Interakcja i porozumienie międzygatunkowe. Przypadek: człowiek – lew

Dziw wam, że zwierz swobodny obcuje z człowiekiem
w przyjaźni, nie czując ku niemu złej woli. A ja wam powiadam,
że dziwne i żałosne jest, iż nie może obcować tak z każdym!
Nie z kuszą trza iść do stworzeń Boskich, ale z sercem!

Zofia Kossak, Lew świętego Hieronima[i]

Nieustannie spotykam dowody rosnącego zainteresowania tematyką zwierzęcą. Poważne monografie[ii], książki popularnonaukowe[iii], artykuły i drobne publikacje, recenzje, a nawet odrębne numery periodyków w całości poświęcone zwierzętom[iv] układają się w bogaty materiał badawczy spod znaku Animal Studies, które już zadomowiły się w polskim dyskursie naukowym. W ostatnim czasie ukazują się u nas również zagraniczne publikacje, dotyczące tego obszaru zainteresowań, w polskim przekładzie[v]. Są wśród nich takie, które opowiadają o wyjątkowych relacjach ludzi ze zwierzętami, a relacje te stają się niezwykle ważną częścią życia i jednych, i drugich. Zagadnienie nawiązywania kontaktów (czasami ryzykownych) człowieka ze zwierzętami zaczyna zajmować coraz trwalsze miejsce w literaturze popularnonaukowej, skąd dowiadujemy się o możliwości zadzierzgnięcia szczególnych, a niejednokrotnie zażyłych i osobliwych więzi z dzikimi drapieżnikami[vi]. Do tego rodzaju literatury należy świetna i pouczająca książka Kevina Richardsona Part of the pride: My life among the big cats of Africa (2012), napisana i wydana wspólnie ze znanym pisarzem Tonym Parkiem.

Tytuł książki Kevina Richardsona w polskim przekładzie powinien brzmieć: Jeden ze stada: moje życie wśród dużych kotów w Afryce. Tymczasem został on przetłumaczony – co było zapewne zamierzonym działaniem marketingowym – jako (a szkoda) Zaklinacz lwów. Historia najniebezpieczniejszej przyjaźni na świecie. Ten świadomy chwyt marketingowy świadczy o tym, że komercjalizacja wzięła górę nad ideą rzetelnego tłumaczenia. Przekład Piotra Cieślaka nie tylko zmienił sens oryginalnego tytułu, ale – w moim odczuciu – znacznie umniejszył i spłycił charakter kontaktów południowoafrykańskiego zoologa ze zwierzętami. Nie oddaje on bowiem istoty relacji polegającej głównie na tym, że zwierzęta potraktowały Richardsona jak swojego pobratymca, przyjęły go do stada i zaakceptowały układ oparty na partnerstwie. Polski tytuł degraduje rangę przypisywaną swoistej komunikacji opiekuna z lwami oraz zasadniczo pozbawia ją wymiaru silnej emocjonalnej i przyjacielskiej więzi, ponieważ bagatelizuje wpływ owej więzi zarówno na życie człowieka, jak i samych zwierząt, upraszczając relacje między nimi. Słowo „zaklinacz” nie wyraża właściwej roli pełnionej tutaj przez człowieka jako troskliwego, oddanego opiekuna, rzecznika i przyjaciela oswojonych (nie tresowanych!) zwierząt, a insynuuje nadrzędną wobec nich funkcję, polegającą na posiadaniu niezwykłych umiejętności opartych na psychicznej oraz fizycznej (prze)mocy z udziałem niemal „magicznych”, a więc nierealnych praktyk.

Sformułowanie „zaklinacz lwów” wprowadza czytelnika w błąd, ponieważ jego użycie w tytule zakłada, że to człowiek góruje i panuje nad zwierzętami. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Z lektury wyłania się opis skomplikowanych i inteligentnych królewskich zwierząt, których „wszystkie […] poczynania mają głęboki sens”[vii] i to one – zwierzęta – stawiają warunki wzajemnej relacji, a nie człowiek. Richardson może zrobić tylko/aż tyle, na ile mu lwy same pozwolą, albo robi to tylko dlatego, że nauczył się właściwie odbierać wysyłane przez nie sygnały. Wreszcie, polski tytuł sugeruje, że zoolog nie jest miłośnikiem i przyjacielem zwierząt, a ich przywódcą/przewodnikiem/samcem alfa, a nawet treserem i poskramiaczem, ujarzmiającym lwy jako dzikie bestie – co nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Konotacje, jakie rodzi określenie „zaklinacz lwów”, wywołują fałszywy obraz relacji człowiek – lew/lwy (zniekształcony wizerunek humanitas versus animalitas), która tutaj polega na osobliwej interakcji człowieka ze zwierzętami. Są to zarówno indywidualne kontakty z pojedynczymi osobnikami, jak i kontakty ze stadem. Interakcja ta opiera się na niewerbalnym dialogu i wzajemnym oddziaływaniu. Nie tylko Kevin dostarcza lwom nowych bodźców, ale i one wpływają pozytywnie na jego życie i uczą go, w jaki sposób powinien postępować zarówno wobec nich, jak i ludzi: „Doświadczenia w relacjach z lwami i innymi zwierzętami – dobitnie podkreśla autor – zaprocentowały w kontaktach z ludźmi”[viii], ponieważ uwrażliwiły go na mowę ciała, na ocenę nastroju drugiej osoby. Jednak z lwami jest inaczej niż z ludźmi, albowiem w żaden sposób nie można nimi manipulować, nie narażając się na nieoczekiwaną odmienną reakcję z ich strony. Nauka języka zwierząt to wyższa szkoła umiejętności, a każdy, nawet najmniejszy błąd ze strony człowieka może go bardzo drogo kosztować. Porozumienie ze zwierzętami, czyli „umiejętność komunikacji bez słów” Richardson – nieszablonowy pracownik rezerwatu Królestwa Białego Lwa znajdującego się w górach Magaliesberg – osiągnął wyłącznie poprzez okazywanie zwierzętom szacunku na każdym kroku:

Moje podejście bazuje w głównej mierze na szacunku. W tej filozofii chodzi o to, by traktować zwierzęta na równi ze sobą. Trochę pomaga mi w tym niewielki wzrost. Gdy stoję w niewielkim rozkroku, jestem oko w oko z lwem. Nie zamierzam nosić ze sobą kija czy broni palnej w przeświadczeniu, że zwierzęta mnie polubią albo będą słuchać tylko dlatego, że potrafię wyrządzić im krzywdę.[ix]

A zatem to człowiek musi postępować ściśle wedle zwyczajów panujących w świecie zwierząt – on jest gościem w ich „domu”, nie odwrotnie. Lwy jako gatunek (i każdy lew z osobna) zwiększają lub zmniejszają dystans zależnie od sytuacji, wyznaczają i przesuwają granice wzajemnych kontaktów, które nie są dla Richardsona raz na zawsze jednoznacznie określone. Jedynie przestrzeganie zasad narzuconych przez zwierzęta pozwala mu zachować życie i cieszyć się ich przyjaźnią. Ważną rolę odgrywa przy tym pielęgnowanie więzi nawiązanej ze zwierzętami już we wczesnym ich dzieciństwie. A właśnie przyjaźń z lwami stała się treścią życia Richardsona.

Tego typu publikacje skłaniają do poważnych rozważań psychologicznych, czy ich autorzy, „wybrańcy przyrody”, zostali obdarzeni przez naturę szczególnym darem, szóstym zmysłem, niezwykłą osobowością, a więc jakimiś wyjątkowymi cechami pozwalającymi im na utrzymywanie bezpośrednich i zażyłych kontaktów z, jak by na to nie spojrzeć, niebezpiecznymi zwierzętami, na które nie każdy człowiek chce i może sobie pozwolić. Bez względu na to, jakim mianem nazwiemy te ponadgatunkowe predyspozycje, stanowią one coś niedocieczonego, dzięki czemu jedni ludzie cieszą się u zwierząt przywilejami, o jakich inni mogą tylko pomarzyć.

Wyjątkowe predyspozycje ma Richardson – behawiorysta zwierząt[x], który dzięki swojej niekonwencjonalnej postawie (nie czuje strachu przed zwierzętami, traktując je z szacunkiem, troską i miłością) oraz osobliwemu traktowaniu afrykańskich dużych kotów (spędza z nimi dużo czasu i utrzymuje bardzo bliski kontakt fizyczny) obalił wszelkie mity i stereotypy na temat relacji człowiek – lew, przekroczył granice międzygatunkowe. Jego wieloletnia działalność pozbawiona, według sceptyków, rozsądku wyrasta ponad to, co dotychczas stanowiło normę (podporządkowanie kijem, paralizatorem i in.) w pracy z drapieżnikami, bo uderza ona w powszechnie obowiązujące zasady bezpieczeństwa w kontaktach z dzikimi zwierzętami. Kevin Richardson zachowuje się – spekulują oponenci – jak szaleniec, samobójca lub oszust, przebywający z przejedzonymi i okaleczonymi (pozbawionymi pazurów) istotami. Etolog i lwi behawiorysta-samouk pokazuje coś, co tylko na pierwszy rzut oka wydaje się absurdalne i niemożliwe, ponieważ od kilku lat obcuje ze zwierzętami „uzbrojony” tylko w miłość, szacunek i zaufanie do swoich podopiecznych. Podejmuje wyzwanie, czyniąc to na własną odpowiedzialność. Wydaje się, że dla postronnego obserwatora niepotrzebnie ryzykuje, ale jego dokonania i osiągnięcia w pracy z czworonogami (np. podawanie lekarstw, aplikowanie środków insektobójczych i odrobaczających, wyjmowanie kleszczy, przetransportowanie osobnika – wszystko to odbywa się bez konieczności usypiania z broni automatycznej) nie czynią z niego nieodpowiedzialnego opiekuna lub szalonego ryzykanta, a raczej znawcę utrzymywania równowagi międzygatunkowej. Bliska relacja z lwami ułatwia mu wykonywanie codziennych rutynowych zabiegów higienicznych i pielęgnacyjnych, udzielania pomocy weterynaryjnej oraz sprawowania opieki leczniczej. Ponadto dzięki swojej pracy Richardson czerpie z życia pełnymi garściami coś niezwykłego, coś, czego zwykły człowiek nigdy nie ośmieli się doświadczyć, zaś osoba czująca awersję do takich zbyt bliskich i poufałych relacji ze zwierzętami – nie zrozumie.

