Ptaki
Cría cuervos y te sacarán los ojos.
[przysłowie hiszpańskie]
(Karm kruki, a te wydziobią ci oczy.)
Skrzyknęliśmy się niebieskie ptaki nadwiślańskich osiedli
wśród których ucztujemy prostacko jak zwykłe kruki
przywiodły nas tu misje terrorystyczne
z lubością rozszarpujemy i przełykamy braci mniejszych
wykwintne kąski gołąbki pokoju pobudzają
żołądek i fantazję żywimy nimi swój ból i nadzieję
nad rzeką z której wyszły nasze głosy
suszymy teraz pióra szykujemy się do lotu na południe
stajemy się punktami ułamkami w źrenicy chłodu
składamy dni z gładkich błyszczących nici trzymanych w dziobach latami
lataliśmy ponad czasem na cyfrowych skrzydłach
numerów telefonicznych graliśmy w ciuciubabkę
(abonent był zawsze czasowo niedostępny)
by teraz zasiąść z poczuciem klęski
w cudzych gniazdach w wynajętych adresach postawione
na półkę żałosne trofea ukute z mrozu zakłute nim na śmierć
i życie
oto gałązka oliwna
Nieprzystawalność
Nie ma w niej złości. Jest w niej (wreszcie) dalekie odludzie.
Marta Podgórnik
Nie będzie o starciu mas walkach klas przecież miniony ustrój jak oderwana tabliczka przystankowa już dawno za nami
nastrój w tym wierszu sponsorują niemieckie domy rozpusty z lat dziewięćdziesiątych
stracone dziewictwo lata klęski wygląd jak na ten kraj niemęski zagraniczne bogi i miłości
narodowe kości żałoby pożogi ogrody grillujące i ogrody pamięci na tyłach Cytadeli
co się gapisz, cwelu, zgubiłeś tam coś?
bojówki legionistów rychło walą w ryło rozpierdalają lokatorom uszy radiem ESKA
a tobie mój biedny chłopcze pozostają tunele bez świateł w uszach jazdy w głowie ciężkie
ciężkie husarie
Skaczemy z książkami na tyłach
Ogród BUW w nastroju fallicznym zagęszczony do punktu siedzenia podłącz się mówisz
do czyjejś historii studiuj na kocu stopę tors cycki ocierasz się o mnie heteromięsem
poza tym co cię otacza jest jeszcze klimat schyłkowy fin des siècle na plecach tyły miasta
Żerań ulica Elektronowa szmacą się dawne świetności żeby myśli mogły się zderzać urastać
do rangi hali magazynu wybitej szyby pobitej normy
w czasie present kup absynt przegląd sportowy panoramę trybunę kup w kiosku
panience w białych kozaczkach z aparatem nie wybija się zębów
raz sierpem raz młotem
Stany zimowe
Zanim zdążymy się rozsypać rozsiać po wszystkich
komórkach organizmu wykwitnąć gangreną na ustach
musimy się natrudzić namnożyć dojrzeć napatrzeć
na tani plastik chińsko-polskiego christmasu
wejść głęboko w ciemność z okrzykiem Brave New World!
my Zjednoczone Stany Zimy piewcy obłędu prorocy niemożliwego
cudze usta na garnuszku destrukcji łatwiej nam mówić za kogoś
dobrze jeśli wiersz ma suflera on wszystko nam załatwia
od przenośni po nowe lokum grubszą odzież i romantyczny nastrój
trzeba lecieć po kosztach póki pejzaż sprzyja altruistom
dalej są już tylko pokrzywy brutalna fizjologia ulica do ulicy barak
do baraku i ty do mnie kiedy światło ma między nami swój finał
ulice to łona tego miasta śnieg zakrywa nagość i niedopowiedzenie
króluje nad ranem kiedy wiesz że nie ma stąd wyjścia
żyjemy na raty gramy na zwłokę czas się kończy koło znów się zamyka