Kursy in company
1
Lekarz powiedział: pan ma
najrzadszą grupę krwi, tę samą co zbawiciel. Więc piszę
w statucie, przepraszam, statusie na facebooku:
potrzebna krew dla jezusa celem powtórnego przyjścia
Polubiło go dwunastu
plus dwie kobiety, żadna z nich nie ma nic
oprócz oka w zdjęciu profilowym, jakby przez judasza
świat dzielił się, wieszał
zamiast tablic pojedyncze paragrafy, statuty,
przepraszam, statusy. Naliczyłem już siedemnaście
wierszy funeralnych pod rząd, które napisałem
bez rzeczywistego zetknięcia ze śmiercią,
zetknięcia z ciałem. Kolega mi mówi: wyglądasz jak nerd,
więc powinieneś tworzyć wiersze antysystemowe
jako wykluczony z obiegu reprodukcyjnego. Więc piszę.
Mam usta pełne cudownego rozmnożenia.
2
Aicja ze strony Feromony.pl
wysyła do mnie automatyczne listy, nie wolno na nie odpowiadać,
żeby nie uwiodły, nie zamknęły ust.
Pisze: koniecznie aplikuj feromony na skórę!
Po ich zastosowaniu
znacznie łatwiej znajdziesz potencjalnego partnera,
nawet jeśli zamiast „kocham”, mówisz „dommedagsfrykt”,
co po norwesku oznacza „lęk przed dniem sądu ostatecznego”.
Jej przyjaciółka, dzięki ich zbawczej mocy, założyła rodzinę
i urodziła trzy córki.
Pierwsza jest piękna, dlatego nazwano ją Estyma.
Druga jest subtelna, dlatego nazwano ją Dyskrecja.
Trzecia połączyła cechy dwóch poprzednich. Nazwano ją Eskalacja.
3
Sylvia Plath wkleja status na facebooku: Dzwoniła ta polska prezenterka,
co chciała poprowadzić spotkanie z Charlesem Bukowskim.
Mnie też zorganizuje wieczór autorski
przy piecyku gazowym. Pardon, przy kominku. Ha ha!
Czy Lady Łazarz to piętno, tak jak nieustanny
kryzys wieku średniego?
Już chciałem się wieszać na kablu w studiu nagraniowym,
bo żona wypierdoliła mnie z domu. Ale ty uratowałaś mi życie,
dziewczyno! Przypomniały mi się czasy
kiedy mnie rozprawiczyłaś. Żaden kumpel nie mógł uwierzyć.
Pieprzyć się z tobą po dwudziestu pięciu latach
to tak, jak zmartwychwstać. Z tym że nie zmartwychwstał,
po prostu wziął cztery razy za mocną dawkę amfetaminy –
jeden z tych Jezusów w kryzysie wieku średniego
pomiędzy pierwszym a drugim przyjściem, którzy sprzedają
świecidełka i samochodowe Matki Boskie, oraz te
z odkręcanym łbem – jest o tyle fajny, że można go użyć jako rekwizytu
w horrorze klasy Ce który potem oglądasz z nawalonymi kumplami.
Zanim się skończy, zasypiają bez swoich nastoletnich Lady Łazarz,
przy odkręconym gazie, przypalających się frytkach.
4
93 orgazmy ku chwale Islandii jak potrojenie liczby pierwszej,
potrojenie liczby boskiej, trzy i jeden. Bóg nie jest ziarenkiem,
jest naraz całą piaskownicą
z czarnego pyłu wulkanicznego. 93 orgazmy – lata, które upłynęły od czasu,
gdy pradziadek walczył w armii pruskiej pod Verdun.
93 próby napisania wiersza-wulkanu, który ma
przenieść, zasklepić i połączyć
jak Eyjafjallajökull w 2010.
93 próby wymówienia Eyjafjallajökull.
93. dzień pradziadka w szpitalu po wyjęciu kuli –
opowiedziałby mi o tym, gdybyśmy się znali
i gdyby w ogóle odpowiadał na pytania kiepskich pisarzy:
ach, pradziadku, jak to jest po drugiej stronie?
9 i 3 orgazmy ku chwale Islandii
jak pobór 12 apostołów, którzy chcieli karabiny,
a dostali dmuchawce.
5
Pierwszy listopada. Chłopak, z którym nigdy nie rozmawiałem,
twierdzi na facebooku, że jesteśmy znajomymi. To trochę tak,
jakbym znał go z nekrologu. Mamy czterdziestu dwóch wspólnych,
teoretycznie jest szansa, że te same osoby będą na naszych pogrzebach.
Czterdzieści dwa te same genotypy
zakręcą się wokół nas, jakbyśmy byli genetycznymi bliźniakami.
Można by zmieszać naszą krew, namalować martwą naturę,
wszyscy się zachwycą, nie będzie rozmów. Tylko harmonijny,
jednostajny szczebiot,
jak karabin maszynowy,
nic nie wyłowisz oprócz łusek.
6
Śmiałem się z tego chłopca, gdy biegał po klasie
z portfelem wsadzonym w tylną kieszeń tak,
że musiał go przytrzymywać. Teraz
spotykamy się ze znajomymi ze szkoły
na jego pogrzebie. Zawsze był roztrzepany,
wzdychamy ciepło. Zostawiał po sobie dokumenty
albo miedziaki, które można było zbierać na szczęście.