Kevin Richardson przyznaje: „[…] jeśli […] zginąłbym z łap jednego z moich lwów, i dostałbym szansę, by przeżyć swoje życie raz jeszcze, nie zmieniłbym niczego. Relacje z ludźmi i zwierzętami wiele mnie nauczyły”[xi]. Do tej myśli powraca w zakończeniu opowieści o swoich kontaktach z lwami i powtórnie podkreśla:

[…] jeśli nawet rzeczywiście zginąłbym w takich okolicznościach, a dobry Bóg dałby mi jeszcze jedną szansę na przeżycie ostatnich dziesięciu lat i dokonanie innych wyborów – nie zmieniłbym niczego. Od dnia, w którym ojciec przyniósł do domu malutkiego kotka porzuconego na wysypisku, zwierzęta były dla mnie bardzo ważne. Pomogły mi wydorośleć i nauczyły wielu rzeczy o świecie i o tym, jak należy postępować. Mam nadzieję, że odegrałem w ich życiu równie doniosłą rolę, jak one w moim”.[xii]

Co więcej, autor nawet twierdzi, że zebrane doświadczenie w relacjach z lwami i innymi zwierzętami przyczyniły się do wzbogacenia i ulepszenia jego kontaktów z ludźmi.

Na szczególny dar miłośników zwierząt, którzy jako nieliczni otrzymali „klucz do świata przyrody”, zwracają uwagę pisarze rosyjscy, np. Warłam Szałamow. Autor Opowiadań kołymskich był szczególnie przywiązany do swej kotki – Muchy, a jej śmierć przypłacił pogorszeniem stanu zdrowia. Pisarzowi imponowała tym darem Natalia Stoliarowa, nawiązująca zadziwiająco bliskie kontakty z tabunem dzikich koni w stepach Kazachstanu. Jest ona prototypem postaci z ostatnich opowiadań Szałamowa z 1966 roku – bezimiennej bohaterki U Flora i Ławra oraz „kobiety w łagrowym waciaku” – postaci ze Złotego medalu, która pokochała nieoswojone konie. Niezwykłe predyspozycje pozyskiwania zaufania zwierząt nie tylko fascynowały pisarza, ale również urzekały go pewną tajemnicą, polegającą na tym, że tylko nieliczni rozumieją świat przyrody. Ci wybrańcy nie są ani władcami, ani sługami zwierząt, lecz ich braćmi i przyjaciółmi. Dysponują wrodzoną umiejętnością nawiązywania relacji z innymi stworzeniami, mają instynktowno-intuicyjną wiedzę, którą Szałamow w opowiadaniu U Flora i Ławra określa mianem nauki. Stwierdzenie, że istnieją ludzie, którzy kochają zwierzęta, jest – w potocznym mniemaniu – banalne, ale fakt, że znajdują się pośród nich osobowości wyjątkowe, mające w sobie to „coś”, co pozwala im nawiązać kontakt i porozumienie z dzikimi zwierzętami – skłania do poważnej naukowej refleksji. Bywa, że kontakty te są na tyle ryzykowne, iż kończą się śmiercią miłośnika lub opiekuna zwierząt. Warto przypomnieć na przykład przyrodnika Timothy’ego Treadwella (film Wernera Herzoga Grizzly Man), rosyjskiego ekologa Witalija Wasilenkę (obraz filmowy Maurice Dubroca Homme qui parle avec les ours) albo australijskiego „łowcę krokodyli” – badacza Steve’a Irwina[xiii]. Istnieją jednak nadal ludzie, którym chęć do życia zapewnia właśnie obserwowanie, badanie i pomaganie zwierzętom – wilkom, niedźwiedziom czy lwom. Są świadomi ryzyka, ale to nie strach ich „nakręca”; gdyby go odczuwali, nie mogliby pracować ze zwierzętami, ponieważ skład chemiczny ludzkiego potu zmienia się pod wpływem odczuwanego napięcia. Człowiek wysyła w nieznacznym stopniu intencjonalnie znaki olfaktoryczne. Jest to o tyle istotne w porozumiewaniu się ze zwierzętami, że „ogranicza lub wręcz wyklucza możliwość kłamstwa”[xiv].

