz?

DZIEWCZYNA
Zajebiście.

Skończyły się pomysły.

CHŁOPIEC
Chcesz pójść do mnie?

Opluła się Dziewczyna śmiechem.

DZIEWCZYNA
Przepraszam. Przepraszam. Słuchaj umówiłam się z koleżanką. Jeszcze jej tu nie ma. Nie jestem taka jak byś sobie myślał. Zaraz przyjdzie tu koleżanka, więc możesz już iść.

A na parkiecie „Star Warsy” z piłą mechaniczną w pakiecie.

CHŁOPIEC
Może masz ochotę na piwo… Postawie ci… Koleżanka jakoś nie przychodzi… Długo już czekasz?

DZIEWCZYNA
Wystarczająco krótko, żeby na nią jeszcze czekać.

CHŁOPIEC
Ja też czekam na kolegę… Miał być pół godziny temu… Może poczekajmy razem… Będzie raźniej…

A na parkiecie guma wriglis spermint szczerzyła się do białych źrenic.

DZIEWCZYNA
Ok., niech ci będzie. Ale tylko jedno piwo.

A na parkiecie jak wyżej w pakiecie.

CHŁOPIEC
Ładne masz oczy.

DZIEWCZYNA
Dzięki.

Jak wyżej.

CHŁOPIEC
Ładne masz oczy.

DZIEWCZYNA
Już to mówiłeś.

Jak wyżej.

CHŁOPIEC
Mówiłem, bo masz bardzo ładne.

DZIEWCZYNA
Tylko ładne?

Jw.

CHŁOPIEC
Bardzo, bardzo ładne.

Jw.

DZIEWCZYNA
A co mam jaszcze bardzo, bardzo ładne?

Podumał chłopiec wtedy.

CHŁOPIEC
Cycki.

DZIEWCZYNA
A niby skąd wiesz?

CHŁOPIEC
Sekret.

A na parkiecie sami wiecie.

CHŁOPIEC
Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo…

I wtedy pocałowała go.

CHŁOPIEC
…śliczna jesteś.

DZIEWCZYNA
Dziękuję.

CHŁOPIEC
To był mój najlepszy moment w życiu. Pobiegłbym od razu na cmentarz i wszystko opowiedział najpierw mamie, mama by płakała, wiem to na pewno, a potem pobiegłbym do ojca, który leży nieco wyżej na wzgórku. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. To znaczy oni szli drogą, a tir przejechał ich, jak by to nie był tir tylko walec drogowy. Nic nie zostało, zbierali ich chyba dwa tygodnie, zanim psy nie powyjadały w nocy tego, czego nie zabrali. Ot i całe to życie. Smutne takie. Ja nie wiem, po co to wszystko, dla kogo i po co? Czasem tak się głębiej zastanowię, a rzadko mnie się to przydarza, to naprawdę nie wiem o co chodzi. Wtedy biorę kosiarkę, mam taką spalinową jeszcze po tacie i kosze trawę, choćby była krótka i nie do koszenia, to kiedy myśli te najdą wyciągam kosiarkę i koszę. Jakoś mi wtedy lepiej, raźniej można rzec. Wygodniej, jak to ksiądz mówi, wygodniej na brzuchu. A to nieprawda, że ksiądz pijany jeździ po wiosce. Chciałbym to zdementować od razu. Ja księdza lubię, i ksiądz nie pije. Ksiądz dla mnie jak ojciec, odkąd całą moją rodzinę te tiry z nawozami, które przez naszą wieś jeździły cały czas, noc w noc, i szum i bum, i iiił i iiił, i trach pach, i bom i bom. I potem, po wypadku wszystko się zmieniło. Poszerzyli drogę, wybudowali autostradę, tą co mieli już dawno wybudować, ale pieniędzy oczywiście nie było, ale teraz się znalazły. Co prawda idzie teraz przez sam środek wioski, i rozebrali cerkiew, bo ksiądz żeby ludzi ratować zaproponował odsprzedać tereny i przeniósł budynek do wsi obok. Całe szczęście, cerkiewkę tylko rozebrali, ale lasek co za nią rósł, i ostatni to był skrawek lasku w naszej wsi, musieli wyciąć w pień. Trochę szkoda, ładny był, liściasty taki. Czasem pamiętam, jak się do niego weszło wieczorem, to ptaszki tak ładnie śpiewały, tak ładnie ćwierkały, dzięcioł nieraz zastukał, a jak słoneczko zachodziło to wtedy na duszy tak ładnie się robiło, człowiek dostawał takiego wytchnienia od tego wszystkiego, i chciało się żyć, i nie szumiało od złych rzeczy, i kosić trawy nie było potrzeby. No, ale teraz nie ma tego lasku. A piękny był, mogli uchować. No ale trudno. Płakać jak to się mówi nie trzeba nad rozsypanym mlekiem. A teraz często koszę trawę, bo jest o czym myśleć, bo coraz gorzej tu mamy.

Dziewczyna też miała co nieco do powiedzenia.

DZIEWCZYNA
Nie był urodziwy, nie był nawet ładny, ale pokochał mnie prawdziwą miłością, a ja mu się szczerze odwzajemniłam. Wiedziałam od początku, że to mój chłopiec, którego znajdę pewnego razu w płatkach śniegu, chłopiec, który zatrzyma zimę i pomaluje niebo na pomarańczowo. Tylko trzeba troszkę poczekać, a ja właśnie czekałam, bo nie miałam nic innego do roboty.

I wtedy zabrał Dziewczynę o 1000-u nieszczęść do magicznego miejsca.

CHŁOPIEC
Wziąłem ją za rękę i pokazałem dziurę w siatce, która otacza naszą wioskę, a za którą są piękne sadki z jabłonkami. Znalazłem ją niedawno, ale bałem się przez nią przejść. Ale teraz byłoby głupio, więc szepnąłem do mojej pięknej, żeby była cicho i żeby nie zdradziła tajemnicy. Bo to miało być nasze magiczne miejsce. No więc. Przeszli my przez druty i usiedli pod jabłonkami. Było jak sobie zamarzyłem, bo naprawdę czasem coś marzyłem. Były jabłonki, liście tak pięknie szumiały, i ONA, obok mnie, dziewczyna moich marzeń i snów, moich lęków i łez, po prostu dziewczyna, ta jedyna, dla której zatrzymam zimę i pomaluję niebo na pomarańczowo.

DZIEWCZYNA
Tyle jabłek wokół mnie jeszcze nie widziałam, a wszystkie jabłka takie same, tak samo wielkie, i tak samo czerwone. To była manie masakra.

CHŁOPIEC
I wtedy ona położyła rękę na moim kolanie. I milej się na duszy porobiło, tak raźniej można rzec. A rękę miała jak z aksamitu, gładką, miłą taką.

[…]

I tak pokochali się po sąd ostateczny.

Michał Stankiewicz

Autor etiud filmowych oraz sztuk teatralnych. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, studiował również wiedzę o teatrze na warszawskiej Akademii Teatralnej. Wykładowca w Laboratorium Reportażu UW. Prowadzi stronę www.michalstankiewicz.weebly.com. Pochodzi z Białegostoku.

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |