W jednym momencie
dwie myśli przeleciały przez mózg,
i zostały po nich smugi,
jak po odrzutowcach. W
ciasnocie odpowiedzi,
w ograniczeniu odpowiedzi
na wszelkie bolączki, na
to jedno pytanie, które
zawsze jest jednym pytaniem
niezależnie od okoliczności, gdy
literka „c” nie wyskakuje po
przyciśnięciu, przyciśnięcie
jakiekolwiek jako atawistyczna
forma witalizmu (żegnaj,
akademicka terminologio!);
żadne z was, uniwersyteckie sznurwy,
nie podskoczy mojemu wierszowi.
Widziałem echo myśli.
Myśl wysłała falę, która
odbiła się od czegoś, na
pewno nie od czaszki, na
pewno nie od skalnej ściany, na
pewno nie od krytycznie
czytającego Ty, które
też jesteś podmiotem
w tym
wierszu. Może
to Węgier, węgiel
(AGNIESZKA MAJCHRZAK)
w zsypie, w rozsypce
ja, które obleka się w Ty,
poza romantycznymi
uwarunkowaniami miłości,
poza wszelką konwencją,
poza nadzieją na zmianę,
zmianą.
Ostatnio czytałem wykłady Michela Foucaulta i tam stało jak byk:
poznaj samego siebie, potem
dbaj o siebie
poznanego, chroń
przed skurwieniem
i zniwecz cytat
w sercu.
JEŚĆ CIEŃ –
te słowa to
nic więcej niż
paprochy tytoniu
na kartce papieru
(pustostan pełen szkieletów);
ja, wybite z głowy,
jak kula sunie ku łuzie.
Psi język,
ślina; ślad
po istnieniu.
Tyle, po
wielokroć, myśli,
aż chowa się w myśli,
jakby śnił go język.
Od reprodukcji do kontemplacji:
stepy i łańcuchy górskie.
Słowa, zżarte
przez intencje,
tracą swoją godność;
wielokrotnie
zrzuta do zrzygania
myśl, niezachwiana jednak
w przecinających się
wichurach ze snów
słów,
i to biedne ja,
wykluczone ze swej władzy,
stoi u furt
WIELKIEGO KONTENEROWISKA
zapomnianego,
co miało nazwę i kształt
HUNTING FOR OSWALD EGGER
ktoś mi zajebał w ryja
w Bratysławie
i z podbitym okiem jechałem do Wiednia,
z pomysłem na zapisanie lwowskiego ł
(lł) i myślałem:
jebać ich wszystkich,
gdy to ich było wszystkim, co mam
poza plecakiem,
a że byłem podpity,
nie myślałem:
jak ja kurwa będę tam wyglądał z tą pizdą pod okiem
w turkusowo-cytrynowej bluzie
z free-shopu v Praze?
Honza
zapewne teraz jara,
nie inaczej Didi i Vašo.
Oswald Egger i Rolf Dieter Brinkmann
w jednej głowie się zderzyli
ELEKRISCHE ZÄUNE
bo przecież w Auschwitz byłem trzy razy
i jak tu pisać poezję po Oświęcimiu,
siedząc w Bibliothek Von Unten,
a v Praze była (A)VOID GALLERIE
i Petr Motýl narzekający na sytuację
na rynku książki w Czechach;
ma z czego, jak polscy wydawcy.
Na EKH
przegląd czeskich kapel od punka po hard core,
a odkud jste, wygrałem 90 %
meczy w piłkarzyki i
po dobrej kostce
odkryłem talent do gry w bilarda…
patrzą tu na mnie jak na ufoludka
ale co mają robić
przyjechał wariat z Polski
z podbitym okiem
w poszukiwaniu Oswalda Eggera,
ale ten,
jak twierdzili Hans i Gerhard
podczas gdy rozpędziłem się w piciu
CZERWONEGO WINA,
że ów mieszka
in Deutschland, am Nord,
co, kurwa, co? Was? – krzyknąłem, – nicht in Wien?,
aż przyszła Silvia
i z nią poszedłem.
WYPISY Z BRINKMANNA
– obcopodobny
m sobie być;
rzeczywiście: można
(kann man)
się spotkać z kimś
w wierszu. Myśli się spotkały
na przekór językom!
W hali
nowo wybu dowa nego
dworca (Ö
BB) rachowałem: pięść
nie przebije miłości.
Ci, którzy mają broń,
używają jej
w jednym celu: ZABIĆ
Ach, te Austriaczki,
żadna rano
na śniadanie
nie przeczyta
mi w językach
czterech wierszy.
Stres, zbetonowany plac,
sagte Brinkmann. Miasto,
ześrodkowane do szarości,
jest jak brudna dupa.
W obliczu podróży,
po przekroczeniu, gdy
ktereho jazyka použivat?:
jak czują się ci,
co spędzają czas
w jednym miejscu,
mieście,
miasteczku?
Jak się czuje Waldemar Jocher?
WIĘZIENIE MIEJSCA
WIĘZIENIE JĘZYKA
WIĘZIENIE TOŻSAMOŚCI
Robert Ryba Rybicki
(1976) Poeta, recenzent, happener. Studiował prawo i filologię polską na Uniwersytecie Śląskim. Autor sześciu książek poetyckich (najnowsza – masakra kalaczakra: WBPiCAK, Poznań 2011). Były redaktor Pisma Artystycznego Plama w Rybniku i tygodnika Nowy Czas w Londynie. Prowadzi Wesoły Klub Literacki w Kluboksięgarni "Głośna" w Poznaniu, współredaguje wydawnictwa Wielkopolskiej Biblioteki Poezji. Mieszka w Poznaniu, wcześniej – w Rybniku.
Zobacz inne teksty autora: Robert Ryba Rybicki