Kevin Richardson nie boi się lwów, ponieważ – nawet jeśli zabrzmi to naiwnie – on je po prostu kocha. Nie zajmuje się nimi dla rozgłosu i sławy, pcha go w stronę „dzikości” wewnętrzny imperatyw i potrzeba nawiązania emocjonalnej więzi z przedstawicielami innych gatunków. Pisze, że jego praca z lwami (przebiegająca na planie reklam, filmów dokumentalnych i przygodowych) poza planem zdjęciowym polega na stymulowaniu i pobudzaniu zwierząt do działania, dostarczaniu im nowych bodźców. „Moja praca polegała [chodzi o kręcenie zdjęć do filmu Biały lew– dop. J.T-S.] – jak to ujmuje autor – na urozmaicaniu życia zwierząt”[xv]. Zajęcie to sprowadza się więc do bycia/życia z nimi, a więc wymaga poświęcania mnóstwa czasu, inicjowania wspólnej zabawy, poznawania siebie nawzajem. Innymi słowy, Richardson dba o to, by zwierzęta nie nudziły się. Fascynujące jest to, że obcowanie z dzikimi i niebezpiecznymi czworonogami osiągnął poprzez miłość i cierpliwość, codzienną opiekę. Nić porozumienia południowoafrykańskiego zoologa ze zwierzętami staje się wyjątkowym przeżyciem, doznaniem, które daje impuls i chęć do pełni życia. Co ciekawe, doświadczenie to autor określa jako obopólną korzyść – przebywanie głównie z lwami (oraz hienami cętkowanymi, gepardami, panterami, szakalami i in.) sprawia radość człowiekowi, ale również on daje zadowolenie zwierzętom (np. pływająca lwica Meg, która weszła do wody dobrowolnie, bo chciała wykąpać się ze swoim opiekunem, podważając tym samym opinię, że lwy nie lubią wody). Doświadczanie porozumienia międzygatunkowego wzbogaca obie strony, ale scharakteryzować z oczywistych względów można tylko korzyść, jaką daje ono człowiekowi. Są to nowe i niezwykle silne odczucia – doznania estetyczne, które stają się wartością etyczną wykraczającą poza wewnątrzgatunkowe empiryczne doznanie. Mowa ciała, zachowanie, sygnały ostrzegawcze – wszystko to należy bacznie obserwować, więc działania wymagają precyzji i podejmowania natychmiastowych decyzji. Nie jest to jednak życie spędzane w napięciu, przeciwnie – Richardson odpoczywa wśród lwów (np. często śpi z nimi) i czuje się dobrze w ich towarzystwie. Czym kieruje się ten niepoprawny optymista, który zawierzył swojej ukrytej zwierzęcej (lwiej) naturze? Intuicją, instynktem czy rozsądkiem. Ufa przeczuciu i umiejętności przewidywania, które nigdy jeszcze go nie zawiodły. Dzięki temu wie, do jakiej granicy może się posunąć, lecz nie daje gotowej recepty „obsługi lwa”, bo – jak twierdzi – to niemożliwe. Nie sposób zatem traktować jego książki jako poradnika lub podręcznika dla ewentualnych naśladowców, co zoolog wielokrotnie podkreśla, dając obrazowy przykład, który porównuje obcowanie z lwami do jazdy na motocyklu. Można kogoś przeszkolić w jeździe na motocyklu, co nie oznacza, że jego umiejętności pozwolą na szybkie okrążenie toru. Indywidualna praktyka jest najważniejsza.

Oprócz czterech zdroworozsądkowych i żelaznych reguł postępowania ze zwierzętami, których należy bezwzględnie przestrzegać (nie wolno przeszkadzać zwierzętom podczas snu i jedzenia, nigdy nie można podchodzić do nich bez ostrzeżenia, nie należy narzucać się, jeśli zwierzę sygnalizuje brak ochoty do kontaktu i wspólnego działania), Richardson poprzez obserwowanie ich mowy ciała wypracował w sobie umiejętność rozumienia tego, co chcą mu powiedzieć: jaki przekaz zawiera określone spojrzenie, wykonany ruch czy wydany dźwięk. Autor zaznacza, że nie ma gotowego uniwersalnego przepisu na udany kontakt i komunikowanie się z lwami, ponieważ prezentuje on własną metodę, wypracowywaną stopniowo i indywidualnie, i nie każdy mógłby osiągnąć takie same wyniki w porozumieniu ze zwierzętami. Wręcz przeciwnie, w książce wielokrotnie przewija się myśl: „to, co sprawdza się u mnie, u ciebie może nie zdać egzaminu”. Ta reguła jest uniwersalna, ponieważ odnosi się do wszelkich ryzykownych i niebezpiecznych relacji, na przykład dwudziestoletniej przyjaźni mężczyzny z Kostaryki z krokodylem[xvi], a zwłaszcza do komunikacji Michaela Rutzena z dzikimi rekinami![xvii]. Kevin Richardson wielokrotnie podkreśla: „[…] moje sposoby nawiązywania kontaktów z drapieżnikami są korzystne i dla mnie, i dla nich, ale nie da się napisać podręcznika dla opiekunów lwów o tym, jak budować relacje ze zwierzętami”[xviii].

Richardson nabierał doświadczenia w opiece nad lwami stopniowo, eksperymentował, ale zawsze wykazywał skłonności do tego, by zachowywać się nie jak człowiek, lecz jak lew. Można powiedzieć, że proces był dwuetapowy. Najpierw zoolog przyglądał się lwom, a dopiero potem zastanawiał się, co by było, gdyby postąpił wobec konkretnego osobnika w inny, niestereotypowy sposób. Zwierzęta przyzwyczaiły się do tego, że ich opiekun reaguje jak lew. On sam osiągnął bliskie relacje ze zwierzętami metodą małych kroków, polegającą głównie na obserwacji i uczeniu się ich zachowań (pojedynczych osobników i gatunku). Nauczył się pokory wobec natury, a w postępowaniu z lwami kierował się następującymi wskazówkami:

1. Zawsze należy uważnie obserwować zachowanie zwierzęcia, wyciągać wnioski o jego nastroju na podstawie bacznej lustracji ruchu ogona, spojrzenia, pozycji ciała z uwzględnieniem indywidualnego w konkretnym dniu samopoczucia, które może od czasu do czasu ulegać zmianie. Należy brać poprawkę na to, że zachowanie tego samego osobnika wobec tego samego człowieka w obecności innych osób postronnych może się gwałtownie zmienić.