Przypadek, o którym lekarze mówili:
jeden na milion. Przypadek jeden na milion.
kiedy spotykasz urocze studentki
w pociągu do Bielska-Białej,
a one mają naleśniki z malinowym nadzieniem.
Ty to łykasz, choć ojciec powiedziałby,
że nieznanych nie wolno,
że jesteś jak ta foczka w zoo,
u której po śmierci znajdują w brzuchu
setki monet.
7
W przedszkolu Dagmara była pierwszą dziewczynką
która zaśmiała się do mnie. Na bal karnawałowy
przebrała się za puszkę coli; jej uśmiech
jak zawleczka, której nie da się wyjąć.
Miała w sobie świeże jeszcze ciało. Teraz kocham się w kobietach
o płucach czarnych od dymu papierosowego,
zostawiam u nich klucze i słuchawki. Nic i nikt do mnie nie dociera,
tylko kaszel, hałas maszyn. Nasze rozmowy
przerywamy w pół zdania, brakuje materiałów łatwopalnych.
Może tylko żołądkowa gorzka, potem
usiłuję cię przenieść z kuchni do łóżka,
próbując sobie przypomnieć
jak się robiło chwyt strażacki.
8
Nie mamy genu, który mają Włosi, Francuzi, którzy rodzili się w muzeach.
My się rodziliśmy na Ursynowach albo jeszcze gorzej. *
A ja, zamiast w muzeum, urodziłem się w jebanym szpitalu
i teraz muszę sobie jakoś radzić ze swoimi chorobami.
Przyszłość zaczyna się dziś, nie jutro – mówi motto
dziewczyny z portalu Sympatia.pl, przypomina mi
o tym agencie ubezpieczeniowym, który dzwonił do mnie ostatnio.
Odpowiedziałem, że może dać sobie spokój,
bo od urodzenia mam piętno
irracjonalnych lęków, na przykład fobia guzików,
dlatego jestem kompletnie goły. Jedyne podróże kosmiczne,
na jakie mnie stać, to na Wenus
która wyłania się ze spaghetti i glonów. Potem
rozpływa się w ustach, rozsypuje, rozkleja. Zamiast w muzeum
odradza się w szpitalu. Mówi o mężczyznach,
z którymi się spotykała, jeden z nich zarywał ją w internecie
na cytaty z Małej Apokalipsy. W dniu śmierci Tadeusza Konwickiego
twierdził, że jest kotletem z białka i kosmicznego pyłu.
9
Nie zdążyłem zostać tatą, bo w przychodni pediatrycznej udzielałem
lekcji angielskiego, która w dodatku przemieniła się
w psychoterapię – stary, zmęczony lekarz pytał: Jakubie, czy matkę,
która sra pod siebie, oddałbyś do domu starców? No oddałbyś?
Zaniemówiłem, nie będąc pewien, czy jestem jego synem,
kumplem czy usługodawcą. Potem śniło mi się,
że cały jestem domem starców, który stoi nad rzeką nieopodal domu
– mam w sobie kilkanaście pensjonariuszek, które nie zdążyły
odpłynąć, za to malują sobie nogi na kolor morski.
Nie podnoszą wzroku, nie mówią ani słowa. Napisałbym:
jaki świetny performens, jaki intrygujący gest introwertyczny,
ale zużywają wszystkie markery do tablicy.
10
Jeśli gumowa kaczuszka jest symbolem śmierci,
będziesz małą huśtawką która zrobi fale,
rozbawisz, rozkołyszesz, odbije się, wróci,
masz wannę o wymiarach sto na siedemdziesiąt,
symbole pod kontrolą, symbole masz w garści.
Jeśli symbol przetopić na gumową plażę,
przed niczym się nie schowasz, będziesz mógł tak leżeć,
nawet do końca świata, może trochę krócej,
bo nie ma już narzędzi, jesteś cały nagi,
(piszesz ten wierszyk nocą, nie daje spokoju
temperaturę topnienia wyszukujesz w google).
Jeśli będziesz tak leżeć, to w końcu powstaniesz
bez wiadomego sensu niczym głazy Stonehenge,
wszyscy będą podziwiać, lecz zapomną po co
stoisz, czy jesteś miejscem narodzin, pochówku
czy boisz się, czy ślinisz, czy bierzesz jak swoje,
czy stać cię by się odbić, czy stać na refleksję,
czy kiedykolwiek myślisz by wrócić do łona.
————————-
*Wypowiedź Natalii Klimas, polskiej projektantki mody
————————-
[i lustracja: Ola Wasilewska]
Jakub Sajkowski
Ur. 1985. Poeta, lektor języków, tłumacz, recenzent. Redaktor działu krytycznego w „sZAFie”. Opublikował książki poetyckie: Ślizgawki (2010), Google Translator (2015). Wiersze publikował m.in. w „Pro Arte”, „Arteriach”, „Dwutygodniku”, „Art Papierze”, na stronie internetowej Biura Literackiego oraz w lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Finalista i laureat kilku konkursów poetyckich, ostatnio im. Klemensa Janickiego, „O Laur Czerwonej Róży” oraz Konkursu Krytycznoliterackiego Pulsu Literatury w Łodzi. Laureat stypendium artystycznego miasta Poznania. Prowadzi bloga literackiego http://czytnikliteracki.blogspot.com/.
Zobacz inne teksty autora: Jakub Sajkowski