sądny dzień
widzę czego nie słyszę
głos jest biały krew czerwona młoda
polska 2017
mam wpływ na kształt tłumu do pierwszego skurczu
kompulsywnie capslookiem na banerze wykrzyczę
warto być przyzwoitym
kiedyś pachniały wrzosy (sierpień 80.)
teraz niebo ma kolor smoły
minister
puszcza
mimo uszu gatunek chroniony
buldożery zjadają łąki
leśmian obraca się w grobie
dobra sztuka
o kobietach mówi się jak o mięsie
dobrze chowana różowe cycki
(w ubojni też chwali się bryłę ciała)
kształtny kawałek miękki
do obicia na filet
(przyjdzie niedziela zjesz z kartoflami)
ulica to klatka
czasem jesteś kwoką czasem świnką
rzeźnicy amatorzy (od amo – kochać)
w swoich służbowych mundurach
badają sztukę
dotykiem sprawdzają gatunek
powonieniem świeżość
słuchają czy jeszcze się bronisz
jak bardzo szczekasz
bo jesteś nie tylko sztuką jesteś też suką
będę rosyjskim terierem
nie jakimś kurwa
pudelkiem
3 mężów 4 tygodnie i 5 dni
każdy kocha jak nie umie a ja miałam ciężar lżejszy
od waty cukrowej jeszcze
nie miał imienia a płeć obrał w piątym dniu wady zwanej
błogosławieństwem
chorowałam go bólem trzech ojców tej nocy
kiedy grali mną w butelkę na zasadzie
kto kogo
pierwszy i drugi i trzeci wchodził ciężką mgłą
w moje ciało – centrum z zakazem handlu
w niedzielę niebieskie ściany buciki
krawaty (takie by były gdybyś miał jutro)
głowa rodu o twardej skórze dłoni (taka by była gdyby była)
on byłby prawnikiem albo giełdowym hazardzistą
wynajęłam miejsce w ciele
dzikiemu lokatorowi
jestem izbą jestem squatem
cztery tygodnie
dzieliłam
krew
i inne płyny
wóda
w uda gorąca lała się ciecz
doktor obiecał uleczenie
bo kłopot mi ciąży
więc jeszcze tylko to
wy
trzy
kurwa
mać
Monika Maciasz
(1992) urodzona w Krasnymstawie, mieszkająca w Trójmieście, pracuje jako pedagog.
Zobacz inne teksty autora: Monika Maciasz