2. Należy pamiętać, że zwierzę zanim zaatakuje wysyła sygnały ostrzegawcze, które należy nieustannie uwzględniać. Istotne jest, żeby nie popadać w rutynę, która może okazać się myląca. Zachowanie każdego zwierzęcia podlega zmianom, więc doszukiwanie się wciąż nowych sygnałów jest koniecznym warunkiem do tego, by zachować bezpieczne kontakty. Jednocześnie nie należy przywiązywać wagi do nieporozumień z poprzedniego dnia, bo – jak zauważa autor – „lwy wybaczają o wiele szybciej niż ludzie”. Richardson przekonuje: „To zasadnicza różnica między nami a zwierzętami: one nie kryją swoich zamiarów. Działają instynktownie i nie są tak pamiętliwe jak ludzie”[xix].

3. Trzeba bezwzględnie podporządkować się granicom wyznaczonym przez samo zwierzę i nigdy nie wolno ich przekraczać, na przykład jeśli lwica okazuje niezadowolenie z powodu obecności opiekuna przy młodych, którą tolerowała przy wcześniejszych miotach, należy wycofać się i zachować dystans. Warto też pamiętać, że dwa różne osobniki tego samego gatunku w tej samej sytuacji mogą zachowywać się inaczej – choćby prezentując inny stopień tolerancji dla obecności opiekuna podczas godów.

4. Richardson zawsze kieruje się własną intuicją, której pod żadnym pozorem nie lekceważy i nie ignoruje oraz nie poddaje się presji otoczenia, co może okazać się zgubne. Kiedyś o mało nie zginął, bo dał się namówić rodzinie do zaprezentowania zażyłości z lwem, mimo że zwierzę nie było tego dnia w dobrym nastroju (od tej historii zaczyna się książka).

5. W żadnym wypadku nie można oczekiwać i wymagać od zwierzęcia więcej, aniżeli ono samo chce i może dać. Richardson nigdy nie próbuje niczego narzucać lub zmuszać zwierząt do tego, na co nie mają ochoty.

6. Każde zwierzę należy traktować jak odrębne, niezależne indywiduum wymagające innego podejścia.

Obserwacje Richardsona dotyczące zachowania lwów i porozumiewania się z nimi stanowią ważny przyczynek do spostrzeżeń z zakresu zoosemiotyki – interdyscyplinarnej nauki, badającej sposoby komunikacji ssaków (i innych zwierząt) zarówno w zakresie wewnątrzgatunkowym, jak i międzygatunkowym. Publikacji z zakresu tej nauki jest u nas niewiele[xx], głównie z uwagi na fakt, że Polska dopiero czeka na swojego badacza. Biologiczne i semiotyczne badania pokazały, że zasady rozwoju i ewolucji systemów żywych i systemów znakowych są analogiczne. Komunikacja występuje na wszystkich poziomach życia organicznego. Co więcej, jest ona możliwa na poziomie człowiek – inny gatunek. W kontaktach ze zwierzętami zawsze priorytetem jest komunikacja bez słów, posługująca się różnego rodzaju niewerbalnymi środkami wyrazu[xxi]. Zaliczamy do niej następujące grupy zachowań: gestykulacja – wszelkiego rodzaju ruchy ciała, poruszanie ogonem, ruch głową, potrząsanie grzywą, jeżenie sierści; mimika – środki wyrazu, jakimi dysponuje zwierzęcy pysk; pozycja ciała – cała gama zachowań, wskazujących na stopień napięcia lub rozluźnienia oraz „zamknięcia” bądź „otwartości” w trakcie przebiegu interakcji (Richardson zauważa, że jego kontakty z lwami są łatwiejsze, jeśli „schodzi on do ich poziomu”, tj. od głaskania, tarzania się na ziemi dochodzi do przytulania i poruszania się na czworakach); dystans fizyczny – odległość, jaką przyjmują zwierzęta w trakcie trwania kontaktu (jest ona odzwierciedleniem relacji, w jakich osobnicy ze sobą pozostają); kontakt wzrokowy – wszelkie wymiany spojrzeń i wyraz oczu (zachowania te są badane pod kątem długości trwania spojrzenia, częstotliwości, ale także interpretuje się znaczący brak spojrzeń); kontakt fizyczny − wszelkie formy „dotykowej” wymiany bodźców, budujących relacje między zwierzętami lub między nimi a człowiekiem (lwy uwielbiają kontakt taktylny), od form delikatnych poprzez bardziej brutalne, na przykład przyjacielskie ocieranie się głowami (co oznacza u lwów powitanie – tak Kevin wita się z podopiecznymi), lizanie (Kevin w ramach rewanżu przeczesuje szczotką pyski i grzywy zwierząt) lub żywiołowe i gwałtowne zabawy (kończące się zadrapaniami i niegroźnymi pogryzieniami); wokalizacja (w przypadku ludzi czasami zaliczana do komunikacji werbalnej) − obejmuje intonację, barwę głosu, szybkość wydawania dźwięków (u lwów ryk, pomruki, mruczenie); dźwięki paralingwistyczne – westchnienia, jęk, skowyt, pisk, sapanie i inne odgłosy pozbawione charakteru językowego; fasada (termin E. Goffmana) – w przypadku zwierząt można mówić tylko o tzw. fasadzie osobistej, na którą składa się powierzchowność i sposób bycia, które muszą pozostać ze sobą w zgodzie, aby zachować jednorodny wizerunek danego osobnika.

Z uwagi na występujące podobieństwa w sposobach komunikacji człowieka i innych ssaków, w tym lwów, szczególną uwagę Richardson koncentruje na komunikacji odbywającej się za pomocą dźwięków oraz komunikacji o charakterze behawioralnym (zachowanie i język ciała). Spojrzenie lwa, odruchy, usposobienie, wydawane dźwięki, sposób poruszania głową lub ogonem – wszystko to, jak zauważa zoolog z RPA, „bardzo wiele mówi o tym, co dzieje się w jego [lwa] głowie”[xxii]. Niekonwencjonalne kontakty opiekuna z lwami opisane w książce Zaklinacz lwów stanowią cenny pod względem naukowym materiał poznawczy i empiryczny dla zoosemiotyki oraz psychologii porównawczej. Ta ostatnia do warsztatu badawczego włączyła zwierzęta, które „w miarę rozwoju badań w nowym paradygmacie […] są w nich traktowane coraz bardziej podmiotowo”[xxiii]. Z książki Richardsona wyłania się obraz lwa jako podmiotu, a więc istoty obdarzonej umysłem poznającym, przeżywającym i działającym, choć w innym zakresie niż człowiek[xxiv].

Komunikacja między ludźmi i zwierzętami jest przedmiotem poważnych debat naukowych, a te w dużym stopniu opierają się na wiedzy, umiejętnościach i doświadczeniu takich ludzi, jak Richardson. Właśnie oni dostarczają bogatego materiału empirycznego i danych dla zoosemiotyki, która – jak już wspomniałam – nie doczekała się jeszcze w naszym kraju swojego badacza. Ta młoda dziedzina wiedzy powstała z inicjatywy amerykańskiego językoznawcy Thomasa Sebeoka[xxv], który zainteresował się zjawiskiem semiozy u zwierząt. Za granicą zagadnieniem teorii komunikacji międzygatunkowej zajmuje się Mary Trachsel i Frans de Waal, ale nie można ich zaliczyć do grona zoosemiotyków. Komunikacja zwierząt, zachowanie zwierząt i zwierzęca ekofizjologia – rudymentarne tematy zoosemiotyki – mogą być też efektywnie opisywane na podstawie modeli, które nie mają absolutnie nic wspólnego z semiotyką, jak to robi etologia, ekologia behawioralna i zoofizjologia. Komunikację międzygatunkową, na podstawie konkretnego własnego doświadczenia, człowiek – lew Richardson opisuje z perspektywy etologii, ponieważ dostarcza wiedzy o niesemiotycznych modelach. Jego spostrzeżenia mogą co najwyżej stanowić cenny materiał dla dociekań semiotyki, albowiem naukę o zwierzętach nazywamy semiotyką tylko wówczas, gdy wyjaśniamy aspekt znaczenia w ujęciu semiozy. Spostrzeżenia Richardsona na temat komunikacji zarówno między samymi lwami, jak i pomiędzy nim a zwierzętami, dostarczają empirycznego materiału dla zoosemiotyki jako nauki o formach porozumiewania się (między)gatunkowego. Pouczający byłby opis działania i uczenia się Richardsona i jego lwów na poziomie znakowym, ukazujący głębokie pokłady znaków (indeksów) w zachowaniu żyjących systemów. Jednak książka Part of the pride… dostarcza zbyt mało informacji o systemie znakowym. Nie z myślą o tym była przecież pisana. Kalevi Kull – estoński biosemiotyk – nazywa nową gałąź wiedzy semiotyczną zoologią, czyli semiotycznym podejściem do nauki o życiu zwierząt, choć zauważa, że bardziej precyzyjne byłoby nazwanie zoosemiotyki nauką o semiozie zwierzęcej, z wyłączeniem zjawiska semiozy wegetatywnej oraz kulturowej[xxvi]. Semiotyka dotyczy wszystkich form porozumiewania się. Sebeok uważa, że centralnym celem semiotyki jest epistemologia rozumiana jako kognitywne ukonstytuowanie się żywych istot rozumiejących swoje fizjologiczne i psychologiczne poczynania we wzajemnych interakcjach. Organizmy działają na podstawie relacji znakowych, które zamieniły na zwyczaje lub kody. Relacje znakowe zależą od doświadczenia sensu lato. Zoolog z RPA dysponuje takim właśnie kodem, dającym klucz do świata „wiedzy” dużych afrykańskich kotów i może w kolejnej swojej książce podzieli się z czytelnikami tą wiedzą. Zoosemiotyka jest bowiem niczym innym, jak nauką o tym, co wiedzą zwierzęta[xxvii]. Doświadczenia organizmu, osadzone w relacjach znakowych, są też relacjami modelowymi. W tym konkretnym znaczeniu Kull uogólnia pojęcie „wiedzy” do jakiegokolwiek doświadczenia, pokrywającego wszystkie relacje znakowe, w które zaangażowane są organizmy. A zatem, w tym kontekście, formy wiedzy zawierają zarazem chwilową myśl, jak i wbudowaną adaptację, świadome i nieświadome doświadczenie, przemyślane i raczej automatyczne opinie i stanowiska, zgodnie z poglądami Kulla, że epistemologia jest częścią biologii, którą badacz nazwał „nauką wiedzy”[xxviii]. Według niego istnieje specjalna forma „wiedzy”, która zazwyczaj jest postrzegana raczej jako adaptacja, niż informacja. Dla Humberto Muturany z kolei biologia jest nauką o wiedzy: „żywe systemy są systemami kognitywnymi i żyć, znaczy wiedzieć”[xxix]. Ważny aspekt stanowi tutaj fakt, że wiedza może być podświadoma – mówimy o niej, gdy odnosimy się do adekwatnej operacji żywego systemu poza domeną języka: podświadoma wiedza jest tą, którą możemy opisać takimi określeniami, jak „wiedza ciała” lub „żyć, znaczy wiedzieć”. Gdy człowiek/zwierzę idzie albo drapie się, robi to bez namysłu, nie zastanawia się, jakimi mięśniami poruszać i w jakiej kolejności to czynić – „ciało wie”. Czyżby zachowanie Richardsona wobec lwów można było zdefiniować i opisać na tym właśnie poziomie? Może jego ciało instynktownie wie, co zrobić i jak się zachować wobec tych zwierząt, a wiedza ta przekształca się w język ciała imitujący lwią mowę póz i gestów, język zrozumiały i czytelny dla obu stron. Richardson na podstawie zdobytego doświadczenia o zachowaniu tych drapieżników dysponuje „mechanizmem wiedzy lwa”. Dostarcza materiału do zoosemiotycznego opisu owego mechanizmu wiedzy. Według Kaleviego Kulla możemy mówić o tym, co jest wspólne dla wszystkich zwierząt (conditio animalis), wszystkich ludzi (conditio humana) i wszystkich organizmów żyjących (conditio vitae)[xxx]. Prawdopodobnie w jakimś wąskim, wspólnym dla homo sapiens i panthera leo, obszarze komunikacyjnym odnalazł się Kevin Richardson.

[i] Z. Kossak, Szaleńcy Boży, PAX, Warszawa 1970, s. 52.
[ii] (Inne) zwierzęta mają głos. Red. D. Dąbrowska, P. Krupiński. Wyd. Adam Marszałek, Szczecin 2011; Status zwierzęcia. Zagadnienia filozoficzne i prawne, red. T. Gardocka, A. Gruszczyńska, Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2012.
[iii] H. Korpikiewicz, Biokomunikacja. Jak zwierzęta porozumiewają się ze światem, UAM, Poznań 2011.
[iv] Zwierzęta to temat przewodni następujących pism: „Krytyka Polityczna” 2008, nr 15; „Konteksty” 2009, nr 4; „Bliza” 2013, nr 1(14); „Ethos” 2013, nr 102; „Bez Dogmatu” 2012/2013, nr 94/95; „Znak” 2013, nr 694 i in. W ślady poprzedników poszła Redakcja nowego pisma,, którego najnowszy numer zatytułowano Zwierzęcość, „Jednak Książki. Gdańskie Czasopismo Humanistyczne” 2014, nr 2. http://cwf.ug.edu.pl/ojs/index.php/JednakKsiazki/article/view/153/92
[v] J. Gray, Słomiane psy. Myśli o ludziach i innych zwierzętach, przeł. C. Cieśliński, Książka i Wiedza, Warszawa 2003; M. Rowlands, Filozof i wilk. Czego może nas nauczyć dzikość o miłości, śmierci i szczęściu, przeł. D. Cieśla-Szymańska, W.A.B., Warszawa 2011; A. Rotzetter, Głaskane, tuczone, zabijane. Dlaczego zwierzęta zasługują na lepsze traktowanie, współ. A. M. Forster, przeł. K. Markiewicz, Poznań 2013.  
[vi] Zob. S. Ellis, P. Junor Żyjący z wilkami, W.A.B., przeł. D. Kozińska. Warszawa 2011.
[vii] K. Richardson, T. Park, Zaklinacz lwów. Historia najniebezpieczniejszej przyjaźni na świecie, przeł. P. Cieślak, Serwis Galaktyka, Łódź 2013, s. 96.
[viii] Tamże, s. 189.
[ix] Tamże, s. 79.
[x] Sam Kevin Richardson nie uważa się za trenera, lwiego farmera (leeu boer), behawiorystę zwierząt ani przyrodnika. Podkreśla, że nie odpowiada żadnemu ze stereotypowych wizerunków „człowieka zajmującego się lwami”, ponieważ stosuje niekonwencjonalne metody postępowania z tymi zwierzętami. Zob. K. Richardson, T. Park, Zaklinacz lwów, s. 58.
[xi] K. Richardson, T. Park, Zaklinacz lwów, s. 96.
[xii] Tamże, s. 213.
[xiii] Każdy z nich miał pełną świadomość własnego ryzyka i musiał liczyć się ze śmiercią. W. Wasilenko został zabity na Kamczatce przez niedźwiedzia (podobnie jak amerykański przyrodnik T. Treadwell na Alasce), a słynny „łowca krokodyli” i obrońca dzikich zwierząt Steve Irwin zginął w wyniku ataku płaszczki.
[xiv] M. Fleischer, Komunikacja międzygatunkowa. Przypadek: człowiek – pies, [w:] „Język a Kultura”, t. 15, Opozycja homo – animal w języku i kulturze, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, red. A. Dąbrowska, Wrocław 2003, s. 229.
[xv] K. Richardson, T. Park, Zaklinacz lwów…, s. 95.
[xvi] Dwa lata temu National Geographic Channel wyemitował film dokumentalny Touching the Dragon (Pogromca smoka). Tłumaczenie tytułu na jęz. polski znów epatuje sensacją, a w relacji człowieka – bohatera filmu – do krokodyla Pocho najważniejszy stał się wzajemny dotyk i język ciała, który wypracowywali wspólnie przez kilka lat. Fotograf i dziennikarz Roger Horrock wybrał się tropem legendy do Kostaryki, gdzie spotkał Gilberta Shedena – jedynego człowieka, któremu udało się nawiązać silną więź emocjonalną z uratowanym przez siebie dzikim krokodylem. Historia ta podważa opinię o tych gadach jako zimnokrwistych bestiach, kierujących się wyłącznie instynktem, i zmusza do zupełnie innego spojrzenia nie tylko na te zwierzęta, ale i na cały świat fauny. Film jest dostępny na stronie internetowej http://www.youtube.com/watch?v=Ozbhi-58398 [dostęp: 10.02.2012]. Komentarze opiekuna krokodyla stanowią świetny przyczynek do rozważań z zakresu zoosemiotyki na temat zjawiska semiozy zachodzącego – podkreślmy – w tym konkretnym przypadku w kontaktach człowiek – krokodyl, do którego materiału dostarczył prosty zżyty z naturą człowiek. Jego relacja z krokodylem jest doskonałym przykładem komunikacji międzygatunkowej.
[xvii] Za pomocą języka ciała komunikuje się z rekinami – żarłaczami białymi Michael Rutzen z RPA. Mężczyzna, z zawodu rybak, zdecydował się na pływanie z rekinami po czteroletniej obserwacji ich zachowania. Rekiny rozumieją gesty mężczyzny. Jednak o tym, kiedy spotkanie człowieka z rekinem dobiega końca, decyduje ryba. Zob. Sam na sam z ludojadem. Jak rozmawia się z żarłaczem białym, [w:] „Świat Wiedzy” 2014, nr 6, s. 64–70. Można obejrzeć też film The Sharkman w wersji online: http://www.youtube.com/watch?v=HpMFSL7fivI [dostęp: 28.06.2014].
[xviii] K. Richardson, T. Park, Zaklinacz lwów…, s. 90.
[xix] Tamże, s. 83.
[xx] Nieliczne wyjątki stanowią prace: M. Fleischer, Pies i człowiek. O komunikacji międzygatunkowej, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji TWP, Wrocław 2004; E. Sala, Komunikacja międzygatunkowa w badaniach z zakresu porównawczej psychologii kognitywnej, „Rocznik Kognitywistyczny” 2009 t. III; H. Korpikiewicz, Biokomunikacja. Jak zwierzęta porozumiewają się ze światem, UAM, Poznań 2011; P. Hübner, Ewolucja komunikacji u ssaków z punktu widzenia zoosemiotyki, [w:] Psychologia języka, red. E. Łukasiewicz, E. J. Gorzelańczyk, Wydawnictwo Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz (w druku).
[xxi] Podaję za K. Richardsonem, ale na podstawie materiału o komunikacji niewerbalnej zawartej w pracy J. Bobryk, Reprezentacje, intencjonalność, świadomość, [w:] „Biblioteka Myśli Semiotycznej”, red. J. Pelc, nr 36, Warszawa 1996. https://depot.ceon.pl/bitstream/handle/123456789/1718/KOMUNIKACJA%20NIEWERBALNA%20(NONVERBAL%20 COMMUNICATION).pdf?sequence=1 [dostęp: 10.09.2013].
[xxii] K. Richardson, T. Park, Zaklinacz lwów…, s. 86.
[xxiii] E. Sala, Komunikacja międzygatunkowa…, s. 126-127.
[xxiv] Definicje podmiotu podaję za: Słownik języka polskiego, red. M. Szymczak, PWN, Warszawa 1992, t. 2, s. 737. Zob. również J. Didier, Słownik filozofii, przeł. K. Jarosz, Wydawnictwo Książnica, Katowice 2000, s. 299. Zob. rozdz. Wokół podmiotowości osobniczej i gatunkowej zwierząt. Moralny status zwierząt na tle rozwoju myśli ekofilozoficznej (nie tylko rosyjskiej) w mojej książce: J. Tymieniecka-Suchanek, Literatura rosyjska wobec upodmiotowienia zwierząt. W kręgu zagadnień ekofilozoficznych, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2013, s. 21-64.
[xxv] T.A. Sebeok: Zoosemiotics: At the Intersection of Nature and Culture. Lisse/Netherlands The Peter de Ridder Press 1975.
[xxvi] Zob. szerzej: K. Kull, Zoosemiotics is the study of animal forms of knowing, [w:] „Semiotica” 2014, nr 198, s. 47–60.
[xxvii] Tamże.
[xxviii] Tamże, s. 50-51.
[xxix] Cyt. za: Tamże, s. 49.
[xxx] Tamże, s. 51.

Justyna Tymieniecka-Suchanek

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |